Jerkowanie


22 kwietnia 2020, 17:53
Jerkowanie to spolszczenie od nazwy "jerking" - czyli techniki prowadzenia przynęt ruchem niejednostajnym. "Jjerking" w wolnym tłumaczeniu oznacza szarpanie albo podszarpywanie - stąd właśnie nazwa tej techniki. Przyjęło się, że jerkowanie to technika prowadzenia jerków - czyli różnego rodzaju woblerów (ze sterem i bez). I że technika ta pochodzi z USA, gdzie najpopularniejsze jest łowienie na różnego rodzaju woblery typu "jerk". Jest to oczywiście mit! Niejednostajne prowadzenie przynęt ma w Polsce ogromne tradycje. Pomijam lata 90 te, kiedy w sklepach pojawiły się gumki i powstałą moda na jigowanie. Zresztą jigowanie i jerkowanie to w zasadzie to samo. Przyjęło się, że jigowanie to podciągnięcia przynęty do góry i skakanie nią w toni, byleby nie poruszała się w jednej płaszczyźnie. A jerkowanie to to samo. Jednak do miana "jerkowania" przylgnął mit przynęt i sprzętu. W gazetach wędkarskich, na forach internetowych pojawiają się teksty o używaniu do jerkowania krótkich kijów z multiplikatorem i woblerów bezsterowych. Tymczasem jerkować można równie dobrze gumami, wahadłami i cykadami, a nawet wirówkami z przednim obciążeniem (co sam zresztą robię).
jerkowanie, jerkbaity, jerkbaits
Aby przyjrzeć się bliżej historii polskiego jerkowania musimy cofnąć się w czasie o... kilkadziesiąt lat. O tym, że wahadłówek nie ściąga się zawsze tempem jednostajnym wie każdy, średniozaawansowany spinningista. Eksperymenty z wahadłami robili już pionierzy polskiego spinningu kilkadziesiąt lat temu. Zanim nastała era przynęt gumowych, to właśnie wahadła były przynętami numer jeden na sandacze. Ci którzy odkryli, że podszarpując wahadłówkę i skacząc nią po dnie prowokują do brań te ryby nie mieli problemów z ich złowieniem. A zaznaczam, że niegdyś sandacz był rybą, o której się mówiło, że niemal nie da się jej złowić na spinning. Oprócz płaszczyzny, w której pracowała przynęta (skoki, opad), można było także z niej wydobyć nieco inną pracę, niż podczas jednostajnego zwijania. Podciągane wahadło zachowywało się zdecydowanie inaczej (nie wierzycie? - sprawdźcie!). To odbiło na którąś stronę, to wpadało w ruch wirowy, a po zatrzymaniu opadało, ciekawie lusterkując. Na tak prowadzone przynęty łowione były także wielkie garbusy i niekiedy sumy oraz szczupaki. Dzisiejsze jerkowanie - jak już wspomniałem, kojarzy się przede wszystkim z woblerem bezsterowym wielkości cegły, zestawem castingowym z plecionką i ostrym, energicznym szarpaniem kijem skierowanym w dół. Nie jest to skojarzenie do końca dobre. Jerkować można bowiem nie tylko za pomocą castingu i wielkich wobów. Nie koniecznie trzeba szarpać silno i gwałtownie i nie zawsze wskazane jest podciąganie wabika szczytówką skierowaną w dół. Jak więc prowadzić wabik? Jest kilka metod. Niektóre z nich są wpisane do polskich annałów spinningu, jako jigowanie. Ale jak zwał, tak zwał - przytoczę pokrótce wszystkie i postaram się w miarę usystematyzować kiedy, czym i jak jerkować. 1. "Klasyczne" jerkowanie za pomocą woblerów Czy będą to glidery, poppery, walke the dogi, czy też crankbaity, albo klasyczne woblery, warto tak jerkować na płytkiej wodzie (do 1,5 m). Dlaczego taka przynęta? Ano dlatego, że na płyciznach bywają szczupaki (zwłaszcza w maju gdy są po tarle). Chociaż jestem zwolennikiem raczej powolnego prowadzenia wszelkich przynęt, to bywa, że dobrze jest szarpać gwałtownie. O dziwo! Zwłaszcza szczupaki, które polują, jak i okonie, lubią uganiać się za ofiarami, które uciekają. Wtedy gwałtowne szarpanie szczytówką skierowaną w dół ma sens! Ryba zdąży dogonić przynętę, chociaż gwarancji na to, że trafi np. w wobler typu "glider" (szybujący na boki) jest różna. Szczupak może źle obliczyć atak, a wobler odjeżdżając na bok, zrobi "unik" przed jego paszczą. Dlatego właśnie, jeśli chodzi o glidery (np. salmo slider) wolę podciąganie powolne z częstymi zatrzymaniami. O wiele lepiej w takim szybkim jerkowaniu sprawdzają się wobki typu Salmo fatso, a jeszcze bardziej lubię czeskiego jerka firmy "lovec rapy". Podobnie rzecz się ma z popperami i przynętami "walk the dog". Gdy sytuacja zmusi nas do szybkiego podszarpywania, to lepiej wybrać jerki, które mają niewielkie odchyły od swojego "toru jazdy". 2. Jerkowanie w rzece za pomocą niewielkich woblerów Tutaj w grę wchodzi spinning i to raczej lekki. Poławiane ryby, to: kleń, jaź, okoń, pstrąg. Jednostajne prowadzenie woblera w poprzek nurtu jest dla mnie niemal całkowicie bez sensu. Zobaczcie co potrafi wasz wobek, gdy się przestaje zwijać linkę na moment i pozwoli mu spływać swobodnie i nieruchomo. Otóż staje się cud! Niemarwe ryby zaczynają na niego brać! Sytuacja ta ma najczęściej miejsce w połowach jazi i kleni. Nie dotyczy tylko wobkow rybkokształtnych, ale także owadopodobnych pływających, tonących i smużaków. Taki woblerek poprowadzony podszarpnięciami (tutaj nie radzę szarpać jak na filmach całym kijem z dużą siłą, bo 3 cm owad czy rybka w naturze nie rozpędza się od 0 do 100 km/h jak bolid formuły 1), sprawia wrażenie żyjątka porwanego przez nurt, które zawzięcie stara się dotrzeć do brzegu (w kierunku w którym my stoimy i go ściągamy), a co jakiś czas brak mu sił i spływa bezwładnie. Dla ryby po krótkich i powolnych podciągnięciach przynęty, chwila kiedy przestaje płynąć i jest znoszony, oznacza, że osłabł i jest wtedy najłatwiejszym łupem. Dlatego właśnie często brania zdarzają się w takich momentach. W ten sposób złowiłem w życiu kilka leszczy i płoci (za pysk, nie za kapotę!). 3. W końcu dochodzimy do punktu wyjścia - jerkowanie wahadłem Jedna z najlepszych i najskuteczniejszych sposobów wabienia pstrągów. Trudno jest ściągać przynętę z nurtem małej, ostro rwącej rzeczki, w taki sposób aby żyłka się nie poluzowała, a jednocześnie, by pracował atrakcyjnie i wabiąco dla ryb. Gdy zarzucimy małe wahadełko pod prąd, celowo staram się wykasować luz na lince, ale niekoniecznie do pełnego naprężenia jej. Wiem, że poluzowana linka uniemożliwia zacięcie, jednak bywa, że pstrąg tak agresywnie zaatakuje spływającą z nurtem i tonącą blaszkę, że zacięcie jest zbędne. Nie jest to technika w 100% skuteczna, bo ryba może wziąć, po czym wypluć wabik, ale lepsze to niż na naprężonej żyłce ściągać zbyt szybko, gdy wahadło porusza się nienaturalnie, a nie jak niesiony z prądem wody kąsek. Wówczas brania najprawdopodobniej nie będzie. W podobny sposób prowadzę jigi w rzeczułkach, w których żyją kropkowane ryby. 4. Jerkowanie gumą Czyli podstawa podstaw polskiego jerkingu promowana od pierwszej połowy lat 90tych, a nazywana jigowaniem. W tym wypadku sprawa jest jasna. Podciągnięcia o różnej długości, szybkości i kiernku. Z jigiem można robić wszystko za pomocą kija. Można mu nadawać naprawdę taki rodzaj pracy, ze nawet najbardziej szaleni projektanci naszych przynęt by na to nie wpadli. I wielokrotnie zdarzyć się może, że takie fantazjowanie w prowadzeniu jiga okazuje się kluczem do sukcesu w "bezrybnym" łowisku. Chciałbym jeszcze zdementować pewne mity dotyczące sprzętu do jerkowania. Jerkować można kijem o każdej długości i akcji. Wiadomo, że łowienie woblerami typu "jerk", które opisałem w 1 punkcie, najlepiej wykonywać krótkim kijem z pazurem i multisiem. Ale nie znaczy to, że sztywnym spinningiem + stałoszpulowcem nie można tego robić. Owszem można! Ale komfort i czucie pracy przynęty, oraz samo zarzucanie "klocka" do wody może przysporzyć problemów. Jeśli chodzi o prowadzenie innych przynęt w innych warunkach (jak to opisałem w kolejnych punktach), może się odbywać za pomocą KAŻDEGO kija i KAŻDEGO kołowrotka. Różnica w przeniesieniu pracy szczytówki, której nadajemy sami ruch, na pracę przynęty, będzie jednak inna w zależności od akcji kija. Kijem miękkie nadają się do tego gorzej. Po podszarpnięciach i podciągnięciach, uginający się zbyt łatwo kij będzie przemieszczał przynętę z pewnym opóźnieniem. Nie będzie nad nią takiej kontroli, jak na kiju sztywnym. Podobnie jest w przypadku kijów długich i krótkich. Krótki ruch szczytówką niedługiej wędki przesunie przynętę o kilka - kilkanaście centymetrów. Taki sam ruch na kiju o metr dłuższym przesunie przynętę o kilkadziesiąt centymetrów, co znacznie może zmienić jej sposób zachowania się w wodzie. Pamiętajmy o tym! Nadawanie pracy własnej za pomocą kija jest świetną zabawą. Przynęta (albo nawet przedmiot założony na hak, który z założenia przynętą spinningową nie jest), może dzięki właściwemu poprowadzeniu w wodzie przynieść wiele brań. Podobnie jak w przypadku jigowania (dla mnie jigowanie i jerkowanie to to samo - jak zwał, tak zwał), zachęcam do nauki nieregularnego i fantazyjnego prowadzenia przynęt. Podstawową zasadą decydującą o skuteczności na łowisku (moim zdaniem) nie jest sama przynęta (chociaż zaznaczam, że to też bardzo ważne!), ale przede wszystkim sposób jej podania i poprowadzenia w wodzie. Zakładając jakąkolwiek nową przynętę na agrafkę, przeprowadźcie ją najpierw wzdłuż brzegu - najpierw ruchem jednostajnym, potem pokombinujcie z szarpaniem i powolnym podciągnięciami - nieregularnymi. Warto zaobserwować jak się wówczas zachowuje. Po zarzuceniu myślmy na jakiej jest głębokości i jakie wolty w wodzie wykonuje. Nadawajmy jej rozmaita pracę i w przypadku brania pamiętajmy jaki był to ruch. Czy było to zatrzymanie i opad, czy podciągnięcie, jak szybkie było itd. Może się okazać, że na naszym łowisku ryby biorą nie na naszą cudowną przynętę, a na większość przynęt poruszających się w podobny sposób w jaki prowadziliśmy swój wabik mając branie.
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz