Archiwum kwiecień 2020, strona 29


Brzana
14 kwietnia 2020, 15:32

Brzana (z jęz. łacińskiego Barbus barbus) jest rybą z rodziny karpiowatych, zamieszkującą wody słodkie w znacznej części Europy. W Polsce brzana występuje głównie w rzekach nizinnych i ich dopływach. Warunkiem bytowania brzany jest żwirowate dno i dość silny nurt, gwarantujący dobre natlenienie wody. Ciało brzany, w przeciwieństwie do większości ryb karpiowatych nie jest zbyt wygrzbiecone. Raczej walcowate, kształtem przypominające niski, płaski bolid. Pysk brzany charakteryzuje się dolnym otworem gębowym z dwiema parami wąsików. Brzana ma kolor ciemny, w zależności od środowiska, w którym ona przebywa może być on: oliwkowo-zielony, brązowy lub ciemnoszary. Płetwa ogonowa i grzbietowa mają barwę szarą zakończoną na ciemnobrązowo lub czarno. Pozostałe płetwy mają kolor czerwonawy. Według ichtiologów brzana dorasta do długości 120 cm i masy około 12 kg. Przeciętna wielkość brzany, do jakiej może dorosnąć w Polsce to 70-80 cm. Brzana występuje przede wszystkim w rzekach. W rzekach nizinnych i ich dopływach brzany wybierają na swoje stanowiska przede wszystkim miejsca gdzie dno jest twarde, kamieniste, żwirowe bądź też usiane głazami. Mniejsze osobniki można znaleźć w pobliżu brzegów na dosyć płytkiej wodzie. Większe najczęściej trzymają się głównego nurtu i znaczniejszych głębokości.

Brzana odżywia się przede wszystkim drobnymi wodnymi stworzeniami. Do jej menu można zaliczyć przede wszystkim: wszelkiego rodzaju robaki, pijawki, larwy owadów, kiełże i mięczaki. Niekiedy brzana nie pogardzi małą rybką, ślimakiem, pijawką, czy też raczkiem. To właśnie te ostatnie "brzanowe dania" będą głównie interesować nas, jako spinningistów.

woblery na brzanę

 

Gdzie szukać brzany

Właśnie tam, gdzie ona lubi przebywać. Aby jednak w dużej rzece nizinnej dostać się do rynny trzeba niekiedy brodzić lub skorzystać z pontonu albo łodzi. Problemem może być znalezienie kamienistego dna w głębokiej rynnie. Tutaj nie ma jak popytać kolegów po kiju, których spotkamy nad wodą. Tym, którzy są na łowisku po raz pierwszy i nie znają go dobrze pozostaje wybadanie dna jigami. Poszukiwania należy oczywiście zacząć w miejscach gdzie nurt jest wyraźnie szybszy.

Sprzęt

Brzana to nie okoń, nie kleń, nie sandacz. Brzana to chyba najsilniejsza ryba jaką można złowić w rzece nizinnej. Oczywiście jeśli weźmie się pod uwagę osobniki różnych gatunków, które są tej samej wielkości. Odjazdy brzany pod prąd są już wręcz słynne wśród wędkarzy. Niekiedy brzanę po zacięciu można pomylić z sumem. Dobranie sprzętu "brzanowego" może stanowić problem. Musi mieć on bowiem wysoką moc, a jednocześnie powinien obsługiwać dość małe przynęty. Jeśli chodzi o kij, to moim zdaniem ideałem jest badyl dł. 270, a nawet 3m o akcji medium lub półparabolicznej i ciężarze wyrzutu o maksimum 25g. Są tacy, którzy uważają, że to na brzanę za mało. Ale ja uważam, że lepiej holować ją nieco dłużej na bardziej miękkim kiju, niż szarpać się z nią na siłę. Warunkiem skutecznego holu rzecznej siłaczki jest kołowrotek o precyzyjnym hamulcu. Będzie on bardzo potrzebny i musimy na nim polegać bezgranicznie. Jako linkę – polecam żyłkę! Najlepiej porządną, trudnościeralną, przeznaczoną do spinningu. Średnica 0,25mm jest wystarczająca, jeśli kij i młynek jest dobrze dobrany, a wędkarz nie wpada w panikę podczas holu. Jej rozciągliwość zamortyzuje gwałtowne zrywy i odjazdy ryby. Brzana ma miękki pysk i najczęściej zacina się sama. Podczas lądowania jej należy bardzo uważać, może w ostatniej chwili zdobyć się na całą serię ataków i spiąć się z haka właśnie w tej fazie holu.

Przynęty

Tutaj pojawia się problem. Mimo dość solidnego sprzętu, łowienie brzan na spinning wymaga stosowania małych i bardzo małych przynęt. Zdarza się czasem, że brzana o długości 50-60 cm. Uderza w 9 cm wobler, ale są to raczej przypadki, obserwowane podczas połowu innych ryb, gdzie brzana staje się przyłowem. Najczęściej na brzany stosuje się małe woblerki. Imitacje owadów, które nurkują dość głęboko, skorupiaków (raczki) oraz imitacje narybku. Rzucić na stosunkowo grubej żyłce i ze stosunkowo ciężkiego kija nie jest łatwo. Jako że brzana występuje w miejscach o wartkim nurcie, możemy (najlepiej brodząc) spławić woblerek z nurtem na dostateczną odległość. Przynętę prowadzimy nad dnem z częstymi zatrzymaniami – tak by przynęta stojąc w miejscu wykonywała wabiące ruchy i nie gubiła pracy. Podobnie możemy postępować z małą wirówką. Dobrze jest stuningować fabryczną „zerówkę” albo „zero-zerówkę” zakładając jej nieco cięższy korpusik, umożliwiający sprowadzenie błystki w pobliże dna. W słoneczne dni w prześwietlonej wodzie o kamienistym dnie i wartkim nurcie doskonale spisują się kolory ciemne. Miedź, czerń, grafit. Mogą być urozmaicone kropkami o różnych barwach (czerwony, żółty, niebieski, różowy). Rodzaj paletki trzeba koniecznie dobierać do uciągu wody. Podczas korzystania z gumek dobre bywają brązowe i czarne twisterki oraz maleńkie ripperki w barwie jasnej z ciemnym grzbietem. Te ostatnie świetnie imitują narybek i nadają się do ściągania z nurtem. Zadaniem twisterków jest „udawanie” małych pijawek, dżdżownic i innych glist. Również one nadają się do prowadzenia zgodnego z kierunkiem nurtu, przypominając robala porwanego przez prąd. Taka metoda jest skuteczna zwłaszcza po burzach, kiedy wszelkiego typu robactwo wyłazi z ziemi. Tam gdzie woda jest nieco bardziej mętna i głębokość przekracza 1,5 m. można zastosować małe cykady. Schodzą naprawdę głęboko i można je zatrzymywać w nurcie (ściąganie pod prąd) na dłuższą chwilę. Ich barwy powinny być stonowane – jak w przypadku wirówek. Najlepiej dobierać je kolorystycznie na podstawie ubarwienia dna. Im ciemniejsze dno – tym ciemniejsza przynęta.

Po zacięciu brzany, powinniśmy odkręcić nieco hamulec w młynku (ale nieznacznie) i dać jej się chwilę wyszaleć. Nie można sobie pozwolić na poluzowanie zestawu. Każdą oznakę słabnięcia ryby powinno się kwitować natychmiastowym podciągnięciem jej w swoim kierunku. Hol brzany męczy nie tylko rybę, ale i wędkarza. I to jest właśnie cudowne w łowieniu brzan.

 

Pstrągi potokowe
14 kwietnia 2020, 15:30

Pstrąg potokowy

Popularny "potokowiec" (Salmo trutta fario) jest ukochaną rybą wielu spinningistów oraz muszkarzy. Znaleźć go trudno (przetrzebione populacje w naszych wodach), podejść go trudno (płochliwość), złapać go trudno (siła i sprzyjające w walce z rybą warunki - oczywiście dla niej, w miejscach jej bytowania). Mimo tego ryba ta ma w sobie tyle uroku, że zapaleńcy potrafią za nią jeździć na drugi koniec Polski nie mając pewności, czy ją w ogóle tam (jeszcze) zobaczą. Tajemne mikro rzeczki w lasach, górach, na odludziach, w których żyją potokowce są pilnie strzeżone przez tych, którzy je znają. Znalezienie takiego miejsca jest czasem drogą do sukcesu na wiele lat i staje się naszą tajemnicą, którą również będziemy strzec, nawet przed przyjaciółmi. Potokowce zamieszkują zimne, dobrze natlenione i dzikie rzeki, najczęściej górskie. Potokowce są przepięknymi rybami. Ubarwione bywają niesamowicie! Ponadto ich ubarwienie zmienia się wraz z warunkami otoczenia. Ponadto potokowiec ma kształt torpedy! W wodzie zachowuje się dokładnie tak samo. Samo życie w silnym i wartkim nurcie powoduje, że jego ciało jest niezwykle umięśnione. Porównanie do torpedy ma jeszcze jedną znaczącą analogię. Pstrąg po zacięciu potrafi pokazać wędkarzowi nowe znaczenie pojęcia "rakieta woda-powietrze" - walczy niesamowicie ostro i wytrwale. Na śmierć i życie. Tak. Pstrąg to prawdziwy podwodny wojownik, samuraj. Prędzej da się zabić niż wyciągnąć z wody. Po doholowaniu potokowca do brzegu często jest on już na wykończeniu. Dlatego też Ci, którzy nie chcą zabijać złowionych ryb i wyznają zasadę "złów i wypuść", często odpinają pstrąga przy brzegu - by nie wyciągać go nawet na chwilę z wody, nie męczyć go dłużej. Bo i po co? W imię kolejnego zdjęcia? Nie ma sensu, niech żyje i cieszy wędkarzy - w tym może i nas w przyszłości. To lepsze niż jakaś fotka. Potokowce dorastają w naszych warunkach do rozmiarów 80 cm i około 5kg wagi. choć oczywistym jest, że spotkanie dziś takiego "kabana" graniczy z cudem.

Pstrągi to typowe drapieżniki, mimo, ze bywają łowione na serek, kukurydzę i ciasto. Głównie odżywiają się innymi żyjącymi stworzeniami. Lubią zjeść owada lub jego larwę, jakąś glistę, robala, czy żabę albo jaszczurkę. Nie pogardzą też rybkami. Z tych ostatnich gustują przede wszystkim w: ciernikach, głowaczach, słonecznicach, brzankach i kozach. Nie pogardzą też małym pstrągiem, są bowiem kanibalami.

Jak spinningiem dobrać mu się do skóry?

woblery na pstrąga

Sprzęt

Co do wędki, to tutaj można pisać godzinami. Na małych "ciurkach" w których żyją pstrągi istnieje zasada - im mniejsza szerokość rzeczki, tym krótszy kij. Stosować można nawet spinningi o dł. 180 cm. Na rzekach większych, jak np. Dunajec można łowić kijami powyżej 3m jeśli ktoś takie lubi. Co do ciężaru wyrzutu, to na małe pstrągi wystarczy lekki kijek, nawet do 15g. większe kabany warto holować na kijach o maksymalnym c.w. do 20, a nawet 25g. Akcja powinna być dobrana z duuuużym zapasem do łowiącego. Ci którzy nie mają doświadczenia, lepiej niech łowią na kije o akcji bardziej miękkiej. Sztywny kij, na który holowaliśmy okonie, klenie i jazie oraz małe szczupaki i sandacze może okazać się zawodny i nie nadąży zamortyzować błyskawicznych zrywów i wolt agresywnego fightera, jakim jest zacięty potokowiec. Oczywiście bardziej doświadczeni pstrągarze poradzą sobie i kijem sztywnym - kwestia wprawy. Kołowrotek może być niewielki, mieszczący 150m żyłki o średnicy 0,2 mm.

Plecionka - tym razem odpada. Dyskwalifikuje ją czysta i przejrzysta woda w której żyją pstrągi oraz zerowa rozciągliwość, która gorzej amortyzuje zrywy ryby niż rozciągliwa (w tym wypadku to zaleta) żyłka.

 

Przynęty

Niemal wszystkie spinningowe. Dobranie odpowiedniej przynęty przy pstrągowaniu przynosi naprawdę niesamowite efekty. Problem jednak w tym, że przynęta ta może być skuteczna tylko na kilkudziesięciometrowym odcinku rzeczki. Kawałek dalej pstrągi mogą preferować coś zupełnie innego. Do łowiska podchodzimy po cichu. Starajmy się nie złamać żadnej gałązki, najlepiej podchodzić w pozycji pochyłej, niektórzy podchodzą na czworaka, a najwięksi ekstremaliści czołgają się, zatrzymując w pewnej odległości od brzegu - takiej jednak, by móc wykonać rzut. I to jest podstawa w polowaniu na te ryby! Pstrągi są tak płochliwe, że spłoszyć je może dosłownie wszystko. To właśnie jest powód, przez który wielu ludzi nie może złowić tej ryby. Ponadto - pstrąg w rzece zajmuje z reguły stanowisko głową skierowaną pod prąd. Czeka w ten sposób na niesione z prądem jadalne kąski i atakuje jak mu coś przypadnie do gustu. Spinningiści i muszkarze toczą od dawien dawna zażartą dyskusję o wyższości jednej metody nad drugą w połowie potoków. I jest to dyskusja całkowicie bezcelowa. Pstrąg może atakować na zmianę i muchy/larwy/owady spływające z biegiem rzeczki, jak i ryby, żaby, czy inne potrawy bardziej "mięsne". Te właśnie cechy pstrąga powinny determinować dobór przynęty. Wabik - jakikolwiek by nie był, powinien pracować nienagannie ściągany z nurtem. Na dodatek nie powinien być wynoszony na powierzchnię przez uciąg wody. Dlatego właśnie zawsze zaczynam od łowienia wahadłówką! Niewielką - dobrze wykrępowaną z blachy o grubości około 1-1,5mm. Umożliwia ona ściąganie z nurtem, z prędkością niewiele tylko szybszą od prędkości z która płynie woda. Już wtedy kolebie się prowokująco w wodzie i zatacza jak rybka porwana przez prąd, która nie może złapać stabilności, ani punktu zaczepienia. Kolejną przynęta jest dla mnie twister. Zwykły, klasyczny, ale z bardzo miękkiej gumy. Musi być ona wyjątkowo miękka, śliska i lepka jednocześnie. Imituje w wodzie robala zmytego z brzegu, albo pijawkę, czy ślimaka bez skorupki. Najmniejsze - jednocalowe paprochy mogą imitować larwy owadów. Kolory jak najbardziej naturalne, ze względu na czystość wody. Chociaż zdarzało mi się łowić nawet na gumki fluo w wodzie, gdzie w "polarroidach" można było zobaczyć dosłownie wszystko. Zaczynam jednak od przynęt brązowych, czarnych, ciemnogranatowych, czerwonych a czasami "brudnych jasnych". Przynęty ripperkopodobne nie sprawdziły mi się nigdy. Dlatego zarzuciłem niemal całkowicie ich stosowanie. Eksperymentuję z nimi tylko, gdy "nic nie bierze" - może kiedyś...?

Przynęta numer 3 jest dla mnie wobler - dla niektórych podstawowa przynęta. Za najlepszy używam maluchy o szerokim i w miarę poziomo ustawionym sterze. Takie modele - o szerokiej akcji łatwo "rozruszać" ściągając je z prądem. Modele pływające w tego typu łowieniu ciężko jest zatopić - tzn. ściągając je z nurtem należy zakręcić korbą bardzo szybko - co może się okazać nawet "za szybko" dla każdego pstrąga. Dobre imitacje "pstrągowych ofiar" w wersjach tonących, potrafią być niekiedy jedynym rozwiązaniem na sporego i "zaprawionego w bojach" pstrąga. Potoki są wzrokowcami i teoretycznie jeśli chodzi o wygląd to właśnie wobler powinien być najlepszy. Można kupić imitacje cierników, głowaczy, pstrążków itp. w kilku wersjach tonących i pływających. Czasem pływającego można spławić z nurtem na większą odległość i podciągać po kilkanaście - kilkadziesiąt centymetrów pod prąd. Bywa że pstrąg takiemu nie przepuści.

Obrotówka - jej wyznawców jest także sporo. Głównie "longów" - łowią nimi ciągnąc pod prąd i bywa że mają dobre efekty. Jednak w latach 70-tych złowić tak pstrąga mógł każdy, kto miał dobrą wirówkę. Dziś trzeba bardziej kombinować. Powodem jest coraz mniej pstrągów oraz zjawisko "przebłyszczenia" - pstrągi się szybko uczą - na własnych błędach. Ja stosuję colorado ciągnięte z nurtem.

Cykada - w miejscach gdzie są wymyte głębokie dołki potrafi zdziałać cuda! Mowa oczywiście o dobrych cykadach. A tych na rynku u nas jak na lekarstwo. Ja korzystam tylko z dwóch produkcji rękodzielniczych, kupując seryjne produkcje cykad przeżyłem rozczarowanie. Niektóre mają zamiast listka skrzydełko od longa (wklęsłe z jednej i wypukłe z drugiej strony), o nieproporcjonalnych kotwicach i kółkach łącznikowych nawet nie wspomnę.

 

Zacięcie i hol

Pstrąg uderza raczej gwałtownie, ale w pewnych okresach, szczególnie po zimie zdarzy mu się tylko lekko "puknąć" w wabik. Branie na żyłce jest zdecydowanie trudno wyczuć, więc jeśli poczujemy/zauważymy coś podejrzanego, to tnijmy szybko i mocno. W czasie holu pstrąga trzeba zachować spokój, chociaż nie jest to prosta sprawa, bo adrenalina się wręcz gotuje. Wpadanie w panikę po pierwszej "świecy" którą wykona duży potok jest tym bardziej nie wskazane. To właśnie błędy łowiącego są najczęstszą przyczyną spięć w czasie holu. Należy się skupić przede wszystkim, by nie wlazła w zawady, po jakimś czasie pstrąg zacznie słabnąć i wtedy to my możemy zacząć dyktować warunki. Pstrąga odpinajmy pensetą/szczypcami jeszcze w wodzie! I niech spływa! ;-)

Sandacze na spinning
14 kwietnia 2020, 15:28

SANDACZ

Sandacz jest przedstawicielem rodziny okoniowatych. Okonia bynajmniej nie przypomina. Ciało ma wydłużone, a paszczękę uzbrojoną w zęby. Występuję w rzekach nizinnych, jeziorach i zbiornikach zaporowych. Można go także spotkać w strefie przybrzeżnej morza. Grzbiet ma zielono – szary i biały brzuch. Boki są ozdobione pionowymi pręgami. Oczy – opalizujące, niemal świecą w ciemności. Sandacze dorastają teoretycznie do 120cm i około15kg wagi. Sandacz jest na większości wód w Polsce dominującym drapieżnikiem – mowa oczywiście o wodach nizinnych. Kilkadziesiąt lat temu, na 20 złowionych szczupaków znalazł się jeden sandacz, obecnie proporcje te mają się niemal odwrotnie.

Sandacze mają doskonały wzrok. Świetnie widzą w ciemności i w bardzo mętnej wodzie. Ich ulubionym pożywieniem są: ukleje, jazgarze, kiełbie, stynki, większe osobniki jedzą też płocie i karasie. Oprócz tego sandacz lubuje się w innych stworzeniach: żabach, jaszczurkach, pijawkach, glistach. Młodsze sandacze często żyją stadnie. Starsze prowadzą najczęściej samotny tryb życia. Przyjmuje się, że sandacz żeruje 2 razy w ciągu doby. Raz o brzasku, a drugi raz po zachodzie słońca. I jest to mit. Wie o tym każdy, kto złowił sandacza w środku dnia (a dzieje się tak bardzo często), albo w środku nocy (standard). Jak dla mnie najlepszą porą na sandacza jest wczesny zmrok, chociaż zdarza się, że sandały ruszają dopiero po godzinie pierwszej w nocy. Sandacze najlepiej zaczynają żerować w drugiej połowie września. Wtedy stają się dla mnie rybami numer 1 i to głównie im poświęcam swoje późno jesienne i wczesno zimowe połowy. Biorą świetnie nawet jak już leży śnieg i można je łowić aż do 31 grudnia.

Latem poluję na sandacza przy powierzchni i tylko w nocy!

Jesienią zawsze szukam na kamienistym dnie. Czy jest to rzeka czy woda stojąca. Tam o niego najłatwiej. O tej porze roku wybieram tylko głębokie miejsca, dołki.

przynęty na sandacza

 

Sprzęt

Chociaż wiele autorytetów podaje jako najlepsze wędki na sandacza sztywne kije o c.w. do 40-50g. ja uważam, że to gruba przesada. Sandacze biorą bardzo delikatnie i tak ciężki kij nam nie zasygnalizuje słabiutkiego skubnięcia. Oczywiście kij powinien być sztywny, bo sandacza trzeba zaciąć bardzo mocno – ze względu na jego kościsty i twardy pysk. Dla mnie wystarcza kij o c.w. do 20g. Oczywiście w przypadkach, gdzie nie jest wymagana cięższa przynęta. Wtedy należy dobrać kij o odpowiednich parametrach. Jako że sandacz nie należy do wielkich fighterów, kołowrotek może mieć spore przełożenie – przydatne jest to zwłaszcza podczas kasowania luzów na lince przy technice łowienia „z opadu”. Linka – możliwie najcieńsza. Stosuję tylko plecionki. Zacięcie sandacza z dużej odległości używając żyłki jest mało realne. Linka w łowisku gdzie nie ma wiele zaczepów może być cienka. Wpłynie to znacząco na ilość brań. W łowisku pełnym zaczepów (np. zbiorniki zaporowe, gdzie na dnie są karcze itp.) trzeba stosować grubszą i mocniejszą linę – uchroni nas to przed niepotrzebnymi stratami w przynętach.

Technika

Spece od łowienia w zbiornikach zaporowych za najlepszą technikę uważają „opad”. Po zarzuceniu przynęty kasujemy luz na lince i pozwalamy przynęcie (w tym wypadku najczęściej jigowi) opadać na napiętej lince. Podczas opadania wabika bacznie obserwujemy szczytówkę wędki, oraz linkę. Każde ich nienaturalne zachowanie zdecydowanie zacinamy. Szczytówka może się przygiąć, linka może zwiotczeć, naprężyć się, przesunąć w bok itp. Każdy z tych sygnałów może oznaczać delikatne branie mętnookiego. Podczas opadu szczytówka pozostaje lekko przygięta, prostuje się w momencie kiedy wabik osiągnie dno. Gdy już to zrobi podbijamy przynętę za pomocą kija lub/i kołowrotka, kasujemy luz linki i znów pozwalamy swobodnie opadać. Wbrew pozorom jest to dobry sposób nie tylko na jeziorach i zbiornikach zaporowych. Sprawdza się również w rzekach. Tutaj sprawę nieco komplikuje uciąg wody, na który musimy brać poprawkę. Jednak gdy mamy namierzony głębszy dół o słabszym uciągu i kamienistym dnie, możemy spodziewać się bardzo wiele.

Sandacze można łowić także przy powierzchni, gdzie często żerują na stadach uklejek – zwłaszcza nocą. Wówczas używamy woblerów, wahadłówek i wirówek, a prowadzimy je umiarkowanym tempem.

Przynęty

Przynęta numer 1 na sandacza są jigi! To właśnie one są idealne do łowienia „z opadu”.

Można wyróżnić ich dwa podstawowe typy najpopularniejsze przy połowie sandacza.

Pierwszą z nich są gumy na jigowym haku. Wszelkie ich rodzaje, czyli: rippery, twistery, wormy, raki, shady oraz wszystko gumowe co można nadziać na jigową główkę.

Drugą grupą są tzw. Koguty. Przynęty będące połączeniem pomysłów spinningistów i muszkarzy. Mogą być zawiązane na klasycznych jigowych hakach. Jednak lata doświadczeń speców od mętnookiego wygenerowały nieco inne zbrojenie. Najczęściej jig, na którym zamontowana jest główka uzbrojony jest w kotwicę na drucianym stelażu. Oczko takiego jiga jest pod kątem około 45 stopni od osi stelaża. Potrójna kotwica ma za zadanie lepsze efekty zacięcia i lepsze trzymanie holowanej ryby. Koguty wykonane są z sierści i piór, oraz innych materiałów typowo „muszkarskich”. Kolejną zaletą tej przynęty jest jej naturalność. Pióra i sierść mają swój naturalny zapach i smak. Zatem sandacz trzyma go w pysku nieco dłużej od nienaturalnej, chemicznej gumki.

Woblery – sandacz nie zażera tak jak szczupak, nie ma aż tak potężnej paszczy, dlatego lepsze są w jego przypadku woblerki smukłe, nie wygrzbiecone. Imitacje małych płotek, uklejek, okonków i kleników.

Wahadłówki – jeśli chodzi o sandacza, to chyba najbardziej niedoceniana przynęta. Te z grubszej blachy, które chodzą głębiej są czasem najlepsze podczas wolnego prowadzenia nad dnem. Niestety na rynku mało jest takich przynęt seryjnie robionych, a produkty rękodzielników bywają drogie, a szkoda. Niemniej jednak warto jest mieć kilka podłużnych, dobrze wykręopwanych blaszek o długości 6-10 cm. w barwie matowego srebra.

Wirówki – rzadko kojarzone z sandaczami, po zmroku potrafią jednak zdziałać cuda gdy sandacz bije przy powierzchni. Moim faworytem są tutaj blaszki o skrzydełkach typu „long”. Można je wyjątkowo prowadzić nieco szybciej. O dziwo sandacze atakują te przynęty zdecydowanie mocniej niż inne gdy łowimy klasycznymi metodami.

Hol

Sandacza należy holować mocno, bezpardonowo i zdecydowanie. Jak już wspomniałem, sandacz nie jest fighterem. Czasami jednak jest zwyczajnie niezacięty. Po prostu trzyma przynętę w pysku i daje się holować. W momencie kiedy ją puści – koniec zabawy – odpływa. Sam hol tej ryby kojarzy się z ciągnięciem cegły pod wodą. Idzie ciężko, ale idzie.

Gdy już mamy go przy brzegu/łodzi najlepiej użyć chwytaka albo podbieraka. Rybę delikatnie uwalniamy szczypcami i siup do wody!

Szczupak na ciężki spinning
14 kwietnia 2020, 15:27

Szczupak na ciężko

Było już o łowieniu szczupłych na lekko. Teraz pora uderzyć z naprawdę "grubej rury". W światku spinningowym istnieje taka zasada: "Nie ma za dużej przynęty na szczupaka". Rzeczywiście, coś w tym jest. Obrotówka 5, wobler o długości 14 cm i więcej często są atakowane przez cętkowanego drapieżcę. Nie tylko dużego, ale i małego "pięćdziesiątaka". Szczupaki z reguły nie wysilają się z polowaniami by dorwać swoje ofiary. Lubią wybierać ryby chore i słabe. Są jednak w życiu każdego szczupaka chwile, że "trzeba komuś dać w mordę". Szczupaki walczą ze sobą, walczą o terytorium, o pokarm. Nie tylko ze swoimi braćmi, ale także z innymi rybami. Jak szczupak wpadnie w szał, to rzuca się na ryby nawet swoich rozmiarów. Niekiedy wręcz poluje w ten sposób. Czai się w gęstwinie zielska i nie zwraca uwagi na małe rybki przepływające mu koło pyska, podskubującą go po grzbiecie drobnicę. Dziś nie są warte jego wysiłku. Nie będą też warte jego wysiłku nasze woblerki, blaszki i gumki. Za to nie przepuści sandaczowi, leszczowi, brzanie, innemu szczupakowi - każdemu kto tylko naruszy jego prywatność. Szczupak potrafi otworzyć swą paszczę bardzo szeroko! Wygląda to ja wielka anakonda! Otwiera pysk na całą szerokość i "nawleka się" na swą ofiarę. Później musi się męczyć z połknięciem i trawieniem, co niekiedy trwa kilka dni. Dlaczego to robi? Nie wiadomo. Może żeby samemu sobie coś udowodnić? ;-) Ale na temat szczupaczego ego nie prowadzono jeszcze żadnych badań - może kiedyś? Kto wie? ;-)

Tutaj filmik przedstawiający szczupaka "walczącego" z zagryzionym pstrągiem (chyba to pstrąg):

https://www.youtube.com/watch?v=mI71Hsy_PaU

Jak widać ryba stanowi chyba połowę długości ciała szczupaka i jak wiadomo do słabeuszy nie należy. Zwróćcie uwagę jak szeroko szczupak ma otwartą paszczę!

tutaj kolejny film:

https://www.youtube.com/watch?v=xR6V9AWW0AQ

Szczupak złapał w poprzek mniejszego (ale jakie są rozmiary tego mniejszego!)

Tego typu zdarzenia rozgrywają się codziennie w podwodnym świecie. Ile razy wyławialiśmy szczupaka, na którym były wyraźne ślady ugryzień. To jego większy brat go pokiereszował. O ile nie dziwi coś takiego w przypadku szczupaków małych, to co powiedzieć, jeśli wyciągniemy szczupaka o długości ponad 70 cm, który jest pogryziony?

Powyższe potwierdza, że stwierdzenie o rozmiarach przynęt na szczupaka może być prawdziwe. Wyobraźmy sobie, ze czasem rzucamy szczupakowi nad głową wszelkiej maści blachy i wirówki, a on sobie z tego nic nie robi. Ileż razy tak musiało być podczas naszych wypraw? Pewnie dziesiątki, jeśli nie setki. A wystarczyłoby mieć wielkie woblery, gumy i blachy powyżej "piątki". Tylko kto z takim sprzetem jeździ nad wodę? Ekstremalista? Zostań więc jednym z nich. Pomyśl ilu wędkarzy spinningujących całe życie nigdy nie spotkało się z "metrówką". Być może i Ty do nich będziesz należeć. Możesz jednak spróbować i poświęcić kilka wypraw w sezonie na "Big game" na swojej rzece/jeziorze. A nóż krokodyl połakomi się na to co masz mu do zaoferowania. Wobki można zrobić samemu. W barwach przypominających szczupacze ofiary zamieszkujące miejsca gdzie łowimy. Czyli leszcze, klenie, okonie, szczupaki. Ważne by przynęty były naprawdę duże. Wielkość 20 cm nie jest wcale przesadą. Największe mogą mieć i ponad 30 cm. Kupić takiego wabia jest ciężko. Kosztują po kilkadziesiąt złotych za sztukę. Lepiej w zimie się pobawić w strugacza i malarza i zrobić sobie zestawik kilkunastu - kilkudziesięciu potworków na własny użytek.

 

Jakiego sprzętu używać

Proponuję ciężki zestaw castingowy. Łowienie wielkimi, ciężkimi wobami za pomocą zwykłego spinningu może przynieść opłakane efekty i spustoszenie w sprzęcie. Padnie kołowrotek, złamie się kij... Zaopatrzmy się w dobrej klasy multik typu "betoniarka" i jerkówkę o maksymalnym c.w. do 100 g. Do tego analogiczna plecionka (40lb) i mocne, sprawdzone przypony stalowe. Jeśli mamy sprzęt "sumowy", to możemy użyć właśnie jego. Nie obiecuję, że ktoś złapie rybę w ten sposób, ale kto wie? A dla tego "kto wie?" Ja uprawiam rzeczno-jeziorny "biggame".

Szczupak na lekko
14 kwietnia 2020, 15:24

Szczupak na lekko

Chociaż wszelkie źródła i autorytety podają, że szczupaka spinningiem powinniśmy szukać przy pomocy mocnych zestawów i mamucich przynęt, istnieją przypadki, że istnieją szczupaki - niejadki. Nie wiem czym to jest spowodowane. Lenistwem szczupaków i przyzwyczajeniami pokarmowymi? Zupełnie jakby ich jadłospis obejmował tylko drobnicę i narybek. Sam z takim zachowaniem szczupaków spotykam się regularnie na trzech miejscówkach. Szczupaki żerują tam bardzo intensywnie o pewnych porach (z reguły dwa razy na dobę0 i trwa to przez jakąś godzinę. Można wtedy bez problemu złowić komplet. I to nie jakichś ledwo-wymiarowych, ale 70 tek na przykład. Wystarczy wówczas podawać obrotówkę "jedynkę" albo woblerek 3-4 cm i łowić, łowić, łowić... Co ciekawe szczupaki te nie polują z zasadzki, lecz bawią się w pogoń za małą ofiarą. Wygląda to jak żerowanie boleni. Wiele czasu się zastanawiałem dlaczego tak się dzieje - wbrew szczupaczym zwyczajom. Myślałem ze to może jakiś przypadek, że chwilowy brak innych ryb w żerowisku, ale sytuacje takie obserwowałem w trzech miejscach (oddalonych od siebie znacznie i różniących się całkowicie od siebie). I wszędzie recepta na złowienie szczupaka była taka sama - mała przynęta. Najlepiej srebrna, przypominająca uklejkę lub małą płotkę i dająca się płytko prowadzić.

Kombinacje z większymi (ponad 8 cm) przynętami, płytko schodzącymi nie przynosiły żadnych rezultatów.

Po tych wszystkich przemyśleniach, obserwacjach, próbach i eksperymentach doszedłem do wniosku, że widocznie szczupaki niekiedy mają na tyle mocno zakorzenione swoje pokarmowe przyzwyczajenia, że pozostają przy swoim głównym pokarmie, którym się żywiły kiedy jeszcze były małe – znacznie dłużej. Dopiero osobniki kilkuletnie decydują się chyba dopiero na zmianę sposobów odżywania. To by tłumaczyło brak w owych łowiskach szczupaków większych niż 70 cm.

W taki sposób łowiłem i łowię także w nocy. Co ciekawe w porach nocnych, na szczupaczych żerowiskach pojawiają się czasem też spore klenie. I nie przeszkadza im jednoczesna obecność szczupaków. Można dosłownie łowić na zmianę. Szczupak, kleń, szczupak, kleń… Na żadnym ze złowionych kleni nie zauważyłem pogryzień.

Do łowienia szczupaków na lekko nie jest konieczny typowo „szczupakowy” sprzęt. Wystarczy cienka linka, kijek na klenie i kołowrotek również. Nie zdarzają się praktycznie żadne obcięcia przynęt. Być może teza, że małe przynęty Są połykane ostrożnie i płytko się sprawdza. Ja przezornie zakładam przypon dopiero po pierwszym szczupaku. Wszak obcięcie może się zdarzyć w każdej chwili, a szkoda kaleczyć rybę.