Kategoria

Sztuczne przynęty, strona 5


WAHADŁÓWKI
17 kwietnia 2020, 11:44

Błystki wahadłowe – niegdyś najpopularniejsze przynęty spinningowe w Polsce, dziś już nieco zapomniane. Kiedyś łowiło się nimi z jednego – prostego powodu: po prostu nie było innych przynęt. W zamierzchłych czasach PRL nie było dobrze wyposażonych sklepów wędkarskich – puste półki… Gumy, mimo, że w USA znane już od dawna, u nas były kompletnie nieznane. Woblery – nieosiągalne. Były co prawda ich rzemieślnicze produkcje, jednak o niewielkim nakładzie, stąd dostać je można było tylko „po znajomości”. Obrotówki – zdarzały się meppsy – w pewexie – za dolary. Nie każdy sobie mógł pozwolić na taki luksus. Ze sprzętem ogólnie było kiepsko. Kołowrotki: Rileh Rexy, Tokozy i Delfiny… Kije – albo bambus, albo szklaki Germiny (uchodzące za luksus), żyłki – Gorzowskie. A na końcu zestawu: Gnom, alga, kalewa, krab. Były też produkcje rzemieślnicze, które można było dostać łatwiej niż woblery. Niejeden pracownik zakładów produkcyjnych, gdzie hala wyposażona była w specjalistyczne wykrawarki zostawał po godzinach i „produkował” dla siebie i znajomych.

WAHADŁÓWKI, błystki wahadłowe

Jednak wówczas łowiło się na te przynęty ryby, czasem piękne i wielkie! Dlaczego wahadłówki straciły na popularności? Przyczyny są dwie:

1. Zjawisko „przebłyszczenia” – ryby przestały reagować na te przynęty, bowiem zapoznały się już z ich ostrymi kotwicami.

2. Większy wybór przynęt, na które ryby w pewnych sytuacjach reagowały lepiej, co zepchnęło wahadłówki na dalsze miejsca w pudelkach spinningistów.

Są jednak nadal zagorzali zwolennicy wahadłówek – i oni na nie wciąż łowią wspaniałe ryby. Rzadko jednak ich przynęty to wyroby seryjne. Najczęściej są to rarytasy, które powstały w garażach, pracowniach wędkarzy – majsterkowiczów. Każda z takich blaszek ma swoją historię i powstawała najczęściej na przestrzeni kilku, lub nawet kilkunastu lat. A jej wielkość, kształt, masa i praca w wodzie jest wypadkową wieloletnich doświadczeń jej twórcy. Blaszki takie potrafią pracować niesamowicie, przy odpowiednim ich prowadzeniu. Niesamowicie też prowokują ryby do ataku. Porządna wahadłówka często jest specjalnie galwanizowana, by dawać odpowiedni połysk. Niezbyt jasny i niezbyt ciemny, taki… „akuratny”. Z wielką precyzją wykonywane są też faktury łusek i inne szczególiki. Ma to jednak swoją cenę.

 

Kiedy zastosować wahadłówkę?

Wahadełko ma kilka niezaprzeczalnych zalet! Jedną z nich jest jej lotność. Świetnie nadają się tam, gdzie konieczne jest wykonywanie dalekich rzutów. Dlatego dla mnie jest to przynęta numer 1 podczas połowów z brzegu w zbiornikach stojących. Kolejną zaletą jest możliwość poprowadzenia jej na każdej głębokości. Można jej pozwolić opaść naprawdę głęboko i dopiero tam rozpocząć zwijanie. Opadając, blaszki także pracują i są często wówczas atakowane. Nie „gasną” w czasie przerwy w zwijaniu linki. Opadają wówczas chwilowo migotając, czego nie potrafi np. obrotówka.

W rzekach – zwłaszcza tych o sporym uciągu, mogą stać się podstawową bronią na salmonidy. Mocno wykrępowane modele pracują szalenie agresywnie ściągane z nurtem, dlatego łowienie pstrągów dla mnie, to w pierwszej kolejności mała wahadłówka ściągana z prądem.

Tą samą ich zaletę zachwalają rasowi łowcy troci i głowacicy. Jest kilkanaście modeli znanych regionalnie w niektórych częściach Polskie mające opinię „najlepszych na troć”, „najlepszych na głowatkę”. A że ich łowcy mają dzięki nim efekty, mówi to samo za siebie.

W rzekach nizinnych można spotkać nad wodą spinningistów, którzy łowią szczupaki, sandacze, sumy, bolenie na wahadłówki i nie zamieniliby swoich cudeniek na żadne, najlepsze woblery. I oni również mają efekty…

Uważam, że każdy spinningista powinien mieć w swoim pudełku kilka sztuk „klasyków”, takich jak wymienione wcześniej: gnom, alga, kalewa, krab i mors. Najlepiej w kilku rozmiarach i kolorystyce. Najlepiej skomponować sobie jedno całe pudełeczko wahadłówek i przez jakiś czas zabierać nad wodę tylko je. Pozwoli to każdemu malkontentowi przekonać się do nich. Eksperymenty z nimi nauczą odpowiednio je prowadzić – na efekty nie trzeba będzie długo czekać.

Klasyczny twister
17 kwietnia 2020, 11:44

Któż go nie zna? Mają go w pudełkach chyba wszyscy spinningiści bez wyjątku. U mnie ta przynęta schodzi z roku na rok, na coraz to dalsze miejsce. Obecnie już ich niemal nie używam. Są w zasadzie tylko sporadyczne przypadki gdy to robię: pstrągi, okonki i sprawdzanie, czy w łowisku nie ma zaczepów ;-)

Klasyczny twister

Dlaczego zepchnąłem tą przynętę tak daleko w swoim rankingu? Kiedyś - owszem - była bardzo skuteczna. Ale to właśnie ona jest odpowiedzialna za "przegumienie" wody. Ryby na twistery już w zasadzie nie reagują, za wyjątkiem przypadków powyżej (pstrągi, okonie). Może przesadziłem – reagują słabo! Kiedyś kombinowałem z rodzajami ogonków, sztywnością samej gumy, rodzajem korpusu, kombinacjami kolorystycznymi itp. Przez jakiś czas przynosiło to efekty, ale nie na długo. Zamiast stać z białym twisterem uwieszonym na agrafce nad wodą i narzekać że "sandaczy nie ma" - postanowiłem kombinować i szukać innych sposobów. Dotarło do mnie bowiem, że tylko w taki sposób można skutecznie i regularnie łowić ryby. W miejscach gdzie łowiłem twisterami zacząłem łowić kogutami, wormami, ripperami i innymi rybkopodobnymi gumkami. Po dopracowaniu sposobów prowadzenia poszczególnych wabików, ich wielkości i kolorystyki efekty przyszły niespodziewanie dobre. Nie tylko łowiłem sandacze, ale łowiłem ich naprawdę sporo - tzn. znacznie powyżej przeciętnej na danym łowisku. A bywało, ze obok mnie stał inny wędkarz (czasami kolega) i nie mógł zahaczyć nic przez całe tygodnie. Patrzył się z politowaniem na moje wynalazki i eksperymenty. Podkreślał, że "biała guma...", że to czy tamto, a po jakimś czasie prosił mnie bym mu powiedzieć, gdzie te cuda kupić, jak poprowadzić. Nie uważam się za odkrywcę Ameryki. Po prostu logicznym wyjaśnieniem braku brań na twistery było "przegumienie", czyli zjawisko, które kiedyś nazywało się "przebłyszczeniem" (czasy kiedy używało się tylko blach obrotowych i wahadłowych), tylko, że w nowym wydaniu. Aktualnym. A twistery są tak powszechnie używane, że są chyba najczęściej stosowaną przynętą na wszelkie ryby drapieżne. Zwróćcie uwagę jak jesteście nad wodą na co łowi większość ludzi. Moim zdaniem wynika to z obiegowych teorii dotyczących tej przynęty. Oczywiście nie bez znaczenia są też takie czynniki jak: niska cena i w miarę duża wszechstronność oraz szerokie spektrum zastosowań na różnych łowiskach. W miejscówkach o niskiej presji wędkarskiej warto nadal stosować klasyczne twisterki. Tam nadal mogą szokować swą skutecznością. Ale umówmy się - ile takich miejsc jeszcze jest? ;-)

Są też inne wyjątki, gdzie stosuję twisterki. Znam dwa łowiska, na których z niewiadomych przyczyn twistery fluo upodobały sobie szczupaki i bolenie. Jadąc tam, zawsze zabieram ze sobą kilka sztuk. Ale to raczej jedno z tych nieprzewidywalnych upodobań ryb, których się nie da wytłumaczyć. Odkrytych przez przypadek. Jak to mówią: "wyjątek potwierdza regułę".

Czy całkowicie je skreślam jako przynętę? Nie! I chyba nigdy tego nie zrobię, ponieważ zdarza się, że przy "badaniu dna" łowię na nie piękne ryby. Wbrew regułom. Jakbym wrzucił tam inną przynętę - droższą i teoretycznie lepszą, skończyłaby zapewne na zaczepie, a ryb by nie było. I właśnie twister spełnia u mnie takie zadanie "sondy podwodnej", która ma określać rodzaj podłoża i jego niuanse.

Rodzaje główek jigowych
17 kwietnia 2020, 11:41

Rodzajów przynęt gumowych, puchowych itp. – przeznaczonych do jigów jest bez liku. Mało kto w Polsce wie natomiast o jednej rzeczy. Przynęty jigowe, to nie tylko guma, czy chwost - to także główki. To one decydują po części o pracy przynęty. Główek do jigów też jest sporo. Niestety wiele modeli jest w Polsce praktycznie nie do kupienia. Mają one swoje zastosowanie – na konkretne warunki i do konkretnego łowienia. O tym jak ich używać wie niewielu. Ja do pewnych wniosków i sposobów dochodziłem latami, metodą prób i błędów oraz obserwacji, z której owe wnioski wyciągałem. Gdy tylko w jakimś sklepie, stoisku natknąłem się na niestandardowe (czyt. „nieokrągłe”) główki, to kupowałem kilka – kilkanaście sztuk i eksperymentowałem. Rzeczywiście - poszczególne kształty mogą powodować wiele różnic w pracy wabika. Na przykład inną lotność, inne tempo i sposób opadu, inną pracę przynęty podczas ściągania i inne zachowanie gdy pozostawi się je nieruchomo na dnie.

Poniżej przedstawiam kilka rodzajów wraz z opisem ich zastosowania.

Rodzaje główek jigowych, jigi, główki jigowe

Klasyczne główki – okrągłe. Te akurat znają wszyscy, mimo, że wyróżnia się wśród nich trzy podstawowe rodzaje. Nie chodzi tutaj bynajmniej o kształt samego ołowiu, ale o długość haka. Mogą być więc odlewane na hakach dłuższych, średnich i krótszych. Na tych najdłuższych najczęściej nadziewa spore się rippery i kopyta. Jako, że ciężar główki jest wtedy mały w stosunku do wielkości całej przynęty, duży (kilkunastocentymetrowy) ripper jest wtedy uzbrojony „standardowo” – czyli grot haka wystaje mniej-więcej w połowie jego grzbietu. Mała główka delikatnie tylko obciąża przynętę i dzięki tak skonstruowanemu wabikowi można nim obławiać płytsze partie wody w poszukiwaniu dużego szczupaka. Zastosowanie „standardowego” jiga, gdzie na dużym haku odlany jest odpowiednio wielki łeb, uniemożliwiłoby płytkie prowadzenie sporej i ciężkiej przynęty.

 

Główki na średniej długości hakach. Czyli „standardy” – używają ich w zasadzie wszyscy spinningiści. Zbroi się nimi twistery, rippery i inne, wszelkiej maści gumy. Dostać je można w każdym sklepie wędkarskim, a nawet w każdej budce na bazarze, obok spławików, koszyczków i wędek teleskopowych. Oferują pracę przynęty, którą znamy z autopsji. W zasadzie nam pozostaje jigowanie wabikiem tak uzbrojonym.

 

„Live bait jig” – czyli wielki łeb na stosunkowo niewielkim haku, bądź większym haku, o krótkim trzonku i sporym kolanku oraz grocie. Główka stworzona do spinningowania rybokształtnymi gumami o większych gabarytach na średniej i dużej głębokości. Znaczne obciążenie umożliwia zatopienie jiga na każdą głębokość, a krótki trzonek nie zaburza pracy wabika. Pamiętajmy, że duże przynęty atakowane są przede wszystkim od głowy! Ten rodzaj główki nadaje się idealnie do zbrojenia javallonów i DAMowskich skaterów – uzbrojenie w główki o dłuższym trzonku całkowicie psują pracę tych przynęt. Dzięki „Live bait jigowi” możemy tymi przynętami normalnie spinningować i jigować. Nie musimy ich montować na haczykach z bocznym trokiem, ani kombinować z drop shotem. Dla tych właśnie przynęt warto jest mieć kilka takich łebków.

 

„Banana jig” – czyli główka w kształcie banana. W rzucie bocznym ołów odlany jest w półokrąg. W rzucie górnym widać jednak wyraźnie, że jest płaska. Tego typu kształt nieznacznie spowalnia opad przynęty. Przynęta pozostawiona na dnie nie przewraca się, jak to ma miejsce podczas korzystania z okrągłych główek. Zaokrąglony spód i umiejscowienie oczka powodują, że gdy przynęta pacnie na dno, to będzie się jedynie kolebać na boki, ale nie upadnie grotem na zalegające zielsko i całe paskudztwo jakie leży na dnie.

 

„Minnow head jig” – główka o kształcie rybiego łebka. Idealna do spinningowania kopytami i ripperkami. Gumę można przyciąć z przodu, skracając ją o jej gumową głowę. Uzbrojona „minnow headem” wyglądać będzie proporcjonalnie i naturalnie. Przynęty nią uzbrojone spisują się świetnie podczas podpowierzchniowych połowów bolenia i sandacza.

 

„Chub jig” – Pocisk! Stawia niewielki opór w wodzie. Powoduje inny sposób opadania przynęty. Nie radzę pozostawiać takiego jiga na dnie na dłuższą chwilę – przewróci się i hak może zahaczyć o zielsko, liście itp. „Długie” rozmieszczenie ołowiu na haku powoduje, że przynęta opada utrzymując się w pozycji bardzie zbliżonej do poziomu niż rakietując „głową w dół”. Różnica jest co prawda niewielka, ale… przy połowie ryb często „diabeł tkwi w szczegółach” i zmiana okrągłej główki na „chuba” może zaowocować braniami.

 

„Standup jig” – główka „wstająca”. Zarówno kształt ołowiu, jak i umiejscowienie oczka powodują urozmaicenie pracy przynęty głównie przy poderwaniu jej z dna. Jej wadą jest spora podatność na zaczepy – przede wszystkim w miejscach gdzie na dnie zalegają spore, potłuczone kamienie. Lubi się pomiędzy nimi zaklinować, a jak już tam wejdzie, to żaden uwalniacz nie pomoże... Dobra bywa natomiast na dnie żwirowym i piaskowym, gdzie „ryje się dno” wormami i twisterami. Wzburza efektowne obłoczki, zwłaszcza gdy po chwili bezruchy nagle nią podskoczymy przy pomocy lekkiego szarpnięcia.

 

„Erie jig” – kształt podobny do starego żelazka. Znakomicie działa podczas opadu. Największa ilość ciężaru znajduje się nieco z tyłu – za oczkiem mocującym, przez co przynęta tonie w bardziej poziomej pozycji. Dodatkowo kąt natarcia i kształt „narty” od spodu powoduje dodatkowe kolebanie się całej przynęty. Przy spinningowaniu ripperami i kopytkami przód główki stawia dodatkowy opór w wodzie, przez co guma nabiera pracy zbliżonej do klasycznych – sterowych woblerów. Te główki już od jakiegoś czasu pojawiły się w Polsce w sprzedaży i dostać je można stosunkowo łatwo.

 

„Jig lotnia” – nazwę sam wymyśliłem, grzebać po sieci za jej oryginalną nazwą zwyczajnie nie chce mi się. Płaski ołów powoduje „szybowanie” podczas opadu. Na leniwe okonie, leniwe sandacze i dla wędkarza, któremu się niespieszy (celowo uniknąłem określenia „leniwego wędkarza”), jest to rozwiązanie idealne. Ale uwaga! Opad na większą głębokość może w tym wypadku trwać naprawdę długo! Ja ten łebek stosuję tylko w głębokości maksymalnie 2-2,5 m, kiedy wiem, że są tam okonie lub sandacze. Bywa, że to ostatnia deska ratunku na te drapieżniki.

Niecodzienne przynęty wirujące
17 kwietnia 2020, 11:39

Błystkę obrotową zna każdy spinningista. Młody i stary. Często na rynku pojawiają się jednak przynęty, będace "mutacjami" obrotówki. Niekoniecznie maja skrzydełka, ale zawsze coś w nich wiruje dając pod woda silną falę hydroakustyczną. Sposób na przebłyszczenie? Czy może kolejny wymysł handlowców, który ma łowić wędkarzy, a nie ryby? Większość tego typu przynęt pochodzi zza oceanu, gdzie z kolei nasza - standardowa obrotówka jest rzadko używana. Amerykanie wolą spinnerbaity, devony, błystki Frittza i tym podobne wynalazki. Być może ich ryby też je wolą? A może to po prostu kwestia ich filozofii w spinningu. zauważcie, że to nie jedyna rzecz, którą robią inaczej od nas - multiplikatory (na prawą rękę na dodatek), jerki, wormy itp. itd.

Przedstawiam zatem przynęty, które możemy nazwać "kuzynami wirówek".

błystki obrotowe, spinnerbaity

Spinnerbaity

Wynalazek kolegów wędkarzy zza oceanu. Stosowane głównie do połowu ich odmian szczupaków i sandaczy, czyli odpowiednio: muskiech i valleyów. Charakteryzują się banalnie prostą budową. Przynęta jest jakby "dwusegmentowa". Na jednym stelażu są dwa ramiona, dolne i górne. Na górnym znajduje się paletka obrotowa (lub dwie, a w naprawdę wielkich spinnerbaitach czasem trzy), na dolnym ramieniu znajduje się przynęta gumowa, albo coś a'la kogut. Często są to zwykłe twistery i rippery, czasami gumowe ośmiorniczki. W naszych wodach sprawdzają się w miejscach gdzie występuje spora presja wędkarska i rybom już "opatrzyły sie" klasyczne wabiki. Spinnerbaitem można jigować w toni, skrzydełko będzie wirować zawsze - także podczas opadu. Mniejsze modele można stosować przy połowie okoni w każdym rodzaju wody. Większe bywają chętnie atakowane przez szczupaki i sandacze. Przynęty o rozmiarze XXL są świetnym pomysłem w trollingu. Można je sprowadzić na naprawdę spore głębokości, wytwarzają falę hydroakustyczną jak cała ławica rybek, co często prowokuje wielkie drapieżniki. Spinnerbaity można prowadzić ściągając je jednostajnie, można też nimi jigować.

Tutaj filmiki demonstrujące ten wabik:

https://www.youtube.com/watch?v=UgcqtCVD_0o&feature=related

https://www.youtube.com/watch?v=rgIiIRjpYRc

https://www.youtube.com/watch?v=lCUtoX7_Nsw

 

Devon

Kolejna wariacja przynęty "turbinkowej" z wirówką. Devon ma na stelażu zamontowane podwójne skrzydełko-wirnik. Jest doskonały do połowu łososiowatych, a przy tym nieznany rybom. Daje się daleko posłać i jego praca jest dobrze wyczuwalna na kiju.

Błystka Frittza

Przynęta - jig uzbrojony z dołu kotwiczką. Z tyłu zaś, na krętliku znajduje się paletka - jak z wirówki. Wiruje ona w czasie prowadzenia przynęty w toni, a sama przynęta służy głównie do jigowania, także na sporych głębokościach - co spowodowane jest bardzo ciężkim korpusikiem. W naszych warunkach świetnie się sprawdza do śródjeziornego łowienia okoni. Dzięki niewielkiej objętości i sporej masie można ją posyłać na znaczne odległości.

Spin-n-glow

Spin-n-glow to również wynalazek prawdopodobnie z Ameryki. Mówiac najprościej spin-n-glow jest to przynęta turbinowa. Turbinka z dwoma bocznymi skrzydełkami wiruje wokół drutu montażowego, na którym znajdują się także koraliki "łożyskujace". Turbinka bywa wykonywana z lekkich materiałów (pianka itp.), bądź z metalu lub nawet ołowiu.

Wirówko-wobler

Czyli wirówka, która zamiast klasycznego korpusu posiada za skrzydełkiem woblerek - oczywiście bez steru. albo inaczej - wobler, bez steru idący w linii prostej (nie mający pracy własnej) poprzedzony skrzydełkiem wirówki.

Przynęty na sandacza za "stówę"...
17 kwietnia 2020, 11:37

Tutaj będzie można rozwinąć nieco swój ogólny arsenał wabików. Przy założeniu, że już wydaliśmy jedną „stówę” na przynęty szczupakowe, to wiele z nich będzie przydatna na sandacza. Głównie chodzi o gumy i wahadłówki. Przydać się może wobler. Mimo wszystko żeby być rzetelnym, to podam dwa warianty przynęt sandaczowych. Dla wędkarzy kompletujących pudełko „od zera”, jak i dla takich, którzy zdążyli się już zaopatrzyć w przynęty „pod kątem” szczupaka.

Przynęty na sandacza

 

Wariant I – dla tych, którzy się już obkupili w gumy i wahadła, podam te propozycję wabików, które warto mieć w swoim arsenale, a które nie są drogie.

Twistery – długość 7 cm. – klasyki, należy pamiętać, że na wodach o dużej presji wędkarskiej lepiej z nich zrezygnować, na korzyść innych wabików. Z twisterów proponuję po jednej sztuce dla każdego z kolorów:

- fluo seledynowe;

- fluo pomarańczowe;

- biały;

- perłowy;

- fioletowy;

- brązowy;

- czarny;

- szary.

Razem 8 gumek po 80 gr/szt to daje razem 6,4 zł

Do tego dochodzą główki o gramaturach:

2 szt – 8 gr

2 szt – 10 gr

2 szt – 12 gr

2 szt – 16 gr

Koszt główki to 1,5 zł, zatem mamy 12 zł + 6,4 = 18,4 zł

 

Jako, że sandacze z niewiadomych przyczyn czasem wolą skaczącego po dnie koguta, od ładniej wyglądającej główki, to proponuję zakupienie 3 kogutków o gramaturach: 15, 20 i 25 gr. Koszt to 4 zł/szt, a więc razem mamy 12 zł

W tej chwili wydaliśmy już z naszego budżetu 30,4 zł

Idziemy dalej. Woblery, proponuję 4 sztuki. Nie jakieś salmo, Ania handmade’y, tylko coś tańszego. Z seryjnej produkcji mogą to być jaxony robinsony, albo lovec rapy. Smukłe, o srebrzystych bokach. Długości jakie proponuję to: 6, 8, 10 cm. Srebrne z czarnym albo błękitnym grzbietem. Do tego jeden wariat fluo o długości pomiędzy 7 a 9 cm. Koszt jednego wobka to 12 zł. Zatem łączny ich koszt to 48 zł.

Podsumowując – wydaliśmy już 70,4 zł.

Pozostało „zaszaleć” i kupić kilka gumek nietuzinkowych. Proponuję 3 wormy, dwie jaszczurki i dwie żaby, oraz jakiegoś tubowca. Razem 8 przynęt po 2 zł/szt. Co daje 16 zł.

Pozostało 13,6 zł – na główki do naszych fantazyjnych gumek.

 

Wariant II – dla tych, którzy nie zaopatrywali się w przynęty szczupakowi, bo np. u nich nie ma szczupaków, albo mają już wypracowane własne „łowne killery”.

 

Twistery – długość 7 cm. – klasyki, należy pamiętać, że na wodach o dużej presji wędkarskiej lepiej z nich zrezygnować, na korzyść innych wabików. Z twisterów proponuję po jednej sztuce dla każdego z kolorów:

- fluo seledynowe;

- fluo pomarańczowe;

- biały;

- perłowy;

- fioletowy;

- brązowy;

- czarny;

- szary.

Razem 8 gumek po 80 gr/szt to daje razem 6,4 zł

Do tego dochodzą główki o gramaturach:

2 szt – 8 gr

2 szt – 10 gr

2 szt – 12 gr

2 szt – 16 gr

Koszt główki to 1,5 zł, zatem mamy 12 zł + 6,4 = 18,4 zł

 

Do tego kopyta, op 1 sztuce z każdego rodzaju barwy:

- biały/perłowy z czarnym grzbietem;

- biały/perłowy z błękitnym grzbietem;

- fluo

- złocisty

Każde kopyto w dwóch wersjach wielkościowych: 6 i 8 cm. Razem 8 kopyt po 1,5 zł/szt + główki w takich samych gramaturach jak przy twisterach. Wychodzi łącznie 24 zł.

Razem wydaliśmy: 42,4 zł

 

Pora na wahadła. Dwa srebrne gnomy o rozmiarach 1 i 2 w barwie srebrnej – 4zł/szt = 8 zł

 

Trzy kogutki o gramaturach: 15, 20 i 25 gr. Koszt to 4 zł/szt, a więc razem mamy 12 zł (jak w wariancie I).

 

Uzbierało się 62,4 zł

 

Cykada (przeznaczona tylko na doskonale znane miejsca, bo łatwo ją urwać, zwłaszcza jak ktoś dopiero stawia pierwsze kroki z nią). Proponuję klasyczną, srebrną cykadę o wadze 10-12 gr. Koszt 12 zł/szt (wiem, ze to chore, ale takie są ceny cykad).

 

Dwa wobki 7-8 cm, fluo i srebrny klasyk, niezbyt głęboko nurkujące (na 1-1,5 m). Koszt 12 zł/szt, czyli razem 24 zł.

 

I tym sposobem wydaliśmy 98,4 zł.