Rodzaje główek jigowych
17 kwietnia 2020, 11:41
Rodzajów przynęt gumowych, puchowych itp. – przeznaczonych do jigów jest bez liku. Mało kto w Polsce wie natomiast o jednej rzeczy. Przynęty jigowe, to nie tylko guma, czy chwost - to także główki. To one decydują po części o pracy przynęty. Główek do jigów też jest sporo. Niestety wiele modeli jest w Polsce praktycznie nie do kupienia. Mają one swoje zastosowanie – na konkretne warunki i do konkretnego łowienia. O tym jak ich używać wie niewielu. Ja do pewnych wniosków i sposobów dochodziłem latami, metodą prób i błędów oraz obserwacji, z której owe wnioski wyciągałem. Gdy tylko w jakimś sklepie, stoisku natknąłem się na niestandardowe (czyt. „nieokrągłe”) główki, to kupowałem kilka – kilkanaście sztuk i eksperymentowałem. Rzeczywiście - poszczególne kształty mogą powodować wiele różnic w pracy wabika. Na przykład inną lotność, inne tempo i sposób opadu, inną pracę przynęty podczas ściągania i inne zachowanie gdy pozostawi się je nieruchomo na dnie.
Poniżej przedstawiam kilka rodzajów wraz z opisem ich zastosowania.
Klasyczne główki – okrągłe. Te akurat znają wszyscy, mimo, że wyróżnia się wśród nich trzy podstawowe rodzaje. Nie chodzi tutaj bynajmniej o kształt samego ołowiu, ale o długość haka. Mogą być więc odlewane na hakach dłuższych, średnich i krótszych. Na tych najdłuższych najczęściej nadziewa spore się rippery i kopyta. Jako, że ciężar główki jest wtedy mały w stosunku do wielkości całej przynęty, duży (kilkunastocentymetrowy) ripper jest wtedy uzbrojony „standardowo” – czyli grot haka wystaje mniej-więcej w połowie jego grzbietu. Mała główka delikatnie tylko obciąża przynętę i dzięki tak skonstruowanemu wabikowi można nim obławiać płytsze partie wody w poszukiwaniu dużego szczupaka. Zastosowanie „standardowego” jiga, gdzie na dużym haku odlany jest odpowiednio wielki łeb, uniemożliwiłoby płytkie prowadzenie sporej i ciężkiej przynęty.
Główki na średniej długości hakach. Czyli „standardy” – używają ich w zasadzie wszyscy spinningiści. Zbroi się nimi twistery, rippery i inne, wszelkiej maści gumy. Dostać je można w każdym sklepie wędkarskim, a nawet w każdej budce na bazarze, obok spławików, koszyczków i wędek teleskopowych. Oferują pracę przynęty, którą znamy z autopsji. W zasadzie nam pozostaje jigowanie wabikiem tak uzbrojonym.
„Live bait jig” – czyli wielki łeb na stosunkowo niewielkim haku, bądź większym haku, o krótkim trzonku i sporym kolanku oraz grocie. Główka stworzona do spinningowania rybokształtnymi gumami o większych gabarytach na średniej i dużej głębokości. Znaczne obciążenie umożliwia zatopienie jiga na każdą głębokość, a krótki trzonek nie zaburza pracy wabika. Pamiętajmy, że duże przynęty atakowane są przede wszystkim od głowy! Ten rodzaj główki nadaje się idealnie do zbrojenia javallonów i DAMowskich skaterów – uzbrojenie w główki o dłuższym trzonku całkowicie psują pracę tych przynęt. Dzięki „Live bait jigowi” możemy tymi przynętami normalnie spinningować i jigować. Nie musimy ich montować na haczykach z bocznym trokiem, ani kombinować z drop shotem. Dla tych właśnie przynęt warto jest mieć kilka takich łebków.
„Banana jig” – czyli główka w kształcie banana. W rzucie bocznym ołów odlany jest w półokrąg. W rzucie górnym widać jednak wyraźnie, że jest płaska. Tego typu kształt nieznacznie spowalnia opad przynęty. Przynęta pozostawiona na dnie nie przewraca się, jak to ma miejsce podczas korzystania z okrągłych główek. Zaokrąglony spód i umiejscowienie oczka powodują, że gdy przynęta pacnie na dno, to będzie się jedynie kolebać na boki, ale nie upadnie grotem na zalegające zielsko i całe paskudztwo jakie leży na dnie.
„Minnow head jig” – główka o kształcie rybiego łebka. Idealna do spinningowania kopytami i ripperkami. Gumę można przyciąć z przodu, skracając ją o jej gumową głowę. Uzbrojona „minnow headem” wyglądać będzie proporcjonalnie i naturalnie. Przynęty nią uzbrojone spisują się świetnie podczas podpowierzchniowych połowów bolenia i sandacza.
„Chub jig” – Pocisk! Stawia niewielki opór w wodzie. Powoduje inny sposób opadania przynęty. Nie radzę pozostawiać takiego jiga na dnie na dłuższą chwilę – przewróci się i hak może zahaczyć o zielsko, liście itp. „Długie” rozmieszczenie ołowiu na haku powoduje, że przynęta opada utrzymując się w pozycji bardzie zbliżonej do poziomu niż rakietując „głową w dół”. Różnica jest co prawda niewielka, ale… przy połowie ryb często „diabeł tkwi w szczegółach” i zmiana okrągłej główki na „chuba” może zaowocować braniami.
„Standup jig” – główka „wstająca”. Zarówno kształt ołowiu, jak i umiejscowienie oczka powodują urozmaicenie pracy przynęty głównie przy poderwaniu jej z dna. Jej wadą jest spora podatność na zaczepy – przede wszystkim w miejscach gdzie na dnie zalegają spore, potłuczone kamienie. Lubi się pomiędzy nimi zaklinować, a jak już tam wejdzie, to żaden uwalniacz nie pomoże... Dobra bywa natomiast na dnie żwirowym i piaskowym, gdzie „ryje się dno” wormami i twisterami. Wzburza efektowne obłoczki, zwłaszcza gdy po chwili bezruchy nagle nią podskoczymy przy pomocy lekkiego szarpnięcia.
„Erie jig” – kształt podobny do starego żelazka. Znakomicie działa podczas opadu. Największa ilość ciężaru znajduje się nieco z tyłu – za oczkiem mocującym, przez co przynęta tonie w bardziej poziomej pozycji. Dodatkowo kąt natarcia i kształt „narty” od spodu powoduje dodatkowe kolebanie się całej przynęty. Przy spinningowaniu ripperami i kopytkami przód główki stawia dodatkowy opór w wodzie, przez co guma nabiera pracy zbliżonej do klasycznych – sterowych woblerów. Te główki już od jakiegoś czasu pojawiły się w Polsce w sprzedaży i dostać je można stosunkowo łatwo.
„Jig lotnia” – nazwę sam wymyśliłem, grzebać po sieci za jej oryginalną nazwą zwyczajnie nie chce mi się. Płaski ołów powoduje „szybowanie” podczas opadu. Na leniwe okonie, leniwe sandacze i dla wędkarza, któremu się niespieszy (celowo uniknąłem określenia „leniwego wędkarza”), jest to rozwiązanie idealne. Ale uwaga! Opad na większą głębokość może w tym wypadku trwać naprawdę długo! Ja ten łebek stosuję tylko w głębokości maksymalnie 2-2,5 m, kiedy wiem, że są tam okonie lub sandacze. Bywa, że to ostatnia deska ratunku na te drapieżniki.
Dodaj komentarz