Kategoria

Sztuczne przynęty, strona 4


Dozbrojka w przynętach jigowych
19 kwietnia 2020, 11:47

Najczęściej nasze jigi są uzbrojone w pojedynczy hak, zalany ołowiem stanowiącym „główkę”. O ile wielkość naszej przynęty jest nieduża, to problemu z zacięciem ryby nie ma. Nawet przy okoniowych połowach na maleńkie paproszki, wabik jest w całości połykany przez rybę i zacięcie jest niemalże pewne. Inaczej rzecz się ma, gdy jigujemy większymi przynętami. Zdarza się, że nawet guma o długości 20 cm zostaje z furią zagryziona przez sandacza, szczupaka, suma, czy nawet bolenia. Trafi on pyskiem w wystający haczyk, zostanie zacięty i wyholowany ale... Ale żeby nie było zbyt łatwo, nasze wodne pupile, które tak zajadle ścigamy naszymi jigami – często lekko tylko podskubują przynętę. Atakują zamkniętym pyskiem, lekko trącają, podskubują ogonek, odgryzając nawet kawałki ogonków.

Dozbrojka w przynętach jigowych

No cóż – haczyk jest jeden, przynęta duża – nie ma pewności że atakujący drapieżnik trafi akurat w grot. Czasami prawdopodobieństwo tego jest wręcz bardzo małe. Receptą na to jest dozbrojenie przynęty w dodatkowy hak lub kotwiczkę.

O stosowaniu, bądź niestosowaniu „dozbrojek” już kiedyś pisałem. Jest dla nich wiele „za” i „przeciw”. Tylko od łowiącego zależy, czy zastosowanie dozbrojki przyniesie więcej korzyści niż strat.

Wadami stosowania dozbrojki są przede wszystkim:

Większa czepliwość podwodnych przeszkód

Zaburzenie pracy własnej przynęty – poprzez usztywnienie jej (trzonek dodatkowego haka/stelaż z drutu, do którego przytwierdzona jest kotwiczka).

Poniżej postaram się przedstawić kilka sposobów na wykonanie fachowej dozbrojki, dzięki której można będzie zapiąć więcej ryb w pewnych sytuacjach.

 

Podstawowe rodzaje dozbrojek

 

Pojedynczy hak, wypuszczony od dołu przynęty

Grot skierowany w przeciwną stronę, niż grot haka z główki jigowej. Jego oczko jest zahaczone wewnątrz gumy o łuk kolankowy haka głównego.

Jest to podstawowe zbrojenie większych przynęt (powyżej 12 cm) rybkopodobnych (ripperów i kopyt), w miejscach, gdzie można spotkać szczupaka. Przynętami tego typu, o tej wielkości, najczęściej staramy się upolować sandacza, bolenia albo szczupaka. Problem w tym, że każdy z tych drapieżników przeważnie nieco inaczej podchodzi do naszej przynęty i inaczej ją atakuje. Sandacz uderza w jiga „od góry”, szczupak „od dołu”, a boleń - „na chama” - czyli gdzie popadnie...

Jak już wielokrotnie powtarzałem, podczas jigowania nie ma sensu trzymać się ścisłych reguł w prowadzeniu przynęty. Nawet gdy skaczemy nią sobie po dnie, to bywa, ze musimy ją miejscami podciągnąć w płaszczyźnie niemal poziomej. Wówczas – nawet sandacz, który zainteresował się naszą przynęta i płynął za nią, uderzy od strony ogonka – zatem większe będzie prawdopodobieństwo, że zahaczy się o dozbrojkę, niż o hak właściwy.

Taki typ zbrojenia doskonale się sprawdza także w przypadku wormów. Mając na uwadze sporą długość i wiotkość tych przynęt, można sobie pozwolić na zastosowanie haka dozbrojki nawet na bardzo długim trzonku. Pozostawiony na dnie worm, na ciężkiej główce, bywa atakowany w środek swojego korpusu, czyli miejsce gdzie jest hak – w ten sposób można na długiego worma złowić nawet brzanę i suma – Wiślana klasyka, dla fanów wormów.

 

Pojedynczy hak wypuszczony z góry przynęty

Tego typu dozbrojka, to również domena ripperów. Dotyczy przynęt mniejszych – np. 7 cm i doskonale się sprawdza podczas polowania na bolenie, gdy jigujemy pod powierzchnią wody, szybko zwijając linkę i podszarpując szczytówką. Atakujący od tyłu boleń, może trafić w sam ogonek, a pyskiem nie sięgnąć grotu haka – haczyk zamontowany bliżej ogonka może sprawić Rapie przykrą niespodziankę w dziąśle.

W ten sam sposób można zbroić także wielkie rippery do łowienia szczupaków i sumów w głębszej wodzie. Należy to jednak robić w taki sposób, by nie usztywnić rippera zbytnio, ponieważ może on wtedy zatracić swoje właściwości podczas powolnego prowadzenia (zwyczajnie nie będzie pracował).

Długie wormy – je również można zbroić w taki sposób, hakami na długich trzonkach – ten wariant lepszy od wersji z odwrotnym ustawieniem grota w bardziej „zaczepowch” łowiskach. Łapie mniej zielska.

Podwójny hak

Rozwiązanie bardzo stare i stosowane od czasów, gdy tylko wielkie rippery pojawiły się w sklepach. Stosowanie takiego zbrojenia miało miejsce głównie w dużych gumach, serwowanych szczupakom. Moim zdaniem zbytnio usztywnia to gumę, blokując jej ruchy w płaszczyźnie bocznej. Uważam, że w dniu dzisiejszym, ze względu na dostępne możliwości, taka dozbrojka ma niewielkie zastosowanie.

Druciany stelaż z kotwiczką

Kolejna opcja zbrojenia przynęty od dołu. Stosuję w ripperach i soft-jerkach większych rozmiarów, których szerokość jest większa. Zastosowanie niedługiego stelażu, który nie jest prowadzony wzdłuż przynęty nie usztywnia przynęty i nie gasi zbytnio jej pracy, a jest w miarę efektywnym rozwiązaniem. Niezły pomysł w łowieniu szczupaków z opadu w wodzie stojącej, gdzie nie są wymagane zbyt odległe rzuty. Wielkiego soft-jerka zbroimy w sam hak bez obciążenia, a przez środek zakładamy implant w postaci stelaża, do którego z dołu mocujemy kotwiczkę. Taką przynętą można świetnie grać przynętą między liśćmi grążeli. Zaznaczam, że zbrojenie gumy bez ołowiu jest dobrym rozwiązaniem raczej na łódkę/ponton, gdy napływamy na łowisko od strony wody. Operowanie taką przynęta dla mnie to ciężki casting, a z tego, nieobciążona, szeroka guma raczej nie poleci na zadowalającą odległość z brzegu.

Dowiązywane haki i kotwice

Tutaj pozwolę sobie na nie rozwijanie tematu. Przywiązywanie haczyków, czy kotwiczek za pomocą żyłki/plecionki wokół przynęt to raczej bezsens, stosowany przez osoby, dla których zbyt dużym problemem jest ukręcenie stelaża z kawałka drutu – powiem krótko – bądźmy poważni. Takie „dowiązywane” dozbrojki mają niemal same wady: począwszy od plątania zestawu, poprzez nieprzewidywalne zaburzenia pracy wabika, na odcięciach przez zęby szczupaka – kończąc.

Gumy Cabelasa
19 kwietnia 2020, 11:37

Na allegro od jakiegoś czasu można spotkać się z zestawami sztucznych, gumowych przynęt, sygnowanymi marką „Cabelas”. Przeważnie sprzedawane są w kompletach, w woreczkach albo w „kubełkach”. Wymieszane są ze sobą wzorami, wielkościami i kolorami. Wbrew pozorom, nie reagują ze sobą i nie zmieniają barw „zarażając się” od innych, z którymi są razem zapakowane. Wyprodukowane są z bardzo miękkiej gumy i nasączone jakąś substancją oleistą, która ma powodować aby ryba po zaatakowaniu przynęty dłużej trzymała ją w pysku, zwiększając szanse wędkarza na skuteczne zacięcie. Nie wiem, czy to chwyt marketingowy, ale owa substancja powoduje że rzeczywiście – w dotyku gumki „Cabelasa” sprawiają wrażenie czegoś bardziej naturalnego niż inne gumowe przynęty znane z rodzimego rynku. Inna sprawa, że później ciężko jest domyć ręce po owej substancji. ;-) Nie wiem w jakim kraju są produkowane, ale to zapewne Azja albo USA (zresztą jaka to różnica? Poszczególne modele sprzedawane są także pod różnymi markami: Southern pro, Gary Yamamoto, Mister Twister, Strike King itd. Zatem jedna firma produkuje je dla wielu marek.

Przynęty różnią się wieloma elementami od typowych gumek, które napotkać możemy w naszych sklepach. Przede wszystkim różnice dotyczą ich wzorów. Tutaj nie ma prostego podziału: twister, ripper, kopyto.

przynęty cabelas

Przynęty tubowe 

Czasami ciężko je uzbroić, bo są puste w środku, a rodzimi importerzy oprócz importowania „gołych” haków jigowych i zalewania ich na okrągło w formach garażowymi sposobami. No cóż – na pełną kulturę w sprzedaży jigów musimy jeszcze poczekać, zaopatrując się w specjalistyczne kształty główek od importerów – amatorów, którzy od czasu do czasu wystawią na allegro coś ciekawego na w miarę dobrych hakach. Tuby Cabelasa są przeważnie dwukolorowe. Korpusik w innym kolorze niż ogonki. Dwucalowe rozmiary są świetne na okonie, tutaj wyświechtany i opatrzony na dziesiątą stronę „twister motor-oil” całkowicie się chowa. Małe tubki doskonale nadają się też do łowienia techniką bocznego troku.

Rippery

Czyli przynęty rybokształtne, które w ostatnich latach zeszły do podziemia i zostały wyparte z pudełek wędkarzy przez kopyta, które mają w wodzie szerszą i bardziej agresywną pracę. Dzięki ripperkom Cabelasa, znów powróciłem do tych przynęt. Ryby o nich już dawno zapomniały na większości łowisk. Wabiki te mają słabszą pracę ogonową niż kopyta, a jak wiadomo – w wielu sytuacjach nad wodą, oszczędna akcja przynosi znacznie lepsze skutki niż akcja zbyt agresywna. Ripperki Cabelasa mają wybarwienie bardzo interesujące. Często są dwukolorowe, ale nie mają ordynarnie naniesionych farb na grzbiet, gardełko i ogonek, jak produkty niektórych konkurentów, ale są odlane z kilku rodzajów gumy. Wzbogacone są także brokatem. Trafić można na modele w naprawdę ciekawych – naturalnych barwach. Szkoda tylko że rozmiar kończy się na 10 cm, bo mnie się marzą 15-20 cm ripperki przezroczysto-szare z ciemnym albo niebieskawym grzbietem i dużymi kawałkami brokatu w środku. Ale nic nie szkodzi. Może producenci pomyślą w przyszłości i o tym. Małe, jasne i przezroczyste modele są niezłą bronią na bolenie w prześwietlonej wodzie.

Twistery

To także inna liga niż masówka, która zalega na sklepowych półkach w kraju nad Wisłą i już dawno obrzydła i wędkarzom i samym rybom. Twisterki Cabelasa posiadają pojedyncze oraz potrójne i poczwórne ogonki (nacięcia na ogonku głównym, rozdzielające go na kilka części). Bardzo pomysłowy patent – ich praca w wodzie jest zupełnie inna niż klasycznych twisterów. Ogonki te lubię odcinać i łączyć z innymi przynętami, ale to już sprawa na osobny artykuł. Twistery są produkowane w wielu odmianach kolorystycznych, są wersje dwu, trzy i więcej – kolorowe. Dzięki takiej różnorodności wzorów i kolorów jest jeszcze szansa by nadal na nie nabierać pasiaste cwaniaki i pstrągi, które chętnie zagryzają takie dziwactwa.

Paddle bugs, Split tail beetle i inne

Cokolwiek to jest, ale mam kilka tego typu przynęt od jakiegoś czasu i oprócz paru złowionych rybek widziałem też sporo wyjść do tych przynęt oraz zanotowałem niejedno niezacięte branie.

Podsumowanie

Biorąc pod uwagę cenę większych zestawów, które są sprowadzane przez prywatnych ludzi „importem walizkowym”, bez podatków, ceł itp. Warto na takie zestawy polować, bo cena jednostkowa gumki jest często kilkakrotnie mniejsza, niż jeden zwyczajny, znienawidzony przez ryby, twister ze sklepu (który potrafi kosztować już nawet 1 zł/szt!). Zdarza się że często są wyprzedawane ponieważ właściciel stwierdza że ma ich zbyt dużo i nie zdąży wszystkich urwać zanim dokona żywota. Biorąc pod uwagę, że w niektórych zestawach jest nawet po 800 szt przynęt, to można zrobić zrzutkę z kolegami, by nabyć taki zestaw.

Przynęty te są warte swojej ceny i z wyjątkiem kilku sprawdzonych modeli gum, które regularnie używam, to one stanowią główne siły moich pudełek na okonie, pstrągi i sandacze. Często używam ich także podczas łowienia boleni, jazi i kleni. Większe modele ripperów, które znalazły się w moim posiadaniu dopiero tej zimy zamierzam poddać specjalnemu uzbrojeniu i tunningowi, by molestować nimi pierwsze - majowe szczupaki.

Zbrojenie przynęt miękkich texas rig, Florida...
19 kwietnia 2020, 11:30

 

Amerykańskie szkoły zbrojenia przynęt gumowych, znacznie różnią się od naszych. Amerykanie myślą po prostu inaczej. Nie znaczy to, że gorzej, a im bardziej zgłębiam wiedzę na temat wędkarstwa w USA, to wydaje mi się, że ich rozumowanie jest zdecydowanie lepsze niż nasze. W Polsce jako gumowe przynęty sztuczne znane są głównie twistery i rippery. Wielokrotnie pisałem o innych rodzajach „gumek” takich jak wormy, jaszczurki i tym podobne. Moje zamiłowanie do gumowych dziwolągów wzięło się z potrzeby przekonania ryb do brań, w miejscach, gdzie popularnie stosowane gumy są przez nie całkowicie ignorowane. Kombinatorykę swoją posunąłem do tego stopnia, że zbroiłem je w różnego rodzaju główki jigowe – inne niż klasyczne – okrągłe, którymi łowią niemal wszyscy nasi spinningiści. Guma uzbrojona w główkę jiga, jakakolwiek ta główka by nie była, nadaje się w zasadzie tylko do jednej techniki prezentacji wabika – jigowania. Nasi wędkarze dostosowali także gumy do innej techniki – boczny trok, a ostatnio nawet do drop shota. W ojczyźnie przynęt gumowych, jaką niewątpliwie jest USA, wędkarze wynaleźli także inne sposoby zbrojenia gumek, które wpływają na ich zachowanie w wodzie. Stąd ich zupełnie inna skuteczność w pewnych warunkach. Chciałem przedstawić trzy, podstawowe szkoły zbrojenia gum „po amerykańsku”: Texas rig, Carolina rig i Florida rig. Jak wynika z samych ich nazw, pochodzą one z różnych zakątków USA.

 

Texas rig

Zbrojenie najprostsze z możliwych. W USA stosuje się w ramach obciążenia, ciężarek przelotowy w kształcie pocisku. U nas oczywiście zakupienie takiego graniczy niemal z cudem, ale łatwo sobie z tym problemem można poradzić, montując na lince przelotowo zwykłą ołowianą oliwkę, która powinniśmy dostać nawet w małych sklepikach wędkarskich. Oprócz tego, do zmontowania zestawu „Texas rig” potrzebny jest tylko haczyk i przynęta gumowa.

 

Schemat

https://www.youtube.com/v/9NpndQeBhnU?

 

Takie rozwiązanie zapewnia gumie nieco inne zachowanie w wodzie podczas prowadzenia, niż wtedy, gdy jest uzbrojona w główkę jigową. Podczas rzutu, ciężarek przemieszcza się po lince w stronę przynęty. Pod wodą wyprzedza przynętę przesuwając się po lince w kierunku wędziska. Zmienia to całkowicie pracę przynęty w opadzie. Ciężarek szybuje w kierunku dna wcześniej niż przynęta, która robi to wolniej (z opóźnieniem).

 

Systemik Texas rig poleca się do zbrojenia gumowych jaszczurek, raków i niektórych, zwłaszcza długich rodzajów wormów. Texas Rig jest jednym z najbardziej popularnych sposobów zbrojenia przynęt w tworzywa sztucznego, głównie ze względu na jego wysoką skuteczność. Jest to także bardzo uniwersalny sposób zbrojenia, który można stosować na łowiskach o przeróżnych charakterystykach. Można łowić na dnie kamienistym, piaszczystym, iłowym, zarośniętym zielskiem itd. Poprzez zmianę wielkości ciężarka można go stosować na dowolnej głębokości.

 

 

Florida rig

 

Rozwinięcie Texas Riga. Różni się tylko tym, że przed ciężarkiem znajduje się stoper, który ogranicza „wędrówkę” ciężarka w górę linki. Dzięki stoperowi, wędkarz sam może ustalić odległość poruszania się ciężarka po lince, co w czasie jigowania przejawia się w charakterystyce zachowania przynęty w opadzie. Gdy w czasie swobodnego opadu ciężarek „dojedzie” do stopera, to przynęta przyspiesza w jego kierunku (czyli w kierunku dna), ponieważ zostaje przez niego tam ściągnięta.

 

Schemat

florida rig

Florida rig stosuje się do tych samych typów przynęt co Texas riga.

 

Carolina Rig

Najbardziej skomplikowany systemik, spośród omawianych. Nie znaczy to, że trudny w montażu, czy obsłudze. Ma wiele wspólnego z naszym „bocznym trokiem” To coś jak połączenie Texas riga z naszym „trokiem”. Osobiście wydaje mi się, że jest to metoda ostatniej szansy, gdy ryby za nic nie chcą skubać naszych gumek, podawanych w sposób bardziej tradycyjny. Zaletą tego zbrojenia jest mnogość opcji co do ustawień, które może kontrolować wędkarz. Można manipulować nie tylko wielkością ciężarka, ale i długością troku, co daje wprawnym wędkarzom możliwość namierzenia nie tylko warstwy wody, w której żerują ryby, ale także dostosowanie prędkości opadania wabika, do zachcianek drapieżników.

 

Schemat

carolina rig

Przynęta, uzbrojona w sam pojedynczy hak wisi na przyponie, który łączy się z linką główną za pomocą krętlika. Z kolei na lince głównej, przed krętlikiem znajduje się plastikowy koralik, a przed nim ciężarek. Zadaniem koralika jest poniekąd stukot o ciężarek – tak przynajmniej twierdzą chłopaki z USA, których o to pytałem. Twierdzą że bywa wabiący dla niektórych gatunków ryb.

Carolina rig polecany jest do zbrojenia wormów, żabek, skorupiaków i gumek rybkokształtnych (shadów).

Wszystkie wyżej wymienione wyżej typy zbrojenia można z powodzeniem stosować na naszych łowiskach, do czego gorąco namawiam. Brak bassów wielkogębowych w naszych wodach nie oznacza, że techniki ich połowu są u nas nieskuteczne. Po prostu Amerykańscy wędkarze szybciej dostosowują się do tego, że ryby dość szybko przyzwyczajają się do klasycznych przynęt i technik. Polscy koledzy jak nie złowią nic, to narzekają na bezrybie. Amerykanie wymyślają nowe przynęty, albo modyfikują dotychczasowe. Dzięki temu, co sezon są gotowi by zaskakiwać drapieżniki czymś nowym, czymś, czego jeszcze nie znają. Sposób myślenia kolegów zza oceanu wydaje mi się coraz bardziej logiczny, dlatego swoją wiedzę na temat ich sposobów i technik będę pogłębiał na wszelkie możliwe sposoby i weryfikował na swoich łowiskach.

 

Klasyczny wobler – teoria przynęty
18 kwietnia 2020, 16:05

Woblery zostały podobno stworzone przez Lauriego Rapale, ale są to dość umowne informacje. Rapala po prostu był pierwszym, który dzięki swoim przynętom stał się znany, być może je nawet opatentował. Dzisiaj markę RAPALA zna każdy miłośnik spinningu. Fiński potentat produkują niezliczone ilości wielkości, wzorów i kolorów.

wobler, woblery

Budowa

Klasyczny wobler składa się z korpusu, stelaża, steru, kółek łącznikowych i kotwiczek.

Korpusy są często strugane ręcznie z lipy, balsy bądź innego drewna, które jest łatwe w obróbce. Nowoczesna technologia i nastawienie na masową produkcję spowodowały, że dzisiaj większość seryjnie produkowanych wobków ma korpusy wykonane z pianki metodą wtryskową. Podobnie z wyglądem korpusu. Kiedyś malowało się je ręcznie, dziś pokrywane są albo na taśmie produkcyjnej sprayami, albo nakleja się nadruki imitujące łuski, ciapki i inne cechy charakterystyczne rybek.

Stelaż – najczęściej wykonany jest z jednego kawałka drutu, biegnącego przez korpus przynęty. To na nim są zawieszone kotwiczki i to do niego mocujemy nasze agrafki przymocowując do naszego zestawu. Niektóre woblery produkowane dziś mają jednak oczka do mocowania linki i kotwiczek wkręcane i gruntowane za pomocą klejów i żywic.

Ster – umiejscowiony z przodu przynęty. Jego wielkość, kształt i kąt nachylenia odpowiadają za pracę naszego wobka, za szerokość jego drgań i głębokość jego zanurzania.

Wobler ma także w swoim wnętrzu wbudowane obciążenie – najczęściej ołowiane. Jego umiejscowienie również ma wpływ na sposób pracy w wodzie, jak i na głębokość schodzenia.

Wynalazki

Producenci i rękodzielnicy prześcigają się w pomysłach stworzenia woblerów coraz to lepszych. Niektóre modele mają w swoim korpusie wbudowane grzechotki mające dodatkowo wabić ryby. Rapala ma w swojej ofercie modele, których przemieszczające się wewnątrz obciążenie ma zapewnić dalsze rzuty oraz ograniczyć „koziołkowanie” przynęty w czasie lotu.

Aby wygląd woblera był jak najbardziej naturalny, okleja się je tkaninami brokatowymi imitującymi łuskę, wkleja „żywe” oczy, a na kotwiczkach ogonowych montuje owijkę z piór imitującą płetewkę. Niektórzy rękodzielnicy doszli już do technologii oklejania woblerków skórą prawdziwych ryb, by dostosować je wyglądem idealnie do łowiska. Jest to bardzo pracochłonne i woblery te osiągają niebotyczne ceny.

Dlaczego jednak ryby „lubią” niektóre woblerki bardziej, a niektóre mniej?

Większość spinningistów nie ma pojęcia o tym że niektóre woblery prowadzi się w inny sposób, a niektóre w inny. Sposób prowadzenia wędkarz powinien dostosować do łowiska i gatunku ryby na którą poluje oraz gatunku stworzenia, które dany wobler imituje.

Co do łowiska – w płytkiej wodzie nie łowimy woblerami tonącymi (chyba że „boleniówkami”), w głębokich dołach, zwłaszcza w zimnych okresach, gdy ryby schodzą na największe głębie, nie ma sensu posyłać do wody powierzchniowców i przynęt pracujących 0,5-1m pod powierzchnią. Nie ma sensu także rzucać w krzaki – zaczep murowany, a ryby nikt nam nie zagwarantuje. Chociaż jak to mówią: „gdzie patyki, tam wyniki”.

Idealny wobler, to taki, który swoim wyglądem i zachowaniem w wodzie imituje do złudzenia żyjące w niej stworzenia (rybki, zabki, owady itd.). Jednak nawet wtedy nie mamy pewności, że połowimy. Ryby akurat mogą mieć ochotę na coś innego. Np. na woblera fluo albo na gumę wleczoną po dnie… I bądź tu mądry. Ale spinning to metoda gdzie wyboru dokonuje sam łowiący i nie zawsze wszystko można logicznie wytłumaczyć. I to jest piękne!

Wormy, raki i inne przysmaki
17 kwietnia 2020, 11:45

Rynek przynęt spinningowych jest przesycony ich liczbą, rodzajami, rozmiarami i kolorami. Wiele z nich może się okazać diabelnie skuteczna. O ile oczywiście łowiący wie jak je uzbroić i jak nimi łowić. Niniejszy artykuł nie dotyczy klasycznych twisterów i ripperów, ale tego co gumowe, rzadko spotykane i przywędrowało do nas zza oceanu. W USA gumami się lowi zupełnie inaczej niż u nas. Inaczej wyglądają u nich niektóre gatunki dżdżownic, pierścienic itp. stworzeń. Ale oni z wyglądu tychże i ze sposobu ich zachowań w przyrodzie potrafią wyciągać wnioski będace świetną podstawą do praktyki wędkarskiej. U nas większość importerów i sprzedawców ogranicza się tylko do klasycznych gumek i klasycznych - okrągłych główek jigowych do zbrojenia ich. Znaleźć dobrze zaopatrzony sklep w "amerykany" jest w Polsce bardzo ciężko. A ja, nie ukrywam, kocham gumki i eksperymenty z nimi. Na szczęście mamy allegro i kilka sklepów internetowych, gdzie można nabyć wiele wynalazków powszechnie niedostępnych. Kiedyś tak właśnie zacząłem kupować i kupować. Potem na łowisku zaczynała się kombinatoryka: "Jak tym łowic?" Powstawały naprawdę orginalne rozwiązania, niektóre skuteczne, niektóre... mniej... Zacząłem więc przeglądać filmiki z youtube i strony internetowe producentów gumek. Gdzieniegdzie były instruktaże jak uzbroić i jak prowadzić takiego orginała. W każdej wolnej chwili przed komputerem studiowałem więc tajemną wiedzę zza oceanu i starałem się ją później wdrażać nad wodą w praktyce. Problemem był fakt, że niektóre przynęty nadawały się tylko do łowienia w pionie z łódki. Tak przynajmniej przewidywał producent. Ja każdą gumę zbroiłem w pojedyńczy jigowy hak i w ten sposób rozpoczynałem z nim eksperymenty. Kombinowałem przede wszystkim ze sposobem prowadzenia. Przynosiło to nadspodziewanie dobre efekty. Zwłaszcza w połowie okoni i sandaczy w głębokich dołkach. Często na takim gumiaku wieszał się sum, co ugruntowało te przynęty w moim prywatnym rankingu bardzo wysoko - jako własnie przynęty na wąsacza. Wiele tego typu gumek przewidywane były do łowienia metodą "drop-shot", a ja nimi zwzięcie jigowałem. Ba! kiedyś uzbroiłem 16 cm biało-czarnego worma w ledwie 3 gramową główkę o krótkim trzonku i prowadząc pod samą powierzchnią wody złowiłem na niego sporego tęczaka. Jak się później zorientowałem, w okolicy tamtej było wiele zaskrońców... Moje studia nad gumą zataczały coraz szersze kręgi i kierowały mnie w coraz to inne kierunki. Bywało, że nad wodą testowałem gumki przez godzinę czasu na płytkiej wodzie w polaroidach żeby widzieć jak się zachowują przy danym sposobie prowadzenia. To był strzał w dziesiątkę! po jakimś czasie opanowałem sporo technik prowadzenia ich - idealnych dla każdej z gumek, którymi łowiłem. Wszystkie starałem się łączyć w jedną - płynną całość od zarzucenia przynęty, aż do doprowadzenia jej do brzegu. Ryb z czasem też było coraz więcej. Bywało, że w pewnych okresach roku łowiłem mniej. Wtedy zaczęły się studia nad literaturą fachową! Zacząłem czytać o życiu pijawek, dżdżownic, węży, raków, minogów i innych wodnych stworzeń. Pewne uproszczenia naukowe charakteryzujące poszczególne gatunki, dały odpowiedzi na wiele pytań odnośnie tego, dlaczego czasem łowię (i to wiele), a czasem nie. To z kolei pozwoliło mi zoptymalizować logistykę swoich połowów. Innymi słowy - wiedziałem kiedy i na co łowić. Jakiego "gumowca" użyć, w jakich partiach wody, jak go poprowadzić i czy warto tego dnia wogóle na taki wynalazek łowić. A ryby na długaśne przynęty były fantastyczne. Nawet nie wiedziałem, że w moich łowiskach żyją takie fantastyczne okonie. Na 20 cm gumy lubiał wziąć też spory sandacz i sum (tutaj niestety nie wiem jaki, bo często łowiłem zbyt lekkim sprzętem żeby móc powstrzymać odjazd skurczybyka).

wormy, worms

Po jakimś czasie zacząłem kombinować - jak poprowadzić gumę jeszcze inaczej. Trzeba było zmienić sposób zbrojenia. zacząłem się rozglądać za czymś innym do uzbrojenia, niż zwykły jigowy łeb. Poza tym, na niektóre przynęty miałem wyniki wręcz mierne... Przede wszystkim na raczki. Udało mi się dostać kilka haków typu: "offset weighted" i "weight back". Dobpiero uzbrajając w nie swoje dziwaczne gumy udało się z nich wydobyć ciekawą i atrakcyjną pracę. Pozwoliło to sprowokować do brania nawet klenie!

Offset Weighted był idealny do kazdej gumki - przynęta w trakcie opadania zatacza kręgi i wyglada jak zestrzelony Messerschmitt albo rybka, która zaliczyła ciężki nokaut przy powierzchni, ale udało jej się ujść z życiem. Haki sprawdziły się także przy zbrojeniu wszelkiego typu gumek - włącznie z klasycznymi twisterami, przynętami tubowymi itp.

Z kolei Jig typu "Weight back" powodował kolebanie się przynęty z jednej strony w drugą. W kierunkach przód-tył. Właśnie takie zbrojenie udało się wydobyć z gumowych raczków prowokujący ruch. W końcu zacząłem łowić na nie ryby.

Nie korzystam jednak ostatnio z takich wynalazków i w dalszym ciągu kombinuję ze zwykłym, klasycznym zbrojeniem. Po prostu łowi mi się tak o wiele przyjemniej i bardziej tak lubię. Zbroję głównie w sposób, w jaki zbroi się klasycznego twistera. Czyli "od głowy". Zdarza się, że zbroję jigowym hakiem worma nawlekając go w połowie, jednak taki sposób zbrojenia zwykłą główką może łatwo poniszczyć gumę. Nie zauważyłem też specjalnie lepszych efektów od zwyczajnego sposobu montazu główki z hakiem. Podstawą jest prowadzenie i prezentacja wabika pod wodą. Niektóre wormy posiadają ogonek jak klasyczny twisterek, korpus w takiej przynęcie jest jednak kilkakrotnie dłuższy niż w twisterku. Inne wormy mają ogonki a'la "miotły", a jeszcze inne są po prostu twisterowym korpusem (dość długim).

 

Trochę o kolorach

Podczas łowienia wormami i innymi dziwolagami upadł mit "białej/jasnej gumy" - jako nejlepszej na sandacze. Już od dawna unikałem łowienia tych ryb na jasne przynęty, bo osobniki, które mnie interesowały, już w większości przypadków były uodpornione na prowokacyjne zachowanie takiej przynęty. Łowcy z białymi gumami narzekali że sandaczy nie ma. A one były! Tylko olewały znane sobie od dawna przynęty. Praktyka pokazała, że ciemne kolory takich gumek są znacznie lepsze i nawet w mętnej wodzie i na dużych głębokościach sandacze, okonie i smy doskonale je widzą. Zatem wybierałem przede wszystkim brązowe, fioletowe, czarne, pomarańczowe - wszystkie z różnymi kolorami brokatu. Do kolekcji dorzuciłem mój "jokerowy" kolor - czyli fluo. Ciekawym i skutecznym rozwiązaniem były gumy dwukolorowe, gdzie końcówka ogonka miała zupełnie inną barwę niż reszta przynęty.

 

Tutaj kilka filmików pokazujacych jak łowić takimi przynętami:

https://www.youtube.com/watch?v=rZkX_o8dnrM

https://www.youtube.com/watch?v=DDK1PvcxkSQ

https://www.youtube.com/watch?v=vJgUW9pTJWc

https://www.youtube.com/watch?v=YvBI25igCvI

https://www.youtube.com/watch?v=_CAnSz5brGk&feature=related

https://www.youtube.com/watch?v=5eAIBGu8Qd8&feature=related

https://www.youtube.com/watch?v=h7hOMNtRKXU&feature=related

https://www.youtube.com/watch?v=Cuy_V7rOCpc&feature=related

https://www.youtube.com/watch?v=6LkdA4u6tNg&feature=related

https://www.youtube.com/watch?v=ttVrxR_1jnM&feature=related

 

Zwróćcie uwagę na zbrojenie przynęt i sposób w jaki wpływa to na pracę przynęty!

Prawda że apetycznie wygląda? ;-) Drapieżnik czasami (a nawet bardzo często) woli zjeść coś takiego niż kolejną rybkę. Więc zamiast podawać w nieskończoność te same przynęty rybkokształtne, warto podrzucić czasami worma i odpowiednio zagrać nim pod wodą. Pamiętajcie! Ryby tego (jeszcze) nie znają!