Kategoria

Sztuczne przynęty, strona 5


Zbrojenie przynęt miękkich texas rig, Florida...


19 kwietnia 2020, 11:30

 

Amerykańskie szkoły zbrojenia przynęt gumowych, znacznie różnią się od naszych. Amerykanie myślą po prostu inaczej. Nie znaczy to, że gorzej, a im bardziej zgłębiam wiedzę na temat wędkarstwa w USA, to wydaje mi się, że ich rozumowanie jest zdecydowanie lepsze niż nasze. W Polsce jako gumowe przynęty sztuczne znane są głównie twistery i rippery. Wielokrotnie pisałem o innych rodzajach „gumek” takich jak wormy, jaszczurki i tym podobne. Moje zamiłowanie do gumowych dziwolągów wzięło się z potrzeby przekonania ryb do brań, w miejscach, gdzie popularnie stosowane gumy są przez nie całkowicie ignorowane. Kombinatorykę swoją posunąłem do tego stopnia, że zbroiłem je w różnego rodzaju główki jigowe – inne niż klasyczne – okrągłe, którymi łowią niemal wszyscy nasi spinningiści. Guma uzbrojona w główkę jiga, jakakolwiek ta główka by nie była, nadaje się w zasadzie tylko do jednej techniki prezentacji wabika – jigowania. Nasi wędkarze dostosowali także gumy do innej techniki – boczny trok, a ostatnio nawet do drop shota. W ojczyźnie przynęt gumowych, jaką niewątpliwie jest USA, wędkarze wynaleźli także inne sposoby zbrojenia gumek, które wpływają na ich zachowanie w wodzie. Stąd ich zupełnie inna skuteczność w pewnych warunkach. Chciałem przedstawić trzy, podstawowe szkoły zbrojenia gum „po amerykańsku”: Texas rig, Carolina rig i Florida rig. Jak wynika z samych ich nazw, pochodzą one z różnych zakątków USA.

 

Texas rig

Zbrojenie najprostsze z możliwych. W USA stosuje się w ramach obciążenia, ciężarek przelotowy w kształcie pocisku. U nas oczywiście zakupienie takiego graniczy niemal z cudem, ale łatwo sobie z tym problemem można poradzić, montując na lince przelotowo zwykłą ołowianą oliwkę, która powinniśmy dostać nawet w małych sklepikach wędkarskich. Oprócz tego, do zmontowania zestawu „Texas rig” potrzebny jest tylko haczyk i przynęta gumowa.

 

Schemat

https://www.youtube.com/v/9NpndQeBhnU?

 

Takie rozwiązanie zapewnia gumie nieco inne zachowanie w wodzie podczas prowadzenia, niż wtedy, gdy jest uzbrojona w główkę jigową. Podczas rzutu, ciężarek przemieszcza się po lince w stronę przynęty. Pod wodą wyprzedza przynętę przesuwając się po lince w kierunku wędziska. Zmienia to całkowicie pracę przynęty w opadzie. Ciężarek szybuje w kierunku dna wcześniej niż przynęta, która robi to wolniej (z opóźnieniem).

 

Systemik Texas rig poleca się do zbrojenia gumowych jaszczurek, raków i niektórych, zwłaszcza długich rodzajów wormów. Texas Rig jest jednym z najbardziej popularnych sposobów zbrojenia przynęt w tworzywa sztucznego, głównie ze względu na jego wysoką skuteczność. Jest to także bardzo uniwersalny sposób zbrojenia, który można stosować na łowiskach o przeróżnych charakterystykach. Można łowić na dnie kamienistym, piaszczystym, iłowym, zarośniętym zielskiem itd. Poprzez zmianę wielkości ciężarka można go stosować na dowolnej głębokości.

 

 

Florida rig

 

Rozwinięcie Texas Riga. Różni się tylko tym, że przed ciężarkiem znajduje się stoper, który ogranicza „wędrówkę” ciężarka w górę linki. Dzięki stoperowi, wędkarz sam może ustalić odległość poruszania się ciężarka po lince, co w czasie jigowania przejawia się w charakterystyce zachowania przynęty w opadzie. Gdy w czasie swobodnego opadu ciężarek „dojedzie” do stopera, to przynęta przyspiesza w jego kierunku (czyli w kierunku dna), ponieważ zostaje przez niego tam ściągnięta.

 

Schemat

florida rig

Florida rig stosuje się do tych samych typów przynęt co Texas riga.

 

Carolina Rig

Najbardziej skomplikowany systemik, spośród omawianych. Nie znaczy to, że trudny w montażu, czy obsłudze. Ma wiele wspólnego z naszym „bocznym trokiem” To coś jak połączenie Texas riga z naszym „trokiem”. Osobiście wydaje mi się, że jest to metoda ostatniej szansy, gdy ryby za nic nie chcą skubać naszych gumek, podawanych w sposób bardziej tradycyjny. Zaletą tego zbrojenia jest mnogość opcji co do ustawień, które może kontrolować wędkarz. Można manipulować nie tylko wielkością ciężarka, ale i długością troku, co daje wprawnym wędkarzom możliwość namierzenia nie tylko warstwy wody, w której żerują ryby, ale także dostosowanie prędkości opadania wabika, do zachcianek drapieżników.

 

Schemat

carolina rig

Przynęta, uzbrojona w sam pojedynczy hak wisi na przyponie, który łączy się z linką główną za pomocą krętlika. Z kolei na lince głównej, przed krętlikiem znajduje się plastikowy koralik, a przed nim ciężarek. Zadaniem koralika jest poniekąd stukot o ciężarek – tak przynajmniej twierdzą chłopaki z USA, których o to pytałem. Twierdzą że bywa wabiący dla niektórych gatunków ryb.

Carolina rig polecany jest do zbrojenia wormów, żabek, skorupiaków i gumek rybkokształtnych (shadów).

Wszystkie wyżej wymienione wyżej typy zbrojenia można z powodzeniem stosować na naszych łowiskach, do czego gorąco namawiam. Brak bassów wielkogębowych w naszych wodach nie oznacza, że techniki ich połowu są u nas nieskuteczne. Po prostu Amerykańscy wędkarze szybciej dostosowują się do tego, że ryby dość szybko przyzwyczajają się do klasycznych przynęt i technik. Polscy koledzy jak nie złowią nic, to narzekają na bezrybie. Amerykanie wymyślają nowe przynęty, albo modyfikują dotychczasowe. Dzięki temu, co sezon są gotowi by zaskakiwać drapieżniki czymś nowym, czymś, czego jeszcze nie znają. Sposób myślenia kolegów zza oceanu wydaje mi się coraz bardziej logiczny, dlatego swoją wiedzę na temat ich sposobów i technik będę pogłębiał na wszelkie możliwe sposoby i weryfikował na swoich łowiskach.

 

Klasyczny wobler – teoria przynęty


18 kwietnia 2020, 16:05

Woblery zostały podobno stworzone przez Lauriego Rapale, ale są to dość umowne informacje. Rapala po prostu był pierwszym, który dzięki swoim przynętom stał się znany, być może je nawet opatentował. Dzisiaj markę RAPALA zna każdy miłośnik spinningu. Fiński potentat produkują niezliczone ilości wielkości, wzorów i kolorów.

wobler, woblery

Budowa

Klasyczny wobler składa się z korpusu, stelaża, steru, kółek łącznikowych i kotwiczek.

Korpusy są często strugane ręcznie z lipy, balsy bądź innego drewna, które jest łatwe w obróbce. Nowoczesna technologia i nastawienie na masową produkcję spowodowały, że dzisiaj większość seryjnie produkowanych wobków ma korpusy wykonane z pianki metodą wtryskową. Podobnie z wyglądem korpusu. Kiedyś malowało się je ręcznie, dziś pokrywane są albo na taśmie produkcyjnej sprayami, albo nakleja się nadruki imitujące łuski, ciapki i inne cechy charakterystyczne rybek.

Stelaż – najczęściej wykonany jest z jednego kawałka drutu, biegnącego przez korpus przynęty. To na nim są zawieszone kotwiczki i to do niego mocujemy nasze agrafki przymocowując do naszego zestawu. Niektóre woblery produkowane dziś mają jednak oczka do mocowania linki i kotwiczek wkręcane i gruntowane za pomocą klejów i żywic.

Ster – umiejscowiony z przodu przynęty. Jego wielkość, kształt i kąt nachylenia odpowiadają za pracę naszego wobka, za szerokość jego drgań i głębokość jego zanurzania.

Wobler ma także w swoim wnętrzu wbudowane obciążenie – najczęściej ołowiane. Jego umiejscowienie również ma wpływ na sposób pracy w wodzie, jak i na głębokość schodzenia.

Wynalazki

Producenci i rękodzielnicy prześcigają się w pomysłach stworzenia woblerów coraz to lepszych. Niektóre modele mają w swoim korpusie wbudowane grzechotki mające dodatkowo wabić ryby. Rapala ma w swojej ofercie modele, których przemieszczające się wewnątrz obciążenie ma zapewnić dalsze rzuty oraz ograniczyć „koziołkowanie” przynęty w czasie lotu.

Aby wygląd woblera był jak najbardziej naturalny, okleja się je tkaninami brokatowymi imitującymi łuskę, wkleja „żywe” oczy, a na kotwiczkach ogonowych montuje owijkę z piór imitującą płetewkę. Niektórzy rękodzielnicy doszli już do technologii oklejania woblerków skórą prawdziwych ryb, by dostosować je wyglądem idealnie do łowiska. Jest to bardzo pracochłonne i woblery te osiągają niebotyczne ceny.

Dlaczego jednak ryby „lubią” niektóre woblerki bardziej, a niektóre mniej?

Większość spinningistów nie ma pojęcia o tym że niektóre woblery prowadzi się w inny sposób, a niektóre w inny. Sposób prowadzenia wędkarz powinien dostosować do łowiska i gatunku ryby na którą poluje oraz gatunku stworzenia, które dany wobler imituje.

Co do łowiska – w płytkiej wodzie nie łowimy woblerami tonącymi (chyba że „boleniówkami”), w głębokich dołach, zwłaszcza w zimnych okresach, gdy ryby schodzą na największe głębie, nie ma sensu posyłać do wody powierzchniowców i przynęt pracujących 0,5-1m pod powierzchnią. Nie ma sensu także rzucać w krzaki – zaczep murowany, a ryby nikt nam nie zagwarantuje. Chociaż jak to mówią: „gdzie patyki, tam wyniki”.

Idealny wobler, to taki, który swoim wyglądem i zachowaniem w wodzie imituje do złudzenia żyjące w niej stworzenia (rybki, zabki, owady itd.). Jednak nawet wtedy nie mamy pewności, że połowimy. Ryby akurat mogą mieć ochotę na coś innego. Np. na woblera fluo albo na gumę wleczoną po dnie… I bądź tu mądry. Ale spinning to metoda gdzie wyboru dokonuje sam łowiący i nie zawsze wszystko można logicznie wytłumaczyć. I to jest piękne!

Wormy, raki i inne przysmaki


17 kwietnia 2020, 11:45

Rynek przynęt spinningowych jest przesycony ich liczbą, rodzajami, rozmiarami i kolorami. Wiele z nich może się okazać diabelnie skuteczna. O ile oczywiście łowiący wie jak je uzbroić i jak nimi łowić. Niniejszy artykuł nie dotyczy klasycznych twisterów i ripperów, ale tego co gumowe, rzadko spotykane i przywędrowało do nas zza oceanu. W USA gumami się lowi zupełnie inaczej niż u nas. Inaczej wyglądają u nich niektóre gatunki dżdżownic, pierścienic itp. stworzeń. Ale oni z wyglądu tychże i ze sposobu ich zachowań w przyrodzie potrafią wyciągać wnioski będace świetną podstawą do praktyki wędkarskiej. U nas większość importerów i sprzedawców ogranicza się tylko do klasycznych gumek i klasycznych - okrągłych główek jigowych do zbrojenia ich. Znaleźć dobrze zaopatrzony sklep w "amerykany" jest w Polsce bardzo ciężko. A ja, nie ukrywam, kocham gumki i eksperymenty z nimi. Na szczęście mamy allegro i kilka sklepów internetowych, gdzie można nabyć wiele wynalazków powszechnie niedostępnych. Kiedyś tak właśnie zacząłem kupować i kupować. Potem na łowisku zaczynała się kombinatoryka: "Jak tym łowic?" Powstawały naprawdę orginalne rozwiązania, niektóre skuteczne, niektóre... mniej... Zacząłem więc przeglądać filmiki z youtube i strony internetowe producentów gumek. Gdzieniegdzie były instruktaże jak uzbroić i jak prowadzić takiego orginała. W każdej wolnej chwili przed komputerem studiowałem więc tajemną wiedzę zza oceanu i starałem się ją później wdrażać nad wodą w praktyce. Problemem był fakt, że niektóre przynęty nadawały się tylko do łowienia w pionie z łódki. Tak przynajmniej przewidywał producent. Ja każdą gumę zbroiłem w pojedyńczy jigowy hak i w ten sposób rozpoczynałem z nim eksperymenty. Kombinowałem przede wszystkim ze sposobem prowadzenia. Przynosiło to nadspodziewanie dobre efekty. Zwłaszcza w połowie okoni i sandaczy w głębokich dołkach. Często na takim gumiaku wieszał się sum, co ugruntowało te przynęty w moim prywatnym rankingu bardzo wysoko - jako własnie przynęty na wąsacza. Wiele tego typu gumek przewidywane były do łowienia metodą "drop-shot", a ja nimi zwzięcie jigowałem. Ba! kiedyś uzbroiłem 16 cm biało-czarnego worma w ledwie 3 gramową główkę o krótkim trzonku i prowadząc pod samą powierzchnią wody złowiłem na niego sporego tęczaka. Jak się później zorientowałem, w okolicy tamtej było wiele zaskrońców... Moje studia nad gumą zataczały coraz szersze kręgi i kierowały mnie w coraz to inne kierunki. Bywało, że nad wodą testowałem gumki przez godzinę czasu na płytkiej wodzie w polaroidach żeby widzieć jak się zachowują przy danym sposobie prowadzenia. To był strzał w dziesiątkę! po jakimś czasie opanowałem sporo technik prowadzenia ich - idealnych dla każdej z gumek, którymi łowiłem. Wszystkie starałem się łączyć w jedną - płynną całość od zarzucenia przynęty, aż do doprowadzenia jej do brzegu. Ryb z czasem też było coraz więcej. Bywało, że w pewnych okresach roku łowiłem mniej. Wtedy zaczęły się studia nad literaturą fachową! Zacząłem czytać o życiu pijawek, dżdżownic, węży, raków, minogów i innych wodnych stworzeń. Pewne uproszczenia naukowe charakteryzujące poszczególne gatunki, dały odpowiedzi na wiele pytań odnośnie tego, dlaczego czasem łowię (i to wiele), a czasem nie. To z kolei pozwoliło mi zoptymalizować logistykę swoich połowów. Innymi słowy - wiedziałem kiedy i na co łowić. Jakiego "gumowca" użyć, w jakich partiach wody, jak go poprowadzić i czy warto tego dnia wogóle na taki wynalazek łowić. A ryby na długaśne przynęty były fantastyczne. Nawet nie wiedziałem, że w moich łowiskach żyją takie fantastyczne okonie. Na 20 cm gumy lubiał wziąć też spory sandacz i sum (tutaj niestety nie wiem jaki, bo często łowiłem zbyt lekkim sprzętem żeby móc powstrzymać odjazd skurczybyka).

wormy, worms

Po jakimś czasie zacząłem kombinować - jak poprowadzić gumę jeszcze inaczej. Trzeba było zmienić sposób zbrojenia. zacząłem się rozglądać za czymś innym do uzbrojenia, niż zwykły jigowy łeb. Poza tym, na niektóre przynęty miałem wyniki wręcz mierne... Przede wszystkim na raczki. Udało mi się dostać kilka haków typu: "offset weighted" i "weight back". Dobpiero uzbrajając w nie swoje dziwaczne gumy udało się z nich wydobyć ciekawą i atrakcyjną pracę. Pozwoliło to sprowokować do brania nawet klenie!

Offset Weighted był idealny do kazdej gumki - przynęta w trakcie opadania zatacza kręgi i wyglada jak zestrzelony Messerschmitt albo rybka, która zaliczyła ciężki nokaut przy powierzchni, ale udało jej się ujść z życiem. Haki sprawdziły się także przy zbrojeniu wszelkiego typu gumek - włącznie z klasycznymi twisterami, przynętami tubowymi itp.

Z kolei Jig typu "Weight back" powodował kolebanie się przynęty z jednej strony w drugą. W kierunkach przód-tył. Właśnie takie zbrojenie udało się wydobyć z gumowych raczków prowokujący ruch. W końcu zacząłem łowić na nie ryby.

Nie korzystam jednak ostatnio z takich wynalazków i w dalszym ciągu kombinuję ze zwykłym, klasycznym zbrojeniem. Po prostu łowi mi się tak o wiele przyjemniej i bardziej tak lubię. Zbroję głównie w sposób, w jaki zbroi się klasycznego twistera. Czyli "od głowy". Zdarza się, że zbroję jigowym hakiem worma nawlekając go w połowie, jednak taki sposób zbrojenia zwykłą główką może łatwo poniszczyć gumę. Nie zauważyłem też specjalnie lepszych efektów od zwyczajnego sposobu montazu główki z hakiem. Podstawą jest prowadzenie i prezentacja wabika pod wodą. Niektóre wormy posiadają ogonek jak klasyczny twisterek, korpus w takiej przynęcie jest jednak kilkakrotnie dłuższy niż w twisterku. Inne wormy mają ogonki a'la "miotły", a jeszcze inne są po prostu twisterowym korpusem (dość długim).

 

Trochę o kolorach

Podczas łowienia wormami i innymi dziwolagami upadł mit "białej/jasnej gumy" - jako nejlepszej na sandacze. Już od dawna unikałem łowienia tych ryb na jasne przynęty, bo osobniki, które mnie interesowały, już w większości przypadków były uodpornione na prowokacyjne zachowanie takiej przynęty. Łowcy z białymi gumami narzekali że sandaczy nie ma. A one były! Tylko olewały znane sobie od dawna przynęty. Praktyka pokazała, że ciemne kolory takich gumek są znacznie lepsze i nawet w mętnej wodzie i na dużych głębokościach sandacze, okonie i smy doskonale je widzą. Zatem wybierałem przede wszystkim brązowe, fioletowe, czarne, pomarańczowe - wszystkie z różnymi kolorami brokatu. Do kolekcji dorzuciłem mój "jokerowy" kolor - czyli fluo. Ciekawym i skutecznym rozwiązaniem były gumy dwukolorowe, gdzie końcówka ogonka miała zupełnie inną barwę niż reszta przynęty.

 

Tutaj kilka filmików pokazujacych jak łowić takimi przynętami:

https://www.youtube.com/watch?v=rZkX_o8dnrM

https://www.youtube.com/watch?v=DDK1PvcxkSQ

https://www.youtube.com/watch?v=vJgUW9pTJWc

https://www.youtube.com/watch?v=YvBI25igCvI

https://www.youtube.com/watch?v=_CAnSz5brGk&feature=related

https://www.youtube.com/watch?v=5eAIBGu8Qd8&feature=related

https://www.youtube.com/watch?v=h7hOMNtRKXU&feature=related

https://www.youtube.com/watch?v=Cuy_V7rOCpc&feature=related

https://www.youtube.com/watch?v=6LkdA4u6tNg&feature=related

https://www.youtube.com/watch?v=ttVrxR_1jnM&feature=related

 

Zwróćcie uwagę na zbrojenie przynęt i sposób w jaki wpływa to na pracę przynęty!

Prawda że apetycznie wygląda? ;-) Drapieżnik czasami (a nawet bardzo często) woli zjeść coś takiego niż kolejną rybkę. Więc zamiast podawać w nieskończoność te same przynęty rybkokształtne, warto podrzucić czasami worma i odpowiednio zagrać nim pod wodą. Pamiętajcie! Ryby tego (jeszcze) nie znają!

WAHADŁÓWKI


17 kwietnia 2020, 11:44

Błystki wahadłowe – niegdyś najpopularniejsze przynęty spinningowe w Polsce, dziś już nieco zapomniane. Kiedyś łowiło się nimi z jednego – prostego powodu: po prostu nie było innych przynęt. W zamierzchłych czasach PRL nie było dobrze wyposażonych sklepów wędkarskich – puste półki… Gumy, mimo, że w USA znane już od dawna, u nas były kompletnie nieznane. Woblery – nieosiągalne. Były co prawda ich rzemieślnicze produkcje, jednak o niewielkim nakładzie, stąd dostać je można było tylko „po znajomości”. Obrotówki – zdarzały się meppsy – w pewexie – za dolary. Nie każdy sobie mógł pozwolić na taki luksus. Ze sprzętem ogólnie było kiepsko. Kołowrotki: Rileh Rexy, Tokozy i Delfiny… Kije – albo bambus, albo szklaki Germiny (uchodzące za luksus), żyłki – Gorzowskie. A na końcu zestawu: Gnom, alga, kalewa, krab. Były też produkcje rzemieślnicze, które można było dostać łatwiej niż woblery. Niejeden pracownik zakładów produkcyjnych, gdzie hala wyposażona była w specjalistyczne wykrawarki zostawał po godzinach i „produkował” dla siebie i znajomych.

WAHADŁÓWKI, błystki wahadłowe

Jednak wówczas łowiło się na te przynęty ryby, czasem piękne i wielkie! Dlaczego wahadłówki straciły na popularności? Przyczyny są dwie:

1. Zjawisko „przebłyszczenia” – ryby przestały reagować na te przynęty, bowiem zapoznały się już z ich ostrymi kotwicami.

2. Większy wybór przynęt, na które ryby w pewnych sytuacjach reagowały lepiej, co zepchnęło wahadłówki na dalsze miejsca w pudelkach spinningistów.

Są jednak nadal zagorzali zwolennicy wahadłówek – i oni na nie wciąż łowią wspaniałe ryby. Rzadko jednak ich przynęty to wyroby seryjne. Najczęściej są to rarytasy, które powstały w garażach, pracowniach wędkarzy – majsterkowiczów. Każda z takich blaszek ma swoją historię i powstawała najczęściej na przestrzeni kilku, lub nawet kilkunastu lat. A jej wielkość, kształt, masa i praca w wodzie jest wypadkową wieloletnich doświadczeń jej twórcy. Blaszki takie potrafią pracować niesamowicie, przy odpowiednim ich prowadzeniu. Niesamowicie też prowokują ryby do ataku. Porządna wahadłówka często jest specjalnie galwanizowana, by dawać odpowiedni połysk. Niezbyt jasny i niezbyt ciemny, taki… „akuratny”. Z wielką precyzją wykonywane są też faktury łusek i inne szczególiki. Ma to jednak swoją cenę.

 

Kiedy zastosować wahadłówkę?

Wahadełko ma kilka niezaprzeczalnych zalet! Jedną z nich jest jej lotność. Świetnie nadają się tam, gdzie konieczne jest wykonywanie dalekich rzutów. Dlatego dla mnie jest to przynęta numer 1 podczas połowów z brzegu w zbiornikach stojących. Kolejną zaletą jest możliwość poprowadzenia jej na każdej głębokości. Można jej pozwolić opaść naprawdę głęboko i dopiero tam rozpocząć zwijanie. Opadając, blaszki także pracują i są często wówczas atakowane. Nie „gasną” w czasie przerwy w zwijaniu linki. Opadają wówczas chwilowo migotając, czego nie potrafi np. obrotówka.

W rzekach – zwłaszcza tych o sporym uciągu, mogą stać się podstawową bronią na salmonidy. Mocno wykrępowane modele pracują szalenie agresywnie ściągane z nurtem, dlatego łowienie pstrągów dla mnie, to w pierwszej kolejności mała wahadłówka ściągana z prądem.

Tą samą ich zaletę zachwalają rasowi łowcy troci i głowacicy. Jest kilkanaście modeli znanych regionalnie w niektórych częściach Polskie mające opinię „najlepszych na troć”, „najlepszych na głowatkę”. A że ich łowcy mają dzięki nim efekty, mówi to samo za siebie.

W rzekach nizinnych można spotkać nad wodą spinningistów, którzy łowią szczupaki, sandacze, sumy, bolenie na wahadłówki i nie zamieniliby swoich cudeniek na żadne, najlepsze woblery. I oni również mają efekty…

Uważam, że każdy spinningista powinien mieć w swoim pudełku kilka sztuk „klasyków”, takich jak wymienione wcześniej: gnom, alga, kalewa, krab i mors. Najlepiej w kilku rozmiarach i kolorystyce. Najlepiej skomponować sobie jedno całe pudełeczko wahadłówek i przez jakiś czas zabierać nad wodę tylko je. Pozwoli to każdemu malkontentowi przekonać się do nich. Eksperymenty z nimi nauczą odpowiednio je prowadzić – na efekty nie trzeba będzie długo czekać.

Klasyczny twister


17 kwietnia 2020, 11:44

Któż go nie zna? Mają go w pudełkach chyba wszyscy spinningiści bez wyjątku. U mnie ta przynęta schodzi z roku na rok, na coraz to dalsze miejsce. Obecnie już ich niemal nie używam. Są w zasadzie tylko sporadyczne przypadki gdy to robię: pstrągi, okonki i sprawdzanie, czy w łowisku nie ma zaczepów ;-)

Klasyczny twister

Dlaczego zepchnąłem tą przynętę tak daleko w swoim rankingu? Kiedyś - owszem - była bardzo skuteczna. Ale to właśnie ona jest odpowiedzialna za "przegumienie" wody. Ryby na twistery już w zasadzie nie reagują, za wyjątkiem przypadków powyżej (pstrągi, okonie). Może przesadziłem – reagują słabo! Kiedyś kombinowałem z rodzajami ogonków, sztywnością samej gumy, rodzajem korpusu, kombinacjami kolorystycznymi itp. Przez jakiś czas przynosiło to efekty, ale nie na długo. Zamiast stać z białym twisterem uwieszonym na agrafce nad wodą i narzekać że "sandaczy nie ma" - postanowiłem kombinować i szukać innych sposobów. Dotarło do mnie bowiem, że tylko w taki sposób można skutecznie i regularnie łowić ryby. W miejscach gdzie łowiłem twisterami zacząłem łowić kogutami, wormami, ripperami i innymi rybkopodobnymi gumkami. Po dopracowaniu sposobów prowadzenia poszczególnych wabików, ich wielkości i kolorystyki efekty przyszły niespodziewanie dobre. Nie tylko łowiłem sandacze, ale łowiłem ich naprawdę sporo - tzn. znacznie powyżej przeciętnej na danym łowisku. A bywało, ze obok mnie stał inny wędkarz (czasami kolega) i nie mógł zahaczyć nic przez całe tygodnie. Patrzył się z politowaniem na moje wynalazki i eksperymenty. Podkreślał, że "biała guma...", że to czy tamto, a po jakimś czasie prosił mnie bym mu powiedzieć, gdzie te cuda kupić, jak poprowadzić. Nie uważam się za odkrywcę Ameryki. Po prostu logicznym wyjaśnieniem braku brań na twistery było "przegumienie", czyli zjawisko, które kiedyś nazywało się "przebłyszczeniem" (czasy kiedy używało się tylko blach obrotowych i wahadłowych), tylko, że w nowym wydaniu. Aktualnym. A twistery są tak powszechnie używane, że są chyba najczęściej stosowaną przynętą na wszelkie ryby drapieżne. Zwróćcie uwagę jak jesteście nad wodą na co łowi większość ludzi. Moim zdaniem wynika to z obiegowych teorii dotyczących tej przynęty. Oczywiście nie bez znaczenia są też takie czynniki jak: niska cena i w miarę duża wszechstronność oraz szerokie spektrum zastosowań na różnych łowiskach. W miejscówkach o niskiej presji wędkarskiej warto nadal stosować klasyczne twisterki. Tam nadal mogą szokować swą skutecznością. Ale umówmy się - ile takich miejsc jeszcze jest? ;-)

Są też inne wyjątki, gdzie stosuję twisterki. Znam dwa łowiska, na których z niewiadomych przyczyn twistery fluo upodobały sobie szczupaki i bolenie. Jadąc tam, zawsze zabieram ze sobą kilka sztuk. Ale to raczej jedno z tych nieprzewidywalnych upodobań ryb, których się nie da wytłumaczyć. Odkrytych przez przypadek. Jak to mówią: "wyjątek potwierdza regułę".

Czy całkowicie je skreślam jako przynętę? Nie! I chyba nigdy tego nie zrobię, ponieważ zdarza się, że przy "badaniu dna" łowię na nie piękne ryby. Wbrew regułom. Jakbym wrzucił tam inną przynętę - droższą i teoretycznie lepszą, skończyłaby zapewne na zaczepie, a ryb by nie było. I właśnie twister spełnia u mnie takie zadanie "sondy podwodnej", która ma określać rodzaj podłoża i jego niuanse.