Początek sezonu z okoniem
14 kwietnia 2020, 15:41
Początek sezonu z okoniem
Początek sezonu. Druga połowa marca, albo dopiero kwiecień – zależy od aury. Na pstrągi daleko i się nie chce, nie ma czasu. Na szczupaki za wcześnie, trzeba poczekać ponad miesiąc. Cóż można zrobić? Czekać? Można. Ale można też wziąć ultralekki sprzęt i poszukać okonia. Boczny trok już nie będzie konieczny!
Uzupełniamy pudełeczka
W pierwszej kolejności idą gumki – paprochy od 2 do 4 cm długości. Dobrze jest mieć wszelkie możliwe barwy, od ciemnych – stonowanych, typu: czarny, szary, brązowy, motor-oil, ciemnozielony, poprzez pomarańczowe, czerwone, fioletowe, aż do jasnych – perłowych, białych, żółtych, aż po jaskrawe fluo. Do tego jedna przegródka uzupełniona garścią główek jigowych o gramaturze od 1 do 4g. Kilka małych puchowców i kogutków – to nasze pudełeczko z jigami!
W drugim pudełku bierzemy blaszki. Kilka zerówek i „zero-zerówek”, parę jedynek i na dokładkę z pięć miniwahadełek. Dobrze jakby blaszki były także zróżnicowane pod względem kolorystycznym. Oraz by były różne typy skrzydełek.
Ostatnie pudełeczko to woblerki. Używam je w tym czasie tylko w ostateczności. Okonki biorą najczęściej na gumeczki, więc szkoda rwać na ew. zaczepach drogich wobków. Niemniej jednak są dni, że warto mieć kilka sztuk agresywnie pracujących cudeniek. Kilka ciemnych, parę jasnych i z dwie wersje fluo. Dobre są też mikruski malowane na okonka.
Sprzęt, a raczej "sprzęcik"
Do tego żyłeczka 0,14 - 0,16mm maleńki krętliczek z agrafką i można ruszać.
Kijek - ultralight! Żaden inny nie wchodzi w grę do takiego łowienia. No chyba, że nie mamy takiego, to bierzemy najlżejszy z możliwych.
Zarówno w wodzie stojącej, jak i w rzecze okonia szukam przy brzegu. W rzece staram się znaleźć jakieś rozlewisko lub starorzecze. Woda o tej porze roku może mieć zbyt wysoki poziom i mętność o barwie kawy z mlekiem (roztopy). Dobre są miejscówki gdzie na brzegu rosną drzewa bądź krzaki. Ciekawym miejscem jest też pas trzcin. Poławiane osobniki nigdy nie należą do dużych, najczęściej ich wymiar oscyluje do 20-25cm. Żerują agresywnie i można je złowić praktycznie o każdej porze dnia. Problemem jest tylko znalezienie ich. Jak złapiemy jednego, to możemy być pewni, że w pobliżu jest także reszta stada. Wówczas znalezienie odpowiedniej przynęty i odpowiedniego jej sposobu prowadzenia przyniesie nam masę zabawy. W pierwszej kolejność oddaję rzuty wzdłuż brzegu – w jedną i drugą stronę. Niekiedy przynętę prowadzę w odległości 1 m od brzegu. Następnie rzucam nieco dalej i dalej, tzw. „wachlarzykiem”. Pamiętać należy, że z reguły przy brzegu jest płycej. Rzucając na większą głębokość należy zrobić to kilkakrotnie nawet w jednym miejscu. Okonie często żerują na jednej głębokości, więc nie tylko o spenetrowania miejscówki chodzi, ale także kilku warstw wody w niej. Zatem po zarzuceniu na większą głębokość należy odczekać kilka sekund aż przynęta zatonie. W każdym kolejnym rzucie w to samo miejsce liczba sekund powinna być inna – przynęta będzie wówczas prowadzona na różnych poziomach głębokości. Jak sprawdzać na jakiej? To proste! Po zarzuceniu odliczamy dopóki przynęta nie spadnie na dno. Jeśli zrobi to po np. 10 sekundach, to po każdym kolejnym rzucie zaczynamy zwijać linkę wcześniej. Np. po 9, 8, 7 sek. Itd.
Przynęty jigowe możemy prowadzić w różnym tempie i różnymi sposobami. Ja zaczynam od agresywnego podszarpywania przy dość szybkim prowadzeniu. Okoniom się to najczęściej podoba. Niekiedy wykonuję nimi skoki podciągając przynętę w umiarkowanym tempie po około 0,5m. Okonie biorą w chwili gdy przynęta po takim skoku opada w dół, bądź w chwili kolejnego jej poderwania. Blaszki wirowe to z kolei zupełnie inna bajka. Je prowadzę możliwie jak najwolniej się da, mając na uwadze by nie zgasły. Okonie czasem potrzebują właśnie takiego sygnału – większej fali hydroakustycznej, której guma nie jest w stanie wygenerować, oraz powolnego prowadzenia, wleczenia wręcz. Po prostu czasem sprawiają wrażenie, jakby nie miały ochoty na pościg i żerowały anemicznie… A może nie żerują wcale a ja prowokuję te obżarte? Cóż – jak to mówią: To że ryba nie żeruje, nie zawsze znaczy, że nie bierze!
Lekkie kijki, którymi łowimy, to najczęściej wklejanki. Konieczne jest więc baczne obserwowanie szczytówki. Na „ultralightach” każde skubnięcie nawet 7 cm. malucha widać bardzo przyzwoicie. Brań nie zacinamy. Mała przynęta jest przez okonia atakowana w taki sposób, że jak naprawdę w nią łupnie, to całą znajduje się w jego paszczęce. Wówczas okoń zacina się sam. Lekkie skubnięcia za ogonek się zdarzają, ale zacinanie ich nie ma sensu, goniący i skubiący pasiak zostanie spłoszony, w momencie kiedy coś wyrwie mu z wielką siłą małe żyjątko z pyska. Zacinanie i docinanie nie ma sensu także z innego powodu. Łowimy ryby małe, które wypada wypuścić, szkoda rozrywać im kruchych pyszczków i niepotrzebnie ranić. Okonie są często w tym okresie w czasie tarła, lub do niego się przygotowują. Jak więc zabrać rybę wypełnioną ikrą, bądź tryskającą mleczem? Toż to barbarzyństwo! Każdego złowionego garbuska delikatnie odhaczmy i wypuśćmy, niech zrobi swoje.
Dodaj komentarz