Kategoria

Sztuczne przynęty, strona 2


Rapala risto rap
27 kwietnia 2020, 21:13

Rapala Risto rap, to kolejny, godny uwagi model fińskiej firmy. Wielki ster, który dzięki niemal poziomemu ustawieniu względem osi wobka zapewnia bardzo głębokie nurkowanie posiada wtopione weń oczko. Początkowo takie rozwiązanie nie budzi zaufania, ale uwierzcie mi – wytrzymać może znacznie więcej niż fabryczne kotwiczki VMC, które są zamontowane w tym modelu. Ustawienie steru daje jeszcze jedną zaletę, o której się raczej nie mówi – wydłuża rzuty w znacznym stopniu. Gdyż wobler po wyrzucie tworzy ustawia się razem z nim w jednej linii – w kierunku, w którym leci. Opory powietrza są przez to znacznie zmniejszone, co pozwala na uzyskiwanie większych odległości. Risto rap jest produkowany w czterech wielkościach. Najmniejszy ma 4 cm. długości i waży 5 gramów. Świetnie się spisuje podczas połowów pstrągów w rzekach górskich, jak i brzan. Pozwala zanurkować na sporą głębokość i ma umiarkowaną tendencję do łapania zaczepów. Chroni go przed nimi ster, który jest bardzo wytrzymały. Można go postawić w nurcie, co świetnie sprawdza się przy połowach salmonidów. „Oczko” wyżej jest model 5 cm i wadze 10 cm. Model bardzo udany. Leci bardzo daleko po wyrzucie. Skupiona masa w zwartym, nieco beczułkowatym korpusie robi swoje. Znakomicie sprawdza się na rzekach nizinnych. Można nim sięgnąć z dużej odległości ostrożnego jazia, klenia, czy brzanę. Jeden z nielicznych woblerów, którymi można łowić te ryby w zimie bez użycie bocznego troka i pałeczki tyrolskiej, ani prowadnicy. Model 7 cm. to uniwersał. Doskonały na szczupaki jeziorne, jak i na rzeczne sandacze, bolenie czy troć. Z kolei model 9 cm. to sumowy klasyk. Co tu dużo mówić – ma wszystkie zalety jakie powinien spełniać wobler do połowu suma. Leci daleko, schodzi głęboko, pracuje agresywnie przy samym dnie. Jeśli w pobliżu znajduje się sum, to znokautuje od razu prowokująco kolebiącą się rybkę. Uderzają w niego też szczupaki, sandacze, głowacice, wielkie bolenie i inne drapieżniki. Można nim obławiać naprawdę głębokie doły. Według producenta schodzi na 6 m. Ale praktyka pokazuje, że potrafi osiągnąć nawet 8. Z tego powodu jest chętnie stosowany przy rollingu. Jeśli zamierzasz polować na wielkie ryby, to obojętnie, czy miejscem polowania będzie jezioro, rzeka nizinna, czy górska, warto mieć risto rapa w swoim pudełku.

Rapala risto rap

Rapala mini fat rap
27 kwietnia 2020, 21:12

Rapala fat rap

Mini fat rapki to maleńkie woblery rapali przeznaczone do łowienia na lekki spinning. Swoim wyglądem imitują małe okonki, pstrążki, płotki oraz gatunki, które w Polsce nie występują. Naturalnie występują też w wersjach fluo. Fat rapy są produkowane w jednej tylko wersji – tonącej. Trzycentymetrowy korpus wykonany jest z balsy, czyli kłania się stara szkoła budowy wobków. Przynęta jest dość dobrze obciążona, ponieważ jej masa to około 4 gr. Co jak na tak nie wielkie rozmiary jest wynikiem dobrym. Celowo wspomniałem o wadze, gdyż po części to ona stanowi o lotności woblerka. Mini fat rap, pomimo tego, że tonący, zagłębia się w toni dosyć powoli. Wg. Producenta przeznaczony jest do penetrowania wody na głębokości od 0,9 – 1,8 m.

Rapala mini fat rap, Rapala fat rap

 

Na naszych łowiskach jest idealnym narzędziem do połowu jazi i kleni. Szczególnie te pierwsze upodobały sobie niektóre mini fat rapy. Skuteczne bywają na wiosnę w strefach przybrzeżnych oraz w miejscach gdzie nurt graniczy ze spokojną wodą. To właśnie tutaj często żerują jazie i klonki. Ustawiają się w spokojniejszej wodzie i czekają na to co nurt ze sobą przyniesie. Często są to małe rybki, którymi żywioł poniewiera, a które starają się zaciekle walczyć o to by dopłynąć do brzegu. Walka z nurtem daje im mocno w kość i wyczerpuje, po wpłynięciu na spokojniejszą wodę są już mocno zmęczone. Dlatego też są łatwym łupem dla czatującego tam drapieżnika. Prowadząc fat rapa w takim miejscu, zawsze po wprowadzenie go w obszar spokojnej wody, przestaje zwijać linkę na chwilę i pozwalam woblerkowi „odpocząć”. Właśnie wtedy notuje na niego najwięcej brań. Model ten dobrze spisuje się także w typowych miejscach jaziowo – kleniowych w rzekach. Dobry jest na przelewach i na przerwanych tamkach, ale tam gdzie widać wystające z wody kamienie albo gałęzie, radzę uważać. Łatwo go w takich miejscach urwać. Jeśli zdecydujemy się zarzucić rapalkę w takie miejsce, to obowiązkowo kij do góry i pełna kontrola zestawu. W wodzie stojącej bywa że malowany na okonka mini fat rap jest niezłą przynętą na okonia właśnie. Stada okoni, które w lecie przebywają w przybrzeżnych strefach zbiornika bywają często na głębokości, którą spokojnie możemy spenetrować fat rapem. Oczywiście przynętą tą zaczynam łowić dopiero gdy stwierdzę u pasiaków całkowity brak zainteresowania gumkami i wirówkami. O dziwo nie zdążyło mi się nigdy na mini fat rapa złowić, ani nawet zaciąć szczupaka. Myślę, że to po części przypadek. Wobkiem tym łowię tylko na ultralighta, gdzie nie stosuję zabezpieczeń przed szczupaczymi zębami. Obok niektórych niewielkich woblerków firmy REBEL jest to niezła kleniowo – jaziowa przynęta, która jest produkowana seryjnie. Jeden z moich faworytów woblerowych na paradrapieżniki obok salmo horneta. Maleńki salmiak jednak nie dorównuje rapalce lotnością. Na jego korzyść przemawia jednak niższa cena.

Dorado Invader
22 kwietnia 2020, 17:31

Dorado InvaderFirma Dorado powstała już jakiś czas temu. Ich producentem jest Darek Małysz. Nie jest to człowiek, który wypadł sroce spod ogona, ale facet, który był v-ce mistrzem polski w spinningu i zdobywał także laury w spinningowych GP Polski. Obok Tomka Krzyszczyka, to chyba najbardziej utytułowany Polski producent sztucznych przynęt. Świadczy to samo o sobie. Jednym z najpopularniejszych wyrobów firmy jest model o nazwie „Invader”. Jest to wyjątkowo łowny i udany model, który obecnie występuje w ponad 20 wersjach kolorystycznych i 8 wielkościach. Każda wielkość jest produkowana w wersji pływającej i tonącej. Dzięki takiej różnorodności, każdy spinningista może znaleźć swojego invadera – killera na każdy gatunek ryby jaki ma ochotę poławiać. Szeroki, dosyć płasko ustawiony ster, przez który przeprowadzone jest oczko do mocowania zestawu powoduje, że invader pracuje bardzo agresywnie. Bez trudu schodzi także na głębokości deklarowane przez producenta.

1) Najmniejszy z modeli - 4 cm o masie 2,2 – 3,5 g (wersja pływająca/tonąca) jest w stanie zanurkować na głębokość 1,2 m. Jest on doskonałą przynętą na klenie i jazie. Łowcy pstrągów, lipieni i okoni również go sobie chwalą.

2) Nieco większy model o długości 5 cm i wadze 3-5g. znakomicie się spisuje podczas połowów rzecznych na większość gatunków ryb. W jeziorach świetnie biorą na niego okonie. Schodzi do 1,5 metra, a więc wystarczająco by penetrować strefę przybrzeżną w zasadzie na większości łowisk.

3) Model 6 cm, to również jeden z uniwersałów, którym możemy przeprowadzić rozpoznanie na nowych łowiskach. Jest w stanie skusić klenie i jazie, a także bolenie, sandacze, okonie i szczupaki. W większych rzekach górskich doskonale się sprawdza na wyrośniętych pstrągach.

4) 7 Cm to już typowy wielkorzeczny killer szczupakowi – sandaczowy. Zwłaszcza mętnookie je lubią zagryzać podczas nocnych połowów na opaskach. Schodzi na około 3 m. głębokości.

5) 8 cm – tutaj zaczyna się już cięższa zabawa. 1 cm więcej od poprzednika i w wersji pływającej waży 5 g więcej. Model dla tych, którzy nie lubią zabawy z niedorostkami. Da się przyjemnie nim rzucać za pomocą castingu. Nurkuje do ponad 4 metrów. Umiejętnie poprowadzony daje bardzo ciekawe efekty w wodzie. Można nim łowić w większości stref wody. Prowadzony powoli z przerwami, prowokuje ryby 1 metr pod powierzchnią.

6) 9 cm. – jeden z moich sumowo – sandaczowych faworytów. Lata z multiplikatora aż miło. Świetna agresywna praca na dużych głębokościach, to jest to co sandały i sumy lubią najbardziej. Jego wadą są za słabe kółka łącznikowe i kotwice, które warto wymienić na mocniejsze, jeśli spodziewamy się brań sumów. Nie to, że seryjnie zamontowane zbrojenie jest słabe (jest podobne jak u konkurencji – czyli średniej klasy).

7) 11 cm oraz 14 cm Przeznaczone bardziej pod szczupakowy trolling. Ja jeszcze nie miałem okazji nim łowić, ale na pewno w bieżącym sezonie przetestuję.

 

Coblery dorado wyróżniają się dość atrakcyjną ceną na tle konkurencji. Moim zdaniem są doskonałą alternatywą dla wielu bardziej uznanych producentów. Ich wygląd to przede wszystkim nadruki. Są wykonane dość starannie – nic nie można im zarzucić. W mojej opinii invader to wyrób bardzo udany i doskonale wpisujący się w polski rynek sztucznych przynęt (biorąc pod uwagę stosunek jakości do ceny).

Przynęty na suma
22 kwietnia 2020, 13:00

Bynajmniej nie jest to artykuł z cyklu „Przynęty za stówę”. Za 100 zł ciężko skompletować przynęty na wąsatą rybkę. Tutaj wszystko musi być ekstremalnie mocne, a jak wiadomo – haki i kotwice im większe (i lepsze) – tym droższe. Do rzeczy. Chciałem dziś przedstawić wam kilka przynęt, które sprawdzały się mnie i moim znajomym podczas spinningowego „sumowania” w ostatnich sezonach. Łowiliśmy (myślę że mogę tutaj napisać w liczbie mnogiej w imieniu kolegów) na różne przynęty, ale... ale kilka przynęt było po prostu bardziej łownych niż inne. Dotyczyło to każdej grupy wabików. Wszystkie muszą spełniać jeden warunek – poprawnie pracować podczas bardzo powolnego prowadzenia w wodzie.

Przynęty na suma

Jigi

Podstawowe przynęty. Po części z oszczędności. Dobry wobler sumowy trochę kosztuje, a urywa się tak samo jak jig. Polecam wszelkie eksperymenty z wormami i dużymi gumami imitującymi raki. Oraz rippery od 8 cm wzwyż. Dobre są też rippery z wtopionym wewnątrz obciążeniem i folią holograficzną. Zwłaszcza te imitujące krąpie, karasie i leszcze. Dozbrojka w postaci kotwiczki u dołu przynęty warta jest wymiany na coś mocniejszego. Wciąż niezłe efekty można osiągnąć stosując klasyczne twistery. W Wiśle królują w lecie jasne: perła, białe i seledyn fluo, w nocy popularny jest święcący w ciemności. Ja do tego ostatniego nigdy nie miałem sumowego szczęścia, ale prowadząc 7 cm nad dnem w moim sumowym dołku – złowiłem bolenia jakieś dwa lata temu :)

Kiedyś spotkałem nad wodą spinningistę, który łowił na puchowce. Wykonywał je sam na główkach od 30 do 50 gram. Miały około 10-12 cm. Ja się nie pokusiłem (jeszcze?) o wykonanie takiej przynęty. Chociaż przyznam, że zdjęcia jego sumów, które mi pokazał na swojej komórce, zrobiły na mnie wrażenie!

Błystki obrotowe

Tylko i wyłącznie zabawki z przednim obciążeniem. Kiedyś czytałem o ich stosowaniu na Ukrainie. Wykonałem kilka sztuk na próbę (instrukcja tutaj: http://extreme-fishing.pl/?p=754) i na stałe weszły do mojego sumowo – sandaczowego arsenału. Nauczony na własnych błędach – wolę je zbroić pojedynczym sumowym hakiem (takim jakiego używają grunciarze), kotwice – nawet te duże, markowe bywały miażdżone. Dla tych, którzy próbują łowić na takie blaszki, a nie mają w tym jeszcze doświadczenia – dodam, że zastosowanie pojedynczego haka ogranicza też czepianie się kotwicy za przypon. Zdarza się to podczas zarzucenia takiej blaszki. Odwrotne wyważenie wabika, niż w klasycznych wirówkach powoduje odwracanie się w locie przynęty i tył wyprzedza przód – zupełnie jak w zimie na zakręcie jadąc Polonezem ;) Recepta na to jest hamowanie linki przy kołowrotku w ostatniej fazie lotu przynęty (castingowcy nie powinni mieć z tym problemu).

Wahadłówki

Szerokie, dość mocno wykrępowane. Mocno pracujące podczas powolnego prowadzenia, ale nie wpadające w ruch wirowy. Niestety ciężko o takie w sklepie – trzeba je samemu zrobić, albo podrobić, albo... nie wiem co. Stare rosyjskie i polskie wzory są niezłe. Czasem można je jeszcze gdzieś znaleźć. Jedną z ich zalet jest także to, że da się je daleko posłać z ciężkiego sprzętu, bo trochę ważą. Stworzone do multiplikatorów! Ich kolor nie gra zbyt dużej roki, zwłaszcza podczas połowów nocnych. Ja stosuję srebrne, złote i miedziane. Czyli „nieumalowane.”

Woblery

Głęboko nurkujące Rapalki: Shad rapy deep runnery, DT i ewentualnie wyroby innych firm, które potrafią sporo zanurkować na zestawie z grubą plecionką. W prasie wędkarskiej odkąd pamiętam piszą o pękatych, niezbyt głęboko schodzących woblerach, które mają się sprawdzać podczas nocnych połowów – być może i tak jest, ale mnie takie przynęty osobiście nigdy nie przyniosły oczekiwanych efektów.

Bonus

W dołkach można się pobawić dropshotem, co też ostatnio zacząłem sam czynić. Namówił mnie znajomy, który tego sposobu (z bardzo dobrymi efektami) spróbował w ubiegłym roku. Jak przynęty stosuję długie fluo gumki, albo inne dziwactwa, o nieokreślonym kształcie i charakterze pracy. Niedługo planuję pierwsze eksperymenty ze „smrodami” - czyli nasączaniem gumek substancjami zapachowymi.

Klasyczne twistery
21 kwietnia 2020, 12:25

Któż go nie zna? Mają go w pudełkach chyba wszyscy spinningiści bez wyjątku. U mnie ta przynęta schodzi z roku na rok, na coraz to dalsze miejsce. Obecnie już ich niemal nie używam. Są w zasadzie tylko sporadyczne przypadki gdy to robię: pstrągi, okonki i sprawdzanie, czy w łowisku nie ma zaczepów ;-)

twister, twistery

Dlaczego zepchnąłem tą przynętę tak daleko w swoim rankingu? Kiedyś - owszem - była bardzo skuteczna. Ale to właśnie ona jest odpowiedzialna za "przegumienie" wody. Ryby na twistery już w zasadzie nie reagują, za wyjątkiem przypadków powyżej (pstrągi, okonie). Może przesadziłem – reagują słabo! Kiedyś kombinowałem z rodzajami ogonków, sztywnością samej gumy, rodzajem korpusu, kombinacjami kolorystycznymi itp. Przez jakiś czas przynosiło to efekty, ale nie na długo. Zamiast stać z białym twisterem uwieszonym na agrafce nad wodą i narzekać że "sandaczy nie ma" - postanowiłem kombinować i szukać innych sposobów. Dotarło do mnie bowiem, że tylko w taki sposób można skutecznie i regularnie łowić ryby. W miejscach gdzie łowiłem twisterami zacząłem łowić kogutami, wormami, ripperami i innymi rybkopodobnymi gumkami. Po dopracowaniu sposobów prowadzenia poszczególnych wabików, ich wielkości i kolorystyki efekty przyszły niespodziewanie dobre. Nie tylko łowiłem sandacze, ale łowiłem ich naprawdę sporo - tzn. znacznie powyżej przeciętnej na danym łowisku. A bywało, ze obok mnie stał inny wędkarz (czasami kolega) i nie mógł zahaczyć nic przez całe tygodnie. Patrzył się z politowaniem na moje wynalazki i eksperymenty. Podkreślał, że "biała guma...", że to czy tamto, a po jakimś czasie prosił mnie bym mu powiedzieć, gdzie te cuda kupić, jak poprowadzić. Nie uważam się za odkrywcę Ameryki. Po prostu logicznym wyjaśnieniem braku brań na twistery było "przegumienie", czyli zjawisko, które kiedyś nazywało się "przebłyszczeniem" (czasy kiedy używało się tylko blach obrotowych i wahadłowych), tylko, że w nowym wydaniu. Aktualnym. A twistery są tak powszechnie używane, że są chyba najczęściej stosowaną przynętą na wszelkie ryby drapieżne. Zwróćcie uwagę jak jesteście nad wodą na co łowi większość ludzi. Moim zdaniem wynika to z obiegowych teorii dotyczących tej przynęty. Oczywiście nie bez znaczenia są też takie czynniki jak: niska cena i w miarę duża wszechstronność oraz szerokie spektrum zastosowań na różnych łowiskach. W miejscówkach o niskiej presji wędkarskiej warto nadal stosować klasyczne twisterki. Tam nadal mogą szokować swą skutecznością. Ale umówmy się - ile takich miejsc jeszcze jest? ;-)

Są też inne wyjątki, gdzie stosuję twisterki. Znam dwa łowiska, na których z niewiadomych przyczyn twistery fluo upodobały sobie szczupaki i bolenie. Jadąc tam, zawsze zabieram ze sobą kilka sztuk. Ale to raczej jedno z tych nieprzewidywalnych upodobań ryb, których się nie da wytłumaczyć. Odkrytych przez przypadek. Jak to mówią: "wyjątek potwierdza regułę".

Czy całkowicie je skreślam jako przynętę? Nie! I chyba nigdy tego nie zrobię, ponieważ zdarza się, że przy "badaniu dna" łowię na nie piękne ryby. Wbrew regułom. Jakbym wrzucił tam inną przynętę - droższą i teoretycznie lepszą, skończyłaby zapewne na zaczepie, a ryb by nie było. I właśnie twister spełnia u mnie takie zadanie "sondy podwodnej", która ma określać rodzaj podłoża i jego niuanse.