Wydłubywanie okoni z gałęzi
06 kwietnia 2023, 14:26
Okonie czają się w okolicach zatopionych drzew, gałęzi. A my nie możemy się do nich dobrać. Znana wielu z nas sytuacja z różnego rodzaju łowisk. Widzimy wystające z wody gałęzie. Miejsce „bankowe” na okonia. Woda płytka, miesiące letnie. Okonki co jakiś czas chlapią po powierzchni, ale rzucanie w miejsce najeżone gałęziami, na delikatnym zestawie jest ryzykowne. Rwanie przynęt i zostawienie „choinki” w wodzie również nie napawa optymizmem, jeśli wyniki są niewymierne.
Rzuty z dużej odległości nie mają sensu. Warto podejść jak najbliżej, nawet jeśli pozycja, z której będziemy rzucać, nie będzie najoptymalniejsza, ani najwygodniejsza, to warto się poświęcić. Dlaczego mamy tak bardzo skracać dystans? Odpowiedź jest następująca: im krótszy rzut wykonujemy, tym jest on precyzyjniejszy. Drugim powodem jest to, że możemy użyć lżejszych przynęt, które będą wolniej opadać i dłużej pozostawać w strefie rażenia przyczajonych okoni. O ciężar przynęty rozchodzi się najbardziej. Nasze gumki możemy zbroić nawet nie w główki jigowe, a w zwykle haki, bez obciążenia. Przynęta nadal pozostanie tonąca, lecz manewrowanie nią w miejscu pełnym zawad będzie o wiele bardziej komfortowe. Zwłaszcza, że chodzi nam również o to by przynętę prowadzić możliwie jak najwolniej. Jako wabika, w pierwszej kolejności polecam małe gumki rybkokształtne – tzw. „shinnery”. Jeśli mamy słoneczną pogodę, to przezroczyste z brokatem będą najlepiej imitować potencjalną ofiarę okonia w takich warunkach. Zatopione drzewa i krzaki, to miejsce, które jako naturalne schronienie jest okupowane przez narybek wszelkich gatunków. Na własny użytek stosuję również niewielkie (2,5 – 3,5 cm) woblerki, bardzo cienkie, które sobie sam wykonuję. Zbrojone w jedną tylko – brzuszną kotwiczkę, z racji samej konstrukcji. Najlepiej sprawdzają mi się srebrne z czarnym, albo niebieskim grzbietem.
Kolejnym rodzajem przynęt to gumowe żaby i raczki. Stosuję je dopiero w drugiej kolejności, bowiem łowię nimi nieco inaczej. Zasada powolnego opadu obowiązuje nadal, jednak tym razem staram się przynętę opuszczać coraz niżej. A niekiedy opuszczać na samo dno (jeśli wceluję rzutem pomiędzy gałęzie, a miejsce już mam wybadane do tego stopnia, że na torze prowadzenia przynęty nie ma żadnych niespodzianek, o które mogę zaczepić). Okoniowcom „pro” polecam zrezygnować z żyłki 0,12 mm. Tutaj lepiej sprawdzi się 0,16. Nieco większa grubość na pewno wpłynie na ilość brań, natomiast mamy większy zapas mocy, nie tylko do wyrywania przynęt z zaczepów, ale i holowania ryby. To ostatnie jest zwłaszcza bardzo ważne, bo musimy zaraz po zacięciu podnieść rybę jak najbliżej powierzchni i stamtąd dociągnąć na otwarta wodę, co na zbyt cienkiej lince może stać się niemożliwe.
Dodaj komentarz