Kategoria

Sztuczne przynęty, strona 6


Rodzaje główek jigowych


17 kwietnia 2020, 11:41

Rodzajów przynęt gumowych, puchowych itp. – przeznaczonych do jigów jest bez liku. Mało kto w Polsce wie natomiast o jednej rzeczy. Przynęty jigowe, to nie tylko guma, czy chwost - to także główki. To one decydują po części o pracy przynęty. Główek do jigów też jest sporo. Niestety wiele modeli jest w Polsce praktycznie nie do kupienia. Mają one swoje zastosowanie – na konkretne warunki i do konkretnego łowienia. O tym jak ich używać wie niewielu. Ja do pewnych wniosków i sposobów dochodziłem latami, metodą prób i błędów oraz obserwacji, z której owe wnioski wyciągałem. Gdy tylko w jakimś sklepie, stoisku natknąłem się na niestandardowe (czyt. „nieokrągłe”) główki, to kupowałem kilka – kilkanaście sztuk i eksperymentowałem. Rzeczywiście - poszczególne kształty mogą powodować wiele różnic w pracy wabika. Na przykład inną lotność, inne tempo i sposób opadu, inną pracę przynęty podczas ściągania i inne zachowanie gdy pozostawi się je nieruchomo na dnie.

Poniżej przedstawiam kilka rodzajów wraz z opisem ich zastosowania.

Rodzaje główek jigowych, jigi, główki jigowe

Klasyczne główki – okrągłe. Te akurat znają wszyscy, mimo, że wyróżnia się wśród nich trzy podstawowe rodzaje. Nie chodzi tutaj bynajmniej o kształt samego ołowiu, ale o długość haka. Mogą być więc odlewane na hakach dłuższych, średnich i krótszych. Na tych najdłuższych najczęściej nadziewa spore się rippery i kopyta. Jako, że ciężar główki jest wtedy mały w stosunku do wielkości całej przynęty, duży (kilkunastocentymetrowy) ripper jest wtedy uzbrojony „standardowo” – czyli grot haka wystaje mniej-więcej w połowie jego grzbietu. Mała główka delikatnie tylko obciąża przynętę i dzięki tak skonstruowanemu wabikowi można nim obławiać płytsze partie wody w poszukiwaniu dużego szczupaka. Zastosowanie „standardowego” jiga, gdzie na dużym haku odlany jest odpowiednio wielki łeb, uniemożliwiłoby płytkie prowadzenie sporej i ciężkiej przynęty.

 

Główki na średniej długości hakach. Czyli „standardy” – używają ich w zasadzie wszyscy spinningiści. Zbroi się nimi twistery, rippery i inne, wszelkiej maści gumy. Dostać je można w każdym sklepie wędkarskim, a nawet w każdej budce na bazarze, obok spławików, koszyczków i wędek teleskopowych. Oferują pracę przynęty, którą znamy z autopsji. W zasadzie nam pozostaje jigowanie wabikiem tak uzbrojonym.

 

„Live bait jig” – czyli wielki łeb na stosunkowo niewielkim haku, bądź większym haku, o krótkim trzonku i sporym kolanku oraz grocie. Główka stworzona do spinningowania rybokształtnymi gumami o większych gabarytach na średniej i dużej głębokości. Znaczne obciążenie umożliwia zatopienie jiga na każdą głębokość, a krótki trzonek nie zaburza pracy wabika. Pamiętajmy, że duże przynęty atakowane są przede wszystkim od głowy! Ten rodzaj główki nadaje się idealnie do zbrojenia javallonów i DAMowskich skaterów – uzbrojenie w główki o dłuższym trzonku całkowicie psują pracę tych przynęt. Dzięki „Live bait jigowi” możemy tymi przynętami normalnie spinningować i jigować. Nie musimy ich montować na haczykach z bocznym trokiem, ani kombinować z drop shotem. Dla tych właśnie przynęt warto jest mieć kilka takich łebków.

 

„Banana jig” – czyli główka w kształcie banana. W rzucie bocznym ołów odlany jest w półokrąg. W rzucie górnym widać jednak wyraźnie, że jest płaska. Tego typu kształt nieznacznie spowalnia opad przynęty. Przynęta pozostawiona na dnie nie przewraca się, jak to ma miejsce podczas korzystania z okrągłych główek. Zaokrąglony spód i umiejscowienie oczka powodują, że gdy przynęta pacnie na dno, to będzie się jedynie kolebać na boki, ale nie upadnie grotem na zalegające zielsko i całe paskudztwo jakie leży na dnie.

 

„Minnow head jig” – główka o kształcie rybiego łebka. Idealna do spinningowania kopytami i ripperkami. Gumę można przyciąć z przodu, skracając ją o jej gumową głowę. Uzbrojona „minnow headem” wyglądać będzie proporcjonalnie i naturalnie. Przynęty nią uzbrojone spisują się świetnie podczas podpowierzchniowych połowów bolenia i sandacza.

 

„Chub jig” – Pocisk! Stawia niewielki opór w wodzie. Powoduje inny sposób opadania przynęty. Nie radzę pozostawiać takiego jiga na dnie na dłuższą chwilę – przewróci się i hak może zahaczyć o zielsko, liście itp. „Długie” rozmieszczenie ołowiu na haku powoduje, że przynęta opada utrzymując się w pozycji bardzie zbliżonej do poziomu niż rakietując „głową w dół”. Różnica jest co prawda niewielka, ale… przy połowie ryb często „diabeł tkwi w szczegółach” i zmiana okrągłej główki na „chuba” może zaowocować braniami.

 

„Standup jig” – główka „wstająca”. Zarówno kształt ołowiu, jak i umiejscowienie oczka powodują urozmaicenie pracy przynęty głównie przy poderwaniu jej z dna. Jej wadą jest spora podatność na zaczepy – przede wszystkim w miejscach gdzie na dnie zalegają spore, potłuczone kamienie. Lubi się pomiędzy nimi zaklinować, a jak już tam wejdzie, to żaden uwalniacz nie pomoże... Dobra bywa natomiast na dnie żwirowym i piaskowym, gdzie „ryje się dno” wormami i twisterami. Wzburza efektowne obłoczki, zwłaszcza gdy po chwili bezruchy nagle nią podskoczymy przy pomocy lekkiego szarpnięcia.

 

„Erie jig” – kształt podobny do starego żelazka. Znakomicie działa podczas opadu. Największa ilość ciężaru znajduje się nieco z tyłu – za oczkiem mocującym, przez co przynęta tonie w bardziej poziomej pozycji. Dodatkowo kąt natarcia i kształt „narty” od spodu powoduje dodatkowe kolebanie się całej przynęty. Przy spinningowaniu ripperami i kopytkami przód główki stawia dodatkowy opór w wodzie, przez co guma nabiera pracy zbliżonej do klasycznych – sterowych woblerów. Te główki już od jakiegoś czasu pojawiły się w Polsce w sprzedaży i dostać je można stosunkowo łatwo.

 

„Jig lotnia” – nazwę sam wymyśliłem, grzebać po sieci za jej oryginalną nazwą zwyczajnie nie chce mi się. Płaski ołów powoduje „szybowanie” podczas opadu. Na leniwe okonie, leniwe sandacze i dla wędkarza, któremu się niespieszy (celowo uniknąłem określenia „leniwego wędkarza”), jest to rozwiązanie idealne. Ale uwaga! Opad na większą głębokość może w tym wypadku trwać naprawdę długo! Ja ten łebek stosuję tylko w głębokości maksymalnie 2-2,5 m, kiedy wiem, że są tam okonie lub sandacze. Bywa, że to ostatnia deska ratunku na te drapieżniki.

Niecodzienne przynęty wirujące


17 kwietnia 2020, 11:39

Błystkę obrotową zna każdy spinningista. Młody i stary. Często na rynku pojawiają się jednak przynęty, będace "mutacjami" obrotówki. Niekoniecznie maja skrzydełka, ale zawsze coś w nich wiruje dając pod woda silną falę hydroakustyczną. Sposób na przebłyszczenie? Czy może kolejny wymysł handlowców, który ma łowić wędkarzy, a nie ryby? Większość tego typu przynęt pochodzi zza oceanu, gdzie z kolei nasza - standardowa obrotówka jest rzadko używana. Amerykanie wolą spinnerbaity, devony, błystki Frittza i tym podobne wynalazki. Być może ich ryby też je wolą? A może to po prostu kwestia ich filozofii w spinningu. zauważcie, że to nie jedyna rzecz, którą robią inaczej od nas - multiplikatory (na prawą rękę na dodatek), jerki, wormy itp. itd.

Przedstawiam zatem przynęty, które możemy nazwać "kuzynami wirówek".

błystki obrotowe, spinnerbaity

Spinnerbaity

Wynalazek kolegów wędkarzy zza oceanu. Stosowane głównie do połowu ich odmian szczupaków i sandaczy, czyli odpowiednio: muskiech i valleyów. Charakteryzują się banalnie prostą budową. Przynęta jest jakby "dwusegmentowa". Na jednym stelażu są dwa ramiona, dolne i górne. Na górnym znajduje się paletka obrotowa (lub dwie, a w naprawdę wielkich spinnerbaitach czasem trzy), na dolnym ramieniu znajduje się przynęta gumowa, albo coś a'la kogut. Często są to zwykłe twistery i rippery, czasami gumowe ośmiorniczki. W naszych wodach sprawdzają się w miejscach gdzie występuje spora presja wędkarska i rybom już "opatrzyły sie" klasyczne wabiki. Spinnerbaitem można jigować w toni, skrzydełko będzie wirować zawsze - także podczas opadu. Mniejsze modele można stosować przy połowie okoni w każdym rodzaju wody. Większe bywają chętnie atakowane przez szczupaki i sandacze. Przynęty o rozmiarze XXL są świetnym pomysłem w trollingu. Można je sprowadzić na naprawdę spore głębokości, wytwarzają falę hydroakustyczną jak cała ławica rybek, co często prowokuje wielkie drapieżniki. Spinnerbaity można prowadzić ściągając je jednostajnie, można też nimi jigować.

Tutaj filmiki demonstrujące ten wabik:

https://www.youtube.com/watch?v=UgcqtCVD_0o&feature=related

https://www.youtube.com/watch?v=rgIiIRjpYRc

https://www.youtube.com/watch?v=lCUtoX7_Nsw

 

Devon

Kolejna wariacja przynęty "turbinkowej" z wirówką. Devon ma na stelażu zamontowane podwójne skrzydełko-wirnik. Jest doskonały do połowu łososiowatych, a przy tym nieznany rybom. Daje się daleko posłać i jego praca jest dobrze wyczuwalna na kiju.

Błystka Frittza

Przynęta - jig uzbrojony z dołu kotwiczką. Z tyłu zaś, na krętliku znajduje się paletka - jak z wirówki. Wiruje ona w czasie prowadzenia przynęty w toni, a sama przynęta służy głównie do jigowania, także na sporych głębokościach - co spowodowane jest bardzo ciężkim korpusikiem. W naszych warunkach świetnie się sprawdza do śródjeziornego łowienia okoni. Dzięki niewielkiej objętości i sporej masie można ją posyłać na znaczne odległości.

Spin-n-glow

Spin-n-glow to również wynalazek prawdopodobnie z Ameryki. Mówiac najprościej spin-n-glow jest to przynęta turbinowa. Turbinka z dwoma bocznymi skrzydełkami wiruje wokół drutu montażowego, na którym znajdują się także koraliki "łożyskujace". Turbinka bywa wykonywana z lekkich materiałów (pianka itp.), bądź z metalu lub nawet ołowiu.

Wirówko-wobler

Czyli wirówka, która zamiast klasycznego korpusu posiada za skrzydełkiem woblerek - oczywiście bez steru. albo inaczej - wobler, bez steru idący w linii prostej (nie mający pracy własnej) poprzedzony skrzydełkiem wirówki.

Przynęty na sandacza za "stówę"...


17 kwietnia 2020, 11:37

Tutaj będzie można rozwinąć nieco swój ogólny arsenał wabików. Przy założeniu, że już wydaliśmy jedną „stówę” na przynęty szczupakowe, to wiele z nich będzie przydatna na sandacza. Głównie chodzi o gumy i wahadłówki. Przydać się może wobler. Mimo wszystko żeby być rzetelnym, to podam dwa warianty przynęt sandaczowych. Dla wędkarzy kompletujących pudełko „od zera”, jak i dla takich, którzy zdążyli się już zaopatrzyć w przynęty „pod kątem” szczupaka.

Przynęty na sandacza

 

Wariant I – dla tych, którzy się już obkupili w gumy i wahadła, podam te propozycję wabików, które warto mieć w swoim arsenale, a które nie są drogie.

Twistery – długość 7 cm. – klasyki, należy pamiętać, że na wodach o dużej presji wędkarskiej lepiej z nich zrezygnować, na korzyść innych wabików. Z twisterów proponuję po jednej sztuce dla każdego z kolorów:

- fluo seledynowe;

- fluo pomarańczowe;

- biały;

- perłowy;

- fioletowy;

- brązowy;

- czarny;

- szary.

Razem 8 gumek po 80 gr/szt to daje razem 6,4 zł

Do tego dochodzą główki o gramaturach:

2 szt – 8 gr

2 szt – 10 gr

2 szt – 12 gr

2 szt – 16 gr

Koszt główki to 1,5 zł, zatem mamy 12 zł + 6,4 = 18,4 zł

 

Jako, że sandacze z niewiadomych przyczyn czasem wolą skaczącego po dnie koguta, od ładniej wyglądającej główki, to proponuję zakupienie 3 kogutków o gramaturach: 15, 20 i 25 gr. Koszt to 4 zł/szt, a więc razem mamy 12 zł

W tej chwili wydaliśmy już z naszego budżetu 30,4 zł

Idziemy dalej. Woblery, proponuję 4 sztuki. Nie jakieś salmo, Ania handmade’y, tylko coś tańszego. Z seryjnej produkcji mogą to być jaxony robinsony, albo lovec rapy. Smukłe, o srebrzystych bokach. Długości jakie proponuję to: 6, 8, 10 cm. Srebrne z czarnym albo błękitnym grzbietem. Do tego jeden wariat fluo o długości pomiędzy 7 a 9 cm. Koszt jednego wobka to 12 zł. Zatem łączny ich koszt to 48 zł.

Podsumowując – wydaliśmy już 70,4 zł.

Pozostało „zaszaleć” i kupić kilka gumek nietuzinkowych. Proponuję 3 wormy, dwie jaszczurki i dwie żaby, oraz jakiegoś tubowca. Razem 8 przynęt po 2 zł/szt. Co daje 16 zł.

Pozostało 13,6 zł – na główki do naszych fantazyjnych gumek.

 

Wariant II – dla tych, którzy nie zaopatrywali się w przynęty szczupakowi, bo np. u nich nie ma szczupaków, albo mają już wypracowane własne „łowne killery”.

 

Twistery – długość 7 cm. – klasyki, należy pamiętać, że na wodach o dużej presji wędkarskiej lepiej z nich zrezygnować, na korzyść innych wabików. Z twisterów proponuję po jednej sztuce dla każdego z kolorów:

- fluo seledynowe;

- fluo pomarańczowe;

- biały;

- perłowy;

- fioletowy;

- brązowy;

- czarny;

- szary.

Razem 8 gumek po 80 gr/szt to daje razem 6,4 zł

Do tego dochodzą główki o gramaturach:

2 szt – 8 gr

2 szt – 10 gr

2 szt – 12 gr

2 szt – 16 gr

Koszt główki to 1,5 zł, zatem mamy 12 zł + 6,4 = 18,4 zł

 

Do tego kopyta, op 1 sztuce z każdego rodzaju barwy:

- biały/perłowy z czarnym grzbietem;

- biały/perłowy z błękitnym grzbietem;

- fluo

- złocisty

Każde kopyto w dwóch wersjach wielkościowych: 6 i 8 cm. Razem 8 kopyt po 1,5 zł/szt + główki w takich samych gramaturach jak przy twisterach. Wychodzi łącznie 24 zł.

Razem wydaliśmy: 42,4 zł

 

Pora na wahadła. Dwa srebrne gnomy o rozmiarach 1 i 2 w barwie srebrnej – 4zł/szt = 8 zł

 

Trzy kogutki o gramaturach: 15, 20 i 25 gr. Koszt to 4 zł/szt, a więc razem mamy 12 zł (jak w wariancie I).

 

Uzbierało się 62,4 zł

 

Cykada (przeznaczona tylko na doskonale znane miejsca, bo łatwo ją urwać, zwłaszcza jak ktoś dopiero stawia pierwsze kroki z nią). Proponuję klasyczną, srebrną cykadę o wadze 10-12 gr. Koszt 12 zł/szt (wiem, ze to chore, ale takie są ceny cykad).

 

Dwa wobki 7-8 cm, fluo i srebrny klasyk, niezbyt głęboko nurkujące (na 1-1,5 m). Koszt 12 zł/szt, czyli razem 24 zł.

 

I tym sposobem wydaliśmy 98,4 zł.

Poppery


17 kwietnia 2020, 11:36

Popper, czyli chlapacz, wobler powierzchniowy. Przynęty te mają bardzo prostą budowę. Przednia część jest ścięta pod dość ostrym kątem i znajduje się w niej okrągłe zagłębienie, w którym jest oczko do mocowania zestawu. Poppery pracują tylko na powierzchni i są przeznaczone tylko do łowienia powierzchniowego. W Polsce nie cieszą się wielką popularnością, bowiem brania na nie zdarzają się raczej rzadko - tylko w ściśle określonych warunkach. Na filmach wędkarskich, czy na youtube przynęta sprawia naprawdę ogromne wrażenie. Prowadzimy wabik po powierzchni wody cały czas go widząc. Atak na przynętę odbywa się na naszych oczach. Wygląda to niesamowicie. Często drapieżnik atakując od dołu wyskakuje w powietrze robiąc "świecę" i pokazując nam swoje cielsko w pełnej krasie. Problem jest tylko w tym, że na poppery łowi sięzdecydowanie mało ryb. Nie ufajmy filmom. "Życie to nie film" ;-) Wrzucanie poppera wszędzie do wody może się skończyć tylko wędkarskim fiaskiem. Ja sam stosowałem i stosuję te przynęty niezmiernie rzadko. Dawno temu, gdy byłem na etapie odkrywania tegoż wabika łowiłem na niego bardzo często - oczywiście jak na młokosa przystało, bez pomyślunku i logiki. Wrzucałem go w nurt i ściągałem różnym tempem. Wrzucałem pod zarośla, ciskałem tam gdzie oczkowały ryby, wreszczcie podawałem przynętę tam, gdzie spławiał się drapieżnik... Efektów zero. W końcu po długim czasie doczekałem się pierwszej ryby na poppera. Był to okoń. Wziął na płyciźnie gdzie głębokość nie przekraczała 10-15 cm. Przez godzinę czasu złowiłem tam około 20 pasiaków w ten sposób. Nie wiem dlaczego atakowały tylko wtedy w tak podaną przynętę. Żerowały pod powierzchnią i widać było ich spławy i cmokanie dłuższą chwilę, prawdopodobnie goniły drobnicę. Ataki na poppera były rzeczywiście niesamowite. Chlapanie, wyskoki, gdy okoń się zbliżał przecinając powierzchnię wody nastroszoną płetwą grzbietową wyglądało to jak parodia filmu "Szczęki" w miniaturowym wydaniu. ;-)

Tymczasem przynęty płytko pracujące, podpowierzchniowe wręcz - okoniom się nie podobało zupełnie. Do tej pory łowiąc w tym miejscu stosuję tą przynętę, letnimi wieczorami bywa tam naprawdę skuteczna. Drugim przypadkiem, kiedy mój popper święcił triumfy na łowisku było, gdy próbowałem dopaść szczupaka ze starorzecza. Złowiłem cztery sztuki w ciągu godziny. O tym, że nie był to ten sam - jeden osobnik świadczyły różne wymiary wszystkich ryb (wypuszczałem każdego zaraz po złowieniu). W tym przypadku zarzucałem przynętę pod liście grążeli, czekałem aż znikną oczka po wpadnięciu wabika do wody. Następnie podciągałem powolnymi ruchami. Po 40-60cm każde szarpnięcie i znów czekanie aż kółka znikną. Podręcznikowa technika zgapiona z filmów ;-) Szczupaki brały w przynęte nieruchomą, kilka sekund po jej zatrzymaniu.

Kolejne popperowe odkrycie to bolenie. Pokazał mi to wędkarz łowiący młynkiem o przełożeniu aż 1:8. W miejscówce gdzie lowił złapałem bolenia raz tylko w życiu i uznałem, że są zbyt tresowane żeby sobie nimi tam głowę zawracać. Polowałem wówczas na klenie i okonie, kiedy facet łowiący kilkadziesiąt metrów ode mnie zaczął mnie wołać o pomoc z wygiętym w pałąk kijem. Wytargał bolka na 82 cm swoją techniką. Zmierzyliśmy rybę, zrobiłem mu zdjęcie i wypuściliśmy go. Wtedy spytałem go czy założenie popera to był eksperyment? Odpowiedzial twierdząco, że owszem - eksperyment, ale sprzed kilku lat. Że teraz w ten sposób łowi tutaj bolenie, bo inaczej się nie da. Jego sposób także mnie później przyniósł kilka srebrnych torped.

Poppery, przynęty powierzchniowe

Jak prowadzić poppera

Z popperem - podobnie jak z większością przynęt spinningowych należy odpowiednio postępować. Sposób podania i prezentacji wabika jest kluczem do sukcesu. W zależności od ryby, którą chcemy złowić i wody w której łowimy można poppera poprowadzić na różne sposoby.

Sposób 1

Stosowany podczas połowów boleni w nurcie. Czyli rzut lekko pod prąd i jazda na maxa młynkiem. Prowadzony tak popper, który jest dobrze wyważony robi mnóstwo zamieszania na powierzchni. Bąbelkuje, miesza, odjeżdża na boki, jak mała motorówka mająca problemy ze sterownością. Pozostawia na wodzie smugę - ślad po rozbryzgach, które generuje. Zaznaczam, że nie wszystkie bolenie i nie wszędzie dają się nabrać na ten trik. W miejscach gdzie tak łowiłem najlepiej się sprawdzał 5,5 cm popek nieznanego producenta z grzechotką. Brzuszek biały, boki srebrne i grzbiecik oliwkowy. "Czoło" w barwie czerwonej.

Sposób 2

Szczupaki i okonie w wodach stojących. Czyli powolne podciągnięcia i kilkunastosekundowe zatrzymanie w miejscu. Wczesnym rankiem, wieczorem i w nocy to bardzo dobra technika na letnie drapieżniki. Lubią wychodzić za drobnicą na płyciznę i nie pogardzą zdechlakiem, który na powierzchni wody wykonuje rzadkie i nieskoordynowane ruchy. Imituje w ten sposób ciężko ranną rybkę z uszkodzonym pęcherzem pławnym, która dogorywa na powierzchni. Tutaj dobry może być popper o długości 7-12 cm. Swojego przerobiłem na wersję "bloody" - malując markerem kilka smużek krwi w okolicach głowy. W nocy to co prawda nie ma wielkiego znaczenia, ale gdy robi się widno...

Sposób 3

Jednostajne, niezbyt szybkie zwijanie z podciągnięciami szczytówką w jedną i druga stronę na przemian. Tutaj wolę poppera żabopodobnego. Właśnie żabę ma imitować, taką pokraczną, płynąca nieco chaotycznie. Chorą, poturbowaną. Takim kąskiem nie pogardzi ani rzeczny szczupak, ani kleń, a złapać można nawet pstrąga (mnie ta sztuka się jeszcze nie udała, ale byłem świadkiem takiej sytuacji i będę na pewno próbował). Technika ta jest dobra na pstrągi zwłaszcza na początku sezonu pstrągowego, gdzie imitacje żabek święcą największe tryumfy. W rzekach nizinnych i wodach stojących sprawdza się przez cały sezon. Warunek - poper w barwach żabki, czyli zielony albo brązowy w kropki, w mętnej wodzie fluo.

Czy warto inwestować w poppery? Moim zdaniem kilka sztuk warto mieć na wybrane okazje. Przynęta jest raczej "długowieczna" - cięzko ją urwać na dnie, z racji tego, że pływa po powierzchni. Stratę można odnotować jedynie na drzewach i krzakach po niesfornym rzucie. No i jeśli nie założymy przyponu, a trafi się szczupak... Zatem jedna inwestycja w kilka egzemplarzy nikomu nie zaszkodzi. W przypadku złowienia nań ryby nie bdziemy żałować. Ataki ryby na powierzchni są niesamowite! Zwłaszcza dużych okazów. To jak łowienie na suchą muchę dla muszkarza. Rozbryzi wody, chlapanie, hałas - jednym słowem HARDCORE! ;-)

 

Zobaczcie sami:

https://www.youtube.com/watch?v=NOFtt0243XQ - skitter pop rapali

https://www.youtube.com/watch?v=9UxcRziF6ns - bass wyciągany z zielska

https://www.youtube.com/watch?v=hTAOo84VJp0

 

Klasyczny wobler – teoria przynęty


17 kwietnia 2020, 11:30

 

Woblery zostały podobno stworzone przez Lauriego Rapale, ale są to dość umowne informacje. Rapala po prostu był pierwszym, który dzięki swoim przynętom stał się znany, być może je nawet opatentował. Dzisiaj markę RAPALA zna każdy miłośnik spinningu. Fiński potentat produkują niezliczone ilości wielkości, wzorów i kolorów.

woblery, wobler

Budowa

Klasyczny wobler składa się z korpusu, stelaża, steru, kółek łącznikowych i kotwiczek.

Korpusy są często strugane ręcznie z lipy, balsy bądź innego drewna, które jest łatwe w obróbce. Nowoczesna technologia i nastawienie na masową produkcję spowodowały, że dzisiaj większość seryjnie produkowanych wobków ma korpusy wykonane z pianki metodą wtryskową. Podobnie z wyglądem korpusu. Kiedyś malowało się je ręcznie, dziś pokrywane są albo na taśmie produkcyjnej sprayami, albo nakleja się nadruki imitujące łuski, ciapki i inne cechy charakterystyczne rybek.

Stelaż – najczęściej wykonany jest z jednego kawałka drutu, biegnącego przez korpus przynęty. To na nim są zawieszone kotwiczki i to do niego mocujemy nasze agrafki przymocowując do naszego zestawu. Niektóre woblery produkowane dziś mają jednak oczka do mocowania linki i kotwiczek wkręcane i gruntowane za pomocą klejów i żywic.

Ster – umiejscowiony z przodu przynęty. Jego wielkość, kształt i kąt nachylenia odpowiadają za pracę naszego wobka, za szerokość jego drgań i głębokość jego zanurzania.

Wobler ma także w swoim wnętrzu wbudowane obciążenie – najczęściej ołowiane. Jego umiejscowienie również ma wpływ na sposób pracy w wodzie, jak i na głębokość schodzenia.

Wynalazki

Producenci i rękodzielnicy prześcigają się w pomysłach stworzenia woblerów coraz to lepszych. Niektóre modele mają w swoim korpusie wbudowane grzechotki mające dodatkowo wabić ryby. Rapala ma w swojej ofercie modele, których przemieszczające się wewnątrz obciążenie ma zapewnić dalsze rzuty oraz ograniczyć „koziołkowanie” przynęty w czasie lotu.

Aby wygląd woblera był jak najbardziej naturalny, okleja się je tkaninami brokatowymi imitującymi łuskę, wkleja „żywe” oczy, a na kotwiczkach ogonowych montuje owijkę z piór imitującą płetewkę. Niektórzy rękodzielnicy doszli już do technologii oklejania woblerków skórą prawdziwych ryb, by dostosować je wyglądem idealnie do łowiska. Jest to bardzo pracochłonne i woblery te osiągają niebotyczne ceny.

Dlaczego jednak ryby „lubią” niektóre woblerki bardziej, a niektóre mniej?

Większość spinningistów nie ma pojęcia o tym że niektóre woblery prowadzi się w inny sposób, a niektóre w inny. Sposób prowadzenia wędkarz powinien dostosować do łowiska i gatunku ryby na którą poluje oraz gatunku stworzenia, które dany wobler imituje.

Co do łowiska – w płytkiej wodzie nie łowimy woblerami tonącymi (chyba że „boleniówkami”), w głębokich dołach, zwłaszcza w zimnych okresach, gdy ryby schodzą na największe głębie, nie ma sensu posyłać do wody powierzchniowców i przynęt pracujących 0,5-1m pod powierzchnią. Nie ma sensu także rzucać w krzaki – zaczep murowany, a ryby nikt nam nie zagwarantuje. Chociaż jak to mówią: „gdzie patyki, tam wyniki”.

Idealny wobler, to taki, który swoim wyglądem i zachowaniem w wodzie imituje do złudzenia żyjące w niej stworzenia (rybki, zabki, owady itd.). Jednak nawet wtedy nie mamy pewności, że połowimy. Ryby akurat mogą mieć ochotę na coś innego. Np. na woblera fluo albo na gumę wleczoną po dnie… I bądź tu mądry. Ale spinning to metoda gdzie wyboru dokonuje sam łowiący i nie zawsze wszystko można logicznie wytłumaczyć. I to jest piękne!c

Woblery zostały podobno stworzone przez Lauriego Rapale, ale są to dość umowne informacje. Rapala po prostu był pierwszym, który dzięki swoim przynętom stał się znany, być może je nawet opatentował. Dzisiaj markę RAPALA zna każdy miłośnik spinningu. Fiński potentat produkują niezliczone ilości wielkości, wzorów i kolorów.

Budowa

Klasyczny wobler składa się z korpusu, stelaża, steru, kółek łącznikowych i kotwiczek.

Korpusy są często strugane ręcznie z lipy, balsy bądź innego drewna, które jest łatwe w obróbce. Nowoczesna technologia i nastawienie na masową produkcję spowodowały, że dzisiaj większość seryjnie produkowanych wobków ma korpusy wykonane z pianki metodą wtryskową. Podobnie z wyglądem korpusu. Kiedyś malowało się je ręcznie, dziś pokrywane są albo na taśmie produkcyjnej sprayami, albo nakleja się nadruki imitujące łuski, ciapki i inne cechy charakterystyczne rybek.

Stelaż – najczęściej wykonany jest z jednego kawałka drutu, biegnącego przez korpus przynęty. To na nim są zawieszone kotwiczki i to do niego mocujemy nasze agrafki przymocowując do naszego zestawu. Niektóre woblery produkowane dziś mają jednak oczka do mocowania linki i kotwiczek wkręcane i gruntowane za pomocą klejów i żywic.

Ster – umiejscowiony z przodu przynęty. Jego wielkość, kształt i kąt nachylenia odpowiadają za pracę naszego wobka, za szerokość jego drgań i głębokość jego zanurzania.

Wobler ma także w swoim wnętrzu wbudowane obciążenie – najczęściej ołowiane. Jego umiejscowienie również ma wpływ na sposób pracy w wodzie, jak i na głębokość schodzenia.

Wynalazki

Producenci i rękodzielnicy prześcigają się w pomysłach stworzenia woblerów coraz to lepszych. Niektóre modele mają w swoim korpusie wbudowane grzechotki mające dodatkowo wabić ryby. Rapala ma w swojej ofercie modele, których przemieszczające się wewnątrz obciążenie ma zapewnić dalsze rzuty oraz ograniczyć „koziołkowanie” przynęty w czasie lotu.

Aby wygląd woblera był jak najbardziej naturalny, okleja się je tkaninami brokatowymi imitującymi łuskę, wkleja „żywe” oczy, a na kotwiczkach ogonowych montuje owijkę z piór imitującą płetewkę. Niektórzy rękodzielnicy doszli już do technologii oklejania woblerków skórą prawdziwych ryb, by dostosować je wyglądem idealnie do łowiska. Jest to bardzo pracochłonne i woblery te osiągają niebotyczne ceny.

Dlaczego jednak ryby „lubią” niektóre woblerki bardziej, a niektóre mniej?

Większość spinningistów nie ma pojęcia o tym że niektóre woblery prowadzi się w inny sposób, a niektóre w inny. Sposób prowadzenia wędkarz powinien dostosować do łowiska i gatunku ryby na którą poluje oraz gatunku stworzenia, które dany wobler imituje.

Co do łowiska – w płytkiej wodzie nie łowimy woblerami tonącymi (chyba że „boleniówkami”), w głębokich dołach, zwłaszcza w zimnych okresach, gdy ryby schodzą na największe głębie, nie ma sensu posyłać do wody powierzchniowców i przynęt pracujących 0,5-1m pod powierzchnią. Nie ma sensu także rzucać w krzaki – zaczep murowany, a ryby nikt nam nie zagwarantuje. Chociaż jak to mówią: „gdzie patyki, tam wyniki”.

Idealny wobler, to taki, który swoim wyglądem i zachowaniem w wodzie imituje do złudzenia żyjące w niej stworzenia (rybki, zabki, owady itd.). Jednak nawet wtedy nie mamy pewności, że połowimy. Ryby akurat mogą mieć ochotę na coś innego. Np. na woblera fluo albo na gumę wleczoną po dnie… I bądź tu mądry. Ale spinning to metoda gdzie wyboru dokonuje sam łowiący i nie zawsze wszystko można logicznie wytłumaczyć. I to jest piękne!