Archiwum kwiecień 2020, strona 12


Podstawy i wskazówki dla początkujących...
18 kwietnia 2020, 16:26

Artykuł ten postanowiłem poświęcić zagadnieniom, wydawałoby się na pozór oczywistym, ale często jednak zaniedbywanym przez wędkarzy. Chodzi mianowicie o zachowanie nad wodą. Nie chodzi tu bynajmniej o kulturze, nie zaśmiecaniu i etyce wędkarskiej, bo tego chyba nikogo uczyć nie trzeba. Mianowicie chodzi mi o to co robić, pomijając samą technikę i taktykę połowu, by być naprawdę skutecznym na łowisku. Dotyczy to także dodatkowego sprzętu, który warto posiadać na łowisku. Zatem przejdźmy do konkretnych wskazówek.

spinning, wędkarstwo spinningowe

Maskowanie

Kto nie docenia tego elementu nie wie co traci. Ryba widzi wędkarza zanim ten znajdzie się przy brzegu. Na większości przełowionych wód maskowanie jest podstawą. Wiele ryb miało już do czynienia z wędkarzem i mają w związku z tym bolesne doświadczenia. Dlatego instynkt samozachowawczy nakazuje im ucieczkę, już kiedy widzą potencjalne zagrożenie. Gdy łowimy w zakrzaczonym, zadrzewionym miejscu (a takich jest nad wodą najwięcej) ubierzmy moro! Będziemy mniej widoczni. Nie chodzi o to by popadać w skrajności i przebrać się jak Rambo za drzewo i leżeć w ściółce. Wystarczy sam strój. Można go kupić już poniżej 40 zł. A to równowartość 2-4 woblerków, tymczasem ta inwestycja może przynieść większy pożytek niż owe woblery, których niejeden z nas i tak ma w nadmiarze. Do maskowania należy także zaliczyć nasze zachowanie nad wodą. Starajmy się podchodzić do stanowiska możliwie cicho i wykorzystywać osłonę drzew i krzaków. Zawsze stójmy w pewnej odległości od brzegu (2-3m). Ukrycie się za drzewem, niska pozycja (klęczenie, kucanie) spowoduje, że pozostaniemy niedostrzeżeni. Dotyczy to przede wszystkim ryb ostrożnych: pstrągów, boleni, kleni, jazi, ale nie tylko. Spłoszyć swoją obecnością i widokiem możemy także: szczupaka, okonia, sandacza, czy suma. Chociaż ich nie posądza się o wielką ostrożność, zwłaszcza gdy żerują. Podczas połowów w nocy ubierzmy się najlepiej na czarno. A używanie latarki czołowej ograniczmy tylko do ostatniej fazy holu i lądowania. Po wylądowaniu ryby zróbmy kilkunastominutową przerwę w łowieniu.

Sprzęt i porządek

„Co za dużo, to niezdrowo” – jak mówi stare i mądre przysłowie. Nadmiar sprzętu na łowisku niekiedy wcale nie wpływa na komfort, wręcz przeciwnie. Zabierzmy ze sobą to co jest niezbędne do połowu ryby na którą zamierzamy polować. Noszenie ze sobą 2-3 kijów, podbieraka i 20kg plecaka wypchanego pudłami z przynętami mija się z celem. Dobrym pomysłem jest posiadanie zapasowej wędki – teleskopowej. Gdy łowimy na lekko, cięższy teleskopik o dł. 45cm po złożeniu nie będzie zawalidrogą. Drugiego kołowrotka nie trzeba. Wystarczy zapasowa szpula z grubszą linką i jedno pudełeczko z zestawikiem nieco większych wabików. Takie rozwiązanie przyniosło mi już niejedną niespodziankę na łowisku. Przykładowo polując na klenie i bolenie z lekkim spinem idąc wzdłuż brzegu dochodziłem do miejsc typowo „szczupakowych”. W czasie nie dłuższym niż 5 min. demontowałem lekki zestaw, zakładałem zapasową szpulę i uzbrajałem teleskopa. Pudelka z przynętami miejmy pod ręką, czasem warto zmieniać wabik nawet co 3-4 rzuty jeśli wiemy że w łowisku są ryby, ale nie biorą. Zatem pudełka z przynętami można nosić w kieszeniach kamizelki. Ta ostatnia ma też kilka innych wykorzystań.

Nie zniechęcajmy się niepowodzeniami nad wodą. Gdy ryby nie biorą, po prostu usiądźmy na chwilę, wyciszmy, skoncentrujmy i obmyślmy plan działania, a potem konsekwentnie go realizujmy. Może zmiana sposobu łowienia, miejsca, przynęty da porządany efekt. Jak nic nie złowimy przez cały dzień – przeanalizujmy wszystko co zaobserwowaliśmy i postarajmy się wyciągnąć wnioski. „Nie przegrywa tylko ten kto nie walczy!” Jutro też jest dzień!

Prowadźmy przynętę zawsze przy maksymalnym skupieniu i koncentracji! Branie może nastąpić w każdej chwili! Nie dajmy się zaskoczyć i nie przegapmy tego momentu!

Obserwujmy przyrodę i róbmy notatki po każdej wyprawie. Przydadzą się za rok, za dwa o tej samej porze roku na tym samym łowisku. Zapisujmy pogodę, stan wody, przynęty na które były brania i sposób ich prowadzenia.

Przestrzegajmy regulaminu i szanujmy przyrodę ;-)

 

Plecionka
18 kwietnia 2020, 16:25

Plecionka to linka, która kilkanaście lat temu pojawiła się na europejskim rynku i przebojem wdarła do wyposażenia wędkarzy. Początkowo plecionki miały bardzo wiele wad. Ścierały się w moment, piłowały bezlitośnie nieprzystosowane do niej przelotki i rolki kabłąka. Ponadto skręcały się i plątały niemiłosiernie. Ich kolejną wadą było to, ze polscy importerzy na siłę próbowali nadać im parametr określający średnicę i w bezczelny sposób zawyżali ich wytrzymałość nawet dwukrotnie. Przede wszystkim czas najwyższy rozprawić się z jednym z mitów, który nadal u nas funkcjonuje. Plecionka nie ma średnicy! Mimo, ze niektóre plecionki mają przekrój zbliżony do okragłego, to jednak nie jest on okrągły, a co najwyżej elipsoidalny. Z powyższego wynikał i nadal wynika paradoks, przez który mamy na opakowaniach/szpulach plecionek wypisywane następujące herezje: 0,08mm 9,2kg - jest to bzdura i jeszcze raz bzdura. Większość plecionek nie spełnia nawet 70% podanej wytrzymałości gdy są nowe. O "średnicy" nie wspominam. Dla niedowiarków: weźcie plecionkę, na której jest napisane 0,08mm i taką samą żyłkę i porównajcie - gołym okiem widać, że żyłka jest dużo cieńsza. W ostatnich latach technika jednak poszła do przodu. Producentom udało się wyeliminowac wiele wad plecionek, czyniąc ze swych produktów naprawdę dobry sprzęt - idealny w połowie na spinning w pewnych warunkach. Ponadto w produkcji są obecnie plecionki przeznaczone do różnych metod połowu. Nie chodzi bynajmniej o grubość i wytrzymałość. Plecionki do spinningu mają obecnie odpowiednią sztywność i powłokę zabezpieczającą ją przed ścieraniem. Co do parametrów plecionki - najlepsze plecionki są produkowane za oceanem! Producenci określają tylko ich długość (w jardach - YDS) i wytrzymałość (w funtach - LB). Doszło do tego, że Polscy importerzy piszą na plecionce oznaczonej 15LB że ma przekrój 0,15 mm. Zwłaszcza, że w naszych sklepach ląduje cała masa podróbek - zwłaszcza dobrych plecionek... Przede wszystkim małe wytłumaczenie: 1Lb (funt ) to 0,45359 KG, w przybliżeniu więc 1LB to 0,5 kg. Plecionka 15LB ma więc w przybliżeniu 7,5kg wytrzymałości, czyli tyle ile żyłka o przekroju 0,30mm - popularna "trzydziestka". Kolejna sprawa - sztywność, a może raczej miękkość. Plecionka spinningowa powinna idealnie spadać ze szpuli, nie może "pamiętać kształtu szpuli", niektóre modele są jednocześnie miękkie i sprężyste, co wydłuża o kilka % długość rzutu.

plecionka, żyłka

Przy produkcji plecionek używa się głównie dwóch typów włókien: spectra, micro dyneema, są też plecionki będące "zgrzewane" z włókien nylonowych. Ostatnio na rynkach pojawiają się w sprzedaży linki splecione z włókien z materiałów znanych z np. produkcji kamizelek kuloodpornych. Jak widać firmy wędkarskie nie ustają w dążeniu do stworzenia linki jak najmocniejszej, przy jak najmniejszej grubości, odpornej na ścieranie i inne uszkodzenia mechaniczne.

Splot 

Jego gęstośc jest także jednym z czynników determinujących moc linki. Gęsty, porządny splot zapewnia większą moc i trwałość linki, od "bylejactwa" przypominającego warkoczyki.

Kolejną sprawą jest powłoka zabezpieczająca linkę przed ścieraniem. Do zabezpieczenia linki przed ścieraniem powleka się ich powierzchnię żywicopodobnymi, nieco śliskimi w dotyku substancjami. Nie chroni to linki oczywiście w 100% przed ścieraniem gdyż taka powłoka także po jakimś czasie zostaje przetarta. Wpływa ona jednak w znacznym stopniu na długowieczność linki.

Konserwacja

Tak - plecionkę możemy zabezpieczać. Głównie przed ścieraniem. Najlepiej to robić silikonem w sprayu. Powoduje to powstanie silikonowej powłoki na plecionce, która dodatkowo zabezpiecza linkę przed przedwczesnym przetarciem. Jak to robić? Gdy mamy plecionkę na szpuli kołowrotka ściągamy szpulę i spryskujemy linkę silikonem w sprayu dokładnie naokolo całej szpuli. Po 5 minutach powtarzamy zabieg jeszcze raz i po kolejnych pięciu min. jeszcze raz. Po trzykrotnym zabiegu linka "nasiąka" silikonem i staje się śliska w dotyku. Zabieg też dobrze jest powtarzać co jakiś czas, na przykład co pięć wypraw. Nadmiar silikonu, który nie wsiąka i który osadza się po bokach szpuli ścieramy szmatką. Taki zabieg nie powoduje oczywiście że nasza plecionka stanie się niezniszczalna i będziemy z niej korzystać wiecznie. Natomiast znacznie przedłuży jej okres eksploatacji. Nie zapominajmy także po każdym łowieniu odcinać ostatnich 2 m linki - jest on najbardziej spracowany. Czesto ociera się o podwodne przeszkody (kamienie, patyki itp.) gdy spinningujemy przynętami pracującymi w pobliżu dna. Ulega on także największym przeciążeniom podczas wyrzutu przynęty.

Jako główną zaletę plecionki w metodzie spinningowej należy wymienić brak rozciągliwości. Dzięki temu plecionka znacznie lepiej sygnalizuje wędkarzowi brania, zwłaszcza na dużych odległościach. Znacznie też ułatwia zacięcie ryby. Kolejną zaletą jest także kontakt z przynętą i jej pracą w wodzie. Jest on niemal bezpośredni i w znacznym stopniu poprawia kontrolę prowadzonego wabika.

Plecionka w spinningu ma także swoje wady. Ktoś kiedyś powiedział: "plecionka jest lepsza od żyłki tylko do momentu zacięcia ryby" - i jest w tym sporo prawdy. Holowanie ryby na plecionce jest znacznie trudniejsze niż na żyłce. Chociaż nie da się ukryć, że zapewnia wędkarzowi lepszy kontakt z rybą co z kolei powoduje większą przyjemność z walki. Mniej doświadczeni wędkarze mają jednak utrudnione zadanie podczas holu. Rozciągliwa żyłka lepiej amortyzuje zrywy i ataki ryby i dzięki temu podczas korzystania z monofilu mniej holowanych ryb tracimy. Holując na plecionce nie można sobie pozwolić na żadne błędy. Każdy może kosztować utratę ryby.

Żyłka

Dawnych wspomnień czar. Kiedyś był to jedyny rodzaj linki wędkarskiej dostępnej na rynku. Miała potężną tendencję do skręcania i plątania się. Dzisiejsze żyłki - zwłaszcza te specjalistyczne są o niebo lepsze. Używa się ich w spinningu przede wszystkim do połowu ryb małych (okoń, wzdręga, płoć), bądź bardzo płochliwych (kleń, jaź, pstrąg, boleń). Żyłka, w przeciwieństwie do plecionki ma średnicę. Ma bowiem okrągly przekrój. Podobnie jak plecionka się ściera i zużywa. Zaznaczyć należy, że nie każda żyłka się nadaje do spinningu. W tej metodzie wykonuje ona znacznie "cięższą pracę" niż np. w zestawie spławikowym, czy gruntówce. Kilkaset rzutów, które oddajemy w czasie jednej wyprawy powoduje ścieranie się o przelotki. Nie bez znaczenia są też zaczepy, które osłabiają zyłkę. Co jakiś czas dobrze jest odciąć ostatnie 2-3m. linki i przewiązać krętlik od nowa. Gdy mamy w kołowrotku zapasową szpulę warto na niej mieć nawinięta właśnie żyłkę. Jeżeli mamy 3 szpulki, to już pełnia szczęścia.

Łowienie z opadu
18 kwietnia 2020, 16:21

O tym, że większość ryb drapieżnych pobiera pokarm, który przemieszcza się w kierunku dna wie chyba każdy, kto łowi na spinning. Jedne gatunki robią to wręcz nagminnie. Chodzi przede wszystkim o okonie i sandacze. O ile te pierwsze jest złowić stosunkowo łatwo o tyle sandacze doczekały się setek sposobów i metod oraz tyleż przynęt. Jedną z najbardziej popularnych metod łowienia sandaczy w ostatnich latach jest właśnie tak zwany „opad”. Metoda bardzo sportowa i niesamowicie skuteczna. Idealnie nadająca się do połowów na typowych sandaczowych łowiskach. Łowienie z opadu kojarzy się większości wędkarzy głównie ze zbiornikami zaporowymi, łódeczką, echosondą i kogutem. Jest to poniekąd słuszne skojarzenie, gdyż właśnie takie przypadki są najczęściej opisywane we wszelkich spinningowych opracowaniach, zarówno w prasie, jak i w sieci. Na początku warto byłoby sprostować kilka mitów, by nie pogubić się w dalszej części.

Po pierwsze: z Opadu możemy łowić WSZĘDZIE! Czyli nie tylko zbiornik zaporowy, ale każde jezioro i rzeka.

Po drugie: przynęty jakich używamy wcale nie muszą być kogutami! Mogą to być wszelkiego rodzaju jigi, a także wahadłówki, tonące coblery i wirówki z przednim obciążeniem.

Po trzecie: możemy łowić nie tylko z łódki, ale także z brzegu. Jak mamy dobrze opanowane niuanse dna na łowisku, to możemy namierzyć niejedną głęboczkę, która jest w zasięgu rzutu z brzegu właśnie.

Po czwarte: z opadu łowi się nie tylko sandacze! W ten sposób biorą wszystkie ryby drapieżne i paradrapieżniki.

Łowienie z opadu

W tym momencie chciałem powrócić do mitu, który przed chwilą obaliłem. Artykuł ten będzie właśnie o łowieniu sandaczy z opadu. To znaczy – sandacz posłuży tutaj jako przykład będąc wręcz modelowym dla tej metody.

W tym miejscu muszę także dodać jedną ważną rzecz dotyczącą tej metody. Jest to technika wymagająca od wędkarza naprawdę ogromnej koncentracji. Ani na moment nie możemy sobie pozwolić na chwilę dekoncentracji. Takie zachowanie może nas kosztować bardzo wiele. Możemy być nad wspaniałym sandaczowym łowiskiem i nie złowić ani jednej ryby. Możemy przegapić nawet kilka brań w ciągu jednej godziny. A sandacze nie żerują przez całą dobę… Mówiąc krótko – każda chwila roztargnienia podczas łowienia sandaczy z opadu może nam zmarnować cały dzień nad wodą.

Sprzęt

Łowić z opadu można dosłownie KAŻDYM wędziskiem i KAŻDYM kołowrotkiem. Bajki o „wędkach do łowienia z opadu”, czy „kołowrotkach do opadu na sandacza” które wciskają w reklamach i w artykułach (sponsorowanych najczęściej) pisanych przez pseudoekspertów, wsadźmy pomiędzy baśnie braci Grimm. Sam się za eksperta bynajmniej nie uważam, ale łowiłem z opadu praktycznie każdym kijem jaki mam i miałem. A że łowię już dość długo, to do moich sprzętów mogę zaliczyć nawet szklaka Germiny – którym wyjmowałem ryby w taki właśnie sposób. Z czystego obowiązku podam jedynie kilka parametrów osprzętu, które powinien wziąć pod uwagę każdy „opadowiec”.

Najważniejsza jest linka! Plecionka jest nieodzowna. Łowienie sandaczy na żyłkę z perspektywy czasu uważam za fuks, szczęście, przypadek (nazwijcie sobie jak chcecie). Owszem – łowiłem dawno temu, jak na plecionki nie było mnie stać sandacze za pomocą żyłki. Ale analizując swoje ówczesne poczynania i porównując wyniki swoich połowów do tego co mogę robić dzisiaj uważam, że 100% tamtych sandaczy to był fuks! Żadnego nie zaciąłem świadomie, a jedynie, kiedy podbijałem przynętę z dna i akurat wziął. Ile miałem brań na zestawach z żyłką, o których nawet nie wiedziałem – to tylko Bóg jeden wie. Plecionka nie pozwala na przypadkowość. Jej dwie nieodzowne zalety, które stawiają ją w takim łowieniu zdecydowanie przed żyłką to: praktyczny brak rozciągliwości, który informuje nas dokładnie o tym co dzieje się z przynętą, oraz możliwość zacięcia ryby o twardym pysku – jaką niewątpliwie jest sandacz. Kolejna zaleta jest to, ze dobrze ją widać, a to właśnie ona jest głównym (obok szczytówki) wskaźnikiem brań. Najlepsze moim zdaniem do łowienia z opadu (na większych głębokościach) jest plecionka fluo (najlepiej widoczna nawet wieczorem). Końcówkę linki (ostatnie 2 metry) malujemy flamastrem na czerwono – zapewni jej to maksimum „niewidoczności” na dużych głębokościach. Wytrzymałość plecionki dobieramy do spodziewanej wielkości poławianych ryb. Jeżeli łowisko jest pełne „twardych” zaczepów, to warto mieć mocną plecionkę. Jeśli chodzi o moc linki, to przedział od 10 do 20 LB jest absolutnie wystarczający.

Co do kijów – przede wszystkim muszą one mieć ciężar wyrzutu dobrany do ciężaru przynęt, którymi łowimy. Mowa o precyzyjnym doborze. Waga przynęty powinna oscylować w granicach górnych nominalnego c.w. kija. Tzn. że jeśli łowimy główkami o masie 18-20g, to kij nie powinien być albo do 20g, albo maksymalnie do 25 (im mniej, tym lepiej). Jeśli stosujemy „ciężki opad” i orzemy głębokie miejsca jigami 35-40g, to lepiej mieć kij o wyrzucie do 40g. Kolejną cechą kija jest jego sztywność. Zacięcia muszą być mocne. Idealne do takiego łowienia są sztywne wklejanki. Są idealnym kompromisem pozwalającym wykryć super delikatne branie (jakie często są dziełem sandacza), a odpowiednim efektem zacięcia i wbicia haka w jego kościsty pysk. Długość kija dobieramy w zależności od tego, czy łowimy z łodzi, czy z brzegu. Na łodzi stosowanie długiego kija jest nieporęczne i bez sensu. Z brzegu – łówmy tak długim, aby było wygodnie.

Kołowrotek powinien umożliwiać łowiącemu sprawne kasowanie luzów na lince. Powinien równo układać plecionkę w walec na całej długości szpuli. Jako że kij i plecionka stanowią o sporej sztywności zestawu, to hamulec powinien być precyzyjny i dobrze wyregulowany – to na nim będzie spoczywać zadanie amortyzowania ewentualnych zrywów ryby.

Przynęty

Przynętą może być wszystko co pracuje podczas: opadania, zatrzymania na dnie (kogut, puchowiec), podciągania. Czyli do dyspozycji oprócz standardowych gum i kogutów mamy: wahadłówki, woblery tonące, obrotówki z przednim obciążeniem. Skupiłbym się jednak przede wszystkim na gumach i kogutach. To przynęty, których używam w ponad 90% moich opadowych łowów.

Technika

Ciężki opad. Czyli bombardowanie dna jigami na główkach dochodzących nawet do 40g. Tutaj jig po wpadnięciu do wody spada bardzo szybko i szybko osiąga dno. Z racji wagi nie da się go ściągać dłuższymi, płynnymi skokami. Nim się po prostu „ryje dno”. Jego zadaniem jest sunięcie po dnie i wzburzanie na nim mułu, co czasem bardzo prowokuje sandacze. Przynętę można prowadzić w ten sposób szybko, albo nawet bardzo szybko. Jednostajnie i z przerwami.

Opad klasyczny polega na zamknięciu kabłąka kołowrotka zaraz kiedy przynęta wpadnie do wody i wykasowaniu luzu linki za pomocą kołowrotka. Unosimy wędkę do góry… szczytóweczka delikatnie się przygina. Prostuje się dopiero w momencie gdy przynęta spadnie na dno. Albo wtedy kiedy mamy branie. No właśnie – branie. Cała sztuka w tej metodzie na tym polega – żeby obserwować szczytówkę i linkę podczas opadania przynęty. Pozycja wyjściowa to lekko przygięta szczytówka. Branie może oznaczać:

- wyprostowanie szczytówki

- przygięcie szczytówki, tzw.. „pyknięcie”

- poluzowanie linki

- „odjazd” linki w którakolwiek ze stron.

Po każdym spadnięciu przynęty na dno podciągamy ją kijem i kołowrotkiem do góry, mając na uwadze by linka była cały czas napięta (kasowanie luzów młynkiem). Po takim podbiciu przynęty w górę, znów pozwalamy jej opadać przy zachowaniu czujności i bacznej obserwacji szczytówki oraz linki. Istnieje wiele teorii co do tego z jaką szybkością powinna opadać przynęta. Niektórzy twierdzą, że jak najwolniej, inni, ze ma spadać jak kamień. Moim zdaniem wszystkie techniki są skuteczne – ale w zależności od łowiska, warunków na nim występujących oraz od „humoru” ryb. Sam przyjmuję następującą taktykę: im zimniejsza woda, tym łowię lżej i pozwalam przynęcie długo opadać. Obciążenie jakie stosuję wówczas waha się w zakresie 12-18g. W środku lata w dobrze nagrzanej wodzie ryby mają szybszą przemianę materii i bardziej im się chce gonić za zdobyczą. Potrzebują także więcej pokarmu przez owy – wzmożony metabolizm, zatem ich żerowanie trwa dłużej, jest częstsze i bardziej agresywne. Po prostu musza więcej zjeść. Dlatego „szybsze łowienie” ma wówczas jeszcze jedną zaletę – w krótszym czasie można spenetrować większy obszar łowiska. Do takiego „ciężkiego łowienia” stosuję główki w granicach 22-26g.

Jak już wcześniej wspominałem, musimy być cały czas maksymalnie skoncentrowani. Zacinać musimy natychmiast! Sandacz rzadko połyka przynętę głęboko i zdecydowanie. Najczęściej wypluwa wabik po krótkiej chwili. I tylko tą właśnie krótką chwilę mamy na zacięcie. Warto jest zaciąć nawet dwa razy. Jeżeli nauczymy się dobrze wykrywać brania i odpowiednio na nie reagować, rzadko będziemy wracać z łowiska „o tarczy”. Technika ta jednak wymaga nieco czasu by ją opanować i początkowo może przysparzać nieco problemów początkującym. Stosowanie jej polecam przede wszystkim podczas jesiennych i wczesno zimowych polowań.

Nocny spinning
18 kwietnia 2020, 16:13

Nocny spinning, spinning nocąŁowienie w nocy większości wedkarzom kojarzyło się zawsze przede wszystkim z dwudniowym wyjazdem na ryby, z kolegami. Pierwszego dnia łowienie, w nocy grillek (często zakrapiany), a potem zarzucenie żywca/trupka na sztywno w zestawie z dzwoneczkiem i zmiany warty do rana. Drugiego dnia ciąg dalszy łowienia. O spinningowaniu w nocy mówiło się mało. Ci którzy spróbowali niechętnie chwalili się innym efektami, z kolei Ci co słyszeli nie bardzo chcieli uwierzyć w możliwości dobrych efektów po zmroku. W bólach niemal porodowych zaczęła pojawiać się moda na nocne spinningowanie i stało się one coraz bardziej popularne. Do końca nie wiem dlaczego? Czy to przez modę, czy przez frustrację wędkarzy, którzy w dzień nie mogli złowić przyzwoitej ryby, mimo że ich łowiska w takie obfitowały. Potrzeba matką wynalazków!

Planujemy wyprawę z nocnym spinningiem

Nie do pomyślenia jest wybrać się na nocne łowienie samotnie. Najlepiej jest pojechać z przyjacielem, lub z kilkoma. Przyjeżdżamy za dnia na wybrane łowisko i szukamy dogodnych miejscówek do obławiania. W nocy nie mają sensu wędrówki wzdłuż brzzegu przez krzaki z czołówką na głowie. Lepiej jest wybrać po dwie - trzy miejscówki znajdujące się w niewielkiej odległości od siebie, z bezproblemowym dojściem (ścieżka, łatwy do przebycia brzeg). Mioejscówki przygotowujemy zgodnie z zasadami ergonomii jeszcze za dnia. Sprzątamy krzaki, żeby ich nie deptać w nocy (łamanie patyków strasznie płoszy ryby), to samo robimy z chybotającymi się kamieniami. Te ostatnie albo usuwamy, albo podkładamy coś pod nie. Na każdej miejscówce przygotowujemy także miejsce do "miękkiego lądowania" drapieżnika.

Co zabrać ze sobą

- latarka czołowa - nieodzowna podczas lądowania ryby, jak i podczas jej uwalniania i przewiązywania krętlików po felernych zaczepach. Konieczna także w przypadku zmieniania miejscówki z jednej na drugą oraz do doraźnych drobnych napraw/poprawek sprzętu;

- termos z kawą (nigdy nie wiadomo kiedy nas zetnie do snu);

- aparat fotograficzny z lampą błyskową;

- ubranie i buty na zmianę - w nocy łatwo wpaść do wody, a czekanie do rana, nawet w samochodzie w przemoczonym ubraniu nie jest przyjemne;

- zapasowy kij i kołowrotek - szkoda byłoby (odpukać w niemalowane) uszkodzić na początku łowienia swój zestaw i nie mieć co robić przez resztę nocy;

- ponadto cały sprzęt potrzebny do łowienia.

 

Ja osobiście w nocy łowię na ciężko i liczę na większą rybę. Okoniowanie i klenio-jaziowanie mnie wtedy nie interesuje. Chociaż zdarza się, że na 11 cm wobler uderzy naprawdę wielki kleń. Moim celem jest sum, szczupak i sandacz. Jeżdżę głównie na znane sobie miejscówki, gdzie wiem czego się spodziewać i kiedy. Od tego na jaką rybę będę polował zależy wybór sprzętu - od zestawu, na przynętach kończąc.

Ryb w nocy możemy poszukiwać zarówno na płyciźnie, jak i na sporej głębi. Ja stosuję prostą taktykę. Jeżeli słyszę spławiające się ryby - rzucam przynętami chodzącymi płytko - głównie woblerami. Jeżeli tego nie słysze, to w ruch idą głębiej schodzące woblery, cykady, wirówki i świecące w ciemności gumy. Gdy niebo jest bezchmurne i księżyc daje jasną poświatę łowię na wszelkie możliwe barwy przynęt. Chociaż w nocy najważniejsza jest ich praca przede wszystkim. Po zacięciu ryby staram się nie włączać latarki czołowej od razu, a dopiero wtedy, gdy rybę mam już przy brzegu. Po prostu lepiej unikać niepotrzebnego płoszenia ryb. Po wylądowaniu ryby i obowiązkowym wypuszczeniu z powrotem do wody zaprzestaję łowienia na jakieś 15-20 min. Czas na kawę, papierosa, posiłek. Ryby są spłoszone i tak czy siak ich nie będzie.

Jeszcze jedna ważna uwaga. Zauważcie, że w nocy cała przyroda idzie spać. Jest dużo ciszej niż w dzień, ptaki nie śpiewają, gdy jest bezwietrznie to jest zupełna głusza. Dlatego samemu też należy zachowywać się cicho. Można rozmawiać po cichu z kolegą, ale wołać go podczas holu małej ryby do podebrania to gruba przesada.

Krętlik, agrafka, przypon
18 kwietnia 2020, 16:11

Do czego mocować sztuczną przynęte? Do samej agrafki? Do krętlika z agrafką? Do przyponu stalowgo z jednej strony uzbrojonego w krętlik, a z drugiej agrafkę? Czy może przywiązać bezpośrednio do linki naszego wabika?

Istnieje wiele teorii na ten temat. Ja osobiscie uważam, że należy się dostosowywać sytuacyjnie do warunków na łowisku i sposobow połowu.

Krętlik, agrafka, przypon

Opcja 1 Kretlik z agrafką

To najczęściej wykorzystywany sposób. Najbardziej praktyczny. Możemy korzystać z całego wachlarza przynęt. Ich szybka zmiana poprzez zapięcie na agrafce jest bardzo szybka i prosta. Krętlik ogranicza skręcanie linki podczas korzystania z wirówek i wahadłówek. Wadą tego rozwiazania jest fakt, że podczas stosowania bardzo małych przynęt dynda przed nimi krętlik z agrafką (nawet miniaturowy) będacy niekiedy długości całej przynęty. Co niektórym rybom może przeszkadzać.

Opcja 2 Agrafka

Sama agrafka - bez kretlika. Miniaturowa, jest doskonałym narzędziem podczas polowania na okonia przy pomocy paprochów, albo połowu kleni, jazi, pstragów na te przynęty oraz woblery. Wadą tego rozwiązania jest... brak krętlika, co może stanowić problem podczas stosowania obrotówek i wahadełek (skręcanie linki).

Opjca 3 Przypon stalowy

Przypon stalowy, wolframowy, kewlarowy, fluocarbon. Stosowany podczas połowów szczupaka. Zapobiegać ma odgryzieniu przynęty przez zębacza. Z jednej strony przyponu dynda sobie kretlik i do niego właśnie wiążemy linkę. Po drugiej stronie przyponu znajduje się agrafka. Do niej przypinamy swoją przynętę. Wadą tego rozwiązania jest spora "widoczność" końcówki zestawu, co może wpłynąć znacząco na liczbę brań. Szczupakom to co prawda nie przeszkadza, ale na uniwersalność takiego zestawu nie zawsze możemy liczyć. Ja zakładam przypon stalowy tylko kiedy świadomie chodzę z zestawem szczupakowym za tym drapieżcą. Jeżeli zdarzy mi się trafić przez przypadek na taką miejscówkę, to zakładam przypon dopiero po złowieniu pierwszego szczupaka. Używam przyponów wszystkich rodzajów, za wyjątkiem fluocarbonu. Mnie osobiście zdarzyło się już, że szczupak go po prostu przegryzł. Jeden jeszcze w wodzie, a drugi (na dodatek maluch - 52 cm), został doholowany i wylądowany. "Odgryzł się" chwilę po lądowaniu, kiedy sięgałem po szczypce żeby go uwolnić.

Opcja 4 Wiązanie bezpośrednio do linki

Ostatnia opcja - czyli przywiązanie wabika bezpośrednio do linki. Można stosować tylko w jednym przypadku: Gdy mamy pewność, ze nasza przynęta w danym dniu i na danym łowisku będzie skuteczna i że nie ma w nim szczupaków. Nadmieniam, ze chodzi tylko i wyłacznie o przynęty, które nie skręcają linki. Czyli obrotówki i wahadłówki odpadają.

Do spinningu wybierajmy tylko agrafki o okrągłym zapięciu. Kaciaste zaburzają pracę przynęty. Jeżeli się rozginają na zaczepach, rdzewieją, albo pękają, to nalezy z nich już wiecej nie korzystać. To naprawdę ważny element zestawu, a przez niedbałość o niego można stracić nie tylko rybę zycia, ale też wiele porządnych przynęt.