Archiwum kwiecień 2020, strona 14


GADGETY SPINNINGISTY
18 kwietnia 2020, 16:00

Kilka słów o sprzęcie może nie niezbędnym podczas spinningowaniu, ale na pewno bardzo przydatnym i znacznie podnoszącym komfort łowienia. Po prostu warto to mieć i używać.

GADGETY SPINNINGISTY

Plecak

Powinien zawierać tylko to co potrzebne i konieczne. Czyli: suchy prowiant, termos z kawą/herbatą, butelkę wody, pudełka ze sprzętem. Obecnie można kupić plecaki z porządnego materiału, z wieloma bardzo praktycznymi kieszeniami i schowkami.

Kamizelka

W kieszeniach to co najbardziej potrzebne i co trzeba mieć pod ręką „od zaraz”, czyli:

- Pudełka z przynętami, na które planujemy łowić (np. gdy chodzimy za boleniem, to pudełko z przynętami, które są przygotowane specjalnie „pod rybę”);

- Dokumenty;

- Telefon (o ile zabieramy go nad wodę ;-) );

- Aparat fotograficzny (j.w.);

- płaszcz przeciwdeszczowy;

- krętliki z agrafkami.

Podbierak/chwytak

Jak dla mnie to domena spławikowców i grunciarzy, którzy mają stanowiska przygotowane i na nich siedzą. Spinningiście, który musi nieraz się dużo nachodzić po brzegu za rybą, jest on całkowicie zbędny. Poza tym można zapiąć drapieżnika, który się do podbieraka nie zmieści i co wtedy? Zainwestujmy w „chwytak” – oddaje nieocenione przysługi, zwłaszcza jak z trudnego miejsca mamy lądować szczupaka, sandacza, czy suma. Ma też inne zalety – nie kaleczy ryby, nie uszkadza śluzu i zajmuje naprawdę mało miejsca. Można go przypiąć nawet do paska od spodni, a obsługuje się go z powodzeniem jedną ręką.

Okulary polaryzacyjne

Kiedy pierwszy raz zakupiłem ten wynalazek, to nie mogłem uwierzyć, że byłem tak głupi i nie kupiłem wcześniej. Wydawało mi się że zwykłe ciemne okulary wystarczą. Różnica jest kolosalna. „Polaroidy” są też znakomitym „wykrywaczem” ryb w łowisku. Po prostu często możemy je w nich dostrzec, zwłaszcza gdy jest słoneczna aura.

Latarka czołowa

Bez niej nie wyobrażam sobie łowienia w nocy. Zmień przynętę po ciemku, albo idź przez krzaki szukając innego stanowiska po omacku – niewykonalne i niebezpieczne dla zdrowia. „Czołówka” nie zajmuje miejsca w dłoni i nie potrzeba trzeciej ręki by ją obsługiwać.

Szczypce

Konieczne i obowiązkowe! Ryby często chwytają przynęty bardzo łapczywie i połykają. Bez szczypiec uwalnianie sandacza, czy szczupaka jest niewykonalne wręcz! No chyba, że ktoś jest tak „mądry” że pakuje gołą rękę w uzębioną paszczękę w której znajduje się masa bakterii gnilnych i innych. Po czymś takim z małej nawet ranki może się zrobić nieprzyjemne zakażenie leczone zastrzykami.

Obcinacz do paznokci

Znacznie lepszy niż nożyczki – zwłaszcza do odcinania naddatku linki po przewiązaniu kolejnej przynęty, bądź krętlika z agrafką po pechowym zaczepie.

Wodery

Jak dla mnie nieobowiązkowe, są jednak łowiska, w których najlepiej jest brodzić. Wodery uważam za lepszy patent niż spodniobuty, zwłaszcza w rzekach. W spodniobutach można zawędrować dalej, a co za tym idzie głębiej. Nurt natomiast bywa zdradliwy, a kamienie na dnie śliskie, nawet w pozornie „bezpiecznym miejscu” gdzie wszystko mamy pod kontrolą. Upadek do wody kończy się w najlepszym wypadku przemoczeniem, przeziębieniem, grypą, utratą dokumentów, sprzętu (komórka, aparat fotograficzny, pudełka z przynętami), w najgorszym może się skończyć utonięciem, co niestety też się zdarza.

Uwalniacz przynęt

O ile podczas łowienia paprochami i małymi wabikami jest on niepotrzebny, o tyle podczas średniego i ciężkiego spinningu jest zbawcą, który nieraz przynosi ulgę i spokój ducha, gdy zahaczymy ulubiony i łowny wabik o podwodną przeszkodę. Uwalniacz – jaki by nie był nigdy nie daje 100% pewności, że uda nam się wyciągnąć przynętę. Ale niech to będzie nawet 50% - oszczędności jakie nam może przynieść w skali roku mogą być ogromne! Dlatego uważam, że jest to wynalazek warty swojej ceny i dla każdego spinningisty jego zakup będzie opłacalną inwestycją.

Łódka

Niestety nie mam, jeszcze się nie dorobiłem. Łódka wyposażona w silnik i echosondę może nam przynieść mnóstwo medalowych okazów. Szukanie drapieżnika jest przy pomocy takiego sprzętu wręcz ekspresowe, zarówno w rzece, jak i w jeziorach i zbiornikach zaporowych.

Ostrzałka

Idealna jest elektryczna. Prosta w obsłudze i działa błyskawicznie. Ciężko je dostać i są czasem dość drogie. W razie czego można nabyć tanią osełkę i radzić sobie tradycyjnie. Ostry hak gwarantem skutecznego zacięcia!

Długie, czy krótkie wędziska spinningowe...
18 kwietnia 2020, 15:58

Jakie wędzisko wybrać? Długie, czy krótsze? Oto dylemat wielu początkujących spinningistów, chcących nabyć pierwszy kijek z prawdziwego zdarzenia. Istnieje kilka przesłanek przemawiających za wędziskami długimi, jak i za krótkimi.

wędziska spinningowe, wędki spinningowe

Za wędki krótkie uważa się kije, których długość nie przekracza 210 cm. Doskonale nadają się one podczas łowienia z łodzi i pontonu. Dzięki nim możliwe jest komfortowe podebranie ryby w takich warunkach. Poza tym na pływadełku często nie jesteśmy sami i mogą zdarzyć się zderzenia z kolegą blankiem o blank – co może być kosztowne (pęknięcia i złamania kija). Kije tej długości świetnie nadają się też do łowienia w małych pstrągowych „ciurkach”, o gęsto zadrzewionym i zakrzaczonym brzegu. Po prostu z długim kijem przeciskanie się przez taką „dżunglę” jest niekiedy wręcz niemożliwe. Krótkie kije są także moim zdaniem najlepsze jeśli chodzi o łowienie na ciężko. Po prostu krótki kij jest lepiej wyważony niż długi. Miałem kiedyś kij dł. 3m do ciężkiego łowienia. Co z tego, że był bardzo mocny, czuły i miał świetną akcję, skoro żaden kołowrotek nie był w stanie go wyważyć i łowienie po 2 godzinach tym sprzętem zwyczajnie było męczące (nadgarstek). Krótki kijek podaje ciężkie przynęty na dostateczne odległości i pomimo swego ciężaru łatwiej jest nim zaciąć z nadgarstka. A więc zdążamy z większością zacięć porę. Wadą takiej długości są właśnie ograniczenia w odległościach rzutów. Im krótszy kij, tym rzuty krótsze. Jeżeli ktoś jest zwolennikiem ciskania „na odległość”, to nie polecam.

Kije o dł. 240 cm. Moim zdaniem jest to kompromis pomiędzy wędkami długimi a krótkimi, bo 240, to taka długość… „średnia”. Dla kogoś kto nie ma za wiele sprzętu, to właśnie jest rozsądny kompromis, rozwiązujący problem „jaką wędkę kupić” Kij o tej długości i gramaturze wyrzutu od np. 5 do 25g, czyli do „średniego spinningu” powinien sprawdzić się w miarę komfortowo wszędzie. Od biedy rzucimy nim małą wirówką, czy wobkiem, a jeśli trzeba, to i gnomem 3 można połowić z brzegu i dość ciężkim kogutem.

Kije o dł. 270 cm. Najlepsze do lekkiego i ultralekkiego spinningu. Można nimi podać małą przynętę na sporą odległość, co przy krótszym kiju byłoby niemożliwe. Ich długość pozwala na ukrycie się w krzakach/za drzewem i polowanie z tej pozycji na klenie, jazie i rapy. Umożliwia to precyzyjne poprowadzenie mniejszych przynęt w każdym rewirze łowiska, bez niepotrzebnego pokazywania się płochliwym rybom. Długie kije mają także wady. Przede wszystkim długi dolnik, który przy lekkim łowieniu strasznie przeszkadza i uniemożliwia wykonywanie szybkich zacięć. Na szczęście producenci, a raczej projektanci pomyśleli w ostatnich latach o tym mankamencie i obecnie na rynku są już modele długie z dolnikiem krótkim. Z wędkami o tej długości ciężko jest czasem przebrnąć przez gęsto zarośnięty brzeg. Na małych, pstrągowych rzeczkach są całkowicie bezużyteczne – po prostu nie ma miejsca żeby wziąć zamach czymś takim, bo zawsze się o coś zahaczy.

Kije 3m i dłuższe – jak dla mnie nieporozumienie w zwykłym, rekreacyjnym łowieniu. Wprawdzie na zawodach spinningowych niektórzy używają kijów nawet ponad 4m, to w moim mniemaniu, przy zwyczajnym łowieniu „dla siebie” to całkowity bezsens. Zawodnicy nie po to używają takich kijów, żeby pokazać „kto tutaj ma najdłuższego” ;-) a tylko i wyłącznie po to, że niekiedy na sektorach jest tłok i trzeba się maskować w miejscach, gdzie tak naprawdę nie bardzo jest gdzie się schować. Pozostaje wtedy kucnąć w krzakach gdziekolwiek i stamtąd, z ukrycia operować właśnie takim kijem, by ryby ich nie widziały. Ale zawody, to zupełnie inna bajka. Tam się łowi na ilość, głównie małe ryby. A chyba żaden z rekreacyjnie łowiących spinningistów nie jedzie nad wodę, żeby się tylko czołgać po brzegu za jakimś małym klenikiem, czy okonkiem.

Celowo pominąłem lekkie kije krótsze niż 210. Jest ich na rynku całkiem sporo, zwłaszcza do łowienia paprochami. Mają ciężar wyrzutowy niekiedy kończący się na 4 gramach. Przeznaczone są do połowu okoni z łódki. Chociaż widziałem już takich, którzy łowili czymś takim z brzegu. Miałem okazję czymś takim porzucać. Owszem – jest fajnie. Zabawa na takim delikatnym sprzęciku, nawet z małymi okonkami może być przyjemna. Jednak nie zamierzam takiego kija kupować. Po prostu nie jestem aż takim fanem łowienia okoni, by popadać w skrajności. Tym bardziej, że czasem nawet małe pasiaki wolą od lekkiego paprocha większą obrotówkę i co wtedy? Albo gdy odpłyną od brzegu poza zasięg rzuty takim „króciakiem”… Do ultralighta wystarcza kijek do 7-8 g i odpowiedniej długości (250-280). Z krótkich kijów preferuję teraz tylko i wyłącznie wędziska castingowe. 180-195 cm wystarcza. Mogą być jednoczęściowe, co jeszcze dodaje smaczku w czuciu przynęty i kontakcie z rybą. Ale casting, to trochę inna bajka…

Czytanie rzeki nizinnej cz. I „Czym jest...
18 kwietnia 2020, 15:57

Rzeki nizinne stanowią znaczny odsetek łowisk PZW, są więc jednymi z najczęściej odwiedzanych przez wędkarzy. Żyją w nich w zasadzie wszystkie gatunki ryb drapieżnych jakie mamy w Polsce. W Wiśle zdarza się troć, pstrąg, a podobno nawet głowacica. Ryby łososiowate, to oczywiście przypadki. Natomiast z gatunków, które regularnie występują w rzekach nizinnych to: szczupak, okoń, sandacz, sum, kleń, jaź, boleń, brzana. Aby rozpocząć jakiekolwiek rozważania na temat rzeki, należy przede wszystkim sprecyzować "czym jest rzeka?"

czytanie rzeki

Podaję za wikipedią: "Rzeka – naturalny, powierzchniowy ciek wodny płynący w wyżłobionym przez erozję rzeczną korycie, okresowo zalewający dolinę rzeczną. W Polsce przyjmuje się, że rzekę stanowi ciek wodny o powierzchni dorzecza powyżej 100 km²." Ano właśnie "ciek wodny płynący". Jak wiadomo - woda - to potężny żywioł, sam w sobie. Jeśli płynie, jest jeszcze potężniejszy. Sam charakter rzeki, to wypadkowa wielu zmiennych, do których można zaliczyć: podłoże i poziom jego spadku, szerokość, głębokość, siła nurtu, natlenienie, żyjąca w wodzie flora i fauna. Wiadomo, ze powyższe czynniki są od siebie zależne. Rodzaj podłoża, determinuje procesy wypłukiwania i drążenia go przez nurt. Inaczej zachowuje się podłoże żwirowe, inaczej kamienne, a jeszcze inaczej piaszczyste. Szybkość nurtu - to głównie ono reguluje poziom natlenienia wody, co z kolei wpływa na florę i faunę. Ponadto rzeka nie jest "stała". Rzeka żyje, wciąż się zmienia i są to zmiany albo ewolucyjne (następujące powoli z czasem), albo wręcz rewolucyjne (gdy idzie wysoka woda z roztopów/powodzi rzeka może zmieść wszystko, nanieść wyspy, wypłukiwać doły). W miejscach o leniwym nurcie i twardym - kamienistym dnie możemy być pewni niektórych niuansów dna z sezonu na sezon. Bywają jednak sytuacje, że przyjeżdżając po raz pierwszy w sezonie na ryby możemy trafić na niespodziankę. Nasz dołek zostanie zasypany, na środku utworzy się wyspa, pojawić się mogą w wodzie zwalone drzewa i inne przeszkody, które naniósł nurt itp. Jak wiadomo woda ciałem stałym nie jest. Działa natomiast na nią grawitacja. Stąd kierunek rzeki zawsze jest „w dół”. Ponadto woda płynąca nie lubi przeszkód i zawsze woli "na skróty". Efektem tego są zakola, rzeka meandruje drąży łuki po zewnętrznej zakrętów. Czasami można spotkać rzeki, gdzie jest dosłownie "zakręt na zakręcie', po jakimś czasie rzeka może zwyczajnie "amputować" swój własny fragment przecinając dwa zakręty i stworzyć z nich starorzecze, samemu podążając w linii prostej. Takim przykładem jest np. dolna Nida.

Sumując powyższe – rzeka nizinna to pojęcie bardzo obszerne. Znajdziemy na niej miejsca bardzo zróżnicowane pod wieloma względami. Na tej podstawie właśnie wysnuwać będziemy wnioski na temat tego jaki drapieżnik na danym odcinku występuje. Bowiem niemal każdy gatunek ma swoje specyficzne upodobania co do miejsca występowania, sposobów żerowania itd. Na różnych miejscach stosuje się inne strategie i właśnie „czytanie rzeki” będzie serią artykułów opisujących typowe miejsca w rzekach wraz z tym, co na nich można spotkać, czego po nich oczekiwać i przede wszystkim jak na nich łowić.

Boczny trok
18 kwietnia 2020, 15:53

Boczny trok, to metoda diabelnie skuteczna i (dla mnie) tak samo niesportowa. Odbiera wielkie emocje podczas spinningowania. Chodzi mi o: bezpośredni kontakt z przynęta i rybą na zwykłym zestawie, gdzie przynęta dynda na końcu zestawu, bezpośrednio przypięta do agrafki. Są jednak momenty, że trok jest jedyną metodą umożliwiająca nam złowienie ryby. Są to sytuacje, gdy ryby znajdują się w sporej odległości od naszego stanowiska, lub na dużej głębokości i mają ochotę tylko na przynęty maleńkie. A małego paproszka nie ma jak podać na znaczną odległość i na wielką głębię. Tradycyjna główka, którą możemy uzbroić takie maleństwo, może ważyć co najwyżej kilka gramów, a dodać należy, że nawet przy takim zbrojeniu, przynęta będzie zachowywała się nienaturalnie. Odpowiedzią na te problemy jest właśnie boczny trok. Jako, że podczas jego stosowania używa się naprawdę małych gumek jako przynęt (głównie tradycyjne twisterki i ośmiorniczki), złowić można naprawdę wszystko. Utarło się, ze na "troka" łowi się tylko okonie, a jednak praktyka pokazuje, że w pewnych miejscach okonia tą metodą możemy nie złowić wogóle. Naszą przynętę połknie za to bardzo chętnie: leszcz, krąp, płoć, czasem jaź, kleń lub brzana albo jazgarz. W każdym razie: "lepszy rydz, niż nic!"

Boczny trok

Sprzęt do troka

Wędka delikatna. c.w. max do 16g, ale sprawdzą się też lżejsze - np. do 12g. Przesadą natomiast jest stosowanie kijków o c.w. poniżej 10g. Czasem po prostu trzeba zastosować ciężarek cięższy, jeżeli głębokość łowiska lub odległość, na której chcemy łowić, tego wymaga. Łowienie ciężarkami powyżej 15g. osobiście uważam za przesadę. Jeśli chodzi o linkę, to stosuje się głównie żyłki. Ekstremaliści łowią nawet na przypon z żyłki o średnicy 0,10mm, maksymalnie do 0,12mm. Dla mnie to też przesada. Wolę solidną „żyłę” o grubości 0,16mm. Plecionki podczas "trokowania" nie stosuję wogóle. Już próbowałem - wbrew naukom moich nauczycieli - efekt był taki, że przeżyłem rozczarowanie kilkakrotnie. Ale cóż - człowiek uczy się na błędach...

Przynęta

Gumki, gumki i jeszcze raz gumki. Ripperkopodobne odpadają, wpadają w ruch wirowy na haczyku i prezentują się w wodzie beznadziejnie. Pozostają twisterki i ośmiorniczki. Szybując nad dnem, mają imitować larwy, małe robaki i tym podobne żyjątka. Dlatego z kolorów najlepiej zaczynać od ciemnych. Wiele osób jako ideał, poleca gumki w tzw. kolorze "motor-oil", ja szczególnie dobrych efektów na nie, nigdy nie miałem. Może to świadczyć o tym, że ryby z "moich" łowisk mają inne upodobania, albo podwodne robale mają inną barwę. Być może przejrzystość wody i głębokości na których łowię, powodują że przynęta w tej barwie, nie jest zbyt atrakcyjna, lub zwyczajnie niewidoczna. Dla mnie ideałami są kolory: czarny, czarny z brokatem, brązowy z różnymi kolorami brokatu, pomarańczowy, ciemnozielony, fioletowy, szary oraz biały i fluo. Przynęty, których używam, nie mają nigdy więcej niż 3,5 cm. długości. A za najlepsze uważam miniaturowe paprochy - "jednocalówki". Gumki zbroję w pojedynczy haczyk, dostosowany wielkością do przynęty. Moim zdaniem, nie ma znaczenia, czy haczyk będzie z "łopatką", czy z "oczkiem", chociaż znam ludzi, którzy dyskusję o wyższości jednego nad drugim mogliby ciągnąć w nieskończoność.

Oprócz gumeczek, ciekawym pomysłem są sztuczne muszki. Tak, tak - takie same jak używają muszkarze. Odpowiednio dobrana muszka do warunków łowiska - jakaś larwa lub coś w tym stylu, ciągnięta pod wodą, jest dużo skuteczniejsza niż jakakolwiek gumka! Trzeba jeszcze tylko mieć dostęp do takich muszek, umieć je robić, a najlepiej znać dobrego muszkarza, który zawsze "wie co w wodzie piszczy" i udostępni nam swoje cudeńka.

Ciężarki

Nie chodzi mi o gramaturę - tutaj każda rada napisana w artykule, może się okazać nietrafiona. Ciężar dobieramy do swojego łowiska, jego głębokości i uciągu wody - o ile łowimy w rzece. Jedyne na co chciałbym zwrócić w tym miejscu uwagę, jest kształt ciężarka. Są używane gruszki, łezki, kulki i inne kształty. Jak dla mnie najlepszy i najbardziej uniwersalny jest kształt pałeczki - zwłaszcza na dnie kamienistym - rzadko grzęźnie w zaczepach, z kolei "łezka" i "kulka" są dobre na dnie miękkim - zbierają mało zielska.

Montaż

Trok wiążemy do linki głównej, za pomocą jakiekogolwiek węzła, który nie będzie powodował przesuwania się troka wzdłuż linki głównej. Długość samego troka i odległość węzła od przynęty, to znów temat na nieskończoną dyskusję. Ja zaczynam od troka o dł. około 20-25 cm i w miarę potrzeby zwiększam go maksymalnie do 0,5 m. - staram się dostosować go do głębokości żerowania ryb. Spece od trokowania w jeziorach, mają opanowane do perfekcji błyskawiczne przedłużanie i skracanie troka. Łowią czasem kijami o dł. ponad 4m i ich troki czasem mają nawet 2 m. długości. Oczywiście kryteria doboru długości dokonują na podstawie obserwacji zachowania ryb w zbiorniku, w którym łowią. Kolejną dyskusyjną kwestią jest używanie potrójnych krętlików do montażu zestawu. Jedni twierdzą, że to bardzo praktyczne, inni że plącze linkę. Ja krętlików takich nigdy nie używałem i nie używam, bo mój "trokowy guru" mnie tak nauczył. Poza tym nie widzę sensu stosowania w takim zestawie krętlika. Jest on po prostu zbędny. Przynęta ma szybować nad dnem, a nie być ściągana w dół, przez te ułamki gramów, stanowiące krętlik. Tylko taki sposób podania zapewni jej naturalną prezentację pod wodą.

Prowadzenie przynęty

Nie ma reguł! Jedni ściągają szybciej, z przerwami i nieregularnie. Jeszcze inni wloką ciężarek po dnie. Ja jestem zwolennikiem stosowania obydwu metod. Staram się łowić przede wszystkim "na wleczonego", ale czasem zatrzymuję ściąganie przynęty, czasem lekko przyspieszę, byle bez żadnych szaleństw. Tnę w przypadku każdego nienaturalnego przygięcia szczytówki.

10 najczęstszych błędów początkującego...
18 kwietnia 2020, 15:50

Każdy z nas popełnia błędy. Niektóre możemy wyeliminować wraz ze wzrostem naszego doświadczenia. Z niektórych nie zdajemy sobie nawet sprawy i dalej je popełniamy.

Mądre przysłowie mówi: "Człowiek uczy się na błędach". A jeszcze mądrzejsze: "Człowiek uczy się na błędach... Głupi na swoich, mądry na cudzych" ;-) Ten artykuł dedykuję tym mądrym, niech się pouczą na moich błędach. Błędach, które stale staram się eliminować (nie tylko podane niżej, bo je chyba już wyeliminowałem - przynajmniej mam taką nadzieję). Ale jak w każdej dziedzinie życia - także w wędkarstwie dążę do ciągłego samodoskonalenia. Analizuję więc co robię źle, co można robić lepiej itd. Z owych analiz wyciągam wnioski, po czym opracowuję metodologię dalszych swoich działań i staram się iść do przodu i rozwijać w swoich poczynaniach.

błędy wędkarskie, catch and release

Oto 10 najczęstszych błędów spinningistów, nie są one ułożone w żadnej kolejności. Po prostu wszystkie są błędami, a w jakim stopniu popełniasz je Ty, drogi czytelniku, nie ma znaczenia. Warto się nad nimi zastanowić i wyciągać wnioski.

1. Dalekie rzuty

Ilu jest wędkarzy stojących na brzegu i ciskających z całej siły przynętę przed siebie? Nikt nie zliczy. Czasami łowienie traktują jak zawody w rzucaniu na odległość. Zobaczcie na ich skuteczność w łowieniu ryb - marna? A no właśnie. Ryby są często przy samym brzegu. Ciskanie na odległośc jest bez sensu.

2. Zbyt szybkie prowadzenie przynęty

W zasadzie, to nawet nie prowadzenie, a "zwijanie", na dodatek w ekspresowym tempie. Kołowrotek wielkości 4000, albo większy, przełożenie 6:1 i mamy klasyczny przykład "korbkowego wyścigowca". Owszem - niekiedy szybkie ściąganie przynęty przynosi dobre efekty, ale uwierzcie mi - w większości przypadków lepiej się sprawdza powolne jej prowadzenie.

3. Trzymanie kija

Czy dobrze trzymasz swój spinning? Czy dłoń spoczywa w miejscu, gdzie znajduje się środek ciężkości? Jeśli tak, to ok, a jeśli nie, to czytaj dalej. Spotkałem nad wodą wędkarzy trzymających kij poniżej kołowrotka - na dolniku... Pomijając zwyczajną niewygodę i spore opory do pokonania podczas zacięcia - co praktycznie wyklucza większość przypadków skutecznego zacięcia, dochodzą do tego długotrwałe konsekwencje. Choroby stawów. Tak, tak, nadgarstek tego nie wytrzyma po kilku latach.

4. Kij nad samą powierzchnią wody

Kolejny głupi nawyk. Wędkarz w każdej sytuacji łowiący kijem nisko opuszczonym do lustra wody. O ile czasem takie prowadzenie ma swoje zastosowanie, to niekiedy aż się słabo robi. Stoi nad wodą facet, głębokość nie przekracza 1m głębokości, a on wrzuca tam wielką blachę, kij w dół i co rzut ma zaczep... Klnie na swojego pecha, traci przynęty, a pomyśleć nie ma komu...

5. Głośne zachowanie nad wodą

Czyli zwykłe płoszenie ryb. Zwłaszcza jak zbierze się kilku kolegów, staną w odległości 20m od siebie i co chwile krzyczą do siebie "miałem branie", albo "ale mi teraz coś uderzyło!" - no i tak mają te "brania" i "uderzenia" przez cały Boży Dzień, a ryby wyciągniętej ani jednej...

6. Pozycja nad wodą

Czy stajesz nad samym brzegiem? Czy w pewnej odległości od niego, w krzakach, przykucnięty? Zapewniam że opcja nr. 2 jest w KAŻDYM przypadku lepsza.

7. Zestaw

Kij do 40 g i łowienie sandaczy w miejscu gdzie jest 3m głębokości... Kij o c.w. do 12 g i plecionka 20 LB, Kij do 80g i łowienie okoni na żyłkę 0,25 mm

Wiecie co mam na myśli?

8. Brak kapoków na łódce

Odsyłam do policyjnych statystyk dotyczących wędkarzy - topielców. Ponadto - kapoki są teraz obowiązkowe na każdym "pływadle".

9. Pamiętajmy, że rybę (zwłaszcza dużą) trzeba jakoś podebrać!

Bądźmy na to gotowi i nie róbmy głupot typu rzucanie z wysokiej skarpy w miejscach gdzie może się czaić spory drapieżnik. Na lince się go potem nie podniesie - pęknie albo ona, albo krętlik, albo kotwica. A ryba odpłynie z woblerem - okaleczona...

10. Nie zjadajmy złowionych ryb

Wiem, że niektórym trudno jest się oprzeć. Wydaje mi się, że żeby tą zasadę zrozumieć, to trzeba powędkować przez kilka lat - najlepiej często na jednym łowisku. Wędkarzom doświadczonym, którzy wiedzą jak działą ekosystem nie trzeba tego tłumaczyć. Do zasady C&R (catch and release - czyli z jęz. angielskiego: "złów i wypuść") - trzeba po prostu dojrzeć.