Kategoria

Ryby drapieżne, strona 2


Szupaki na duże błystki obrotowe jesienią...
27 września 2023, 14:56

Jesień to nie tylko czas opadających liści i chłodniejszych temperatur, ale także sezon, który przyciąga wielu wędkarzy do łowiska w poszukiwaniu szczupaków. Szczupaki są aktywne jesienią, przygotowując się do zimy i jednocześnie żerując przed okresem spoczynku. Jedną z najskuteczniejszych technik na jesienne szczupaki jest stosowanie dużych błystek obrotowych. Poniżej znajdziesz kilka wskazówek, jak maksymalnie wykorzystać tę metodę.

 

szczupak na błystkę obrotową

 

Wybór Błystek Obrotowych

Wybór odpowiednich błystek obrotowych jest kluczowy dla sukcesu jesiennej wyprawy na szczupaki. Duże modele, o rozmiarze od 1/2 do 1 uncji, są idealne dla tego sezonu. Wybierz błystki w stonowanych kolorach, takich jak brązy, aby lepiej naśladować naturalne zdobycze szczupaków. Świetne są także srebrne. Wywoływanie wibracji i dźwięku podczas powolnego prowadzenia. Błystki o szerokich skrzydełkach generują intensywne wibracje i dźwięki podczas ruchu przez wodę. W wodach stojących, gdzie warunki są często spokojne, te dodatkowe bodźce mogą przyciągać uwagę drapieżników, takich jak szczupaki. Dźwięk i wibracje mogą imitować ruchy zdobyczy, co czyni błystki atrakcyjnymi dla ryb.

Efektywność Przy Niskich Prędkościach
W wodach stojących, gdzie prądy są zazwyczaj słabe, szerokie skrzydełka błystek pomagają utrzymać ruch obrotowy nawet przy niskich prędkościach nawijania linki. To istotne, ponieważ pozwala wędkarzom prowadzić przynętę w sposób bardziej kontrolowany, co jest ważne zwłaszcza podczas delikatnych i subtelnego łowienia.

Ruch Zbliżony do Naturalnej Zdobyczy
Duże błystki o szerokich skrzydełkach w wodzie stojącej mogą naśladować ruchy większych ryb lub innych drapieżnych organizmów wodnych, które są potencjalną zdobyczą dla szczupaków. Taki ruch może skłonić szczupaka do zaatakowania, myśląc, że to potencjalna zdobycz – płoć lub lin.

Zdolność Do Zanurzania się w Głębszych Warstwach
W wodach stojących często występuje warstwa termokliny, gdzie temperatura gwałtownie zmienia się na większej głębokości. Błystki o szerokich skrzydełkach mogą łatwiej zanurzać się w te głębsze warstwy, co pozwala dotrzeć do miejsc, gdzie może przebywać zdobycz. Podsumowując, używanie błystek o szerokich skrzydełkach w wodzie stojącej jest strategicznym podejściem, które ma na celu zwiększenie atrakcyjności przynęty dla szczupaków. Te przynęty oferują specyficzne zalety, dostosowując się do warunków charakterystycznych dla tego typu zbiorników wodnych.

 

błystka obrotowa na szczupaka

Sprzęt
Pamiętajmy, ze podczas łowienia szczupaków na duże błystki obrotowe, ważne jest odpowiednie wyposażenie. Wybierz solidny kij spinningowy o mocy od medium do heavy, który poradzi sobie z dużymi rybami. Sprzęt spinningowy umożliwia precyzyjne rzuty i kontrolę nad przynętą. Jesienne szczupaki preferują miejsca, gdzie woda jest nieco głębsza, a temperatura stabilna. Szukaj obszarów z zatoczkami, głębokimi basenami i miejscami, gdzie woda jest dobrze utleniona. Skup się również na punktach, gdzie przepływ wody jest zróżnicowany, co zachęci szczupaki do polowania na zdobycz.

Technika rzutu i prowadzenia przynęty
Rzut powinien być dokładny i zrównoważony. Wybieraj miejsca wokół struktur, takich jak kępy traw, kamienie i pnie drzew, które mogą być schronieniem dla szczupaków. Po wrzuceniu przynęty, zacznij zwijać linkę z umiarem, aby błystka obracała się płynnie podczas powrotu.

Zmiana Tempa i Pauzy
Szczupaki mogą reagować różnie w zależności od tempa ruchu przynęty. Spróbuj różnych prędkości nawijania linki, od szybkiego do wolnego, aby zlokalizować, które tempo działa najlepiej w danym dniu. Nie bój się także robić pauz, co może wywołać agresywne ataki szczupaków.

Pogoda i Termin
Jesień jest okresem zmiennej pogody, co może wpływać na aktywność ryb. Jednak wielu wędkarzy uważa, że chłodniejsze dni i zmienne warunki atmosferyczne mogą sprzyjać aktywności szczupaków. Spróbuj łowić zarówno w słoneczne, jak i pochmurne dni, aby sprawdzić, które warunki są najbardziej obiecujące. Podobnie rzecz ma się jeśli chodzi o porę w jakiej łowimy.

Reasumując - jesień to doskonały czas na łowienie szczupaków na duże błystki obrotowe. Wybierając odpowiednie miejsca, sprzęt i techniki, możesz zwiększyć swoje szanse na złowienie trofeum. Nie zapomnij też o cierpliwości, bo czasami to klucz do sukcesu podczas jesiennej przygody na łowisku.

5 prostych trików na okonie
25 września 2023, 15:50

1. Okonie to niewielkie drapieżniki, co oznacza, że w ich naturalnym środowisku często stają się łupem dla większych drapieżników. Dlatego też wybierają strategię przeżycia opartą na kamuflażu i kryjówkach, stąd preferują miejsca, gdzie mogą się schować, znajdując się pomiędzy gałęziami. Jednym z klasycznych przykładów takich miejsc są zwisające drzewa lub gęste krzaki. Te nie tylko dostarczają doskonałego ukrycia, ale również obfitują w pożywienie dla okoni, takie jak mniejsze ryby i owady. Dodatkowo, te lokalizacje zapewniają cień, co jest niezwykle ważne w gorące dni letnie, pomagając utrzymać wodę w odpowiedniej temperaturze. To dlatego, na początku moich wypraw, zawsze staram się zarzucić w okolicach tych zwisających drzew i krzewów. Są one prawdziwymi magnesami przyciągającymi okonie, a pod nimi często można znaleźć ich znaczną liczbę. Skoncentruj się na chwastach i trzcinach. Chwasty i trzciny to dwie inne cechy okoni, których nigdy nie można zbagatelizować. Podobnie jak drzewa, stanowią one doskonałe schronienie i ukrycie dla okoni. Co więcej, warto zaznaczyć, że zarówno chwasty, jak i trzciny obfitują w pożywienie.

2. Wykorzystaj wobler do płytkiego łowienia, którym możesz eksplorować obszar tuż nad gęstą roślinnością wodną, a z pewnością uda Ci się złowić kilka okoni. Jeśli chodzi o trzcinę, osobiście preferuję techniki drop shot, wykorzystując wertykalną przynętę gumową – np. shinera. Oba te sposoby pozwalają na precyzyjne umieszczenie zestawu wzdłuż pasma trzciny i często przyciągają okonie z ich kryjówki.

3. Poszukaj ryb na powierzchni – zwłaszcza wczesnym rankiem i o zmierzchu
Jeśli nie możesz zlokalizować okoni, spróbuj obserwować powierzchnię wody w poszukiwaniu ryb, które wyrzucają się na nią. Jeśli dostrzeżesz mniejsze chmury ryb polujących na mniejsze ryby, istnieje duża szansa, że okonie również biorą udział w tej akcji łowieckiej. Dobre są woblery, które nie schodzą za głęboko. Killerem bywa też obrotówka ze skrzydełkim "aglia".

4. Polowanie okoni w grupach to jedna z ich najskuteczniejszych taktyk (dotyczy okoni zyjących stadnie). Często atakują swoje zdobycze od dołu i wypychają je na powierzchnię, gdzie próbują je zaskoczyć. Jeśli zauważysz takie ruchy na powierzchni wody, rzuć szybko przynętę w pobliżu tego obszaru.

5. W chłodniejszych miesiącach roku, przynęty łowione blisko dna lub tuż przy nim stanowią klucz do udanej wyprawy na okonie. Nie pozwól, aby niższa temperatura wody zniechęciła Cię do wędkowania! Chociaż warunki nie są już tak łatwe jak latem, to dzięki odpowiednim przynętom i technikom połowu możesz nadal przeżyć niezwykłe chwile podczas połowu okoni. Wybieraj miękkie przynęty, takie jak shad'y, imitacje małych stworzeń lub tradycyjne przynęty z kręconymi ogonami, które można prowadzić powoli blisko dna. Stosuj lekkie główki jigowe, ponieważ pozwolą one Twoim miękkim przynętom opadać na dno w spokojniejszym tempie.

 okoń na spinning


Dodatkowa wskazówka: Wypróbuj nocne łowienie okoni!
Łowienie okoni w ciemności to rzeczywiście mało popularna metoda, którą stosuje tylko nieliczna grupa wędkarzy. Szczególnie nocą większe okonie wydają się być aktywniejsze i bardziej pewne siebie, dlatego zdecydowanie warto! Niezależnie od tego, czy używasz przynęt w kształcie białych robaków, czy też krewetek o jasnym kolorze, takie jak białe lub obrane krewetki, zawsze stawiaj na jasne kolory podczas nocnego łowienia okoni. Przynęty w odcieniach bieli, zieleni, są wyborem godnym uwagi! Staraj się łowić wpół wody. Gdy nie ma brań przejdź do jigowania i staraj się wykryć na jakiej głębokości są brania.

Wydłubywanie okoni z gałęzi
06 kwietnia 2023, 14:26

Okonie czają się w okolicach zatopionych drzew, gałęzi. A my nie możemy się do nich dobrać. Znana wielu z nas sytuacja z różnego rodzaju łowisk. Widzimy wystające z wody gałęzie. Miejsce „bankowe” na okonia. Woda płytka, miesiące letnie. Okonki co jakiś czas chlapią po powierzchni, ale rzucanie w miejsce najeżone gałęziami, na delikatnym zestawie jest ryzykowne. Rwanie przynęt i zostawienie „choinki” w wodzie również nie napawa optymizmem, jeśli wyniki są niewymierne.

 

okoń na spinning

 

Rzuty z dużej odległości nie mają sensu. Warto podejść jak najbliżej, nawet jeśli pozycja, z której będziemy rzucać, nie będzie najoptymalniejsza, ani najwygodniejsza, to warto się poświęcić. Dlaczego mamy tak bardzo skracać dystans? Odpowiedź jest następująca: im krótszy rzut wykonujemy, tym jest on precyzyjniejszy. Drugim powodem jest to, że możemy użyć lżejszych przynęt, które będą wolniej opadać i dłużej pozostawać w strefie rażenia przyczajonych okoni. O ciężar przynęty rozchodzi się najbardziej. Nasze gumki możemy zbroić nawet nie w główki jigowe, a w zwykle haki, bez obciążenia. Przynęta nadal pozostanie tonąca, lecz manewrowanie nią w miejscu pełnym zawad będzie o wiele bardziej komfortowe. Zwłaszcza, że chodzi nam również o to by przynętę prowadzić możliwie jak najwolniej. Jako wabika, w pierwszej kolejności polecam małe gumki rybkokształtne – tzw. „shinnery”. Jeśli mamy słoneczną pogodę, to przezroczyste z brokatem będą najlepiej imitować potencjalną ofiarę okonia w takich warunkach. Zatopione drzewa i krzaki, to miejsce, które jako naturalne schronienie jest okupowane przez narybek wszelkich gatunków. Na własny użytek stosuję również niewielkie (2,5 – 3,5 cm) woblerki, bardzo cienkie, które sobie sam wykonuję. Zbrojone w jedną tylko – brzuszną kotwiczkę, z racji samej konstrukcji. Najlepiej sprawdzają mi się srebrne z czarnym, albo niebieskim grzbietem.

 

wobler na okonia

 

Kolejnym rodzajem przynęt to gumowe żaby i raczki. Stosuję je dopiero w drugiej kolejności, bowiem łowię nimi nieco inaczej. Zasada powolnego opadu obowiązuje nadal, jednak tym razem staram się przynętę opuszczać coraz niżej. A niekiedy opuszczać na samo dno (jeśli wceluję rzutem pomiędzy gałęzie, a miejsce już mam wybadane do tego stopnia, że na torze prowadzenia przynęty nie ma żadnych niespodzianek, o które mogę zaczepić). Okoniowcom „pro” polecam zrezygnować z żyłki 0,12 mm. Tutaj lepiej sprawdzi się 0,16. Nieco większa grubość na pewno wpłynie na ilość brań, natomiast mamy większy zapas mocy, nie tylko do wyrywania przynęt z zaczepów, ale i holowania ryby. To ostatnie jest zwłaszcza bardzo ważne, bo musimy zaraz po zacięciu podnieść rybę jak najbliżej powierzchni i stamtąd dociągnąć na otwarta wodę, co na zbyt cienkiej lince może stać się niemożliwe.

 

Rzeczne okonie
27 kwietnia 2020, 21:26

Mamy sierpień. Chodzę jak głupi za sumem, a łowię same szczupaki i bolenie z kleniami. Sporadycznie trafi się sandacz albo okoń. „Garbuski” w tym roku „obrodziły,” jest ich więcej niż w poprzednich sezonach. Są grubiutkie. Już mi się zdarzyło w tym sezonie złapać parę wygrzbieconych spaślaków. Nie mówię o okazach, ale jak na Wiślane warunki, dość przyzwoite. Właśnie między innymi dlatego postanowiłem, dla odmiany połowić trochę lżej. Casting zamienić na spinning i przynęty odchudzić dziesięciokrotnie (lub i więcej). Postanowiłem pościgać okonki na lżej. Przewietrzyć pudełko z paprochami i innymi małymi przynętami. Nocne miejsce większych okoni miałem namierzone, ale wiadomo – duży okoń to loteria albo przypadek. Najczęściej wiesza się na przynęcie, która jest adresowana dla innej ryby. Naturalnie - duże garbusy też można wypracować, ale mnie takie podchody z okoniami, przeszły już dawno temu. Postanowiłem więc, po prostu porzucać na lekko, bardziej zrelaksować się z wędką nad wodą, niż bobrować Wisłę z „grubej rury.” Przespacerować dłuższy kawałek wzdłuż brzegu, bez ciężkiego plecaka. Tylko ja, wędka i dwa małe pudełka w kieszeniach bojówek. Po krótkim zastanowieniu – doszedłem do wniosku, że za okoniem, w tym roku po Wiśle, jeszcze nie chodziłem. Owszem – dwa razy rzucałem lekko za kleniem i coś małego, pasiastego też się nadziało, ale... no cóż – trzeba poświęcić wyprawę samemu okoniowi. Niech inne ryby (ewentualnie złowione) będą tym razem przyłowem. Spakowałem sprzęt i... gdzie tu jechać? Dylemat! Po powodzi nawet okoni trzeba szukać na nowo. Może ich nie być tam, gdzie łowiłem je zawsze. Mimo wszystko, postanowiłem jechać nieco w dół Wisły i tam zacząć. Zawsze okoni było tam najwięcej. Po co więc sobie utrudniać wyszukiwanie, skoro można iść na skróty i skorzystać ze sprawdzonych rozwiązań?

okoń, okoń na spinning, jak złowić okonia

 

Nad wodą byłem około godziny 16:00. Zacząłem tradycyjnie, od pomarańczowego paprocha z brokatem, na 2 gramowej główce. Rzucałem wzdłuż brzegu. Kilka z śmignięć z prądem, kilka pod prąd. Po chwili zmiana gumy na inny kolor i zabawę zacząłem od nowa. Brak pobić. Ale nic to – zaraz je rozpracuję, mam jeszcze w zanadrzu kilka niespodzianek i patentów na to łowisko. Założyłem cięższą główkę i rozpocząłem rzuty w poprzek nurtu – z dala od brzegu. Większe obciążenie jiga miało także umożliwić dostanie się przynęty w głębsze partie wody – z dala od brzegu. Zacząłem obławiać wachlarzykiem, z nadzieją, że ryby stacjonują dalej niż zwykle. W końcu trafił się pierwszy okonek, a potem cisza. Poszedłem w dół rzeki, kilkadziesiąt metrów. Znalazłem miejsce nieco osłonięte od nurtu. Brzeg kamienisty, dno raczej też – przynajmniej głazy przy brzegu o tym świadczą. Rozpoczynam od srebrnej aglii „jedynki.” Delikatne skubnięcie przygina wklejaną szczytówkę. Przyspieszam lekko zwijanie i BUM! - siedzi. Kolejny rzut w to samo miejsce i znów skubnięcie. Ponowienie ataku na blaszkę tym razem jednak nie nastąpiło. Zmieniam wirówkę na jej bliźniaka w kolorze miedzi. Następny okonek dynda na przynęcie. Co kilka rzutów muszę zmieniać wabik. Ryby szybko się uczą, że „tego się nie je.” Chociaż wielkością nie powalają na kolana, to mam przynajmniej zabawę. Przechodzę znów na paprochy. Skuteczne w ubiegłych latach barwy fluo, nie przynoszą oczekiwanych efektów w postaci brania. Czarny twisterek z kolei owocuje tylko jednym lekkim dziubnięciem. A może by tak motor-oil? Do tej pory skuteczny był wszędzie tylko nie na „mojej” rzece. Wewnątrz gumki czerwony brokat. O dziwo okonie biorą na nią jak głupie. Bawię się dobre pół godziny i chyba skułem już pyszczki całemu stadku. Odpływają. Schodzę jeszcze niżej w dół rzeki. Zaczynają się zarośla. Krzaki prawie mojej wysokości. Ścieżki nie ma, więc przedzieram się „na chama,” szukając miejsca z którego będę mógł oddać rzut. Niestety moje poszukiwania do niczego nie prowadzą. Po powodzi brzeg zmienił się całkowicie. Mimo wszystko brnę dalej. Zaczynają dokuczać stada komarów. Wyciągam spray z plecaka przeciw tym obrzydliwym insektom i spryskuję się. Trochę pomaga – nadal gryzą, ale już nieco mniej. W końcu dochodzę do mini-plaży. Dno piaszczyste, widzę je dobrze w polaroidach – bardzo płytko. Nie rokuje to dobrze, ale postanawiam zarzucić kilka razy małego, płytko schodzącego woblerka. Coś „oczkuje” zasięgu rzutu, ale to na pewno nie okonie. Klenie? Jazie? Postanawiam sprawdzić. Niestety – uklejki. Jedna odprowadziła wobka pod sam brzeg i w ostatniej chwili czmychnęła. Dla niej nawet 3 cm wobek był za duży. Blaszek „kiblówek” niestety nie mam przy sobie, więc na uklejki dziś nie zapoluję. Wątpię, czy gdybym nawet je miał, czy udałoby mi się dorzucić do ich stadka tak maleńką i lekką przynętą. Po dalszym marszu przez kilkaset metrów zarośli, wreszcie znalazłem się w miarę „cywilizowanym” miejscu. Polna droga. Idę nią dalej dochodząc do mostu. Tutaj jest głęboko, nawet bardzo. Niedaleko od brzegu biegnie rynna. Filar mostu jest głęboko wkopany, dno wybetonowane. Spinninguje dwóch wędkarzy. Podchodzę bliżej, zagaduję do nich. Łowią na trok okonie w rynnie. Ciężarek 18g. Ale widzę że chłopakom nawet to idzie. Przezbrajam się też na troka. Niestety mam tylko 12 g. Proponują, że dadzą mi obciążenie. Mili ludzie :) Nie skorzystałem jednak, bo postanowiłem machnąć kilka razy „dwunastką.” Jedno branie na czarno-niebieskiego paprocha. Urywam zestaw na zaczepie. Nie chce mi się od nowa tego wiązać. Zakładam sam krętlik z agrafką i przypinam do niego 5 cm wobler. Porzucam nim przy brzegu. Schodzi na 1-1,5m. Może jakiś garbus zapuścił się z głębi tutaj. Zbliża się 18:00, niebo zachodzi chmurami. Powoli zaczynam rozważać powrót. „Do szatni” udaje mi się na owego wobka złowić jeszcze jednego pasiastego wariata. Jeden z chłopaków wyciąga na swój trokowy zestaw z 5 cm twisterem... jazgarza. Bynajmniej nie jakiegoś byka jazgarzowego, a maleństwo. Oglądamy hardcorowca wszyscy trzej – mierzenie „komisyjne.” Wynik: 9 cm. Twister cały w pysku, zacięty od wewnątrz – prawidłowo. Ale się to drapieżne zrobiło. Dobrze wiedzieć, że są tutaj jazgarze. Wcześniej w tym miejscu rzucałem niekiedy na ciężko w rynnę – za sumem i sandaczem. Łowili tu różni wędkarze: spławikowcy, spinningiści, grunciarze. Jazgarza nie widziałem żeby ktoś złowił nawet na żadne żywe robactwo. Nawet nie słyszałem, żeby tu były (zawsze pytam o ryby innych wędkarzy). No nic – wskazówkę że są jazgarze zapisuję w pamięci. Wezmę to pod uwagę, jak będę tu bobrował na ciężko. Przygotuje się jakieś gumy, albo wobki w jazgarzowych barwach. A nuż – jesienne drapieżniki dodadzą je do swojego jadłospisu. Jazgarz, jak i okonie, które łowili „trokowcy” wrócił do wody, co bardzo mnie ucieszyło – chwała wam za to koledzy! Zaczęło się zbierać na burzę. Spakowałem sprzęt i udałem się w drogę powrotną. Uświadomiłem sobie po raz kolejny, że czasem trzeba częściej pochodzić za mniejszą rybą. Po powodzi nadal nie mam namierzonych 100% stanowisk suma, sandacza, a także... klenia i bolenia. Co prawda złowiłem już kilka w tym roku, ale to był tylko przypadkowy, nocny przyłów. A nocny spinning rządzi się zupełnie innymi prawami. Wielkie plany na kilka najbliższych dni i popołudniowe śmiganie „rozpoznawcze” na całej długości obydwu brzegów szlag trafił. Codziennie po południu leje, grzmi i ogólnie pogoda daje w kość. Wisła znowu podniesiona rwąca i strasznie mętna. Trzeba zaczekać, mam nadzieję, że nie do września.

Początek sezonu sandaczowego w rzece nizinnej...
22 kwietnia 2020, 18:01

Pierwszy czerwiec jest dla niektórych spinningistów ważniejszą datą niż 1 maj. „Święto sandacza!” Mętnookie wypierają szczupaki z naszych wód w zastraszającym tempie. Nie będę dociekał wszystkich przyczyn tego zjawiska bo i po co? Fakt, faktem, że sandacza jest na pewno trudniej złowić niż szczupaka i że nie każdy to potrafi. Jest to ryba dość trudna technicznie – co moim zdaniem jest zaletą. Nie każdy umie go złowić. Być może to właśnie jest jedną z przyczyn większego pogłowia tego gatunku w ostatnich latach. Ja jednak nie narzekam. Sandaczami mogę nadrobić szczupakowe braki, które spotykam na swoich łowiskach. A mętnookie ryby łowi się bardzo ciekawie. Ciekawiej nawet od szczupaków. Na początku czerwca, po tarle, drapieżnik ten żeruje dość intensywnie. Z moich obserwacji wynika że robi to 3-4 razy w ciągu doby. Łowić je można przez cały dzień i w nocy. Za najlepszą porę uważam godziny 19:00 - 22:00 oraz 0:30 - 1:30 - czyli wieczór i noc. Gorzej bywa z wybraniem miejscówki, chociaż na nizinnej rzece nie powinno być z tym problemu. Sandacze lubią wieczorami żerować stadnie i idąc wzdłuż rzeki już z daleka można zaobserwować ich ataki na drobnicę. Po zlokalizowaniu miejsca połowu, należy się starannie do niego przygotować. Wybieramy dokładnie stanowisko, w którym będziemy stać, z dobrym miejscem do lądowania ryby niedaleko siebie. Obserwujemy chwilę wodę w polaroidach. W promieniach zachodzącego słońca widać w nich naprawdę wiele. Dokładnie możemy zlokalizować w których miejscach atakują ryby i z jaką częstotliwością. Notujemy nasze obserwacje w pamięci, by wiedzieć, gdzie podawać przynęty. Pozostaje uzbrojenie zestawu.

sandacz, sandacz na spinning, przynęty na sandacza

Sprzęt

Z kijów moim najlepszym "sandaczowcem" jest sztywna wklejanka o długości 270 cm i ciężarze wyrzutu 4-16 g. Moim zdaniem przekraczanie granicy 25 g podczas połowu w rzece nie ma sensu. Używać będziemy przynęt i tak nie cięższych niż 14-16g. a najczęściej znacznie lżejszych. Ważne jest by kij był sztywny, aby można nim było wykonać solidne zacięcie. To samo dotyczy kijów castingowych. Długość nie ma praktycznie żadnego znaczenia, o ile kijem da się sandaczowi „skuć ryja”. Kołowrotek o stałej szpuli, lub multiplikator niskoprofilowy przeznaczony do rzucania lekkimi wabikami. Co do tego pierwszego, to radzę zwrócić uwagę na rolkę. Powinna ona być szczelnie obudowana, by nie zakleszczała się w niej cienka plecionka. O precyzyjnym hamulcu w kołowrotku spinningowym chyba przypominać nie muszę. To samo tyczy się multika. Linką jakiej najlepiej jest używać jest bezwględnie plecionka. Łowienie sandaczy na żyłce jest całkowicie bezsensowne z powodu jej rozciągliwości, która uniemożliwia wykrycie delikatnych brań oraz wykonanie zacięcia z większej odległości. Parametry linki to od 10 do (maksymalnie!)15 Lb. Grubszych nie ma sensu, "piętnastofuntówka" spokojnie wystarczy do wyholowania nawet metrowego okazu, gdyby się taki trafił. Ja osobiście preferuję 10 LB i przy niej obstaję. Uważam, że im cieńsza, tym lepsza. Rewelacyjne do połowów sandaczy wieczorem są plecionki w barwie fluo. Końcowe dwa metry można zapobiegawczo pomalować ciemnym flamastrem (zieleń, czerwień), by nie wzbudzać podejrzeń u ryb. Można też dowiązać półmetrowy przypon z fluocarbonu.

Przynęty

W tej kwestii stosuje kilka uproszczeń. O tej porze roku do lamusa odchodzą przynęty, którymi łowię w większych głębokościach na jesieni. Chodzi przede wszystkim o kolory i zakres głębokości pracy wabika. Pierwszym uproszczeniem jest kolor. Łowię na przynęty jasne. Drugą zasadą jest głębokość podania - płytko, nie głębiej niż 1-1,5 m pod powierzchnią wody.

Jako pierwsze idą w ruch gumy. Twistery raczej odpuszczam. Wolę rippera albo kopyto. Czerwony akcent w okolicach główki, niebieski lub czarny grzbiet i długość od 5 do 10 cm. Główka jigowa niezbyt ciężka. Od 7 do 10 g. Zaczynam oczywiście od gumek większych rozmiarów. Jak będzie się kręcić w pobliżu większa sztuka, to prędzej się pofatyguje za 10 cm rybką niż 5 cm "paprochem". Gumy staram się prowadzić jednostajnym i równym tempem na jednej głębokości. Dopiero gdy nie ma żadnych skubnięć to rozpoczynam kombinatorykę. Przechodzę na główki lżejsze (7 g) i na ułamki sekund przerywam zwijanie linki. Tak aby wabik nieco opadł. Po takiej krótkiej przerwie podnoszę szczytówkę do góry i przyspieszam zwijanie na 2-3 obroty korbką, by przynęta wróciła na swój "stały tor". Prowadząc przynętę nie spodziewam się potężnych targnięć kija. Chociaż obserwowane żerowanie sandaczy może wyglądać na bardzo agresywne ataki, to podejrzaną, gumową rybkę, mogą one podskubywać lekko i ostrożnie. Dlatego wpatruję się bacznie w szczytówkę kija, by tychże skubnięć nie przegapić. Podobnie jak w metodzie łowienia "z opadu" - tnę mocno każde dziwne zachowanie szczytówki albo plecionki.

Gdy sandaczom nie podoba się moje łowienie i niewiele mogę wskórać, przechodzę na woblery. Oczywiście uklejopodobne, białe i srebrne. Czasami wykorzystuje nawet niektóre modele "boleniówek" - bywa, że sandacze je też lubią. Woblerki mogą być pływające lub tonące. Najważniejsze żeby dało się je poprowadzić znacznie wolniej niż gumki oraz wykonywać nimi ewolucje, których gumki „nie potrafią”. Wobka pływającego można zatrzymać na kilka chwil żeby powoli unosił się do powierzchni, można też przyspieszyć zwijanie by zanurkował głębiej agresywnie pracując, co może sprowokować sandała. To samo tyczy się woblerków tonących. Niekiedy ryba uwielbia nieruchomą, powoli opadającą do dna ofiarę. Niekiedy najlepszy jest wobek w wersji neutralnej. Po zatrzymaniu w miejscu stoi nie wynurzając się ani nie opadając. Po prostu stoi na jednej głębokości w toni. Zdarza się, że zostaje zaatakowany właśnie podczas takiego postoju.

Metalowe zabawki - czyli wahadła i cykady. Oczywiście srebrzyste. O ile z wahadłówek wybieram lżejsze (do 16g), podłużne, chodzące płycej, to cykada może być ciężka. Po zmroku może zdziałać cuda. Po zarzuceniu, podnosimy kij do góry i mielimy ile fabryka dała. Sposobem niektórych "boleniowców" - pod samą powierzchnią. Sandacz zdąży! Nie ma się co martwić. Tutaj nie będzie lekkiego skubania, ale solidne walnięcie, które kwitujemy natychmiast mocnym zacięciem i poprawiamy kolejnym.

Holowanie sandała zapiętego po cichu w ciemnościach albo zapadających ciemnościach wolę robić pod powierzchnią wody. Dlatego "nic na siłę". Owszem - zdecydowanie w holu – jak najbardziej wskazane, ale nie "na chama" - jak się go podciągnie kijem pod powierzchnię, to może wyskoczyć chlapiąc, a wtedy spłoszenie pozostałych murowane.

Jedynym problemem podczas tego typu połowów jest fakt, że zamiast sandacza na kiju uwiesi się przedwczesny sum. Tak czy siak zabawa może być przednia. Cokolwiek to będzie, czy "legalny sandacz", czy "sum pod ochroną" zwróćmy koniecznie rybie wolność. Jutro, za tydzień, za rok znów będziemy na rybach, może spotkamy tego samego drania, ale większego i mocniejszego - dajmy jemu i sobie szansę na to spotkanie!