10 wskazówek do połowu bolenia
14 kwietnia 2020, 15:42
10 przykazań początkującego rapera
Boleń jest rybą bardzo trudną do złowienia. Zwłaszcza dla początkujących. To chyba fakt niezaprzeczalny. Szybko uodparnia się na powszechnie stosowane przynęty: blaszki, woblery, gumki. Bywa, że w tym samym łowisku co sezon trzeba znaleźć nowe killery, bo na te skuteczne rok wcześniej ryby nie chcą brać. O przebiegłości i sprycie rapy nie muszę chyba pisać – tę znają nawet początkujący. W prasie wędkarskiej i w sieci można się natomiast natknąć na wiele artykułów, których autorzy po złowieniu bolenia, stają się „alfą i omegą” w łowieniu tych ryb. Każdy artykuł jest inny. Ba! W każdym artykule wychwalane są pod niebiosa inne modele woblerów i ich nietuzinkowa praca, która „podoba się boleniom”. Zapytajcie takiego delikwenta o to jak regularnie łowi bolenie i czy robi to swoim „cudownym coblerem” wszędzie i o każdej porze dnia i nocy, o każdej porze roku… I tutaj może być zonk! Sam bowiem testuję i testowałem najróżniejsze woblery boleniowe. Kilka nawet wykonałem samodzielnie (o tym artykuł niebawem). Z moich analiz wynika, że woblery są przynętą równie skuteczną co inne przynęty, tj. wahadłówki, obrotówki i gumy. Pod warunkiem, że są odpowiednio dobrane do łowiska i że bolenie akurat na nie będą miały ochotę. A do tego ostatniego trzeba dochodzić metodą prób i błędów, co niekiedy zajmuje trochę czasu. Mniejsza z przynętami i ich pracą. Aby łowić bolenie trzeba spełnić kilka warunków. Dopiero połączenie ich wszystkich może dawać zadowalające wyniki i w miarę regularne łowienie rap.
Przedstawiam zatem 10 przykazań, które w pierwszej kolejności powinniśmy spełnić żeby złowić rapę. Dopiero potem można pobiec do sklepu kupować dziesiątki modeli wobków zachwalanych przez dziennikarzy i reklamy.
Miejsce. Gdzie nie ma bolenia, tam nie złowi go nikt. Najlepszy spinningista pod słońcem, wyposażony w najlepszy sprzęt. Jeżeli rozpoczynasz boleniowe łowy, to najpierw zrób rozeznanie, gdzie te ryby można znaleźć. A znaleźć je można bardzo łatwo. Popytać, poczytać, a potem odwiedzić łowisko i obserwować.
Maskowanie. Nie chodzi tutaj o ubranie się jak Rambo w I części. Czyli obwieszenie się gałęziami z liśćmi i usmarowanie twarzy błotem. Ale moro mile widziane. Jeżeli tym nie dysponujemy, to ubierzmy się na ciemno i koniecznie schowajmy za krzakiem lub drzewem. O ciszy na łowisku nie wspominam nawet.
Sprzęt. Przede wszystkim żyłka. Można łowić bolki przy użyciu plecionki, ale znacznie więcej brań będzie gdy zastosujemy żyłeczkę – najlepiej cieńką 0,16 mm i minimalny krętliczek z agrafką. Nie zapomnijmy o regulacji hamulca w kołowrotku.
Obserwujmy gdzie bolenie uderzają i jak się przemieszcza drobnica. Bywa, że stadka uklejek krążą po pewnym – stosunkowo niewielkim obszarze i są atakowane przez bolki tylko w kilku – dogodnych dla nich miejscach.
Podanie przynęty. Najlepiej rzucać zza kryjówki, w której się znajdujemy. Dlatego nie ma sensu się w całości wychylać po to by wziąć większy zamach i daleko posłać przynętę. Czasami wystarczą rzuty jednorącz, na odległości 15-25m. Mowa o rzutach bocznych, zarówno z forehandu, jak i backhandu. Ważne żeby bolek nas nie zauważył. Nie róbmy histerycznych wymachów. Większość spinningistów rzuca tylko zza głowy i tylko „na chama”. Świst jaki powoduje wędka z linką prujące powietrze przy takim wyrzucie może spłoszyć nawet bolenia – emeryta, przygłuchego… Wykorzystajmy więc technikę. „Power is nothing without control!”
Przynęta. Wachlarz przynęt goleniowych jest bardzo szeroki. Wybierzmy właściwą dla swojego łowiska. Możemy zacząć od podłużnej, srebrnej wahadłówki, albo od białego ripperka. Potem obrotówki, a woblery na końcu.
Prowadzenie przynęty. Nigdy nie kręćmy kołowrotkiem jak wariaci. Owszem – zdarza się, że boleń uderzy w taką przynętę, ale w zdecydowanej większości spinningiści nie rozumieją, że nawet dla bolenia kręcą za szybko. Rozpocznijmy od średniego tempa, ale zwijajmy zmiennie. Czasem przyspieszmy 2-3 obroty i powróćmy do stałego tempa. Podszarpujmy przynętę szczytówką, unośmy ją do góry. Kluczem do sukcesu jest zmienność. W momencie, gdy widzimy że w miejscu gdzie znajduje się nasza przynęta uklejki wyskakują ponad wodę możemy przyspieszyć i unieść wędkę bardzo wysoko. Niech nasz wabik też wyskoczy. Może to akurat jego wybierze rapa.
Starajmy się łowić jak najbliżej stanowiska, w którym stoimy. Posyłanie przynęt na ogromne odległości mija się z celem. Poza zerowym kontaktem z przynętą nie da nam nic. Są owszem przypadki, że ktoś z 60 metrów zapiął bolenia, ale to podkreślam – przypadki. Najczęściej bolek w takiej sytuacji zapina się sam.
Holowanie. Boleń potrafi na kiju wyczyniać ewolucje ekstremalne. Wyskoki nad wodę, odjazdy, murowanie, płyniecie w stronę wędkarza. Dobry z niego fighter i dobry strateg. Co prawda umięśniony pysk przy prawidłowej ostrości kotwic zapewnia dość pewne trzymanie tej ryby, to z niejednym już boleń wygrał. Początkującym przyda się właśnie żyłka. Jej rozciągliwość ułatwi holowanie. Istotne jest również podczas holu tej ryby, żeby się nie spieszyć. Bolenia trzeba zmęczyć na delikatnym sprzęcie. Dopiero jak się wyłoży to ostrożnie podbieramy.
Finał. Uwalniamy złowioną rybę! ;-) Jako informację dla tych, którzy mają motto: „wszystko co na kiju, to do siatki” przytoczę wypowiedź mojego znajomego grunciarza, który łowi i zjada leszcze: „Bolenia może zabrać chyba tylko jakiś smakowy zboczeniec.” Poza tym rzeka bez ataków boleni traci wiele ze swego uroku. Pozwólmy im żyć!
Dodaj komentarz