Fluorocarbon


22 kwietnia 2020, 17:37

Wynalazek, który jakiś czas temu pojawił się na rynku i został okrzyknięty złotym środkiem, mającym pogodzić niewidoczność w wodzie z mocą przyponu stalowego (kevlarowego, wolframowego itd.). Po początkowym szale jaki zrobił na rynku, wiele osób odrzuciło go jako bezużyteczny gadget. Okazało się bowiem, że szczupaki przegryzają z łatwością te przypony. Wszyscy powrócili zatem do stosowania tradycyjnych „stalek”. Nie ukrywam, że identycznie było ze mną. Pierwszy raz zakupiłem gotowe przypony (co samo w sobie było głupie, ale o tym dalej). Pierwszy wypad skończył się odgryzieniem przynęty przez zębatego (dodam, że zębaty był malutki). Doszedłem do wniosku, że skoro tak mała ryba sobie poradziła bez problemu, to co zrobi duża? Zapomniałem o fluorocarbonie na jakiś czas. To samo moim koledzy po kiju. Każdy podobnie zaczynał przygodę z magiczną linką. Wyśmiewaliśmy reklamy, w których trąbiono o niesamowitych cechach tej linki, czyli:

Całkowicie niewidoczny

Odporny na promieniowanie UV

3 razy szybciej tonie od żyłki (a w jednej reklamie widziałem, że nawet i 4 razy szybciej).

Odporny na wchłanianie wody i zimna

Fluorocarbon

Od jakiegoś czasu zaprzestałem całkowicie stosowania przyponów jakichkolwiek. Po prostu brak szczupaków w moim głównym łowisku, spowodował, że uznałem przypony za bezsens. W ubiegłym roku chciałem koniecznie połowić okazy i nieco się zatraciłem. Wiedziałem gdzie są i kilka razy dostałem od suma, czy sandacza bęcki, z powodu zbyt delikatnego zestawu. Dlatego uparcie łowiłem ciężko. Jednak łowiąc na ciężki sprzęt (plecionka 30 LB lub więcej), ilość brań została drastycznie zmniejszona. Oczywistym jest, że ryba oprócz przynęty widzi to co znajduje się przed nią, zatem gruba plecionka zawsze będzie zmniejszała ilość brań. Jako że zestawu ciężkiego używałem podczas wypadów sumowo – sandaczowych, zacząłem się zastanawiać co zrobić, żeby wilk był syty i owca cała (czyt: żeby nie było widać grubej plecionki, a zestaw zachował swoją relatywnie dużą moc). Plecionka tuż przed przynętą niemiłosiernie niszczyła się o kamienie, które znajdowały się na dnie (łowiłem głęboko). Rozwiązanie znalazło mnie samo. W zimie spotkałem znajomego spinningistę, który mnie oświecił. Przedstawił mi swoją teorię na temat fluorocarbonu. To co mi powiedział, ociekało teorią wręcz spiskową na temat tego czym jest prawdziwy fluorocarbon. No cóż - nasze sklepy zalane są podróbami, żyłką powleczoną warstewką fluorocarbonu albo wręcz żyłką sprzedawaną pod nazwą „fluorocarbon”. Podróby, kłamstwa w reklamach i wiele innych „paranormalnych” wręcz zjawisk na rynku wędkarskim mnie nie dziwią już od dawna (przykładów mógłbym tu wymienić naprawdę wiele). Zatem postanowiłem zainwestować w prawdziwy i porządny fluorocarbon. Ciężko było. W kilku sklepach w Krakowie nie mieli. Nie prowadzą. Po co? To tak jak z multiplikatorami, albo dobrymi plecionkami, dobrymi kołowrotkami – lepiej mieć same lipne sprzęty i walić zaporowe ceny – klient nie kojarzący allegro i tak kupi gównianą wędkę za 250 zł i za miesiąc przyjdzie po kolejną, bo tą złamał na szczupaku 50 cm :-) Zaprzyjaźniony sprzedawca pomógł mi – sprowadził dla mnie z hurtowni dwie szpulki o różnych grubościach i różnych firm. Z nich porobiłem sobie przypony o długości od 30 do 50 cm. Na łowisku - rewelacja! Brania były – przede wszystkim małych ryb. Ale... jak się nie ma co się lubi... Zaznaczam, że od zejścia „popowodziowej wody”, ryb poszukiwałem w „swoich” miejscówkach sprzed roku, a że powódź pozmieniała to i owo, to „moje” sumy i sandacze zmieniły swoje miejsca. Do mojego tępego łba dotarło to dopiero po dwóch tygodniach łowienia niemal bezowocnego. Po przejściu wzdłuż Wisły jedną i drugą stroną jej brzegów, w moich okolicach, odnalazłem nowe stanowiska „popowodziowe”. Zaczęło się łowienie ryb (w końcu!) :-) Z ciężkawego casta przesiadłem się na lekkiego spina, głównie po to, by stosować mniejsze wabiki. Średnica 0,40 mm przyponu nie przeszkadza nawet ostrożnym kleniom i okoniom. Przypon – owszem, przeciera się i niszczy na kamieniach, jednak mniej niż plecionka. I na jakieś dwie godziny orania dna, wystarcza spokojnie – dopiero wówczas można wyczuć pod palcami, że nie jest już gładki, a zaczyna robić chropowaty. Zatem gdy uznamy, że warto go zmienić – na wszelki wypadek, zróbmy to natychmiast. Dzięki temu nie będziemy żałować ewentualnej straty dużej ryby, która może połknąć naszą przynętę w każdej chwili. A teraz wracam do meritum „przegryzalności” przyponów przez zęby mrocznych drapieżców...

Czy szczupaki są w stanie przegryźć przypon carbonowy? Możliwe że tak, ale podobnie jest ze stalkami, tytanami, wolframami itp. Przewaga fluorocarbonu jest taka, że jest w wodzie praktycznie niewidoczny, co zapewnia znacznie więcej brań. W czystej wodzie, to czasem jedyny sposób by zmusić ryby do zagryzania naszych wabików. Problemem staje się zakup oryginalnego produktu. Ja się już przejechałem na dwóch podróbach, ale w końcu udało mi się skołować prawdziwy. Na pierwszy rzut oka może odstraszyć cena – około 50 zł za 20-25 metrów. Dużo? Policzmy teraz ile kosztują gotowe przypony stalowe (mające śmieszne 15-20 cm długości i często lipne krętliki z agrafkami i samo ich mocowanie). Są sprzedawane po 3 zł/szt albo i więcej! Z Odcinka 20 m fluorocarbonu można zrobić około 40 przyponów. Oczywiście do kosztu za samą linkę trzeba doliczyć koszty krętlików i agrafek. Za 20 szt jednych i drugich zapłacimy kilka złotych, a dodaje nam to możliwość wybrania porządnych (o samej budowie niektórych krętlików i agrafek się nie wypowiadam, bo projektanci zaprojektowali je tak, żeby rozginały się przy małym obciążeniu, a sama jakość materiałów z których są wykonane pozostawia wiele do życzenia).

Po przeliczeniu wszystkich kosztów przyponów z fluorocarbonu wychodzi nam 60 zł (linka + krętliki + agrafki) na 40 przyponów (tyle wyjdzie ponad 40 cm z odcinka 20 metrowego), co daje 1,5 zł za jedną sztukę długiego, porządnego przyponu – prawda że tanio?

Do produkcji przyponów nie używam żadnych zacisków metalowych, bo jest to dodatkowy i moim zdaniem zbędny element mogący negatywnie wpłynąć na brania. Dodatkowo fluorocarbon można stosować do drop shota i do bocznego troka.

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz