Łowienie płytko gumowymi przynętami
19 kwietnia 2020, 14:52
Świetne łowisko szczupaków i boleni. Płytka woda, dużo zaczepów. O zmroku się zaczyna. Najpierw wchodzą na żer szczupaki. Jest ich tylko kilka. Każdy z nich żeruje w pewnej odległości od pozostałych. Nie przeszkadzają sobie wzajemnie. Gdy skończą jedzenie, do akcji wkraczają bolenie. Czasem razem z nimi klenie i sandacze. Ryby te jednak (z boleniami włącznie), rzadko kiedy atakują w widowiskowy sposób i dając znać o swoim istnieniu na powierzchni wody. Przyjechałem ze spinninggiem. Lekkim na dodatek. Pletka 8LB – zdawało mi się że wystarczy. Owszem – na kilka ryb wystarczył ten sprzęt. Holować się w miarę dało. Problem był inny – wieszałem dużo przynęt na zaczepach. A łowić w takim miejscu, zwłaszcza po ciemku, nie jest łatwo. Używałem wahadłówek z cienkich blach, płytko schodzących woblerów i wirówek bezkorpusowych. Od czasu do czasu zakładałem gumkę, uzbrojoną lekką główką. Brań na nią było najwięcej. Ale tylko gdy odpowiednio powoli ją poprowadziłem. To było w tym przypadku trudniejsze niż w przypadku przeciągania innych wabików. Guma po prostu łatwiej łapała zaczepy. Schodziłem już z obciążeniem najniżej jak się da. Nawet cążkami odcinałem kawałki ołowiu z jigowego łebka. No a potem zdarzyła się wąsata niespodzianka. Nie byłem w stanie zatrzymać odjazdu wielkiej ryby, która połknęła 8 cm kopytko. Na następną wyprawę wziąłem cięższy sprzęt – zestaw castingowy i pletka 30 LB. Chciałem też oszczędzić nieco przynęt na zaczepach. Ale jak tu zarzucać lekką wirówkę bez korpusu z mutliplikatora? Jak lekką gumę? Nierealne! Potrzebowałem przynęty gumowej, chodzącej płytko i dającej się rzucać z zestawu castingowego. Jak pogodzić kilka wykluczających się cech przynęty?
Na łowisku nic nie wymyśliłem. Łowiłem woblerami i zostawiłem kilkadziesiąt zł na zaczepach. Ryb albo nie było, albo były za małe, by przynieść mi satysfakcję – nie pamiętam. Do domu wróciłem nieco zawiedziony. Wlazłem na allegro, kategoria wędkarstwo->przynęt->sztuczne->gumowe... i zacząłem poszukiwania – sam nie wiedząc czego szukam. Przejrzałem wszystkie strony całej podkategorii przynęt gumowych. Oglądałem dokładnie zdjęcia i opisy przynęt z aukcji, gdzie wystawione były gumki, których jeszcze nie znam. Wszędzie to samo – różne odmiany tego co już było. Musiałem poszukać dalej. Może w świecie już coś znają na moją niemoc? Pogrzebałem na stronach kilku amerykańskich sklepów internetowych, zajrzałem na fora internetowe, na których dawno nie byłem. Zebrałem do kupy wszystko na co natrafiłem i zacząłem znów męczyć kolegów z USA swoimi pytaniami. Pokazali mi wówczas ciekawego swimmbaita z gumy. Środek korpusu był oczywiście pusty. Zbrojenie – hak ukryty wewnątrz. Czyli typowo „bassowy” - nie mający zastosowania u nas (wiele razy próbowałem tak łowić w roślinności i rzadko udawało mi się zacinać ryby przynętą, w której grot haka tkwił zatopiony w gumie). Ale sam patent z gumą niezły. W sklepie zaprzyjaźnionym udało mi się jeszcze zakupić pływające główki jigowe. Zanim zamówiłem to cudo, postanowiłem przetestować prototyp, którego własnoręcznie wykonałem ;-) Gumy porobiłem sam – z jakichś strzępków twisterów i ripperów, które miałem po pudełkach. O ile pamiętam, to do korpusu sporego kopyta, dokleiłem za pomocą zapalniczki ogonek od twistera. Z korpusu wybebeszyłem nieco gumy, by go odchudzić. Uzbroiłem gumę tradycyjnie – ale główka pływająca miała być. W ten sposób uzbrojona guma miała pozwolić się płytko prowadzić, dać zarzucać multikiem, no i... łowić ryby :-D
Pierwszy test na łowisku – jest lepiej niż było. Ale dalej lipa... Nie lecą za daleko. Załamka. Łowisko zmieniłem na inne, bo ryb zaczęło brakować. Z czasem zapomniałem o nim i moich kombinacjach z ciężkimi, płytkimi gumami. W końcu dostałem od znajomego fajnego swimbaita, którego sprowadził wraz z całym pudłem z USA. O to właśnie mi chodziło. Guma z której był wykonany swimbait była wyraźnie cięższa od gumek, które ja stosowałem.
Dodaj komentarz