Zimne taktyki na szczupaka
15 kwietnia 2020, 15:49
Zimne, jesienne dni sprzyjają zapełnianiu się barów, knajp i restauracji. Mało kto spędza czas na świeżym powietrzu, jeszcze mniej na łonie dzikiej przyrody. A komu chciałoby się siedzieć nad wodą i łowić ryby? Wielu widzi oczami wyobraźni ognisko, zarzuconą wędkę i zapach pieczonych kiełbasek. A co jeśli powiem, że na jesiennej wyprawie spinningowej jest inaczej? Wędka nie jest zarzucona, a trzeba ją nieustannie zarzucać. Ogniska nie ma, ponieważ łowimy mobilnie i nie chcemy płoszyć ryb. Zapachu jesieni nie ma. Jest deszcz, często wiatr, który umożliwia rzucanie i na dodatek przeważnie jest ciemno. Ręce grabieją, z nosa cieknie, a ryby nie chcą brać.
Dlaczego więc chcemy łowić w mroźne, jesienne wieczory? Odpowiedzi jest kilka: bo lubimy łowić na spinning, bo wtedy jest czas na złowienie naprawdę dużej ryby, bo nie jesteśmy zdziadziałymi mięczakami, co siedzą z kuflem przed TV. Większość łowców zgodnie zauważa, że najlepsze miesiące na dużego szczupaka, to październik i listopad. Podobnie, jak w przypadku innych gatunków – wiekowy szczupak zachowuje się inaczej, niż jego młodsi, mniejsi bracia. Oczywiście każdy duży osobnik może mieć inne nawyki żywieniowe, w zależności od środowiska, w jakim żyje. W jego jadłospisie dominować będą inne ofiary, żerował będzie w różnych miejscach i o różnych porach. Ale od czego nasze doświadczenie? Możemy go wytropić i oszukać, a nawet jeśli się nie uda, to zabawa i tak będzie satysfakcjonująca.
Naprawdę duży szczupak nie ma oporów przed zaatakowanie przynęty, stanowiącej połowę długości jego ciała, a nawet większych. Jeśli polujemy na „metrówkę”, możemy śmiało używać przynęt nawet 30 cm długości. Wiem, że mało kto z nas takie posiada w swoim arsenale, bo przynęt 20-30 cm raczej nie ma w sprzedaży, a jeśli są, to sprzedawca w sklepie głupio się pyta, czy jedziemy do Norwegii łowić na trolling. Medialne „pranie mózgu” w branży spinningowej niejako odniosło swój skutek – jadąc na szczupaka do skandynawii mamy brać wielki przynęty, bo u nas, w Polsce niby szczupak bierze tylko na małe 7-9 cm rippery perłowe ;-) Prawda jest taka, że niejeden Polak wyjechał na dwutygodniową wyprawę z potężnym uzbrojeniem i wyniki miał takie same, jakby miał w Polsce, gdyby dwa tygodnie poświęcił na urlop i szukanie wielkich zębaczy u nas. Ale „przewodnik wędkarski” też musi z czegoś żyć ;-)
Więc jak nie mamy wielkich woblerów i sprzętu umożliwiającego łowienie nimi (czyt. „zestawu castingowego z betoniarką”), to nie trudźmy się. Woblery możemy zrobić sami, jak mamy kawał lipy i resztę narzędzi. Czeka nas trochę strugania, malowania i kombinowania, ale warto. Jak zrobimy 50 szt. wielkich woblerów w ciągu roku, to łowiąc na ciężki casting nie zdołamy tego wszystkiego urwać, chociażby ze względu na linkę, której będziemy używać do łowienia.
Pewnie wielu z Was zadaje sobie teraz pytanie: „dlaczego łowić na mamucie przynęty”? Przecież im zimniej, tym bardziej idziemy w downsizing? No niby tak, ale NIE! Przypominam, że mówimy o łowieniu dużych skurczybyków, a nie przeciętniaków i że nie staramy się wyrzeźbić z wody cokolwiek, tylko szukamy szczupaka, na dodatek wielkiego. Takie bydle gromadzić będzie zapasy na zimę w przepastnym brzuszysku inaczej, niż średniaki. On już dawno zapomniał jak smakują małe ryby i chyba nie chce do tego wracać. Płoć może się okazać za mała. Lepsze są drapieżniki. Szczupaki lubią jeść okonie, a jak wyrwą się z letargu, bo nie zjedzą nic przez kilka dni, to wyruszą na polowanie. Łatwo wtedy znaleźć się na kursie kolizyjnym z innym szczupakiem, którego przecież można zjeść. Podobnie jak suma, sandacza i bolenia. Duży szczupak nie okaże litości żadnemu.
Dlatego nasze przynęty nie mogą być pomalowane w słuszne barwy: płoć, lin, karaś. To kolejny powód by budować je samemu. Tutaj jedna mała uwaga: jeśli chcemy mieć dobre, wielkie woblery na szczupaka, musimy je malować bardzo dokładnie. Jeśli nie potrafimy sami zrobić tego dobrze, to po wykonaniu, wyważeniu, zaszpachlowaniu i zapodkładowaniu korpusu, dajmy je komuś, kto je pomaluje.
Bez względu na to jaki rodzaj woblera będziemy używać, musimy prowadzić go możliwie pomału. W zimnej wodzie żadna ryba się nie spieszy. Jeśli chodzi o sam wybór miejscówki, to zarówno w rzece, jak i wodzie stojącej mam sprawdzony sposób – pytam spławikowców i grunciarzy gdzie łowią – jeśli jest białoryb, to pojawi się też szczupak. Oznak jego żerowania możemy nie zauważyć na powierzchni – jak to ma miejsce w miesiącach letnich. Ale pracowite obławianie o różnych porach, wskazanych obszarów może przynieść sukces, o którym długo nie zapomnimy.
Dodaj komentarz