Catch & release – czyli mity w polskim...
19 kwietnia 2020, 14:48
Ostatnio w internecie pojawiło się naprawdę sporo bezsensownych wypowiedzi na temat wypuszczania złowionych ryb. Wydaje mi się nawet, że w naszym, polskim światku wędkarskim mamy już bardzo wyraźny podział na dwa obozy. W jednym siedzą zwolennicy wypuszczania złowionych ryb, w drugim Ci, którzy uznają, że „co na haku, to do wora”. Jeszcze kilka lat, miesięcy temu, zabijanie ryb było wręcz niemile widziane na forach wędkarskich. Gdy na jednej ze stron sklepu wędkarskiego pojawiło się zdjęcie olbrzymiego szczupaka trzymanego w ogródku przez swego oprawcę, to użytkownicy niemalże murem podjęli decyzję o bojkocie „mięsiarskiego” sklepu. Od jakiegoś czasu bowiem mięsiarze (nie bójmy się tego określenia) próbują forsować w sieci tezy, że lepiej dla ekosystemu, rybostanu i przede wszystkim DLA NAS - wędkarzy jest uśmiercanie złowionych ryb. Przeglądając zasoby sieci, natrafiłem na teorię tak karkołomne i bzdurne, że w głowie się to nie mieści.
Z pewnych treści, które forsować próbują mięsiarze wynikają bowiem następujące fakty:
ryba wypuszczona jest ranna i na pewno umrze, więc po co ma się męczyć, skoro bardziej humanitarne jest zabicie jej?
ryba wypuszczona naraża całe swoje stado
Autorzy powyższych wynurzeń oczywiście nie mają ŻADNYCH konkretnych dowodów popierających ich tezy. Ale że słowo pisane ma wielką moc, to być może znajdzie się i grupa osób niemyślących, którzy zaczną postępować tak jak oni, w imię niezdrowo pojmowanego „dobra przyrody” czy też innych tego typu „górnolotnych idei”.
Pragnę teraz udowodnić (popierając swe wywody merytorycznymi argumentami, a nie autorytetami pana Xińskiego, który jest podobno „świetnym pstrągarzem i się zna”), że myślenie tamtych osobników jest całkowicie mylne, a ich tezy są nieprawidłowe.
Ryby najdokładniej są badane przede wszystkim przez naukowców – ichtiologów. Tylko takie badania mogą dawać naprawdę jakikolwiek logiczne i miarodajne wnioski. Do takich badań wykorzystywany jest specjalistyczny sprzęt. Dzięki temu wiele możemy się dowiedzieć o zwyczajach poszczególnych gatunków oraz o tym jak zachowują się one w danych sytuacjach.
Ryby były badane pod kątem tego co czują fizycznie, gdy są wyławiane z wody.
Oczywiście pojawia się u nich ból fizyczny i stres. Ból jest faktem oczywistym i ma swoje źródło w ranie, od haka, czy też kotwicy. Inaczej jest ze stresem. Wywołuje on bowiem zmiany fizykochemiczne w organizmie ryby. W większości przypadków są one jednak w 100 % odwracalne (albo jak kto woli – chwilowe). Identycznie jak z ludźmi. Spadniemy ze schodów, stłuczemy/złamiemy rękę. Jest chwila szoku, jest ból, a potem gips i przez jakiś czas też jest nie miło. Po kilku tygodniach wszystko wraca do normy i żyjemy nadal normalnie, z czasem zapominamy nawet o samym fakcie złamania.
Nam – wędkarzom, pozostaje jedynie skrócić ten stres jak najbardziej i doprowadzić do tego, by ryba nie była zbyt poraniona (chociaż niestety się to zdarza).
Jak temu zaradzić:
Ryby, których nie chcemy sfotografować starajmy się uwolnić jeszcze w wodzie, po doholowaniu do brzegu.
Używajmy szczypiec i rozwieracza do wyciągania z pyska haków – będzie szybciej
Lądowanie najlepiej jest robić jak najszybciej i na miękkiej nawierzchni. Tak będzie najlepiej dla śluzu, który w organizmie ryb jest bardzo ważny.
Zamiast potężnego zestawu fotograficznego lepiej mieć pod ręką niewielką cyfrówkę, którą w razie czego można szybko wyciągnąć, uruchomić i pstryknąć fotkę. Dzisiaj przyzwoite zdjęcia z bliskich odległości można robić nawet aparatem typu „głupi jaś,” który jest wielkościowo zbliżony do paczki papierosów. Jeżeli ktoś na rybach chce fotografować pejzaże, niech oprócz wielkiej lustrzanki ze statywem, którą się rozkłada 10 minut, weźmie też takiego „głupiego jasia” - ciążył nie będzie, a czas zrobienia fotki jest chyba ważniejszy, niż nieco mniej ostre zdjęcie, czego i tak 99% ludzi nie rozpozna oglądając je po sformatowaniu na naszej-klasie, czy innym facebooku :D .
Dodaj komentarz