17 kwietnia 2020, 11:45
Rynek przynęt spinningowych jest przesycony ich liczbą, rodzajami, rozmiarami i kolorami. Wiele z nich może się okazać diabelnie skuteczna. O ile oczywiście łowiący wie jak je uzbroić i jak nimi łowić. Niniejszy artykuł nie dotyczy klasycznych twisterów i ripperów, ale tego co gumowe, rzadko spotykane i przywędrowało do nas zza oceanu. W USA gumami się lowi zupełnie inaczej niż u nas. Inaczej wyglądają u nich niektóre gatunki dżdżownic, pierścienic itp. stworzeń. Ale oni z wyglądu tychże i ze sposobu ich zachowań w przyrodzie potrafią wyciągać wnioski będace świetną podstawą do praktyki wędkarskiej. U nas większość importerów i sprzedawców ogranicza się tylko do klasycznych gumek i klasycznych - okrągłych główek jigowych do zbrojenia ich. Znaleźć dobrze zaopatrzony sklep w "amerykany" jest w Polsce bardzo ciężko. A ja, nie ukrywam, kocham gumki i eksperymenty z nimi. Na szczęście mamy allegro i kilka sklepów internetowych, gdzie można nabyć wiele wynalazków powszechnie niedostępnych. Kiedyś tak właśnie zacząłem kupować i kupować. Potem na łowisku zaczynała się kombinatoryka: "Jak tym łowic?" Powstawały naprawdę orginalne rozwiązania, niektóre skuteczne, niektóre... mniej... Zacząłem więc przeglądać filmiki z youtube i strony internetowe producentów gumek. Gdzieniegdzie były instruktaże jak uzbroić i jak prowadzić takiego orginała. W każdej wolnej chwili przed komputerem studiowałem więc tajemną wiedzę zza oceanu i starałem się ją później wdrażać nad wodą w praktyce. Problemem był fakt, że niektóre przynęty nadawały się tylko do łowienia w pionie z łódki. Tak przynajmniej przewidywał producent. Ja każdą gumę zbroiłem w pojedyńczy jigowy hak i w ten sposób rozpoczynałem z nim eksperymenty. Kombinowałem przede wszystkim ze sposobem prowadzenia. Przynosiło to nadspodziewanie dobre efekty. Zwłaszcza w połowie okoni i sandaczy w głębokich dołkach. Często na takim gumiaku wieszał się sum, co ugruntowało te przynęty w moim prywatnym rankingu bardzo wysoko - jako własnie przynęty na wąsacza. Wiele tego typu gumek przewidywane były do łowienia metodą "drop-shot", a ja nimi zwzięcie jigowałem. Ba! kiedyś uzbroiłem 16 cm biało-czarnego worma w ledwie 3 gramową główkę o krótkim trzonku i prowadząc pod samą powierzchnią wody złowiłem na niego sporego tęczaka. Jak się później zorientowałem, w okolicy tamtej było wiele zaskrońców... Moje studia nad gumą zataczały coraz szersze kręgi i kierowały mnie w coraz to inne kierunki. Bywało, że nad wodą testowałem gumki przez godzinę czasu na płytkiej wodzie w polaroidach żeby widzieć jak się zachowują przy danym sposobie prowadzenia. To był strzał w dziesiątkę! po jakimś czasie opanowałem sporo technik prowadzenia ich - idealnych dla każdej z gumek, którymi łowiłem. Wszystkie starałem się łączyć w jedną - płynną całość od zarzucenia przynęty, aż do doprowadzenia jej do brzegu. Ryb z czasem też było coraz więcej. Bywało, że w pewnych okresach roku łowiłem mniej. Wtedy zaczęły się studia nad literaturą fachową! Zacząłem czytać o życiu pijawek, dżdżownic, węży, raków, minogów i innych wodnych stworzeń. Pewne uproszczenia naukowe charakteryzujące poszczególne gatunki, dały odpowiedzi na wiele pytań odnośnie tego, dlaczego czasem łowię (i to wiele), a czasem nie. To z kolei pozwoliło mi zoptymalizować logistykę swoich połowów. Innymi słowy - wiedziałem kiedy i na co łowić. Jakiego "gumowca" użyć, w jakich partiach wody, jak go poprowadzić i czy warto tego dnia wogóle na taki wynalazek łowić. A ryby na długaśne przynęty były fantastyczne. Nawet nie wiedziałem, że w moich łowiskach żyją takie fantastyczne okonie. Na 20 cm gumy lubiał wziąć też spory sandacz i sum (tutaj niestety nie wiem jaki, bo często łowiłem zbyt lekkim sprzętem żeby móc powstrzymać odjazd skurczybyka).
Po jakimś czasie zacząłem kombinować - jak poprowadzić gumę jeszcze inaczej. Trzeba było zmienić sposób zbrojenia. zacząłem się rozglądać za czymś innym do uzbrojenia, niż zwykły jigowy łeb. Poza tym, na niektóre przynęty miałem wyniki wręcz mierne... Przede wszystkim na raczki. Udało mi się dostać kilka haków typu: "offset weighted" i "weight back". Dobpiero uzbrajając w nie swoje dziwaczne gumy udało się z nich wydobyć ciekawą i atrakcyjną pracę. Pozwoliło to sprowokować do brania nawet klenie!
Offset Weighted był idealny do kazdej gumki - przynęta w trakcie opadania zatacza kręgi i wyglada jak zestrzelony Messerschmitt albo rybka, która zaliczyła ciężki nokaut przy powierzchni, ale udało jej się ujść z życiem. Haki sprawdziły się także przy zbrojeniu wszelkiego typu gumek - włącznie z klasycznymi twisterami, przynętami tubowymi itp.
Z kolei Jig typu "Weight back" powodował kolebanie się przynęty z jednej strony w drugą. W kierunkach przód-tył. Właśnie takie zbrojenie udało się wydobyć z gumowych raczków prowokujący ruch. W końcu zacząłem łowić na nie ryby.
Nie korzystam jednak ostatnio z takich wynalazków i w dalszym ciągu kombinuję ze zwykłym, klasycznym zbrojeniem. Po prostu łowi mi się tak o wiele przyjemniej i bardziej tak lubię. Zbroję głównie w sposób, w jaki zbroi się klasycznego twistera. Czyli "od głowy". Zdarza się, że zbroję jigowym hakiem worma nawlekając go w połowie, jednak taki sposób zbrojenia zwykłą główką może łatwo poniszczyć gumę. Nie zauważyłem też specjalnie lepszych efektów od zwyczajnego sposobu montazu główki z hakiem. Podstawą jest prowadzenie i prezentacja wabika pod wodą. Niektóre wormy posiadają ogonek jak klasyczny twisterek, korpus w takiej przynęcie jest jednak kilkakrotnie dłuższy niż w twisterku. Inne wormy mają ogonki a'la "miotły", a jeszcze inne są po prostu twisterowym korpusem (dość długim).
Trochę o kolorach
Podczas łowienia wormami i innymi dziwolagami upadł mit "białej/jasnej gumy" - jako nejlepszej na sandacze. Już od dawna unikałem łowienia tych ryb na jasne przynęty, bo osobniki, które mnie interesowały, już w większości przypadków były uodpornione na prowokacyjne zachowanie takiej przynęty. Łowcy z białymi gumami narzekali że sandaczy nie ma. A one były! Tylko olewały znane sobie od dawna przynęty. Praktyka pokazała, że ciemne kolory takich gumek są znacznie lepsze i nawet w mętnej wodzie i na dużych głębokościach sandacze, okonie i smy doskonale je widzą. Zatem wybierałem przede wszystkim brązowe, fioletowe, czarne, pomarańczowe - wszystkie z różnymi kolorami brokatu. Do kolekcji dorzuciłem mój "jokerowy" kolor - czyli fluo. Ciekawym i skutecznym rozwiązaniem były gumy dwukolorowe, gdzie końcówka ogonka miała zupełnie inną barwę niż reszta przynęty.
Tutaj kilka filmików pokazujacych jak łowić takimi przynętami:
https://www.youtube.com/watch?v=rZkX_o8dnrM
https://www.youtube.com/watch?v=DDK1PvcxkSQ
https://www.youtube.com/watch?v=vJgUW9pTJWc
https://www.youtube.com/watch?v=YvBI25igCvI
https://www.youtube.com/watch?v=_CAnSz5brGk&feature=related
https://www.youtube.com/watch?v=5eAIBGu8Qd8&feature=related
https://www.youtube.com/watch?v=h7hOMNtRKXU&feature=related
https://www.youtube.com/watch?v=Cuy_V7rOCpc&feature=related
https://www.youtube.com/watch?v=6LkdA4u6tNg&feature=related
https://www.youtube.com/watch?v=ttVrxR_1jnM&feature=related
Zwróćcie uwagę na zbrojenie przynęt i sposób w jaki wpływa to na pracę przynęty!
Prawda że apetycznie wygląda? ;-) Drapieżnik czasami (a nawet bardzo często) woli zjeść coś takiego niż kolejną rybkę. Więc zamiast podawać w nieskończoność te same przynęty rybkokształtne, warto podrzucić czasami worma i odpowiednio zagrać nim pod wodą. Pamiętajcie! Ryby tego (jeszcze) nie znają!