Kategoria

Sprzęt wędkarski, strona 2


Wędki spinningowe jak je kompletować
19 kwietnia 2020, 15:06

„Kij kijowi nierówny” - i nie chodzi tylko o długość fizyczną wędki spinningowej. Kije spinningowe mogą być bardzo zróżnicowane pod wieloma względami. Są lekkie, ciężkie, długie, krótkie, miękkie, sztywne itd. Większość z nich ma swoje konkretne zastosowanie. Dlatego trudno mówić o tym, że któraś z wędek jest uniwersalna. O „uniwersalnym kiju spinningowym” możemy mówić jedynie, mając na uwadze kije średniej długości (240-270) i przeciętnych parametrach masy wyrzutu (od 5 do 20 g.). O takich wędziskach można rzec, że sprawdzą się w większości przypadków. O tym właśnie będzie traktował niniejszy artykuł. Pomysł przyszedł mi do głowy, w dniu kiedy wybierając się na łowisko miałem (po raz N-ty) dylemat „co wziąć ze sobą”? Ostatnio staram się zabierać dwa kije. Jeden cięższy, a jeden lżejszy. Zabierając jeden, często się zdarza, że biorę ten... niewłaściwy. Wszystko zależy od humorów wielce najjaśniej nam panującej „Królowej”. Biorę ultralighta na klenia, okonia, jazia, a tutaj ładują potężne bolenie albo... sum. I jestem bezradny. Wezmę castingową pałę z ciężkim multikiem, a tutaj ktoś obok co chwile ciągnie klenia albo bolka na małą przynętę, a ja swoim sprzętem płoszę ryby. Zachciało mi się „specjalistycznego łowienia” ;-) Inna sprawa, że jak się utrafi z właściwym zestawem na właściwy dzień, to wyniki są znacznie lepsze niż wtedy, gdy zabiera się ze sobą „uniwersała”. Ultralightem wyczujemy każde branie najmniejszych okonków, a wielki multik z kijem do 120 g pozwoli powalczyć z hardcorowym wąsaczem.

Wędki spinningowe

Który zestaw i kiedy zabierać na łowisko? Ile w ogóle mieć zestawów? Czy potrzebna jest cała szafa, czy wystarczą dwa kije? Jak i według jakich przesłanek kompletować arsenał wędzisk? Na co zwrócić uwagę podczas zakupu kolejnych spinningów? Zaczynamy od zera. Tak by skorzystać mogli na tym młodsi, początkujący i mniej zamożni spinningiści.

 

Pierwszym kijem powinien być „full uniwersał” - to on będzie stanowił dla nas wytyczną tego w jakim kierunku będziemy podążać i jakich kijów tak naprawdę potrzebujemy. A więc – wyrzut 5-20g, długość 240-270. Akcja – najlepiej jest kupować w sklepie i pomacać kilka takich kijków. Pomachać nimi w powietrzu, sprawdzić, jak się który ugina, czy szybko wraca do pozycji neutralnej (wyprostu), czy pracuje na całej długości, do połowy, czy tylko częścią szczytową. Wszystkie te elementy będą bowiem wpływały na naszą technikę i sposób łowienia.

 

Wróćmy do naszego uniwersału. Załóżmy że właśnie taki kij spinningowy kupiliśmy jako pierwszy: dł. 270, c.w.: 5-20, szybkość: medium, ugięcie na nieco ponad połowę długości kija („akcja środkowa”). Jest to kijek, którym można poradzić sobie w zasadzie na każdej wodzie i z każdym gatunkiem drapieżników (za wyjątkiem sumów i głowacic). Oferuje on największy kompromis dla łowiącego. Jeśli ktoś miałby w posiadaniu tylko jeden kij spinningowy, to byłby to ideał, oczywiście biorąc pod uwagę brak wpływu preferencji indywidualnych łowiącego co do długości i akcji kija.

 

Jak wiadomo wędkarstwo spinningowe nie kończy się na jednym kiju, a czasami wręcz na całej ich kolekcji. Tutaj czasami kolekcjonerstwo to nie tylko upychanie w szafie kolejnych spinningów. Niekiedy jest to naturalna ewolucja wędkarza, który sam wyznacza sobie swoje potrzeby i rozwija się jako spinningista. Każdy „mierzalny” parametr wędki ma swoje przełożenie na sposób jej działania. Stąd właśnie jeden spinningista wolał będzie kije długie, a inny krótkie, jeden szybkie, drugie powolne itd. Każda akcja, długość, czy rodzaj ugięcia ma jednak swoje zastosowanie. Żeby było śmieszniej, przy określaniu akcji kija nie tylko nasi wędkarze, ale także producenci mylą pojęcia i dla niektórych określenie: „kij szybki o akcji szczytowej” jest tożsame np. z samą akcją szczytową. Tego że kij szybki wcale nie musi mieć akcji szczytowej, albo że kij o akcji szczytowej wcale nie musi być super szybki (x-fast), nie jest brane pod uwagę. Stąd też rozczarowanie osób kupujących wędki wysyłkowo, które są źle opisywane przez producentów, sklepy, wreszcie źle opisywane przez użytkowników na forach internetowych.

 

Dlatego postaram się przedstawić każdy z tych parametrów po kolei wraz z określeniem w jakich sytuacjach dany parametr może być realnie przydatny wędkarzowi.

 

Wędka spinningowa i jej długość

Długość kijów spinningowych już raz opisywałem (tutaj: http://extreme-fishing.pl/dlugie-czy-krotkie-jaki-kij-wybrac/)

 

Po krótce przypomnę, że najkrótsze kije spinningowe mają 180 cm (są też krótsze do castingu, ale to margines). Najdłuższe spinningi mają zaś 3 metry. Zdarzają się też dłuższe (330, a nawet 360 ale to też raczej margines pochodzący od rodbuilderów albo domorosłych tunerów „odległościówek” i „pickerów”). Zarówno spinningi długie, jak i krótkie mają swoje wady i zalety. To od łowiącego zależy co w jego przypadku będzie lepsze.

 

Zaletami kija krótkiego są:

mniejsza waga, niż w przypadku kijów dłuższych o podobnych parametrach wyrzutu;

lepsza „ciętość”;

lepsza mobilność podczas przedzierania się przez mocno zarośnięty brzeg;

lepsze czucie przynęty i brań.

Wadami kijów krótkich są:

krótki zasięg rzutów;

gorsza amortyzacja podczas holu;

mniejsza precyzja prowadzenia przynęty w trudnych stanowiskach;

większe prawdopodobieństwo płoszenia ryb (krótki kij wymusza często zbyt duże zbliżenie się do brzegu).

 

Zaletami długich kijów spinningowych są:

spory zasięg rzutów;

lepsza amortyzacja podczas holowania ryby;

mniejsza możliwość na spłoszenie ostrożnych ryb.

Wadami są:

duża masa własna;

gorsze czucie brań i pracy przynęty;

gorsze wyważenie (często „leci na pysk”);

gorsza mobilność na zakrzaczonych brzegach.

 

Mając na uwadze powyższe, należy przy wyborze długości kija kierować się przede wszystkim tym w jakim miejscu zamierzamy łowić. Na dużej rzece lepiej jest mieć kij dłuższy, który umożliwi obłowienie miejsc najdalej oddalonych od brzegu. Na rzeczce pstrągowej, która posiada mocno zarośnięte brzegi, lepiej mieć kij krótszy. Łatwiej będzie się z nim przedzierać, a dalekie rzuty nie są konieczne.

Ciężar wyrzutu

Tutaj sprawa jest prosta. Dobieramy ciężar wyrzutu naszego kija do wagi przynęt, którymi zamierzamy łowić. Ważne jest by kij był prawidłowo oszacowany i opisany. Lwia część spinningów na naszym rynku jest niedoszacowana, a sporo jest także przeszacowanych. O ile w pierwszym wypadku nie jest to wielki problem, bo rzucanie przynętami, które ważą tyle ile maksymalny ciężar rzutowy jest bezpieczne, to w drugim przypadku można się mocno zdziwić, gdy podczas wyrzutu przynęty ważącej mniej niż dopuszczalny wyrzut kija, usłyszymy trzask blanku. Moim zdaniem prawidłowo oszacowane kije spinningowe najlepiej się spisują, gdy korzysta się z przynęt oscylujących w okolicach ich maksymalnych możliwości rzutowych. Ale spotkałem się z różnymi opiniami, dlatego, zdając sobie sprawę z tego, że wiele kijów jest niedoszacowanych, biorę poprawkę na to, że są osoby, które twierdzą, że lepiej łowić przynętami które ledwo przekraczają min ciężar wyrzutowy... Co kraj, to obyczaj.

Akcja

Na akcję składają się dwa czynniki:

szybkość blanku;

głębokość ugięcia.

 

Kije „szybkie”, to takie, których blank po ugięciu szybko wraca do pozycji wyjściowej (wyprostu), kije „powolne” - to kije, które po ugięciu prostują się powoli – stąd też ich potoczne określenie „kluski”.

 

Co do głębokości ugięcia to rozróżnia się kilka podstawowych rodzajów:

kije paraboliczne (kij gnie się na całej długości blanku w parabolę);

kije uginające się w około 2/3 długości blanku;

kije uginające się do połowy długości blanku;

kije uginające się na długości około 1/3 blanku począwszy od przelotki szczytowej;

kije o akcji szczytowej (ugina się praktycznie sama szczytówka).

 

Tutaj chciałem powrócić do mitu, o którym wspomniałem wcześniej:

Szybki kij wcale nie musi mieć akcji szczytowej, może być nawet parabolikiem. Zwracam na to szczególną uwagę, bowiem wiele osób jest święcie przekonanych o tym, że kij szybki musi mieć „szybką szczytową akcję”. Podobnie – kij o akci szczytowej wcale nie musi być szybki (chociaż w tym przypadku często nim jest).

Kiedy używać kijów o jakiej akcji

kije szybkie – łowienie drapieżników o twardych pyskach, gdzie konieczne jest mocne zacięcie. A więc np: sandacze, szczupaki, głowacice.

Kije powolne – łowienie na miękko np. okoni, gdzie zbyt silne zacięcie może doprowadzić do rozerwania delikatnego pyszczka. Łowienie na miękko ryb, których się nie da zaciąć albo zrobić to jest bardzo ciężko. Parabolikiem można świetnie połowić klenie na małe gumki. Jak wiadomo świadome zacięcie klenia graniczy niemal z cudem, a małe gumeczki są często w całości połykane przez klenie. Holowanie klenia na żyłce i miękkim kiju jest bardzo bezpieczne. Znam wędkarzy łowiących na wybitnie miękkie kije spinningowe także bolenie i brzany oraz jazie.

Kije o średniej szybkości („medium action”). Typowy „uniwersał” – poradzi sobie w każdych warunkach, chociaż w żadnych nie będzie genialny. Bardzo popularne są takie kije w połowach szczupaków. Osławiona Daiwa Powermesh ze starej serii, jest tego najlepszym przykładem.

Co do rodzajów głębokości ugięcia blanków – kije o akcji szczytowej dają potężne doładowanie w zacięciu, które w wielu przypadkach może odbywać się z samego nadgarstka. Blank nie poddaje się podczas zacięcia i cała siła przenoszona jest na groty haków. Minusem jest słaba amortyzacja kija w czasie holu. Tutaj wędkarz musi liczyć tylko na siebie i hamulec swojego młynka. Musi się też liczyć z wieloma stratami podczas holu (wiem coś o tym, bo sam lubię łowić takimi kijami).

Reasumując – powyższe, „mierzalne” parametry kija i tak mogą być całkowicie bez znaczenia dla wędkarza. Rodzaju uchwytu, wyważenia i „sympatii dla wędki” nie da się niczym zastąpić. Dlatego polecam każdemu łowić tymi kijami, którymi łowi mu się najlepiej i które po prostu lubi.

 

Made in Japan
19 kwietnia 2020, 14:58

Made in Japan – ile znaczą produkty wędkarskie wyprodukowane w kraju kwitnącej wiśni? Jaką mają rzeczywistą wartość użytkową? Czy „Made in Japan” to może tylko szpanerski napis na stopce kołowrotka? Z Japonii pochodzi kilu wędkarskich potentatów, znanych głównie z produkcji kołowrotków: Daiwa, Shimano i Ryobi. Aby wiedzieć dlaczego kołowrotki „Made in Japan” są przez niektórych wędkarzy uznawane za świetne, niezniszczalne i lepsze niż te same modele produkowane w Chinach, czy Melazji, należy się nieco cofnąć w czasie. Zawsze powtarzam, że aby wydawać opinie o kołowrotkach, trzeba się znać nie tylko na ich budowie, ale i na rynku kołowrotków wędkarskich oraz historii tegoż rynku i zmianach zachodzących nie tylko na nim, ale na całym zarządzaniu procesem jakości w każdej branży (chodzi głównie o marketingową ewolucję pojęcia „jakość” - w kontekście narzędzia konkurencji). Postanowiłem napisać ten artykuł, żeby osoby nie do końca obeznane (a takich jest najwięcej) w temacie, nie wyrzucały pieniędzy w błoto.

kołowrotki spinningowe, kołowrotki made in japan

Najpopularniejsze „japończyki” w naszym kraju to Shimano i Daiwa. Dlatego tymi dwiema markami chciałem się posiłkować w tym artykule, podając ich poszczególne modele jako namacalne przykłady.

W Polsce od dawna pokutuje mit że produkt z napisem „Made in Japan” jest doskonałej jakości. Mowa tutaj o tajemnych wręcz, kosmicznych technologiach, które rzekomo posiadają japończycy. Jeśli chodzi o sprzęt elektroniczny – być może jest w tym ziarno prawdy. Ale nie zapominajmy, że nie mówimy tutaj o elektronice, ani żadnej innej – zaawansowanej technologii, ale o kołowrotkach – czyli urządzeniach mechanicznych, które zostały wynalezione ponad sto lat temu. Japonia kilkadziesiąt lat temu była czymś w rodzaju obecnych Chin. Koszty produkcji tam, były naprawdę niskie. Aby obniżyć koszty produkcji, swoje fabryki otwierały tam marki europejskie (np. ABU) i amerykańskie. Wówczas ABU wyprodukowane w Japonii było „mniej oryginalne” niż to wyprodukowane w Szwecji. Wiem coś o tym, bo miałem kilka modeli Cardinalów ze Szwecji i kilka z Japonii – te ze Szwecji sprawiały wrażenie wykonanych solidniej. Być może zrobione były z lepszych materiałów. Różnica pomiędzy „Made in Sweden” a „Made in Japan” była jednak niewielka, marginalna wręcz.

„Cofnijmy się w czasie” i przyjrzyjmy dokładnie sytuacji, która na naszym rynku wędkarskim wydarzyła się około 20 lat temu.

Polska przestała być krajem socjalistycznym (przynajmniej na papierze :D). Zaczął kwitnąć „wolny rynek.” Przeciętny Kowalski mógł zacząć w końcu działać na własną rękę. „Pewex” przestał posiadać monopol na sprzedaż porządnych produktów. W owych czasach za najlepsze kołowrotki spinningowe na rynku, uchodziły od jakiegoś czasu właśnie ABU Cardinale z serii C. Niezawodne maszyny, świetnie spasowane z wyjątkowo dobrej jakości materiałów, o doskonałych hamulcach. Bezkonkurencyjne wręcz! Raptem, jak grzyby po deszczu, pojawiły się sklepy, hurtownie i przedstawicielstwa rozmaitych firm wędkarskich. Wreszcie wędkarz – konsument miał w czym wybierać. Poczciwy Cardinal, chociaż był młynkiem niemal doskonałym, nagle napotkał na nowych przeciwników - Shimano! Modele z serii „Aero” i „Twin Power” miały to coś czego ABU nie posiadały. Równiusieńki nawój żyłki na szpulę (nawijały w idealny walec!). Jako, że nie posiadały w swoim wnętrzu przekładni ślimakowych opartych na tulejach, a stawiającą mniejsze opory przekładnię hipoidalną podpartą łożyskami, kręciły o wiele lżej! Były też lżejsze, ponieważ miały obudowy (albo ich fragmenty) wykonane z tworzyw sztucznych (plastiku, grafitu itp. wstaw dowolne ;) ), co znacząco obniżyło ich wagę. Porównując zatem konstrukcję Cardinala do Twin powera okiem ówczesnego spinningisty, było tak:

Z jednej strony ABU: archaiczny wygląd, nie do końca równy nawój (chociaż ja miałem jednego Cardinala nawijającego równiusieńko aż po samą krawędź ;) ), dosyć ciężki i ciężej „chodzący”.

Z drugiej strony Twin Power: lekki, zgrabny, ładnie i nowocześniej wyglądający, równiusieńko nawijający, kręcący „jak masełko”.

Model Twin Power występuje tutaj tylko jako przykład. Oprócz niego pojawiło się też kilka innych konstrukcji na rynku o podobnych parametrach.

Wówczas świat spinningistów podzielił się na dwa „obozy”.

Pierwszy z nich pozostał konserwatywny – korzystali dalej ze sprawdzonych konstrukcji i za nic mieli święcące, plastikowe zabawki z Azji.

Drugi (który objął ponad 90% wędkarzy) – preferowali „nowoczesność” (cudzysłów celowy).

Ktoś, kto przesiadł się z Cardinala, na Shimano poczuł jakby zamienił Poloneza na Mercedesa. Na łowisku był większy komfort. To nic, że wędka trochę leciała „na pysk” z powodu utraty równowagi, którą zapewniał cięższy kręcioł. Kręciło się lekko i przyjemnie, a młyneczek nawijał równiuteńko. Szybko Shimaniaki zyskały sławę i opinię dobrych maszyn. Konserwatystów też ubyło. Rzeczywiście – kultura pracy byłą dużo wyższa niż w ABU i maszynka Shimano głównie dzięki temu sprawiała wrażenie „lepszego”. BA! Pod tym względem był na pewno lepszy! Nieco później pojawił się nowy patent w produkcji kołowrotków. Na początku lat 90-tych (nie pytajcie dokładnie o rok, bo nie pamiętam) wprowadzono innowację w budowie kołowrotków stałoszpulowych (była to ostatnia innowacja w ich budowie, która miała JAKIEKOLWIEK znaczenie, jaka została wprowadzona do dzisiejszego dnia) – mianowicie szeroka rolka kabłąka oparta na łożysku. Był to krok milowy. Mniejsze skręcanie żyłek (które były dość sztywne w porównaniu do dzisiejszych) i plecionek. W zasadzie, to szeroka, obracająca się rolka kabłąka, umożliwiała w miarę komfortowe łowienie plecionkami, które na wąskich, nie obracających się rolkach przecierały się błyskawicznie, co przy cenie pletki nawet 7-krotnie wyższej niż żyłka, z góry skazywało jej zakup na porażkę.

Myślę że to właśnie szeroka, łożyskowana rolka była gwoździem do trumny dla „starych” ABU. Po kolei wszystkie marki zaczęły się prześcigać w budowaniu kołowrotków coraz lżejszych (coraz więcej plastyku w całej konstrukcji), a – co za tym idzie – mniej trwałych. Ale skąd to miał wiedzieć użytkownik, który całe życie łowił Rexem, Cardinalem, Shakespearem, czy nawet Skalarem z metalu – który się nie chciał za nic zepsuć? Myślał, ze kupi nowy młynek i będzie go użytkował tak samo bezawaryjnie przez kilkanaście, czy kilkadziesiąt lat, ale ten będzie lżejszy i koledzy będą zazdrościć nad wodą. A – nie oszukujmy się – próżność to cecha narodowa Polaków ;-) Każdy kolejny rok przynosił także coraz to większą liczbę łożysk w konstrukcji całego młynka. O ile wspomniany Cardinal miał tylko jedno łożysko, to nagle na rynku pojawiły się maszyny, które miały ich 5, potem 7, 9, aż w końcu plastikowe, „nowoczesne” kołowrotki uzbrojone były w łożyska niczym Rambo w granaty na misji w Wietkongu. O ile pamiętam to „rekordzistą” był topowy model Shimano – „Stella”, która miała ich bodajże 15 (jeśli się mylę, to mnie poprawcie). „Dominatorem” na rynku stało się Shimano i to do nich przylgnęła opinia „najlepszych”, która pokutuje do dziś.

Po tym przydługim wstępie, który był niejako małą „lekcją historii przemysłu wędkarskiego w RP”, wróćmy do tematu – czyli „kołowrotków made in Japan”.

Owe kilka lat sprzedaży na rynku polskim Shimano (niech już to będzie ten nasz „Twin power” - jako przykład), spowodowała w świadomości wędkarzy wspomnienia. Rzeczywiście – pierwsze produkowane Twin powery z Japonii to były maszyny, które spokojnie wytrzymywały (przy przeciętnym użytkowaniu) przez kilka lat. Weźmy jeszcze poprawkę na to, że doświadczony wędkarz (czyli wychowywany w erze Rexów, Delfinów i ABU) dbał o sprzęt. Twin powera łatwo było zakonserwować (czyszczenie i smarowanie). Dlatego poniekąd – niektóre kołowrotki Shimano wytrzymywały nawet po 10 lat pracy w spinningowych warunkach. Powyższe stanowiło o opinii, która brzmiała: „Kołowrotki Shimano, wyprodukowane w Japonii, to najlepsze kołowrotki jakie kiedykolwiek były”.

W połowie lat dziewięćdziesiątych już tak różowo nie było. Nagle się okazało, że garstka „konserwatystów” która pozostała przy Cardinalach, na których z politowaniem nad wodą patrzyli posiadaczy „japońców” nadal łowi swoimi „oldtimerami” a chodzą one niemal wciąż doskonale, nie wykazując praktycznie żadnego zużycia. W tym samym czasie, niejeden zwolennik „nowoczesnej Japońskiej technologii” zajeździł już 2-3 kołowrotki.

W tym miejscu należy się zastanowić co znaczy „najlepszy kołowrotek spinningowy?”

Dla każdego znaczy co innego. Jeden wysoko ceni „lekką jak masełko pracę”, drugi „żywotność”, inny za precyzyjny hamulec, a jeszcze inny za wygląd. To trochę jak z samochodami: jeden woli sportowe coupe, drugi limuzynę, a trzeci terenowego pickupa.

Niemniej jednak, biorąc pod uwagę technologiczny skok, jaki wówczas wykonało Shimano, opinia, że były to kołowrotki co najmniej dobre – mnie nie dziwi. A były one wyprodukowane w kraju kwitnącej wiśni.

Jakiś czas temu, Japończycy zrozumieli, że nie ma sensu przepłacać na kosztach produkcji, skoro mogą przenieść swoje fabryki do innych krajów. Przecież kołowrotek wędkarski jest urządzeniem tak prostym konstrukcyjnie, jak przysłowiowa „budowa cepa”. A biorąc pod uwagę, że większość procesu produkcji obejmuje maszyny, to praca robotników ogranicza się w zasadzie jedynie do przykręcenia kilku śrubek. Po co te śrubki ma przykręcać japończyk, skoro może robić Chińczyk albo Malezyjczyk za gażę niższą kiludziesięciokrotnie? Wkręcenie śrubki za pomocą śrubokręta, czy klucza jest sprawą tak prostą, że mogą to robić nawet osoby niezbyt rozgarnięte.

Plecionka
18 kwietnia 2020, 16:25

Plecionka to linka, która kilkanaście lat temu pojawiła się na europejskim rynku i przebojem wdarła do wyposażenia wędkarzy. Początkowo plecionki miały bardzo wiele wad. Ścierały się w moment, piłowały bezlitośnie nieprzystosowane do niej przelotki i rolki kabłąka. Ponadto skręcały się i plątały niemiłosiernie. Ich kolejną wadą było to, ze polscy importerzy na siłę próbowali nadać im parametr określający średnicę i w bezczelny sposób zawyżali ich wytrzymałość nawet dwukrotnie. Przede wszystkim czas najwyższy rozprawić się z jednym z mitów, który nadal u nas funkcjonuje. Plecionka nie ma średnicy! Mimo, ze niektóre plecionki mają przekrój zbliżony do okragłego, to jednak nie jest on okrągły, a co najwyżej elipsoidalny. Z powyższego wynikał i nadal wynika paradoks, przez który mamy na opakowaniach/szpulach plecionek wypisywane następujące herezje: 0,08mm 9,2kg - jest to bzdura i jeszcze raz bzdura. Większość plecionek nie spełnia nawet 70% podanej wytrzymałości gdy są nowe. O "średnicy" nie wspominam. Dla niedowiarków: weźcie plecionkę, na której jest napisane 0,08mm i taką samą żyłkę i porównajcie - gołym okiem widać, że żyłka jest dużo cieńsza. W ostatnich latach technika jednak poszła do przodu. Producentom udało się wyeliminowac wiele wad plecionek, czyniąc ze swych produktów naprawdę dobry sprzęt - idealny w połowie na spinning w pewnych warunkach. Ponadto w produkcji są obecnie plecionki przeznaczone do różnych metod połowu. Nie chodzi bynajmniej o grubość i wytrzymałość. Plecionki do spinningu mają obecnie odpowiednią sztywność i powłokę zabezpieczającą ją przed ścieraniem. Co do parametrów plecionki - najlepsze plecionki są produkowane za oceanem! Producenci określają tylko ich długość (w jardach - YDS) i wytrzymałość (w funtach - LB). Doszło do tego, że Polscy importerzy piszą na plecionce oznaczonej 15LB że ma przekrój 0,15 mm. Zwłaszcza, że w naszych sklepach ląduje cała masa podróbek - zwłaszcza dobrych plecionek... Przede wszystkim małe wytłumaczenie: 1Lb (funt ) to 0,45359 KG, w przybliżeniu więc 1LB to 0,5 kg. Plecionka 15LB ma więc w przybliżeniu 7,5kg wytrzymałości, czyli tyle ile żyłka o przekroju 0,30mm - popularna "trzydziestka". Kolejna sprawa - sztywność, a może raczej miękkość. Plecionka spinningowa powinna idealnie spadać ze szpuli, nie może "pamiętać kształtu szpuli", niektóre modele są jednocześnie miękkie i sprężyste, co wydłuża o kilka % długość rzutu.

plecionka, żyłka

Przy produkcji plecionek używa się głównie dwóch typów włókien: spectra, micro dyneema, są też plecionki będące "zgrzewane" z włókien nylonowych. Ostatnio na rynkach pojawiają się w sprzedaży linki splecione z włókien z materiałów znanych z np. produkcji kamizelek kuloodpornych. Jak widać firmy wędkarskie nie ustają w dążeniu do stworzenia linki jak najmocniejszej, przy jak najmniejszej grubości, odpornej na ścieranie i inne uszkodzenia mechaniczne.

Splot 

Jego gęstośc jest także jednym z czynników determinujących moc linki. Gęsty, porządny splot zapewnia większą moc i trwałość linki, od "bylejactwa" przypominającego warkoczyki.

Kolejną sprawą jest powłoka zabezpieczająca linkę przed ścieraniem. Do zabezpieczenia linki przed ścieraniem powleka się ich powierzchnię żywicopodobnymi, nieco śliskimi w dotyku substancjami. Nie chroni to linki oczywiście w 100% przed ścieraniem gdyż taka powłoka także po jakimś czasie zostaje przetarta. Wpływa ona jednak w znacznym stopniu na długowieczność linki.

Konserwacja

Tak - plecionkę możemy zabezpieczać. Głównie przed ścieraniem. Najlepiej to robić silikonem w sprayu. Powoduje to powstanie silikonowej powłoki na plecionce, która dodatkowo zabezpiecza linkę przed przedwczesnym przetarciem. Jak to robić? Gdy mamy plecionkę na szpuli kołowrotka ściągamy szpulę i spryskujemy linkę silikonem w sprayu dokładnie naokolo całej szpuli. Po 5 minutach powtarzamy zabieg jeszcze raz i po kolejnych pięciu min. jeszcze raz. Po trzykrotnym zabiegu linka "nasiąka" silikonem i staje się śliska w dotyku. Zabieg też dobrze jest powtarzać co jakiś czas, na przykład co pięć wypraw. Nadmiar silikonu, który nie wsiąka i który osadza się po bokach szpuli ścieramy szmatką. Taki zabieg nie powoduje oczywiście że nasza plecionka stanie się niezniszczalna i będziemy z niej korzystać wiecznie. Natomiast znacznie przedłuży jej okres eksploatacji. Nie zapominajmy także po każdym łowieniu odcinać ostatnich 2 m linki - jest on najbardziej spracowany. Czesto ociera się o podwodne przeszkody (kamienie, patyki itp.) gdy spinningujemy przynętami pracującymi w pobliżu dna. Ulega on także największym przeciążeniom podczas wyrzutu przynęty.

Jako główną zaletę plecionki w metodzie spinningowej należy wymienić brak rozciągliwości. Dzięki temu plecionka znacznie lepiej sygnalizuje wędkarzowi brania, zwłaszcza na dużych odległościach. Znacznie też ułatwia zacięcie ryby. Kolejną zaletą jest także kontakt z przynętą i jej pracą w wodzie. Jest on niemal bezpośredni i w znacznym stopniu poprawia kontrolę prowadzonego wabika.

Plecionka w spinningu ma także swoje wady. Ktoś kiedyś powiedział: "plecionka jest lepsza od żyłki tylko do momentu zacięcia ryby" - i jest w tym sporo prawdy. Holowanie ryby na plecionce jest znacznie trudniejsze niż na żyłce. Chociaż nie da się ukryć, że zapewnia wędkarzowi lepszy kontakt z rybą co z kolei powoduje większą przyjemność z walki. Mniej doświadczeni wędkarze mają jednak utrudnione zadanie podczas holu. Rozciągliwa żyłka lepiej amortyzuje zrywy i ataki ryby i dzięki temu podczas korzystania z monofilu mniej holowanych ryb tracimy. Holując na plecionce nie można sobie pozwolić na żadne błędy. Każdy może kosztować utratę ryby.

Żyłka

Dawnych wspomnień czar. Kiedyś był to jedyny rodzaj linki wędkarskiej dostępnej na rynku. Miała potężną tendencję do skręcania i plątania się. Dzisiejsze żyłki - zwłaszcza te specjalistyczne są o niebo lepsze. Używa się ich w spinningu przede wszystkim do połowu ryb małych (okoń, wzdręga, płoć), bądź bardzo płochliwych (kleń, jaź, pstrąg, boleń). Żyłka, w przeciwieństwie do plecionki ma średnicę. Ma bowiem okrągly przekrój. Podobnie jak plecionka się ściera i zużywa. Zaznaczyć należy, że nie każda żyłka się nadaje do spinningu. W tej metodzie wykonuje ona znacznie "cięższą pracę" niż np. w zestawie spławikowym, czy gruntówce. Kilkaset rzutów, które oddajemy w czasie jednej wyprawy powoduje ścieranie się o przelotki. Nie bez znaczenia są też zaczepy, które osłabiają zyłkę. Co jakiś czas dobrze jest odciąć ostatnie 2-3m. linki i przewiązać krętlik od nowa. Gdy mamy w kołowrotku zapasową szpulę warto na niej mieć nawinięta właśnie żyłkę. Jeżeli mamy 3 szpulki, to już pełnia szczęścia.

Krętlik, agrafka, przypon
18 kwietnia 2020, 16:11

Do czego mocować sztuczną przynęte? Do samej agrafki? Do krętlika z agrafką? Do przyponu stalowgo z jednej strony uzbrojonego w krętlik, a z drugiej agrafkę? Czy może przywiązać bezpośrednio do linki naszego wabika?

Istnieje wiele teorii na ten temat. Ja osobiscie uważam, że należy się dostosowywać sytuacyjnie do warunków na łowisku i sposobow połowu.

Krętlik, agrafka, przypon

Opcja 1 Kretlik z agrafką

To najczęściej wykorzystywany sposób. Najbardziej praktyczny. Możemy korzystać z całego wachlarza przynęt. Ich szybka zmiana poprzez zapięcie na agrafce jest bardzo szybka i prosta. Krętlik ogranicza skręcanie linki podczas korzystania z wirówek i wahadłówek. Wadą tego rozwiazania jest fakt, że podczas stosowania bardzo małych przynęt dynda przed nimi krętlik z agrafką (nawet miniaturowy) będacy niekiedy długości całej przynęty. Co niektórym rybom może przeszkadzać.

Opcja 2 Agrafka

Sama agrafka - bez kretlika. Miniaturowa, jest doskonałym narzędziem podczas polowania na okonia przy pomocy paprochów, albo połowu kleni, jazi, pstragów na te przynęty oraz woblery. Wadą tego rozwiązania jest... brak krętlika, co może stanowić problem podczas stosowania obrotówek i wahadełek (skręcanie linki).

Opjca 3 Przypon stalowy

Przypon stalowy, wolframowy, kewlarowy, fluocarbon. Stosowany podczas połowów szczupaka. Zapobiegać ma odgryzieniu przynęty przez zębacza. Z jednej strony przyponu dynda sobie kretlik i do niego właśnie wiążemy linkę. Po drugiej stronie przyponu znajduje się agrafka. Do niej przypinamy swoją przynętę. Wadą tego rozwiązania jest spora "widoczność" końcówki zestawu, co może wpłynąć znacząco na liczbę brań. Szczupakom to co prawda nie przeszkadza, ale na uniwersalność takiego zestawu nie zawsze możemy liczyć. Ja zakładam przypon stalowy tylko kiedy świadomie chodzę z zestawem szczupakowym za tym drapieżcą. Jeżeli zdarzy mi się trafić przez przypadek na taką miejscówkę, to zakładam przypon dopiero po złowieniu pierwszego szczupaka. Używam przyponów wszystkich rodzajów, za wyjątkiem fluocarbonu. Mnie osobiście zdarzyło się już, że szczupak go po prostu przegryzł. Jeden jeszcze w wodzie, a drugi (na dodatek maluch - 52 cm), został doholowany i wylądowany. "Odgryzł się" chwilę po lądowaniu, kiedy sięgałem po szczypce żeby go uwolnić.

Opcja 4 Wiązanie bezpośrednio do linki

Ostatnia opcja - czyli przywiązanie wabika bezpośrednio do linki. Można stosować tylko w jednym przypadku: Gdy mamy pewność, ze nasza przynęta w danym dniu i na danym łowisku będzie skuteczna i że nie ma w nim szczupaków. Nadmieniam, ze chodzi tylko i wyłacznie o przynęty, które nie skręcają linki. Czyli obrotówki i wahadłówki odpadają.

Do spinningu wybierajmy tylko agrafki o okrągłym zapięciu. Kaciaste zaburzają pracę przynęty. Jeżeli się rozginają na zaczepach, rdzewieją, albo pękają, to nalezy z nich już wiecej nie korzystać. To naprawdę ważny element zestawu, a przez niedbałość o niego można stracić nie tylko rybę zycia, ale też wiele porządnych przynęt.

Konger aviator 2-10 UL 280
18 kwietnia 2020, 16:10

Konger awiator – wędka spinningowa przeznaczona do lekkiego spinningu. Nabyłem ją w ubiegłym roku. Przeznaczeniem wędki był połów kleni, jazi, okoni i boleni na małe i bardzo małe przynęty. Kijek współpracował z kołowrotkiem Balzer Metallica. Zarówno podczas korzystania z plecionki (Power pro 8 LB), jak i żyłki 0,18 mm. (siglon Balzer).

Dane techniczne:

- Długość 280 cm

- Waga 166g

- Ciężar wyrzutu: 2-10g

- długość transportowa 143cm

- 10 przelotek SiC, dwie pierwsze (poczynając od kołowrotka) na długich stopkach

- Rękojeść korkowa

Opis producenta:

„Spinningowanie paprochami wymaga wyszukanego wędziska, umożliwiającego dalekie i precyzyjne zarzucanie niewielkiej przynęty. Poza tym na tyle finezyjnego, aby sygnalizowało najmniejsze podskubywanie czy przytrzymywanie gumy - czyli charakteryzującego się wybitnie szczytową akcją, niedużym ciężarem wyrzutowym i elastyczną szczytówką. Takie właśnie wędziska odnajdziecie w serii Aviator zapewniającej dobry kontakt z przynętą i bezpieczne holowanie dorodnych okazów.”

Moim zdaniem opisujący produkt nieco przesadził. Holowanie dorodnych okazów tym wędziskiem jest raczej niemożliwe (mowa o rybach przekraczających masą 5 kg). Akcja – owszem, jest szczytowa, ale wędka nie ma bardzo szybkiej akcji. Ugina się głównie wklejana szczytówka (z pełnego węgla), ale jest to raczej akcja „medium”. Szczytówka w moim egzemplarzu pomalowana jest na kolor pomarańczowy, co dodatkowo ma ułatwić wykrywanie delikatnych brań. Dolnik, jak na wędzisko tej długości jest dość krótki, co jak dla mnie jest zaletą. Przyzwoita jakość korka, z którego zrobiony jest uchwyt, też sprawia dobre wrażenie. Kijek dostatecznie się ładuje pod niewielkimi przynętami, co umożliwia posłanie na wystarczającą odległość nawet małych i lekkich woblerów owadzich. Blank wykonany jest z Carbonu. Zakupiłem właśnie taką długość (są jeszcze wersje 240 i 260 z tej serii) właśnie dlatego, by rzucać wystarczająco daleko. Dzięki temu kijek się świetnie nadaje do połowu kleni i jazi na obrotówki. Z boleniem jest już trochę gorzej, bo 9 i 11 cm. woblery tonące są dla niego za ciężki. Możliwe jest natomiast łowienie wobkami o dł. 5-6 cm, które co prawda w ostrym nurcie przyginają nieco szczytówkę, ale nie na tyle, by uniemożliwić zacięcie. Największą zaletą tego wędziska jest „trzymanie ryby” – co w przypadku łowienia okoni mnie wręcz zaskoczyło. Okonie praktycznie wcale nie spadają podczas holu zarówno gdy używa się żyłki, jak i plecionki. Przyłów w postaci niewielkich szczupaków też nie jest zanadto kłopotliwy. Kilka razy na małych przynętach wieszały się zębacze o długości do 60 cm. Nie było z nimi najmniejszych problemów. Hol był krótki, a kij doskonale amortyzował zrywy zaciętej ryby. Największą i najsilniejszą rybą jaką na niego udało mi się wyciągnąć był boleń o długości 67 cm. Hol trwał około 4-5 minut. Początkowo bałem się, że kij nie wytrzyma ostrej walki, ale o dziwo udało się szczęśliwie doprowadzić rybę do brzegu. Kij kosztował mnie w sklepie 156 zł. Obecnie kije te można dostać na allegro po cenie 140 zł (w tym wysyłka), zatem jak widać „idzie nowe”. Minusem jest pokrowiec, który sprawia wrażenie niezbyt solidnego, by nie powiedzieć „tandetnego”, ale po kiju za tą cenę nie można się cudów spodziewać. Za taką cenę jaka jest obecnie jest to zakup jak najbardziej opłacalny. Polecam szczególnie łowcom okoni, którzy nie czują się jeszcze wystarczająco pewnie by łowić jeszcze lżejszymi kijami (np. do 6-7g). Biorąc pod uwagę stosunek jakości do ceny, oceniam to wędzisko bardzo wysoko.