Jak złowić bolenia
15 kwietnia 2020, 15:52
eszcze w latach 90 tych, w kilku krajach w Europie, boleń był gatunkiem zagrożonym. W Polsce też było z nim krucho, ale tragedii nie było. Po roku 2000, na Wiśle i innych rzekach nizinnych, nastąpił „boleniowy boom”. Boleni było sporo i było to widać i słychać, zwłaszcza w godzinach, kiedy żerowały. W dawnych opracowaniach, twierdzono, że bolenia złowić jest niezmiernie trudno. Boleniowych ekspertów przybywało nad naszymi wodami coraz więcej. Każdy miał swój genialny sposób łowienia, który opisywany był w prasie wędkarskiej, na stronach i na blogach.
Mnie też się zdarza łowić bolenie, ale nie byłbym sobą, gdybym łowił tak jak nasi krajowi eksperci. Ja muszę wszystko udziwnić, po prostu muszę, bo inaczej czułbym się jak leming, który nie potrafi myśleć samodzielnie. Jest kilka rzeczy, elementów pomiędzy „łowcami” z gazet i portali, gdzie można postawić wspólny mianownik. W niniejszym artykule chciałbym stworzyć coś na kształt polemiki z ich tezami.
Sprzęt
Wszystkie artykuły głoszą informacje dotyczące sprzętu, jakiego mielibyśmy używać. Kołowrotek – MUSI być o wysokim przełożeniu, bo przynęta MUSI być prowadzona bardzo szybko. Szpula kołowrotka MUSI mieć bardzo dużą średnicę, bo inaczej rzuty będą zbyt krótkie. Wędka MUSI być długa, bo umożliwia dalekie rzuty. Linka MUSI być mocna, bo boleń jest silną i waleczną rybą, więc poniżej żyłki 0,25 mm nie schodź!
Gwoli polemiki – łowię bolenie na kołowrotek o przełożeniu przeciętnym około 1:5 i nie ma wcale szerokiej, ani płytkiej szpuli. Wędki używam takiej jaką akurat mam nad wodą. Jeśli chodzi o spinning, to jest to 270 cm. Co do linki – plecionka 8 LB da radę każdemu boleniowi w holu, podobnie jak żyłka 0,18 mm. Oczywiście pod warunkiem, że wędkarz nie panikuje i wie jak się zachować w czasie holu.
Przynęta
Wg. „łowców” przynętą MUSI być wobler, najlepiej podobny do uklei, który ma drobną akcję i jest ciężki, co zapewni bardzo dalekie rzuty. MUSIMY prowadzić ją szybko pod samą powierzchnią, gdy widzimy ataki żerującego bolenia.
Wg. Mnie – nie musi być wcale wobler. Można łowić na wszystkie rodzaje sztucznych przynęt i zapewniam, że na każdą z nich, pod warunkiem, że zostanie prawidłowo użyta, można łowić ryby. Dodam jeszcze, że przynęta nie musi być wcale smukła i jasna i nie musi przypominać uklei. Wcale nie trzeba jej szybko prowadzić i niekoniecznie pod powierzchnią. Powiem więcej – najwięcej boleni, zwłaszcza tych dużych, złowiłem prowadząc przynętę (niekoniecznie smukłą, przypominającą ukleję) bardzo głęboko, w czasie, gdy na powierzchni nie było śladu żerującego bolenia. Przynęty z natury prowadzę powoli i zmiennym tempem.
O czym zapomina większość łowców, piszących artykuły: moim zdaniem jest kilka takich elementów
Maskowanie – mam na myśli prawidłowe podejście do brzegu, a nie ubranie koszulki moro firmy XXX i szpanowanie w niej, maszerując po brzegu. Maskowanie, to przede wszystkim korzystanie z naturalnych kryjówek (drzewa, krzaki), za którymi możemy klęczeć łowiąc (broń Boże stać na baczność). Do brzegu podchodzimy cicho i zatrzymujemy się w pewnej odległości od niego. Jeśli dochowamy wszystkich punktów tej sztuki, to dalekie rzuty nie będą konieczne – będziemy łowić bolenie pod samymi nogami.
Sprzęt nie gra roli – na pewno nie tak, jak chcieliby autorzy tekstów po części sponsorowanych.
Dobierając przynętę, zastanówmy się co jedzą bolenie w miejscu, w którym zamierzamy łowić. Zapewniam, że nie zawsze będą to ukleje.
Czy neguję wszystkich prasowych i internetowych ekspertów? Nie! Ja też łowię na „woblery boleniowe”, w określonych warunkach i też nawijam linkę jak wariat. I też zdarza mi się tak złowić rybę. Ale nie miejmy klapek na oczach, jeśli stawiamy pierwsze kroki w łowieniu boleni i nam nie idzie. Po prostu dostosujmy się do boleni, bo one do nas na pewno się nie dostosują.
Dodaj komentarz