Kategoria

Ryby drapieżne, strona 6


Początek sandaczowego sezonu w rzece nizinnej...
14 kwietnia 2020, 15:39

Początek sandaczowego sezonu w rzece nizinnej

 

Pierwszy czerwiec jest dla niektórych spinningistów ważniejszą datą niż 1 maj. „Święto sandacza!” Mętnookie wypierają szczupaki z naszych wód w zastraszającym tempie. Nie będę dociekał wszystkich przyczyn tego zjawiska bo i po co? Fakt, faktem, że sandacza jest na pewno trudniej złowić niż szczupaka i że nie każdy to potrafi. Jest to ryba dość trudna technicznie – co moim zdaniem jest zaletą. Nie każdy umie go złowić. Być może to właśnie jest jedną z przyczyn większego pogłowia tego gatunku w ostatnich latach. Ja jednak nie narzekam. Sandaczami mogę nadrobić szczupakowe braki, które spotykam na swoich łowiskach. A mętnookie ryby łowi się bardzo ciekawie. Ciekawiej nawet od szczupaków. Na początku czerwca, po tarle, drapieżnik ten żeruje dość intensywnie. Z moich obserwacji wynika że robi to 3-4 razy w ciągu doby. Łowić je można przez cały dzień i w nocy. Za najlepszą porę uważam godziny 19:00 - 22:00 oraz 0:30 - 1:30 - czyli wieczór i noc. Gorzej bywa z wybraniem miejscówki, chociaż na nizinnej rzece nie powinno być z tym problemu. Sandacze lubią wieczorami żerować stadnie i idąc wzdłuż rzeki już z daleka można zaobserwować ich ataki na drobnicę. Po zlokalizowaniu miejsca połowu, należy się starannie do niego przygotować. Wybieramy dokładnie stanowisko, w którym będziemy stać, z dobrym miejscem do lądowania ryby niedaleko siebie. Obserwujemy chwilę wodę w polaroidach. W promieniach zachodzącego słońca widać w nich naprawdę wiele. Dokładnie możemy zlokalizować w których miejscach atakują ryby i z jaką częstotliwością. Notujemy nasze obserwacje w pamięci, by wiedzieć, gdzie podawać przynęty. Pozostaje uzbrojenie zestawu.

błystka wahadłowa

Sprzęt

Z kijów moim najlepszym "sandaczowcem" jest sztywna wklejanka o długości 270 cm i ciężarze wyrzutu 4-16 g. Moim zdaniem przekraczanie granicy 25 g podczas połowu w rzece nie ma sensu. Używać będziemy przynęt i tak nie cięższych niż 14-16g. a najczęściej znacznie lżejszych. Ważne jest by kij był sztywny, aby można nim było wykonać solidne zacięcie. To samo dotyczy kijów castingowych. Długość nie ma praktycznie żadnego znaczenia, o ile kijem da się sandaczowi „skuć ryja”. Kołowrotek o stałej szpuli, lub multiplikator niskoprofilowy przeznaczony do rzucania lekkimi wabikami. Co do tego pierwszego, to radzę zwrócić uwagę na rolkę. Powinna ona być szczelnie obudowana, by nie zakleszczała się w niej cienka plecionka. O precyzyjnym hamulcu w kołowrotku spinningowym chyba przypominać nie muszę. To samo tyczy się multika. Linką jakiej najlepiej jest używać jest bezwględnie plecionka. Łowienie sandaczy na żyłce jest całkowicie bezsensowne z powodu jej rozciągliwości, która uniemożliwia wykrycie delikatnych brań oraz wykonanie zacięcia z większej odległości. Parametry linki to od 10 do (maksymalnie!)15 Lb. Grubszych nie ma sensu, "piętnastofuntówka" spokojnie wystarczy do wyholowania nawet metrowego okazu, gdyby się taki trafił. Ja osobiście preferuję 10 LB i przy niej obstaję. Uważam, że im cieńsza, tym lepsza. Rewelacyjne do połowów sandaczy wieczorem są plecionki w barwie fluo. Końcowe dwa metry można zapobiegawczo pomalować ciemnym flamastrem (zieleń, czerwień), by nie wzbudzać podejrzeń u ryb. Można też dowiązać półmetrowy przypon z fluocarbonu.

Przynęty

W tej kwestii stosuje kilka uproszczeń. O tej porze roku do lamusa odchodzą przynęty, którymi łowię w większych głębokościach na jesieni. Chodzi przede wszystkim o kolory i zakres głębokości pracy wabika. Pierwszym uproszczeniem jest kolor. Łowię na przynęty jasne. Drugą zasadą jest głębokość podania - płytko, nie głębiej niż 1-1,5 m pod powierzchnią wody.

Jako pierwsze idą w ruch gumy. Twistery raczej odpuszczam. Wolę rippera albo kopyto. Czerwony akcent w okolicach główki, niebieski lub czarny grzbiet i długość od 5 do 10 cm. Główka jigowa niezbyt ciężka. Od 7 do 10 g. Zaczynam oczywiście od gumek większych rozmiarów. Jak będzie się kręcić w pobliżu większa sztuka, to prędzej się pofatyguje za 10 cm rybką niż 5 cm "paprochem". Gumy staram się prowadzić jednostajnym i równym tempem na jednej głębokości. Dopiero gdy nie ma żadnych skubnięć to rozpoczynam kombinatorykę. Przechodzę na główki lżejsze (7 g) i na ułamki sekund przerywam zwijanie linki. Tak aby wabik nieco opadł. Po takiej krótkiej przerwie podnoszę szczytówkę do góry i przyspieszam zwijanie na 2-3 obroty korbką, by przynęta wróciła na swój "stały tor". Prowadząc przynętę nie spodziewam się potężnych targnięć kija. Chociaż obserwowane żerowanie sandaczy może wyglądać na bardzo agresywne ataki, to podejrzaną, gumową rybkę, mogą one podskubywać lekko i ostrożnie. Dlatego wpatruję się bacznie w szczytówkę kija, by tychże skubnięć nie przegapić. Podobnie jak w metodzie łowienia "z opadu" - tnę mocno każde dziwne zachowanie szczytówki albo plecionki.

Gdy sandaczom nie podoba się moje łowienie i niewiele mogę wskórać, przechodzę na woblery. Oczywiście uklejopodobne, białe i srebrne. Czasami wykorzystuje nawet niektóre modele "boleniówek" - bywa, że sandacze je też lubią. Woblerki mogą być pływające lub tonące. Najważniejsze żeby dało się je poprowadzić znacznie wolniej niż gumki oraz wykonywać nimi ewolucje, których gumki „nie potrafią”. Wobka pływającego można zatrzymać na kilka chwil żeby powoli unosił się do powierzchni, można też przyspieszyć zwijanie by zanurkował głębiej agresywnie pracując, co może sprowokować sandała. To samo tyczy się woblerków tonących. Niekiedy ryba uwielbia nieruchomą, powoli opadającą do dna ofiarę. Niekiedy najlepszy jest wobek w wersji neutralnej. Po zatrzymaniu w miejscu stoi nie wynurzając się ani nie opadając. Po prostu stoi na jednej głębokości w toni. Zdarza się, że zostaje zaatakowany właśnie podczas takiego postoju.

Metalowe zabawki - czyli wahadła i cykady. Oczywiście srebrzyste. O ile z wahadłówek wybieram lżejsze (do 16g), podłużne, chodzące płycej, to cykada może być ciężka. Po zmroku może zdziałać cuda. Po zarzuceniu, podnosimy kij do góry i mielimy ile fabryka dała. Sposobem niektórych "boleniowców" - pod samą powierzchnią. Sandacz zdąży! Nie ma się co martwić. Tutaj nie będzie lekkiego skubania, ale solidne walnięcie, które kwitujemy natychmiast mocnym zacięciem i poprawiamy kolejnym.

Holowanie sandała zapiętego po cichu w ciemnościach albo zapadających ciemnościach wolę robić pod powierzchnią wody. Dlatego "nic na siłę". Owszem - zdecydowanie w holu – jak najbardziej wskazane, ale nie "na chama" - jak się go podciągnie kijem pod powierzchnię, to może wyskoczyć chlapiąc, a wtedy spłoszenie pozostałych murowane.

Jedynym problemem podczas tego typu połowów jest fakt, że zamiast sandacza na kiju uwiesi się przedwczesny sum. Tak czy siak zabawa może być przednia. Cokolwiek to będzie, czy "legalny sandacz", czy "sum pod ochroną" zwróćmy koniecznie rybie wolność. Jutro, za tydzień, za rok znów będziemy na rybach, może spotkamy tego samego drania, ale większego i mocniejszego - dajmy jemu i sobie szansę na to spotkanie!

Szczupaki w maju
14 kwietnia 2020, 15:36

Majowe szczupaki

1 maj! Święto… wszystkich spinningistów! Można łowić wreszcie nasze kochane zębacze!

Chyba żadna data w kalendarzu spinningisty nie jest tak ważna. Kultowa wręcz!

A początek maja to doskonała pora na szczupaki! Po tarle ryby są wygłodzone i żerują naprawdę intensywnie, a zjeść potrafią wówczas sporo. Będąc nad wodą możemy zaobserwować potężne ataki na płyciznach – o każdej porze dnia. Wygląda na bolenia, ale to nie boleń bynajmniej. Takiego agresora jest wówczas naprawdę łatwo złowić. Atakuje on przy brzegu głównie drobnicę. Uklejki, okonki i narybek. Wystarczy podać imitację płotki, albo większej uklejki i nie podaruje. Tak agresywnie żerujący szczupak ma tylko jeden cel! Zabijać i jeść! Ta jego potężna agresja wywołana głodem blokuje jego instynkt samozachowawczy. Ryby w pierwszej kolejności szukamy zatem w strefie przybrzeżnej. Bez względu na to czy łowimy w rzece, czy w innym zbiorniku. Tam szczupak ma zagwarantowaną prawdziwą wyżerkę na stadach drobnicy. Zdarza się – owszem, że niektóre osobniki siedzą głębiej i dalej, poszukując większych ofiar, ale zdecydowanie trudniej jest je namierzyć.

wobler na szczupaka

 

Sprzęt

Wędka może mieć max c.w. pomiędzy 30-40g. Powinno wystarczyć. Dla tych, którzy zdecydują się używać większych przynęt kij powinien być odpowiednio mocniejszy. Akcja – raczej sztywna, szczupakowi trzeba dać ostro w kły! Młynek winien mieścić 200m linki 0,25mm. Nie to żeby szczupak był w stanie wysnuć taki zapas. Po prostu wielkość takiego kołowrotka zapewni wystarczająco mocny mechanizm przekładni, jak i moc hamowania. Jako ideał do połowu majowych szczupaków uważam lekki zestaw castingowy. Czyli kijek o c.w. do 1,5 OZ. (do 42g) i multiplikator niskoprofilowy. Jego poręczność umożliwi nam znacznie bardziej komfortowe łowienie niż spinningiem. Nominalna wartość c.w. w wędkach castingowych jest z reguły zaniżona i w praktyce będziemy mogli używać nawet ciężkich woblerów po 60g. Jako linki używam tylko plecionki. Wytrzymałość 20-25 LB wydaje się odpowiednia i całkowicie wystarczająca. Pozwoli też na dość bezpardonowy hol parokilogramowego drapieżnika – o ile się taki trafi. Konieczny jest także przypon stalowy, kewlarowy, bądź wolframowy. Z fluocarbonu już się wyleczyłem, bo nawet dla ledwowymiarowego osobnika nie stanowi on przeszkody i może zostać z łatwością odgryziony.

Przynęty

Woblery – rewelacyjne są bezsterowe jerki. Zwłaszcza slidery. Ich praca jest (jeszcze) nieznana rybom. Więc nawet te „po przejściach” biją w nie bez zastanowienia. Świetnie też nadają się do obławiania płycizn castingiem. Są dość ciężkie, co umożliwia dalekie rzuty, a można je prowadzić dość płytko. Imitacje płoci, okonia są jak najbardziej wskazane! Świetne są też woblery imitujące szczupaka. Zębol w furii na swoim żerowisku bezlitośnie skarci mniejszą konkurencję. Dobre są też powierzchniowe woblery przeznaczone do techniki „walk the dog” – czyli „spaceru psa”. Mogą one imitować każdą podłużną, niewygrzbieconą rybę. Pobicia wyglądają niezwykle efektownie. Dobre są też klasyczne woblerki, byleby nie nurkowały głębiej niż na 1-1,5m. Ciekawe efekty dają też imitacje sporych żab – w kolorze jasnobrązowym z jaśniejszym brzuszkiem.

Z wahadłówek – najlepszą na świecie jest dla mnie „Płoć” polspingu, albo jej podróbki, których na rynku nie brak. Szczupak nie pogardzi także gnomem, algą, krabem, a ten większy także kalewą. Podczas ich prowadzenia w wodzie róbmy co jakiś czas przerwę – pozwólmy jej opadać na naprężonej lince. Zdarza się wtedy zaskakująco wiele brań. „Jokerem” w talii wahadłówek jest trudno osiągalny już na rynku „Heintz” – podłużna srebrna blaszka wyposażona w dwie kotwiczki. Przez jakiś czas były praktycznie już nie do kupienia, ale ostatnimi czasy ktoś wziął się za produkcję podróbek, które są równie skuteczne.

Obrotówki – od „trójki” w górę. Kolor paletki to w pierwszej kolejności matowe srebro, lub miedź. Sprawdzają się przede wszystkim następujące rodzaje skrzydełek: aglia (w wodzie stojącej), oraz comet i lusox. Przydatne bywają także spore chwosty maskujące kotwice.

Ciekawym rozwiązaniem są także spinnerbaity z dwoma skrzydełkami na górnym ramieniu i przynętą zasadniczą na dolnym, którą może być sporej wielkości guma.

Gumy – kopyta o dł. Od 9-15cm. Jasne, z białym brzuszkiem i niebieskim, bądź czarnym grzbietem. Mogą być dodatkowo ozdobione brokatem. Obciążamy je raczej lekko podczas przybrzeżnego bobrowania. Dobre bywają także (o dziwo!) pomarańczowe ripperki i kopytka. Warto mieć też przy sobie kilka gumek fluo – potrafią naprawdę wkurzyć drapieżcę.

Twisterów klasycznych do takiego łowienia już praktycznie nie używam. Wolę gumowe imitacje jaszczurek – zwłaszcza gdy na brzegu widzę traszkę, lub salamandrę, dla szczupaka obok żaby to rarytas. Jak będzie miał do wyboru stadko rybek, lub jaszczura/żabę wybierze raczej to drugie. Ciekawe są także rybokształtne gumki z wtopionymi wewnątrz hakami z obciążeniem i dodatkową kotwicą z dołu. Obecnie jest ich na rynku spory wybór. Zaznaczam jednak że na płycizny się nie nadają – są zbyt ciężkie. Można natomiast nimi połowić w głębszych miejscach (powyżej 2,5 m). Moim odkryciem z ubiegłego sezonu są szczupakowe muchy. O dł. Około 10 cm. Chodzą po powierzchni, lub tuż pod nią. Imitują mysz, szczurka, lub innego płynącego ssaka. Żerujący szczupak lubi także takie dodatki d swojego menu. Przynęty te mają jednak jedną wadę – są dość lekkie, co wyklucza ich stosowanie podczas stosowania zestawów castingowych.

Wszelkie przynęty możemy prowadzić w średnim tempie, lub nawet w nieco szybszym. Wskazane jest co jakiś czas urozmaicić ich pracę zatrzymaniem, podszarpnięciem, lub serią podszarpnięć. Taki zabieg może skusić „niezdecydowanego” do uderzenia.

Brania majowych szczupaków rzadko bywają słabe. Z reguły są mocne i zdecydowane. Do tego stopnia że nie zdążamy zaciąć, ale szczupak już może być zacięty, a jeśli nie, to mamy jeszcze czas do docięcia. Z holem różnie bywa. To chyba zależy od indywidualnych predyspozycji zębacza. Zdarzało mi się łowić szczupaki, które po zacięciu wyciągałem po prostu z wody praktycznie bez walki, zdarzały się także odjazdy, wyskoki nad powierzchnie, szarpanie łbem i wszelkie inne wolty na kiju. Lądujemy bezwzględnie za pomocą chwytaka. Wyślizgi na brzegu (zwłaszcza piaszczystym) może uszkodzić śluz – czyli naturalną ochronę ryby. Najbardziej idiotycznym sposobem podbierania szczupaka, o jakim słyszałem jest chwyt za oczy. Dla mnie to sadyzm w czystej postaci! A ja ryb krzywdzić nie mam w zwyczaju. Po bezpiecznym wylądowaniu, ewentualna – szybka fotka i z powrotem do wody drania. Trzeba dbać o rybostan!

Jaź na lekki spinning
14 kwietnia 2020, 15:34

Jaź

Jaź jest rybą z rodziny karpiowatych. Występuje głównie w rzekach, zdarza się także w wodach stojących i zbiornikach zaporowych. Występuje stadnie. Samotnikami są jedynie duże i bardzo duże osobniki. Jaź odżywia sie przede wszystkim owadami, mięczakami, skorupiakami a także małymi rybami. I tyle powinno interesować spinningistę. Dla czystego sumienia dodam, że jaź jest wszystkożerny i zjada także rośliny, a przez grunciarzy i spławikowców bywa łowiony np. na ciasto. W wodach pozbawionych większych populacji typowych drapieżników jaź stał się obok klenia obiektem spinningowych połowów. Połów jego jest bardzo sportową odmianą spinningu i dostarcza łowcy wielu emocji. Jazie łowi się na podobne zestawy jak klenie i okonie - czyli na lekki spinning, przy użyciu cienkich linek i małych przynęt. Łowić jazia w Polsce można przez okrągły rok - jest wyjęty spod prawa częściowo - tzn. nie ma okresu ochronnego. Wymiar ochronny, to tylko 25 cm. A rekordowe jazie dorastają nawet do 70cm. Najczęściej jazia można spotkać tam gdzie klenie. Czyli w miejscach o mocniejszym nurcie, lub na jego pograniczu, gdzie czatuje na niesione z prądem jadalne kąski. Jaź jednak o wiele gorzej znosi zanieczyszczenia wody. Między innymi dlatego jest go coraz mniej w naszych wodach.

przynęty na jazia

 

Sprzęt

Jazia łowimy na lekki, lub na ultralekki spinning. Wędeczka o c.w. maksymalnie do 16-17g. Ideałem są kijki o c.w. do 12g. Kołowrotek o przeciętnym przełożeniu w okolicach 1:5. Linka - najlepiej plecioneczka 5lb, lub monofil maksymalnie do 0,16 - 0,18mm. Tylko tak delikatny zestaw pozwoli swobodnie podawać niewielką przynętę na odpowiednie odległości.

Przynęty

Tak samo jak w wypadku kleni - najlepszymi przynętami sa małe obrotówki i mikrowoblerki. Hitem ostatnich sezonów są woblerki owadzie. Jazie lubią zażerać przynętę od dołu, a tam właśnie kryje się kotwica. Czasem wystarczy takiego wobka rzucić pod prąd i pozwalać mu swobodnie spływać po powierzchni.Gumki i cykadki ze względu na charakterystykę swojej pracy - są lepsze w miesiącach od listopada do kwietnia - gdy łowimy na większych głębokościach. Dobre bywają także małe wahadłówki.

Gdzie szukać jazia

W ciepłe dni najlepiej jazia szukać przy powierzchni, w miejscach o niewielkiej głębokości, szybkim nurcie i kamienistym, lub piaszczystym dnie. W chłodniejszych miesiącach jaź schodzi coraz głębiej, zimuje raczej tam gdzie większość ryb - na dużych głębokościach, rzadko pobierajac pokarm. W wodach stojących jazie można zaobserwować po charakterystycznym "oczkowaniu" na powierzchni wody.

Jazie mająwiele wspólnegoz kleniami. Podobne zwyczaje. Zajmują podobne stanowiska w wodzie i często można je złowić w tych samych miejscach na te same przynęty, stosując te same techniki.

Jaź jest rybą dość silną i waleczną. Na lekkim zestawie zabawa podczas holowania bywa przednia. Jest jednak druga strona medalu. Jaź podczas holowania może narobić takiego zamieszania pod wodą, że pozostałe osobniki ze stada zostaną spłoszone. Wówczas najlepiej jest poszukać ich nowego stanowiska, bo na powrót nie ma co liczyć. Może wrócą za 15 minut, może za godzinę, a może za trzy godziny... Podczas poszukiwań jazia dobrze jest być zamaskowanym i robić jak najmniej hałasu nad wodą. Jazie płochliwością ustępują chyba tylko pstrągom.

Wyholowanemu jaziowi nie zapomnijmy dać buzi i wypuścić do wody.

Klenie metodą spinningową
14 kwietnia 2020, 15:34

Kleń

Kleń (z łac. Leuciscus cephalus). Zamieszkuje wody słodkie praktycznie całej Europy i nie tylko. Występuje zarówno w rzekach, jak i w wodach stojących. W Polsce przez wielu uważany za chwasta i rybę pocieszenia. Nie jest typowym drapieżnikiem. Klenie są wszystkożerne. Można go zatem łowić wszelkimi możliwymi metodami (spinning, spławik, grunt, muchówka). Jego obfitość rekompensuje braki innych gatunków w naszych wodach. Na dodatek nie ma okresu ochronnego i można za nim chodzić przez okrągły rok.

woblery na klenia

 

Wg. Ichtiologów osiąga długość 40-50 cm i 2-3 kg wagi, maksymalnie dorasta do 60 cm, chociaż każdy kto połowi np. w Wiśle wie, że kleniska mogą być sporo większe. Ciało wrzecionowate, srebrne, lekko bocznie spłaszczone, pokryte dużymi, czarno obrzeżonymi łuskami. Jako „paradrapieżnik” zjada głównie: ukleje, jelce, okonie, kiełbie, jest też kanibalem. Oprócz ryb lubi również owady – wszelkie, które znajdą się w wodzie, w jego polu rażenia. Przekąsi też glistę, żabę, raczka i inne niewielkie żyjątka.

Klenie żyją z reguły stadnie, samotne bywają tylko większe osobniki. Lubią się trzymać nurtu, gdzie zażerają wszystko, co ten przyniesie.

Klenie są dość płochliwe. Ciche podejście do miejscówki, z których możemy je dosięgnąć gwarantuje jednak połowę sukcesu. Przydatne bywa także maskowanie. Co ciekawe, gdy brodzimy, klenie często się nie boją i podpływają aż pod same nogi.

Podstawową przynęta dla mnie jest obrotówka! Odpowiednio poprowadzona w nurcie przynosi branie za braniem, ale opanowanie takiego prowadzenia zajmuje trochę czasu. Warunkiem też jest super poprawna praca blaszki. Musi wirować już przy bardzo wolnym prowadzeniu (bo tak ją właśnie się prowadzi) – w poprzek nurtu.

Rozmiary blaszki od 00 („kiblówka”), poprzez 0, 1, aż do maksymalnie 2. Zdarza się, że klenie uderzają nawet w 4 podczas poszukiwań szczupaka, ale łowiąc z nastawieniem na klenia darujmy sobie takie rozmiary.

Woblerki – małe do 7cm maksymalnie. To moja przynęta numer 2. Płytko schodzące, agresywnie pracujące podczas wolnego zwijania. Najczęściej korzystam z rozmiarów 3-4 cm. Zdarza się że łowiona „owady” – nawet 1,5cm. Z tych ostatnich wybieram tylko te, które imitują „nasze” polskie robactwo. „Smużki” mają też jedną zaletę, której nie ma obrotówka. Posiada kotwiczkę z dołu – a zdarza się, że klenie uderzają głównie z dołu i na obrotówkę trudno je zapiąć.

Cykadki – korzystam z nich głównie w zimie. Cykady szybko toną, więc to je dyskwalifikuje jako przynętę to łowienia pod powierzchnią. Zimą klenie siedzą głębiej, gdyż tam mają cieplej. Cykada jest jedynym sposobem obok bocznego troka, żeby dorwać „zimowego klenia”.

Gumki – skuteczne przede wszystkim w chłodnych, zimowych miesiącach. Przede wszystkim na bocznym troku. Paproszki, 2 cm. są atakowane nie tylko przez małe wyrostki, ale też przez spore kleniska.

Barwy. Mówiąc o przynętach używanych przy połowie kleni nie sposób nie wspomnieć o ich kolorystyce. Kleniom czasem trudno dogodzić. Czasem wolą barwy całkowicie stonowane, ciemne, szare, czasem naturalne, a jeszcze kiedyś fluo… I bądź tu mądry. Reguły nie ma żadnej, trzeba eksperymentować. Ja najczęściej zaczynam od przynęt naturalnie ubarwionych i stopniowo przechodzę do coraz to bardziej kolorowych. Kolorystykę staram się dobierać też do aktualnej przejrzystości wody. Im woda bardziej mętna, tym jaśniejsze przynęty wybieram, a nawet pomarańczowe i żółte fluo.

Sprzęt

Wędka o cw. Do 15g w zupełności wystarczy na wyholowanie rekordu Polski. Idealne są kijki do 10g. zwłaszcza podczas korzystania z małych wiróweczek i woblerków. Tylko delikatny kijek zapewnia, że lekki wabik możemy posłać na dostateczną odległość. Na lekkim kiju zupełnie inaczej też można zaobserwować brania. Chociaż klenia ciężko jest zaciąć. Z reguły zacina się sam. Branie odczuwamy jako błyskawiczne „pstrykniecie” – i albo mamy klenia, albo go nie mamy. Długość wędki – zawodowcy z moich obserwacji stosują bardzo długie wędziska. Nawet odległościówki mające po około 4m. Ma to uzasadnienie, gdyż z długiego kija można dalej rzucać, z długim kijem nie musimy też niepotrzebnie pokazywać się płochliwej rybie, wystarczy że wystawimy go zza drzewa/krzaka.

Kołowrotek. Tutaj jest ból. Żeby wyważyć długaśną wędkę potrzeba sporej maszyny, a stosowanie takiej nie ma w zasadzie innego sensu. Pozostaje zatem niewielki kołowrotek i obciążenie dolnika. O tym, że hamulec musi być mega precyzyjny – chyba nie musze pisać, bo w spinningu to oczywiste.

Linka – żyłka może być już o średnicy 0,14mm. Im cieńsza, tym lepiej. Niektórym kleniom grube liny przeszkadzają. Jeśli mowa o plecionkach, to 5lb i nie więcej.

Po zacięciu klenia należy go w pierwszej fazie holowania odciągnąć jak najdalej. Istnieje prawdopodobieństwo, że nie wypłoszymy reszty stada i będziemy mogli w tym samym miejscu złowić dwie sztuki lub więcej. Czasami nie jest to łatwe, bo kleń po zacięciu potrafi powalczyć. Zdarzają mu się nawet akrobacje ponad powierzchnią wody i odjazdy na hamulcu. Mówiąc krótko: potrafi w wodzie nieźle narozrabiać, a to wystarczy, by reszta stada się wystraszyła i uciekła. Po „eksplozywnym” holu lepiej zmienić miejscówkę, niekoniecznie daleko – wystarczy kilkadziesiąt metrów dalej. Nie zapominajmy o cichym i ostrożnym podejściu.

Lądować klenia możemy ręką, ale uwaga – może się wyślizgnąć, jak zacznie się wić i rzucać. Do uwalniania polecam pensetę. Mięsiarzy przestrzegam przed zjadaniem tej ryby – jest oścista i mięso też niezbyt dobre.

Brzana
14 kwietnia 2020, 15:32

Brzana (z jęz. łacińskiego Barbus barbus) jest rybą z rodziny karpiowatych, zamieszkującą wody słodkie w znacznej części Europy. W Polsce brzana występuje głównie w rzekach nizinnych i ich dopływach. Warunkiem bytowania brzany jest żwirowate dno i dość silny nurt, gwarantujący dobre natlenienie wody. Ciało brzany, w przeciwieństwie do większości ryb karpiowatych nie jest zbyt wygrzbiecone. Raczej walcowate, kształtem przypominające niski, płaski bolid. Pysk brzany charakteryzuje się dolnym otworem gębowym z dwiema parami wąsików. Brzana ma kolor ciemny, w zależności od środowiska, w którym ona przebywa może być on: oliwkowo-zielony, brązowy lub ciemnoszary. Płetwa ogonowa i grzbietowa mają barwę szarą zakończoną na ciemnobrązowo lub czarno. Pozostałe płetwy mają kolor czerwonawy. Według ichtiologów brzana dorasta do długości 120 cm i masy około 12 kg. Przeciętna wielkość brzany, do jakiej może dorosnąć w Polsce to 70-80 cm. Brzana występuje przede wszystkim w rzekach. W rzekach nizinnych i ich dopływach brzany wybierają na swoje stanowiska przede wszystkim miejsca gdzie dno jest twarde, kamieniste, żwirowe bądź też usiane głazami. Mniejsze osobniki można znaleźć w pobliżu brzegów na dosyć płytkiej wodzie. Większe najczęściej trzymają się głównego nurtu i znaczniejszych głębokości.

Brzana odżywia się przede wszystkim drobnymi wodnymi stworzeniami. Do jej menu można zaliczyć przede wszystkim: wszelkiego rodzaju robaki, pijawki, larwy owadów, kiełże i mięczaki. Niekiedy brzana nie pogardzi małą rybką, ślimakiem, pijawką, czy też raczkiem. To właśnie te ostatnie "brzanowe dania" będą głównie interesować nas, jako spinningistów.

woblery na brzanę

 

Gdzie szukać brzany

Właśnie tam, gdzie ona lubi przebywać. Aby jednak w dużej rzece nizinnej dostać się do rynny trzeba niekiedy brodzić lub skorzystać z pontonu albo łodzi. Problemem może być znalezienie kamienistego dna w głębokiej rynnie. Tutaj nie ma jak popytać kolegów po kiju, których spotkamy nad wodą. Tym, którzy są na łowisku po raz pierwszy i nie znają go dobrze pozostaje wybadanie dna jigami. Poszukiwania należy oczywiście zacząć w miejscach gdzie nurt jest wyraźnie szybszy.

Sprzęt

Brzana to nie okoń, nie kleń, nie sandacz. Brzana to chyba najsilniejsza ryba jaką można złowić w rzece nizinnej. Oczywiście jeśli weźmie się pod uwagę osobniki różnych gatunków, które są tej samej wielkości. Odjazdy brzany pod prąd są już wręcz słynne wśród wędkarzy. Niekiedy brzanę po zacięciu można pomylić z sumem. Dobranie sprzętu "brzanowego" może stanowić problem. Musi mieć on bowiem wysoką moc, a jednocześnie powinien obsługiwać dość małe przynęty. Jeśli chodzi o kij, to moim zdaniem ideałem jest badyl dł. 270, a nawet 3m o akcji medium lub półparabolicznej i ciężarze wyrzutu o maksimum 25g. Są tacy, którzy uważają, że to na brzanę za mało. Ale ja uważam, że lepiej holować ją nieco dłużej na bardziej miękkim kiju, niż szarpać się z nią na siłę. Warunkiem skutecznego holu rzecznej siłaczki jest kołowrotek o precyzyjnym hamulcu. Będzie on bardzo potrzebny i musimy na nim polegać bezgranicznie. Jako linkę – polecam żyłkę! Najlepiej porządną, trudnościeralną, przeznaczoną do spinningu. Średnica 0,25mm jest wystarczająca, jeśli kij i młynek jest dobrze dobrany, a wędkarz nie wpada w panikę podczas holu. Jej rozciągliwość zamortyzuje gwałtowne zrywy i odjazdy ryby. Brzana ma miękki pysk i najczęściej zacina się sama. Podczas lądowania jej należy bardzo uważać, może w ostatniej chwili zdobyć się na całą serię ataków i spiąć się z haka właśnie w tej fazie holu.

Przynęty

Tutaj pojawia się problem. Mimo dość solidnego sprzętu, łowienie brzan na spinning wymaga stosowania małych i bardzo małych przynęt. Zdarza się czasem, że brzana o długości 50-60 cm. Uderza w 9 cm wobler, ale są to raczej przypadki, obserwowane podczas połowu innych ryb, gdzie brzana staje się przyłowem. Najczęściej na brzany stosuje się małe woblerki. Imitacje owadów, które nurkują dość głęboko, skorupiaków (raczki) oraz imitacje narybku. Rzucić na stosunkowo grubej żyłce i ze stosunkowo ciężkiego kija nie jest łatwo. Jako że brzana występuje w miejscach o wartkim nurcie, możemy (najlepiej brodząc) spławić woblerek z nurtem na dostateczną odległość. Przynętę prowadzimy nad dnem z częstymi zatrzymaniami – tak by przynęta stojąc w miejscu wykonywała wabiące ruchy i nie gubiła pracy. Podobnie możemy postępować z małą wirówką. Dobrze jest stuningować fabryczną „zerówkę” albo „zero-zerówkę” zakładając jej nieco cięższy korpusik, umożliwiający sprowadzenie błystki w pobliże dna. W słoneczne dni w prześwietlonej wodzie o kamienistym dnie i wartkim nurcie doskonale spisują się kolory ciemne. Miedź, czerń, grafit. Mogą być urozmaicone kropkami o różnych barwach (czerwony, żółty, niebieski, różowy). Rodzaj paletki trzeba koniecznie dobierać do uciągu wody. Podczas korzystania z gumek dobre bywają brązowe i czarne twisterki oraz maleńkie ripperki w barwie jasnej z ciemnym grzbietem. Te ostatnie świetnie imitują narybek i nadają się do ściągania z nurtem. Zadaniem twisterków jest „udawanie” małych pijawek, dżdżownic i innych glist. Również one nadają się do prowadzenia zgodnego z kierunkiem nurtu, przypominając robala porwanego przez prąd. Taka metoda jest skuteczna zwłaszcza po burzach, kiedy wszelkiego typu robactwo wyłazi z ziemi. Tam gdzie woda jest nieco bardziej mętna i głębokość przekracza 1,5 m. można zastosować małe cykady. Schodzą naprawdę głęboko i można je zatrzymywać w nurcie (ściąganie pod prąd) na dłuższą chwilę. Ich barwy powinny być stonowane – jak w przypadku wirówek. Najlepiej dobierać je kolorystycznie na podstawie ubarwienia dna. Im ciemniejsze dno – tym ciemniejsza przynęta.

Po zacięciu brzany, powinniśmy odkręcić nieco hamulec w młynku (ale nieznacznie) i dać jej się chwilę wyszaleć. Nie można sobie pozwolić na poluzowanie zestawu. Każdą oznakę słabnięcia ryby powinno się kwitować natychmiastowym podciągnięciem jej w swoim kierunku. Hol brzany męczy nie tylko rybę, ale i wędkarza. I to jest właśnie cudowne w łowieniu brzan.