22 kwietnia 2020, 12:52
Okoń jest nazywany przez wędkarzy „drapieżnikiem całorocznym”. Obecnie to właśnie on, a nie szczupak, dzierży miano „najbardziej spinningowej ryby w Polsce”. Obecnie „na szczupaka” jeździ coraz mniej wędkarzy. Jest go po prostu coraz mniej. Okoni natomiast nie brakuje w zasadzie nigdzie. Wędkarz znający się nieco na technikach połowu i „czytaniu wody” nie powinien mieć problemu z wytropieniem „pasiaka” i złowieniem go. W niektórych miejscach w Polsce okoń jest łowiony namiętnie przez wszystkich, z braku... innych drapieżców. Brzmi to jak opis zagłady wszelkiego życia w naszych wodach, ale cóż... gdzieniegdzie takie są realia. Szczęściem w nieszczęściu jest fakt, że łowiąc okonie, również można nieźle się pobawić. Sprzęt (a przede wszystkim przynęty) nie są drogie. Dzięki temu możemy sobie pozwolić na nonszalancję w stosowaniu superdelikatnych zestawów. Cienka żyłka albo plecionka, mała agrafeczka i niewielkie przynęty to główna broń okoniowych łowców. W dłoni wędzisko typu „ultraglight”.
Kilka słów o samej rybie. Okonie rosną bardzo powoli. Mimo swojej mięsożerności i żarłoczności rzadko osiągają imponujące rozmiary. To bardzo ruchliwe ryby. Ich przemiana materii jest bardzo szybka. Ze wszystkich drapieżników naszych słodkich wód, to właśnie okoń najbardziej zawzięcie ściga swoje ofiary. Jako ryba żyjąca stadnie, często poluje w grupie. „Bojówki okoni” potrafią zapędzić stado rybek na płyciznę, otoczyć i tam bezkarnie atakować wyżerając ile się da. Pysk okonia jest dosyć duży. W stosunku do wielkości całego okoniowego ciała, jest nawet bardzo duży. Szeroko rozwarta morda okonia może chwytać spore ofiary. Brak uzębienia takiego jak ma np. szczupak, powoduje że pochwyconym przezeń ofiarom, zdarza się wyślizgnąć i uciec. W takich sytuacjach okoń nie odpuszcza. Ponawia atak dopóki nie chwyci ryby lub gdy ta nie zniknie w jego pola widzenia. Okonie występują wszędzie: w rzekach, jeziorach, stawach, oczkach wodnych i przybrzeżnych wodach Bałtyku. Ciało okonia pokrywają łuski, które są dosyć chropowate i szorstkie w dotyku. Pokrywy skrzelowe posiadają ostry kolec. Podobnie płetwa grzbietowa – nastroszona może boleśnie ukłuć dłoń niewprawnego wędkarza. Ciało okonia jest wygrzbiecone. Stąd nazywany jest często „garbusem”. Cecha ta postępuje wraz z wiekiem. Wielkie okonie mają już potężne garby. Okonie to bardzo kolorowe ryby. Krwistoczerwone płetwy, ciemne pasy po bokach i turkusowo ciemny grzbiet. Srebrno, złote ubarwienie łusek niekiedy przechodzi w seledyn. Okoń wygląda niemal jak jakaś egzotyczna ryba.
Kilka słów o tym jak okoń postrzega swoje ofiary. Z budowy anatomicznej jego ciała i zmysłów wynikają bowiem wnioski, które umożliwiają nam – spinningistom udoskonalić naszą technikę i dostosować metody do jego połowu.
Oczy okonia są osadzone po bokach głowy. Podobnie jak w przypadku szczupaka są drugim, obok linii bocznej, zmysłem dzięki któremu postrzega, namierza i rozpoznaje ofiary. Okonie nie widzą co znajduje się bezpośrednio przed nimi. Spławikowcy i grunciarze łowią go na robaki. Widać w takich przypadkach w polaroidach, ze okoń podpływa do dyndającego na haczyku robaka, i się mu przygląda, po czym dopiero połyka. Wbrew pozorom, okoń wcale go nie ogląda – bo najprawdopodobniej go nie widzi. Po prostu go obwąchuje. Węch jest trzecim, najważniejszym zmysłem okonia. Małe okonie odżywiają się planktonem, następnie przechodzą na robaki, bezkręgowce oraz ikrę innych gatunków. Typowo drapieżny styl życia rozpoczyna się, gdy mają około 7 cm długości. Często złowić je wtedy można na przynęty, które są większe od nich. Małe okonie mierzą siły na zamiary i sprawdzają na ile sobie mogą pozwolić. W czystej wodzie można zaobserwować bardzo ciekawe sceny. Stado okonków wpływa pomiędzy stadko niedużych płoci, karasi, uklejek i rozrabiają. Podgryzają inne rybki za ogon, mimo że nie są w stanie zrobić im krzywdy. Ot po prostu takie śmieszne złośliwości. Jak niesforne dziecko, które dokucza drugiemu. Gdy w końcu podrosną do 15 cm stają się obiektem westchnień niejednego mięsiarza, dla którego stają się pełnowartościowym posiłkiem. Aby zrozumieć jak okoń pobiera pokarm i jak atakuje nasze – sztuczne przynęty, musimy zrobić małe rozeznanie. Pierwszy zmysł – linia boczna. To ona nakierowuje okonia na potencjalną ofiarę. Ona zwraca jego uwagę na naszą blaszkę, gumkę, czy woblerka. Jest bardzo czuła u okonia. Ryby są w stanie wykryć nawet falowanie gumowego ogonka w miniaturowym paprochu, z odległości kilku metrów. Następnie rusza za nim w pościg. Płynie ruchem lekko wężowatym, ale szybkimi zakosami. Gdy jest już blisko ofiary i nie wykona decydującego skoku, to traci ją z pola widzenia. To właśnie jest przyczyna sytuacji, którą z pewnością obserwowaliście nieraz. Okoń płynie za naszą przynętą, wyraźnie nią zainteresowany. Laik w takim momencie zaprzestaje zwijania linki, by okoń mógł dogonić jego blaszkę/paprocha. A tu niespodzianka – okoń się zatrzymuje i sprawia wrażenie jakby się pogubił. Po prostu znalazł się tak blisko przynęty, że stracił ją z pola widzenia. W takich sytuacjach należy przyspieszyć zwijanie linki. Gdy okoń zauważy że potencjalna ofiara zaczyna uciekać, to wykonuje gwałtowny skok, lub dwa z dużą szybkością. Wówczas nie ma znaczenia, że straci na ułamek sekundy widok na ofiarę. Wszystko stanie się tak szybko, że jest wielkie prawdopodobieństwo, że trafi celnie i zagryzie. Kolejny przykład – jigowanie – czyli prowadzenie przynęty w płaszczyźnie nieco zbliżonej do pionu. Biorąc pod uwagę płaszczyznę pionową w której widzi okoń, przynęta znajduje się dłużej w jego polu widzenia. Czy jest to klucz do sukcesu? Być może, chociaż tego póki co nie udowodniono. Podobnie rzecz ma się w przypadku bocznego troka i drop shota. W klasycznym drop shocie łowi się całkowicie w pionie z łódki. Dzięki czemu okoń ma czas by dokładnie przyjrzeć się przynęcie, która tańczy „góra – dół”. Chociaż z natury okonie są rybami stadnymi, to zdarzają się wśród nich także „czarne owce”. Są to kanibale, które nie są zdolne do życia w stadzie. Nie spotkałem się w żadnej literaturze fachowej, ani w publikacjach w sieci z przyczyną tego zjawiska. Tzn. dlaczego jeden okoń na całe, wielkie stado może stać się kanibalem. Prawdopodobnie przyczyna tkwi w genetyce. Okonie – kanibale są bowiem największymi rybami pośród całej populacji. Zaczynają atakować swoich braci ze stada już jak mają 10 cm. Szybko stają się smakoszami okoniowego miejsca. Pozostałe osobniki zaczynają przed nimi uciekać iw ten sposób okoń – kanibal staje się samotnikiem, już w swojej młodości. Teoretycznie wśród okoni samotnikami są tylko osobniki bardzo duże. Najczęściej są to ryby mierzące około 40 cm. Kanibale są samotnikami czasami jak mają niespełna 20 cm. Charakteryzuje je także inna cecha, różniąca je od reszty. Jedzą bardzo mało i polują bardzo rzadko. Potrafią żerować raz na kilka dni, podczas gdy stada okoni, w sprzyjających warunkach potrafią zajadać się i uganiać za ofiarami niekiedy przez większość doby. Okoń kanibal zamieszkuje najczęściej jedną kryjówkę, od której nie oddala się bardziej niż kilkanaście – kilkadziesiąt metrów (tylko podczas żerowania). Żywi się oczywiście nie tylko okoniami, ale też innymi rybami, z których wybiera raczej te większe, z którymi jest w stanie sobie poradzić.
Wróćmy do okoni, które żyją sobie w stadkach i za którymi śmigamy z naszymi paprochowymi zestawami. Obecnie są to najczęściej poławiane ryby na spinning. W niektórych regionach Polski, spinningiści mają niewielki wybór co do drapieżników i pozostaje im w zasadzie łowienie okoni. Specjalizacja i nowoczesne metody połowu małych pasiaków, to domena wędkarzy startujących na zawodach spinningowych. Kombinatoryka ich sięga technik, na które bym nawet nie wpadł. Znam jednego zawodnika, który na temat samego bocznego troka w połowie okonia mógłby napisać grubą książkę. Kiedyś pokazał mi swoje pudełka, które zabiera na zawody rozgrywane na zbiornikach zaporowych. Jedno pudełko – paprochy 2 calowe – pełna gama barw. Drugie pudełko – to samo, tylko w rozmiarze mniejszym (jeden cal). Kolejne pudełko – paprochy jeszcze mniejsze. Następne – muchy, streamery i inne sierściuchy do troka. Oprócz tego pudełko minigłówek jigowych. Po czym – kolejne pudełka a w nich – gotowe przypony z żyłek różnej długości i grubości, z wzorowo przywiązanymi haczykami różnej wielkości. A w kolejnym pudełku ciężarki – łezki, oliwki, pałeczki, oczywiście w całej gamie wielkości. A wszystko po to żeby być przygotowanym na wszelkie okoliczności i nie tracić cennego czasu w czasie zawodów.
Do czego zmierzam – rozgrywanie zawodów, lekki i ultralekki spinning wykreował specjalizację łowienia okoni, jak chyba najczęściej poławianą rybę naszych wód. Nigdy nie spotkałem się, znając sporo spinningowych „świrów”, z kimś, kto byłby tak „uzbrojony” na rybę jednego gatunku. Podczas łowienia okoni z brzegu dochodzą na zawodach kolejne pudełeczka – z woblerkami, wirówkami, cykadkami i kogutkami. Czy jest jakikolwiek łowca szczupaków, sumów, albo sandaczy, który miałby tyle tego wszystkiego? Wątpię...
Małe okonie łowi się bardzo łatwo. Zawsze powtarzałem i będę powtarzał, że okoń to ryba treningowa. To podczas okoniowych połowów powinni się uczyć początkujący spinningiści. Inaczej rzecz ma się gdy próbujemy złowić dużego okonia. Z małego głupola, który łyka niekiedy wszystko co się rusza, duży okoń to bardzo mądra i ostrożna ryba. Podam prosty przykład: Oficjalny rekord Polski wynosi 2,56 kg i mierzył 50 cm. Został złowiony w 1986 r. Tymczasem w odłowach sieciowych zdarzają się (częściej niż się niektórym wydaje) okonie, które ważą ponad 4 kg! Dlaczego nikt takiego garbusa nie złowił na wędkę? No cóż – to podobnie jak z łowieniem głowacicy – też rzadko żerują, ale głowatkę jest łatwiej namierzyć. Okoń, który waży 4 kg może mieć 70 cm długości – widziałem kiedyś zdjęcie takiego garbusa. Uwierzcie mi że robi wrażenie większe niż dwumetrowy sum! Po prostu wielki, pasiasty prosiak, niewiele przypominający małe rybki, biorące seryjnie na paprocha. O sposobach łowienia wielkich okoni nawet nie ważę się pisać. Dla mnie duży okoń to przyłów, gdy poluję na inną rybę. Zdarza mi się taka sytuacja raz na kilka lat. Ale do rekordu Polski i tak zawsze było daleko. Złowić „kilogramówkę” to wyczyn, złowić 4 kilowca... hmmmm... cud!? Odnośnie zachowania większych okoni (powyżej 30 cm) rozmawiałem kiedyś z pewnym starszym wędkarzem. Łowił on okonie na żywca. Niejednokrotnie obserwował je w przejrzystej wodzie w okularach polaryzacyjnych. Gdy namierzyły jego przynętę, to podpływały blisko (czyli miały rybkę w „martwym punkcie” pola widzenia), po czym... wąchały. Węch okoni to prawdopodobnie zmysł, który jest najbardziej niedoceniany u dużych okoni. Być może, wraz z wiekiem zaczynają bardziej go wykorzystywać w procesie pobierania pokarmu.
Pomimo że okonie już dawno mi się znudziły jako ryby (zaczynałem od ich łowienia kilkanaście lat temu), to jednak ryba ta coraz bardziej mnie ciekawi. Być może złowienie bardzo dużego okonia stanie się dla mnie kiedyś celem numer jeden moich wypraw.