Najnowsze wpisy, strona 18


Dozbrojka w przynętach jigowych
19 kwietnia 2020, 11:47

Najczęściej nasze jigi są uzbrojone w pojedynczy hak, zalany ołowiem stanowiącym „główkę”. O ile wielkość naszej przynęty jest nieduża, to problemu z zacięciem ryby nie ma. Nawet przy okoniowych połowach na maleńkie paproszki, wabik jest w całości połykany przez rybę i zacięcie jest niemalże pewne. Inaczej rzecz się ma, gdy jigujemy większymi przynętami. Zdarza się, że nawet guma o długości 20 cm zostaje z furią zagryziona przez sandacza, szczupaka, suma, czy nawet bolenia. Trafi on pyskiem w wystający haczyk, zostanie zacięty i wyholowany ale... Ale żeby nie było zbyt łatwo, nasze wodne pupile, które tak zajadle ścigamy naszymi jigami – często lekko tylko podskubują przynętę. Atakują zamkniętym pyskiem, lekko trącają, podskubują ogonek, odgryzając nawet kawałki ogonków.

Dozbrojka w przynętach jigowych

No cóż – haczyk jest jeden, przynęta duża – nie ma pewności że atakujący drapieżnik trafi akurat w grot. Czasami prawdopodobieństwo tego jest wręcz bardzo małe. Receptą na to jest dozbrojenie przynęty w dodatkowy hak lub kotwiczkę.

O stosowaniu, bądź niestosowaniu „dozbrojek” już kiedyś pisałem. Jest dla nich wiele „za” i „przeciw”. Tylko od łowiącego zależy, czy zastosowanie dozbrojki przyniesie więcej korzyści niż strat.

Wadami stosowania dozbrojki są przede wszystkim:

Większa czepliwość podwodnych przeszkód

Zaburzenie pracy własnej przynęty – poprzez usztywnienie jej (trzonek dodatkowego haka/stelaż z drutu, do którego przytwierdzona jest kotwiczka).

Poniżej postaram się przedstawić kilka sposobów na wykonanie fachowej dozbrojki, dzięki której można będzie zapiąć więcej ryb w pewnych sytuacjach.

 

Podstawowe rodzaje dozbrojek

 

Pojedynczy hak, wypuszczony od dołu przynęty

Grot skierowany w przeciwną stronę, niż grot haka z główki jigowej. Jego oczko jest zahaczone wewnątrz gumy o łuk kolankowy haka głównego.

Jest to podstawowe zbrojenie większych przynęt (powyżej 12 cm) rybkopodobnych (ripperów i kopyt), w miejscach, gdzie można spotkać szczupaka. Przynętami tego typu, o tej wielkości, najczęściej staramy się upolować sandacza, bolenia albo szczupaka. Problem w tym, że każdy z tych drapieżników przeważnie nieco inaczej podchodzi do naszej przynęty i inaczej ją atakuje. Sandacz uderza w jiga „od góry”, szczupak „od dołu”, a boleń - „na chama” - czyli gdzie popadnie...

Jak już wielokrotnie powtarzałem, podczas jigowania nie ma sensu trzymać się ścisłych reguł w prowadzeniu przynęty. Nawet gdy skaczemy nią sobie po dnie, to bywa, ze musimy ją miejscami podciągnąć w płaszczyźnie niemal poziomej. Wówczas – nawet sandacz, który zainteresował się naszą przynęta i płynął za nią, uderzy od strony ogonka – zatem większe będzie prawdopodobieństwo, że zahaczy się o dozbrojkę, niż o hak właściwy.

Taki typ zbrojenia doskonale się sprawdza także w przypadku wormów. Mając na uwadze sporą długość i wiotkość tych przynęt, można sobie pozwolić na zastosowanie haka dozbrojki nawet na bardzo długim trzonku. Pozostawiony na dnie worm, na ciężkiej główce, bywa atakowany w środek swojego korpusu, czyli miejsce gdzie jest hak – w ten sposób można na długiego worma złowić nawet brzanę i suma – Wiślana klasyka, dla fanów wormów.

 

Pojedynczy hak wypuszczony z góry przynęty

Tego typu dozbrojka, to również domena ripperów. Dotyczy przynęt mniejszych – np. 7 cm i doskonale się sprawdza podczas polowania na bolenie, gdy jigujemy pod powierzchnią wody, szybko zwijając linkę i podszarpując szczytówką. Atakujący od tyłu boleń, może trafić w sam ogonek, a pyskiem nie sięgnąć grotu haka – haczyk zamontowany bliżej ogonka może sprawić Rapie przykrą niespodziankę w dziąśle.

W ten sam sposób można zbroić także wielkie rippery do łowienia szczupaków i sumów w głębszej wodzie. Należy to jednak robić w taki sposób, by nie usztywnić rippera zbytnio, ponieważ może on wtedy zatracić swoje właściwości podczas powolnego prowadzenia (zwyczajnie nie będzie pracował).

Długie wormy – je również można zbroić w taki sposób, hakami na długich trzonkach – ten wariant lepszy od wersji z odwrotnym ustawieniem grota w bardziej „zaczepowch” łowiskach. Łapie mniej zielska.

Podwójny hak

Rozwiązanie bardzo stare i stosowane od czasów, gdy tylko wielkie rippery pojawiły się w sklepach. Stosowanie takiego zbrojenia miało miejsce głównie w dużych gumach, serwowanych szczupakom. Moim zdaniem zbytnio usztywnia to gumę, blokując jej ruchy w płaszczyźnie bocznej. Uważam, że w dniu dzisiejszym, ze względu na dostępne możliwości, taka dozbrojka ma niewielkie zastosowanie.

Druciany stelaż z kotwiczką

Kolejna opcja zbrojenia przynęty od dołu. Stosuję w ripperach i soft-jerkach większych rozmiarów, których szerokość jest większa. Zastosowanie niedługiego stelażu, który nie jest prowadzony wzdłuż przynęty nie usztywnia przynęty i nie gasi zbytnio jej pracy, a jest w miarę efektywnym rozwiązaniem. Niezły pomysł w łowieniu szczupaków z opadu w wodzie stojącej, gdzie nie są wymagane zbyt odległe rzuty. Wielkiego soft-jerka zbroimy w sam hak bez obciążenia, a przez środek zakładamy implant w postaci stelaża, do którego z dołu mocujemy kotwiczkę. Taką przynętą można świetnie grać przynętą między liśćmi grążeli. Zaznaczam, że zbrojenie gumy bez ołowiu jest dobrym rozwiązaniem raczej na łódkę/ponton, gdy napływamy na łowisko od strony wody. Operowanie taką przynęta dla mnie to ciężki casting, a z tego, nieobciążona, szeroka guma raczej nie poleci na zadowalającą odległość z brzegu.

Dowiązywane haki i kotwice

Tutaj pozwolę sobie na nie rozwijanie tematu. Przywiązywanie haczyków, czy kotwiczek za pomocą żyłki/plecionki wokół przynęt to raczej bezsens, stosowany przez osoby, dla których zbyt dużym problemem jest ukręcenie stelaża z kawałka drutu – powiem krótko – bądźmy poważni. Takie „dowiązywane” dozbrojki mają niemal same wady: począwszy od plątania zestawu, poprzez nieprzewidywalne zaburzenia pracy wabika, na odcięciach przez zęby szczupaka – kończąc.

Gumy Cabelasa
19 kwietnia 2020, 11:37

Na allegro od jakiegoś czasu można spotkać się z zestawami sztucznych, gumowych przynęt, sygnowanymi marką „Cabelas”. Przeważnie sprzedawane są w kompletach, w woreczkach albo w „kubełkach”. Wymieszane są ze sobą wzorami, wielkościami i kolorami. Wbrew pozorom, nie reagują ze sobą i nie zmieniają barw „zarażając się” od innych, z którymi są razem zapakowane. Wyprodukowane są z bardzo miękkiej gumy i nasączone jakąś substancją oleistą, która ma powodować aby ryba po zaatakowaniu przynęty dłużej trzymała ją w pysku, zwiększając szanse wędkarza na skuteczne zacięcie. Nie wiem, czy to chwyt marketingowy, ale owa substancja powoduje że rzeczywiście – w dotyku gumki „Cabelasa” sprawiają wrażenie czegoś bardziej naturalnego niż inne gumowe przynęty znane z rodzimego rynku. Inna sprawa, że później ciężko jest domyć ręce po owej substancji. ;-) Nie wiem w jakim kraju są produkowane, ale to zapewne Azja albo USA (zresztą jaka to różnica? Poszczególne modele sprzedawane są także pod różnymi markami: Southern pro, Gary Yamamoto, Mister Twister, Strike King itd. Zatem jedna firma produkuje je dla wielu marek.

Przynęty różnią się wieloma elementami od typowych gumek, które napotkać możemy w naszych sklepach. Przede wszystkim różnice dotyczą ich wzorów. Tutaj nie ma prostego podziału: twister, ripper, kopyto.

przynęty cabelas

Przynęty tubowe 

Czasami ciężko je uzbroić, bo są puste w środku, a rodzimi importerzy oprócz importowania „gołych” haków jigowych i zalewania ich na okrągło w formach garażowymi sposobami. No cóż – na pełną kulturę w sprzedaży jigów musimy jeszcze poczekać, zaopatrując się w specjalistyczne kształty główek od importerów – amatorów, którzy od czasu do czasu wystawią na allegro coś ciekawego na w miarę dobrych hakach. Tuby Cabelasa są przeważnie dwukolorowe. Korpusik w innym kolorze niż ogonki. Dwucalowe rozmiary są świetne na okonie, tutaj wyświechtany i opatrzony na dziesiątą stronę „twister motor-oil” całkowicie się chowa. Małe tubki doskonale nadają się też do łowienia techniką bocznego troku.

Rippery

Czyli przynęty rybokształtne, które w ostatnich latach zeszły do podziemia i zostały wyparte z pudełek wędkarzy przez kopyta, które mają w wodzie szerszą i bardziej agresywną pracę. Dzięki ripperkom Cabelasa, znów powróciłem do tych przynęt. Ryby o nich już dawno zapomniały na większości łowisk. Wabiki te mają słabszą pracę ogonową niż kopyta, a jak wiadomo – w wielu sytuacjach nad wodą, oszczędna akcja przynosi znacznie lepsze skutki niż akcja zbyt agresywna. Ripperki Cabelasa mają wybarwienie bardzo interesujące. Często są dwukolorowe, ale nie mają ordynarnie naniesionych farb na grzbiet, gardełko i ogonek, jak produkty niektórych konkurentów, ale są odlane z kilku rodzajów gumy. Wzbogacone są także brokatem. Trafić można na modele w naprawdę ciekawych – naturalnych barwach. Szkoda tylko że rozmiar kończy się na 10 cm, bo mnie się marzą 15-20 cm ripperki przezroczysto-szare z ciemnym albo niebieskawym grzbietem i dużymi kawałkami brokatu w środku. Ale nic nie szkodzi. Może producenci pomyślą w przyszłości i o tym. Małe, jasne i przezroczyste modele są niezłą bronią na bolenie w prześwietlonej wodzie.

Twistery

To także inna liga niż masówka, która zalega na sklepowych półkach w kraju nad Wisłą i już dawno obrzydła i wędkarzom i samym rybom. Twisterki Cabelasa posiadają pojedyncze oraz potrójne i poczwórne ogonki (nacięcia na ogonku głównym, rozdzielające go na kilka części). Bardzo pomysłowy patent – ich praca w wodzie jest zupełnie inna niż klasycznych twisterów. Ogonki te lubię odcinać i łączyć z innymi przynętami, ale to już sprawa na osobny artykuł. Twistery są produkowane w wielu odmianach kolorystycznych, są wersje dwu, trzy i więcej – kolorowe. Dzięki takiej różnorodności wzorów i kolorów jest jeszcze szansa by nadal na nie nabierać pasiaste cwaniaki i pstrągi, które chętnie zagryzają takie dziwactwa.

Paddle bugs, Split tail beetle i inne

Cokolwiek to jest, ale mam kilka tego typu przynęt od jakiegoś czasu i oprócz paru złowionych rybek widziałem też sporo wyjść do tych przynęt oraz zanotowałem niejedno niezacięte branie.

Podsumowanie

Biorąc pod uwagę cenę większych zestawów, które są sprowadzane przez prywatnych ludzi „importem walizkowym”, bez podatków, ceł itp. Warto na takie zestawy polować, bo cena jednostkowa gumki jest często kilkakrotnie mniejsza, niż jeden zwyczajny, znienawidzony przez ryby, twister ze sklepu (który potrafi kosztować już nawet 1 zł/szt!). Zdarza się że często są wyprzedawane ponieważ właściciel stwierdza że ma ich zbyt dużo i nie zdąży wszystkich urwać zanim dokona żywota. Biorąc pod uwagę, że w niektórych zestawach jest nawet po 800 szt przynęt, to można zrobić zrzutkę z kolegami, by nabyć taki zestaw.

Przynęty te są warte swojej ceny i z wyjątkiem kilku sprawdzonych modeli gum, które regularnie używam, to one stanowią główne siły moich pudełek na okonie, pstrągi i sandacze. Często używam ich także podczas łowienia boleni, jazi i kleni. Większe modele ripperów, które znalazły się w moim posiadaniu dopiero tej zimy zamierzam poddać specjalnemu uzbrojeniu i tunningowi, by molestować nimi pierwsze - majowe szczupaki.

Mity na temat bait castingu
19 kwietnia 2020, 11:36

O multiplikatorach słyszałem od czasu, gdy zaczynałem swoją przygodę z wędką. Pojawiały się na ich temat wzmianki w prasie wędkarskiej i literaturze. W książkach wędkarskich też widziałem jakieś rysunki, zdjęcia i schematy multiplikatorów, ale wciąż nie wiedziałem o co w tym wszystkim chodzi. Informacje zawarte w owych mediach często były błędne, a ich autorzy pisali wiele tekstów, z których wynikało, że multiplikatory – są owszem, mocne, trwałe i w ogóle „fajne”, ale nie da się nimi za bardzo rzucać, bo co kilka rzutów plącze się żyłka robiąc wielkie „ptasie gniazdo” na szpuli. Miałem w rękach „ruską katuchę”, czyli kołowrotek o obrotowej szpuli, do którego porównywano multiplikatory. Za nic nie mogłem zrozumieć, jak można czymś takim spinningować, na dodatek trzymając to nad rękojeścią wędki, a nie pod – jak w przypadku klasycznych zestawów spinningowych. Rzuty katuchą, przy użyciu jakiejkolwiek przynęty, były arcytrudne i niezbyt dalekie. Autorzy prasowych publikacji wypisywali straszne herezje i bzdury, które dodatkowo zniechęcały mnie do spróbowania łowienia multiplikatorem. Swego czasu jeden z redaktorów dużego czasopisma wędkarskiego pisał o multikach, że są to kołowrotki, w których trzeba wyłączyć wszelkie hamulce żeby wykorzystać ich pełne możliwości rzutowe. Ten sam autor głosił także teorię, że nauka rzucania tego typu kołowrotkami okupiona jest wieloma wyprawami, gdzie splątane zostają kilometry linki, a brody są takie, że nie da się ich rozsupłać. Moim zdaniem największym bezsensem był fragment, gdzie autor stwierdził, że przyzwyczajenia wymaga przekładanie kija z ręki prawej do lewej po wykonanym rzucie, bowiem większość multiplikatorów ma korbę po prawej stronie. Dziennikarz ten twierdził także, iż posiada wieloletnie doświadczenie z multiplikatorami, więc myśli, że ma prawo coś o tym napisać. No cóż – kiedyś te wszystkie artykuły były dla mnie dogmatem. Dziś, z perspektywy czasu, uważam że powyższe stwierdzenia mogły być napisane jedynie przez osobę, która multiplikatory zna jedynie z opowieści, a reszta to snucie domysłów i zwyczajne wynurzenia osoby nieznającej tematu od strony praktycznej. Sam kupiłem swój pierwszy multik z korbą po prawej stronie i zapewniam, że problem z nim nie polegał na przyzwyczajaniu się do przekładania kija do ręki lewej. Po prostu ktoś, kto jest przyzwyczajony (jak ja i zapewne większość z was) do trzymania kija w prawej ręce i kręcenia korbą lewą ręką, nie będzie w stanie łowić poprawnie multikiem z korbą po prawej. Oczywiście są przypadki osób, które nauczyły się łowić multiplikatorami, mającymi korbki zarówno po lewej, jak i po prawej stronie. Ale ja do nich nie należę i osobiście nie znam nikogo, kto byłby w stanie odzwyczaić się od trzymania kija w prawej i kręcenia lewą. Każdy kto próbował tej sztuki, na zwykłym spinningu, przekładając korbkę na prawą rękę, dawał za wygraną już po kilku rzutach.

Pomimo iż kreujące rynek sprzętu wędkarskiego media ostatnio zaczęły pochlebniej się wyrażać na temat multiplikatorów (w końcu coś trzeba sprzedawać ;-) ), to nadal wiele mitów dotyczących baitcastingu jest głoszonych w kręgach wędkarskich. Aby je sprostować, należy zrozumieć historię multiplikatora, jako kołowrotka do metody rzutowej oraz porównać jego wady i zalety do kołowrotków stałoszpulowych.

multiplikator, multiplikator niskoprofilowy, wędkarstwo castingowe

Multiplikatory pochodzą z Ameryki, przez wiele lat były to jedyne kołowrotki używane przez tamtejszych wędkarzy. Kołowrotki stałoszpulowe to wynalazek europejski z końca XIX wieku. Za oceanem zaczęły się stawać powszechne dopiero w latach 30-stych XX wieku. Amerykanie docenili od razu możliwość większej finezji łowienia stałoszpulowcami, która była znacznie lepsza niż w multikach. Obecnie maleńkie multiplikatory i stosowne do nich lekkie kijki, także umożliwiają lekkie łowienie, ale ze względu na gigantyczne koszty takiego sprzętu, jest to raczej margines. Zestaw spinningowy do ultralighta można zakupić za 300 zł, a za zestaw castingowy o podobnych właściwościach rzutowych musimy zapłacić... około 3000 zł. Rzuty paprochami na lekkich główkach będą podobnej długości, natomiast spinningista nadal będzie bił castingowca na głowę odległościami, gdy obydwaj sięgną po niewielkie i lekkie woblerki lub inne „nieloty”.

Gdy porównamy obydwa sprzęty pod kątem łowienia przynętami ciężkimi, to casting wygrywa zdecydowanie. Mocna betoniarka, wykonana z metalu + krótki kij jerkowy są bardziej niż poręczne, a przy tym lekkie jak piórko. Miotanie przynętami o masie np. 60g i więcej, jest przyjemne i komfortowe. Dla porównania długi (tzn. „standardowy 270” albo dłuższy) i wielki kołowrót o stałej szpuli, który jest konieczny by uciągnąć taki wabik, daje w kość (a raczej w staw łokciowy, barkowy i nadgarstkowy) po kilku godzinach łowienia. O tym, że podczas prowadzenia dużej przynęty, nawet sztywny, ale długi kij się może mocno wyginać, uniemożliwiając zacięcie, nawet nie wspominam. Kołowrotek spinningowy też może zostać szybko zajechany dużymi, „opornymi” przynętami, jak obrotówka, wobler, czy cykada.

Reasumując – wydaje mi się, że dla większości wędkarzy, multiplikator będzie dobrym narzędziem do cięższego i średniociężkiego łowienia. Do lekkiego i ultralekkiego lepszy będzie spinning. Jeśli chodzi o łowienie średnie, można używać zestawu takiego, jaki preferuje sam łowiący. Odległości rzutowe spinningiem i castingiem będą podobne, oczywiście przy założeniu, że zestawy będą proporcjonalnie zestrojone, a technika łowiącego będzie poprawna.

W USA szybko pojęto, który sprzęt będzie lepszym narzędziem do poszczególnych metod połowu. W Polsce nadal napotykam się na opinie spinningistów nad wodą „ja dalej rzucę – patrz pan” (i tutaj jestem świadkiem potężnego wymachu 3 metrowym kijem, po którym blacha/guma lecą 50-60 metrów w dal). Po czym zadowolony z siebie i swojego rzutu oraz sprzętu, który „dalej rzuca”, spinningista dumnie uśmiecha się sam do siebie, a na mnie opatrzy z pogardą... No bo co ja tam mogę ze swoim ABU okrągłym? Nawet połowę tej odległości jest trudno osiągnąć niedużym wobkiem, na kiju o maksie wyrzutu ponad 100 g.

Swoich dużych przynęt nie pozwalam im rzucać ze spina (który pewnie by się pod nimi połamał) w celu udowodnienia zalet castingu. Niech sobie żyją w błogiej nieświadomości jak chcą... ;-)

Zbrojenie przynęt miękkich texas rig, Florida...
19 kwietnia 2020, 11:30

 

Amerykańskie szkoły zbrojenia przynęt gumowych, znacznie różnią się od naszych. Amerykanie myślą po prostu inaczej. Nie znaczy to, że gorzej, a im bardziej zgłębiam wiedzę na temat wędkarstwa w USA, to wydaje mi się, że ich rozumowanie jest zdecydowanie lepsze niż nasze. W Polsce jako gumowe przynęty sztuczne znane są głównie twistery i rippery. Wielokrotnie pisałem o innych rodzajach „gumek” takich jak wormy, jaszczurki i tym podobne. Moje zamiłowanie do gumowych dziwolągów wzięło się z potrzeby przekonania ryb do brań, w miejscach, gdzie popularnie stosowane gumy są przez nie całkowicie ignorowane. Kombinatorykę swoją posunąłem do tego stopnia, że zbroiłem je w różnego rodzaju główki jigowe – inne niż klasyczne – okrągłe, którymi łowią niemal wszyscy nasi spinningiści. Guma uzbrojona w główkę jiga, jakakolwiek ta główka by nie była, nadaje się w zasadzie tylko do jednej techniki prezentacji wabika – jigowania. Nasi wędkarze dostosowali także gumy do innej techniki – boczny trok, a ostatnio nawet do drop shota. W ojczyźnie przynęt gumowych, jaką niewątpliwie jest USA, wędkarze wynaleźli także inne sposoby zbrojenia gumek, które wpływają na ich zachowanie w wodzie. Stąd ich zupełnie inna skuteczność w pewnych warunkach. Chciałem przedstawić trzy, podstawowe szkoły zbrojenia gum „po amerykańsku”: Texas rig, Carolina rig i Florida rig. Jak wynika z samych ich nazw, pochodzą one z różnych zakątków USA.

 

Texas rig

Zbrojenie najprostsze z możliwych. W USA stosuje się w ramach obciążenia, ciężarek przelotowy w kształcie pocisku. U nas oczywiście zakupienie takiego graniczy niemal z cudem, ale łatwo sobie z tym problemem można poradzić, montując na lince przelotowo zwykłą ołowianą oliwkę, która powinniśmy dostać nawet w małych sklepikach wędkarskich. Oprócz tego, do zmontowania zestawu „Texas rig” potrzebny jest tylko haczyk i przynęta gumowa.

 

Schemat

https://www.youtube.com/v/9NpndQeBhnU?

 

Takie rozwiązanie zapewnia gumie nieco inne zachowanie w wodzie podczas prowadzenia, niż wtedy, gdy jest uzbrojona w główkę jigową. Podczas rzutu, ciężarek przemieszcza się po lince w stronę przynęty. Pod wodą wyprzedza przynętę przesuwając się po lince w kierunku wędziska. Zmienia to całkowicie pracę przynęty w opadzie. Ciężarek szybuje w kierunku dna wcześniej niż przynęta, która robi to wolniej (z opóźnieniem).

 

Systemik Texas rig poleca się do zbrojenia gumowych jaszczurek, raków i niektórych, zwłaszcza długich rodzajów wormów. Texas Rig jest jednym z najbardziej popularnych sposobów zbrojenia przynęt w tworzywa sztucznego, głównie ze względu na jego wysoką skuteczność. Jest to także bardzo uniwersalny sposób zbrojenia, który można stosować na łowiskach o przeróżnych charakterystykach. Można łowić na dnie kamienistym, piaszczystym, iłowym, zarośniętym zielskiem itd. Poprzez zmianę wielkości ciężarka można go stosować na dowolnej głębokości.

 

 

Florida rig

 

Rozwinięcie Texas Riga. Różni się tylko tym, że przed ciężarkiem znajduje się stoper, który ogranicza „wędrówkę” ciężarka w górę linki. Dzięki stoperowi, wędkarz sam może ustalić odległość poruszania się ciężarka po lince, co w czasie jigowania przejawia się w charakterystyce zachowania przynęty w opadzie. Gdy w czasie swobodnego opadu ciężarek „dojedzie” do stopera, to przynęta przyspiesza w jego kierunku (czyli w kierunku dna), ponieważ zostaje przez niego tam ściągnięta.

 

Schemat

florida rig

Florida rig stosuje się do tych samych typów przynęt co Texas riga.

 

Carolina Rig

Najbardziej skomplikowany systemik, spośród omawianych. Nie znaczy to, że trudny w montażu, czy obsłudze. Ma wiele wspólnego z naszym „bocznym trokiem” To coś jak połączenie Texas riga z naszym „trokiem”. Osobiście wydaje mi się, że jest to metoda ostatniej szansy, gdy ryby za nic nie chcą skubać naszych gumek, podawanych w sposób bardziej tradycyjny. Zaletą tego zbrojenia jest mnogość opcji co do ustawień, które może kontrolować wędkarz. Można manipulować nie tylko wielkością ciężarka, ale i długością troku, co daje wprawnym wędkarzom możliwość namierzenia nie tylko warstwy wody, w której żerują ryby, ale także dostosowanie prędkości opadania wabika, do zachcianek drapieżników.

 

Schemat

carolina rig

Przynęta, uzbrojona w sam pojedynczy hak wisi na przyponie, który łączy się z linką główną za pomocą krętlika. Z kolei na lince głównej, przed krętlikiem znajduje się plastikowy koralik, a przed nim ciężarek. Zadaniem koralika jest poniekąd stukot o ciężarek – tak przynajmniej twierdzą chłopaki z USA, których o to pytałem. Twierdzą że bywa wabiący dla niektórych gatunków ryb.

Carolina rig polecany jest do zbrojenia wormów, żabek, skorupiaków i gumek rybkokształtnych (shadów).

Wszystkie wyżej wymienione wyżej typy zbrojenia można z powodzeniem stosować na naszych łowiskach, do czego gorąco namawiam. Brak bassów wielkogębowych w naszych wodach nie oznacza, że techniki ich połowu są u nas nieskuteczne. Po prostu Amerykańscy wędkarze szybciej dostosowują się do tego, że ryby dość szybko przyzwyczajają się do klasycznych przynęt i technik. Polscy koledzy jak nie złowią nic, to narzekają na bezrybie. Amerykanie wymyślają nowe przynęty, albo modyfikują dotychczasowe. Dzięki temu, co sezon są gotowi by zaskakiwać drapieżniki czymś nowym, czymś, czego jeszcze nie znają. Sposób myślenia kolegów zza oceanu wydaje mi się coraz bardziej logiczny, dlatego swoją wiedzę na temat ich sposobów i technik będę pogłębiał na wszelkie możliwe sposoby i weryfikował na swoich łowiskach.

 

Błystki na pstrąga
19 kwietnia 2020, 11:29

Pstrągi potokowe można łowić na każdy typ przynęt sztucznych. Chciałem po krótko scharakteryzować dwa rodzaje błystek: obrotowe i wahadłowe. Są już nieco zapomniane przez większość pstrągarzy, a media i „autorytety” namawiają adeptów wędkarstwa, tylko do kupowania drogich woblerów, co moim zdaniem jest tylko kolejnym przejawem „marketingowego prania mózgów”. Błystki są często całkowicie pomijane we wszelkich publikacjach, albo są traktowane wręcz marginalnie – bez konkretów i bez szczegółów. A to właśnie szczegóły i niektóre, mało dostrzegalne dla laików, cechy blaszek stanowią o ich możliwościach i skuteczności. Dlatego powstał ten mini-artykulik. Jaką przynęta lepiej łowić w jakich warunkach i kiedy ją stosować.

Każdy rodzaj przynęty posiada pewne subtelne cechy, które predysponują ją do danych warunków.

błystki na pstrąga, przynęty na pstrąga

Błystka wahadłowa

Dla niektórych, starszych łowców pstrągów są niezastąpiona przynęta. Oczywiście wzorów wahadłówek jest nieskończenie wiele, a tylko niektóre nadają się do łowienia pstrągów. Jakie cechy powinna posiadać pstrągowa wahadłówka? Pamiętajmy, że będziemy nią łowić w silnym nurcie, który wynosi tego typu przynęty na powierzchnię. Ważne jest także żeby wahadłówka przypominała swoim rozmiarem, wyglądem i zachowaniem potencjalne ofiary kropkowańca. Zatem powinna ona być wąska, z dość grubej blachy. Długość od 2,5 do 7 cm. Jeśli chodzi o kolorystykę, to sprawdzają się kolory matowe. Dobre są miedziane i złote, matowe srebro też bywa chętnie zagryzane. Są dni że genialne są blachy całkowicie czarne. W ostatnich latach najlepiej sprawdzały mi się dwukolorowe. Z jednej strony np. czarne, a z drugiej srebrne. Albo złoty i miedziany. Ciężko takie blachy dostać, bo wykonywane są tylko rzemiślniczo. W razie czego można pokusić się o samodzielne malowanie. Dobrym pomysłem jest też upodobnienie swoich blach do małych rybek, którymi pstrągi się opychają: strzebelki potokowej, ciernika, głowacza albo małego pstrążka.

Zalety wahadłówki podczas łowienia pstrągów:

lotność – na małych rzeczkach, o obficie zarośniętych brzegach, czasami ciężko jest wykonać rzut. Nie jest możliwe odpowiednio szerokie zamachnięcie się. Wahadłówką wystarczy lekkie naładowanie kija „z nadgarstka”, a ciężka, podłużna blaszka poleci daleko;

doskonała praca, w czasie ściągania z nurtem rzeki.

Wady:

wpadanie w ruch wirowy w silniejszym nurcie (mowa o większości modeli);

konieczność korzystania z krętlika;

duża skłonność na łapanie zaczepów w ściąganiu z nurtem rzeki.

 

Kiedy warto stosować wahadłówkę? W sytuacjach wspomnianych powyżej. Mało miejsca, konieczność oddania dłuższego rzutu z trudnej pozycji. Najlepsze wyniki wahadłówkami można uzyskać późniejszą wiosną, gdy woda w górskich rzekach jest niższa, niż wtedy, gdy spływają roztopy. Jest wtedy także cieplejsza, niż zimą i pstrągi są już bardziej agresywne.

 

Błystka obrotowa

Tutaj także radzę zapomnieć o standardowych obrotówkach, które są dostępne w sklepach. Koncerny wędkarskie (czyt: „chińczycy” ;-) ) wytwarzają jedynie przynęty standardowe, które mają z góry określony stosunek masy korpusu, do kształtu i ciężaru skrzydełka. Oczywiście ważne są także takie niuanse jak kształt korpusu, kształt lista, długość drutu montażowego i ciężar kotwiczki. Ale to już wyższa szkoła jazdy, która wymagałaby osobnego opracowania. Skupmy się więc na pstrągowej obrotówce. Kiedyś spotkałem nad wodą faceta, który pokazał mi z dumą swoje pudełka z przynętami. Same woblery – niektóre modele kojarzyłem z allegro i portali internetowych – wyroby rękodzielników – skądinąd naprawdę dobrych. Jak zajrzał do mojego pudełka, to mnie wyśmiał. Zobaczył moje wynalazki i stwierdził, że na obrotówki w dzisiejszych czasach nie da się złowić pstrąga. Facet tak naprawdę nie wiedział co mówi, bo jedyne wirówki jakie znał to meppsy, jaxony i dragony. O błystce niedociążonej i przeciążonej nawet nie słyszał (bo i skąd?). Pstrągowa wirówka powinna być przeciążona – to klucz do sukcesu! Po chwili rozmowy, każdy z nas poszedł w przeciwną stronę. Nie był dalej ode mnie niż jakieś 100 metrów, a już miałem rybę na obrotówce. Ambicja nakazała mi go zawołać, ale opamiętałem się i odpiąłem rybę jeszcze w wodzie – niech sobie żyje w swojej nieświadomości.

Przeciążone wirówki penetrują głębsze partie wody i świetnie nadają się do ściągania pod prąd, nawet bardzo wolnego. Pracują wówczas bardzo agresywnie. Ja ostatnio zacząłem robić pstrągowe wirówki z przednim obciążeniem, a zamiast korpusu nawijam pióra.

Zalety obrotówki:

doskonała praca w ściąganiu pod prąd;

możliwość penetrowania okolic przydennych;

względnie dobra lotność;

fala hydroakustyczna o sporym natężeniu.

Wady:

brak możliwości ściągania z nurtem – ciężko wprawić w ruch skrzydełko, jak opadnie w okolice dna, to łapie często bardzo twardy zaczep;

prowadzone w poprzek nurtu mogą zgasnąć tuż przed oczami zainteresowanego pstrąga, który w takim wypadku na pewno odpuści atak.

 

Kolorystyka przynęt – podobnie jak w przypadku wahadłówek. Można się pobawić w malowanie skrzydełek. Najlepiej zrobić to za pomocą pisaków typu „marker”. Malowanie farbami i sprayami odpada – za gruba warstwa farby (zawsze jest za gruba ;-) ) powoduje, że błystka przestaje pracować. Najlepsze wyniki na obrotówki są moim zdaniem w lecie, małe modele mogą imitować owady. Kotwiczki obrotówek można przyozdabiać chwościkami i muszkami. Rybom takim jak pstrąg może przeszkadzać „goła” kotwica. Umiejętnie zawiązana muszka może imitować ogonek rybki i uśpić czujność nawet większego lorbasa.

Nikogo nie namawiam do korzystania z błystek na wodach pstrągowych, jak ktoś ma ochotę, to niech sobie używa samych wobków i jigów. Prawda jest taka, że odpowiednich wahadłówek i wirówek używa obecnie naprawdę mało kto, a bywają one naprawdę łowne w rękach sprawnego spinningisty. Jeśli już ktoś się pokusi, to proponuję stunningować swoje blaszki poprzez: malowanie skrzydełek, wiązanie chwościków albo oszlifowanie kulki, grzybka, stożka i strzemiączka, by wirówka pracowała jak należy. Warto też spróbować samemu wykonać na dentalu kilka sztuk obrotówek, albo pokombinować z wahadłówkami.