Najnowsze wpisy, strona 18


Koguty na okonia


19 kwietnia 2020, 14:57

Wbrew pozorom, małe gumki i obrotówki nie są jedynymi skutecznymi przynętami na okonia. Zwolennikiem stosowania woblerów podczas polowania na pasiaki nie jestem, pomimo że i one mają swoje wielkie chwile w pewnych sytuacjach. Zawsze podkreślam, że nie ma żelaznej zasady, co do stosowania przynęt na dany gatunek drapieżników. Każdą rybę można złowić na wobler, wirówkę, wahadłówkę, gumę, koguta, czy cykadę. Nie inaczej jest w okoniem. Charakterystyka tego gatunku i poszczególnych właściwości jego budowy anatomicznej powoduje, że przeważnie najskuteczniejsze podczas połowu są przynęty jigowe. Każdy łowca pasiastych doskonale wie, jak potrafią one grymasić przy jedzeniu. Dlatego czasami nie chcą brać. Ale czy nie chcą brać na wszystko, czy tylko na nasze gumowe jigi? Pamiętać należy, że popularny „paproch” to nie jedyna „słuszna” przynęta, którą możemy „ultralightować” w pogoni za okoniami. Niezłe mogą też być koguty. Przynęty te znane są głównie łowcom sandaczy, ale z czasem zaczęto łowić na nie także inne gatunki ryb – w tym – okonie. Różnica pomiędzy sandaczowymi kogutami, a ich braćmi do połowu okonia, to rozmiar i często waga (choć niekoniecznie, bo na ciężkie koguty zdarzają się okonie, podobnie jak sandacz może zagryzać małe kogutki).

Jaka jest przewaga kogutka, nad paproszkiem, ripperkiem, przynęta tubową, czy banjo? Na pierwszy rzut oka – praktycznie żadna. W wodzie jedno i drugie prezentuje się podobnie. Diabeł tkwi w szczegółach. Inaczej zachowuje się falujący, czy zamiatający na prawo i lewo ogonek gumki, a inaczej subtelne drgania piórek ogonka. Różnice dotyczą także samego korpusu. O ile w gumach jest on jednolity lub karbowany, o tyle w kogutku okoniowym może on zbierać podczas rzutu na swą powierzchnię bąbelki powietrza, które chociaż maleńkie, będą się powoli uwalniać w wodzie spomiędzy włosków. Do tego dochodzi ogonek kogutka – robiąc samemu koguty możemy mieć na niego i jego pracę bardzo duży wpływ. Wszystko zależy od jego długości, gęstości i materiałów z których został wykonany. Możemy robić ogonki ze sztywniejszych piórek, a także z miękko falujących piórek marabuta. Co do całej konstrukcji, to ja osobiście zawsze robię koguty na okonia używając zwykłych główek jigowych. Stelaży z kotwiczką nie uznaję, z tych samych powodów co w kogutach sandaczowych... Za bardzo kojarzą mi się z szarpakiem i nic na to nie poradzę...

Koguty na okonia

Budowa okoniowego kogutka

Wróćmy do ogonka i do korpusiku oraz tego jak są zbudowane. Mając już w głowie ciężar główki jigowej, która służyć nam będzie jako podstawa do wykonania kogutka, musimy założyć:

z jaką szybkością opadać ma nasz kogutek;

jakie stworzonko ma imitować;

jak daleko chcemy nim rzucać.

 

Dlaczego to takie ważne? Jak już wspomniałem - „diabeł tkwi w szczegółach”. Gruby korpus, wykonany z chenilli spowolni opad, będzie też miał wpływ na odległości rzutowe (chociaż nie aż tak znaczne jak się niektórym wydaje – o tym dalej). Jeśli chcemy przyspieszyć opad, to najlepiej jest zastosować korpusik niezbyt gruby. Będzie stawiał w wodzie mniejszy opór, będzie też mniej wyporny, zatem nasz kogutek będzie po wpadnięciu do wody szybciej pikował w kierunku dna. Co do ogonka – mięciutki i długi ogonek (np. marabut) świetnie będzie falował, nawet przy lekkich i finezyjnych ruchach naszej przynęty. Im ogonek krótszy, tym jego praca będzie mniej wyraźna. Podobnie jest z materiałem, z którego jest on wykonany. Im sztywniejszy, tym praca będzie bardziej subtelna i mniej zauważalna. Ja ostatnio zacząłem robić w niektórych kogutach nawet podwójne ogonki – warstwę lekko falujących marabutów (krótsze) i kilka dłuższych – sztywnych piór na ogon właściwy. Daje to ciekawe rozwiązanie, którego (póki co) nie znają jeszcze ryby, a które dosyć ciekawie prezentuje się w wodzie.

Kolorystyka

Doszliśmy do momentu, w którym dusze artystyczne mogą się wykazać. Kogutek może być jedno, dwu, a nawet wielokolorowy. Ja w przypadku kogutków okoniowych preferuję barwy jednolite lub dwubarwne. Czyli korpusik i ogonek w takim samym kolorze albo w dwóch rozmaitych. Może to być czarny, brązowy, oliwkowy, łososiowy, albo jakieś bardziej żywe barwy. Tutaj pojawia się małe „ale”. W końcu okoń to ryba, która ma bzika pod względem kolorów i często na łowiskach, gdzie większość spinningistów myśli, że „najlepiej bierze na „motor-oil” okoń woli pomarańczową „żarówę” w zestawieniu z niebieskim. Nie inaczej jest z kogutkami. Dlatego zawsze robiąc kogutki na tą rybę, wykonuję po jednym egzemplarzu z barw, nazwijmy to: „klasycznych”, oraz z dziesięć koszmarków o barwach mieszanych. Czyli korpusik i ogonek w innych barwach. Po pierwszym przetestowaniu przynęt, już wiem, które modele zrobić na kolejne wypady. Moje przedsezonowe łowy okoniowe zaczynają się i (przeważnie) kończą w jednym zbiorniku, gdzie woda jest bardzo czysta. Tutaj pośród kogutków prym wiedzie - odkąd pamiętam – kolor brązowy. Niewykluczone, że dzieje się tak dlatego, że żyje tutaj sporo raków pręgowanych i okonie lubią się nimi zażerać. Do 1 maja (po tej dacie średnio mnie interesują okonie ;-) ) skuteczne są jeszcze kolory niebieskie, szare, żółte i kombinacje różnych barw korpusu z czerwonymi ogonkami.

Dlaczego kogut

Kogutki „ukręcone” na lekkich i bardzo lekkich główkach dają sporo możliwości jeśli chodzi o ich techniki prowadzenia. Można prowadzić je wpół wody, dosyć powolnym tempem, tak by tor po którym się poruszają przypominał sinusoidę. Jeśli główka jest lekka, a korpusik i ogonek mocno upierzone, to można osiągać naprawdę ciekawe efekty w wodzie. Za pomocą powolnych podciągnięć, przynęta będzie się poruszać niemal poziomo, falując. A tego niestety gumki nie potrafią. Podobnie sprawa się ma z zatrzymywaniem jiga na dnie. Drgający „puchatek” przez chwilę po zatrzymaniu się w przydennym mule, wachluje się ogonkiem i jego poszczególnymi fragmentami. Gumy tego niestety nie potrafią czynić tak dobrze... A często są to jedyne momenty, w których bardzo leniwe pasiaki mogą łaskawie połknąć naszą przynętę.

Waga

Mój zakres wagowy okoniowych kogutków waha się w przedziale od 1 do 4 gramów. Mowa oczywiście o łowieniu typowo „okoniowym” - czyli podczas korzystania z najlżejszego zestawu spinningowego. Czasami okonie zdarzają się nawet na koguty ważące grubo ponad 15 gramów, ale to jest już przyłów, w czasie polowań na inne gatunki. Przy korzystaniu z zestawu standardowego, „ultralighta” najlepiej jest używać żyłki o średnicy 0,14 – 0,16 mm i zrezygnować z krętlika z agrafką, który ma duży wpływ na pracę tak małych przynęt.

Lotność

Tutaj małe sprostowanie – bardzo pierzasty kogut może latać bliżej niż mniej upierzony, ale może także latać... dalej. Wszystko zależy od tego jak nasiąknął wodą. Jeśli po zmianie kogutka macie wątpliwości, czy uda wam się dorzucić w wybrane miejsce, to przed rzutem warto go wsadzić pod wodę. Zaznaczam też, że ogony z marabuta lepiej nasiąkają niż np. sztywne piórka z kaczki, które nawet po nasiąknięciu są jak żagiel, który stawia w powietrzu opór, skutecznie wyhamowując przynętę.

Prowadzenie

Tutaj nie ma już żadnych różnic, czy innych filozofii, niż podczas jigowania zwykłymi gumkami na główkach jigowych. Dobrze jest kicać po dnie, szarpać wpół wody i kombinować na wszelkie możliwe sposoby. Jedyna technika, nad którą warto zatrzymać się na dłużej, to zatrzymanie kogutka na dnie na nieco dłuższe chwile niż robimy to z gumkami. Najważniejsze jest zatrzymanie podczas drugiego skoku – wtedy notowałem najwięcej brań. Przynęta wpada do wody – czekamy aż spadnie na dno, podbijamy by przeskoczyła kawałeczek i tam ją pozostawiamy. Po kilku – kilkunastu senkundach lekko podnosimy samą szczytówkę na napiętej żyłce – i... siedzi :-)

Zbrojenie jiga


19 kwietnia 2020, 14:55

Prawidłowe uzbrojenie przynęty jigowej, to kolejny, moim skromnym zdaniem, niezmiernie ważny element, który na łowisku decyduje o sukcesie albo porażce. Wielkość gumki, jak i jej kształt, determinują rozmaite sposoby zbrojenia, dzięki którym guma będzie się w wodzie zachowywać odpowiednio – czyli tak, by skutecznie prowokować ryby do brań. Inaczej zbroi się zwykłego, małego twistera, podczas łowienia okoni, inaczej zbroimy dużego rippera przeznaczonego na szczupaka. Jeszcze inaczej zbroimy wormy, gumowe raki i jaszczurki. Pamiętać także należy, że istnieje wiele rodzajów główek jigowych, różne wielkości haków, na których odlane są główki oraz fakt, ze ciężar główki jest chyba najważniejszym elementem całego jigowego zestawu w kontekście danego łowiska i grubości linki, której używamy. Wielu wędkarzy stosuje rozwiązania „standardowe” - czyli zawsze i wszędzie używa do 7 cm rippera główki o masie np.10 g i długości haka, który wystaje z grzbietu gumki, mniej-więcej w jej połowie. Owszem – jest to jakieś rozwiązanie na niektórych łowiskach, które może przynosić sukcesy. Ale co zrobić, gdy wędkarz łowiący nieopodal ciągnie rybę za rybą, a my nie mamy nawet lekkiego puknięcia. Podpatrzyliśmy, że używa rippera w barwie perłowej z błękitnym grzbietem i czerwonym gardełkiem. Zakładamy takiego samego, prowadzimy przynętę w podobny sposób i dalej nic. Woda ma głębokość około 2m, plecionka – ten sam kolor i grubość. A jednak u nas nic się nie dzieje. Otóż nasz konkurent nad wodą może mieć hak jigowy na nieco krótszym trzonku, albo na odrobinę dłuższym. Dodatkowo poszerza to, lub zwęża amplitudę ruchów jego rippera. Być może waga jego główki jigowej to nie 10 a np. 12 g, co przyspiesza nieco opad, lub 8g, co tenże opad spowalnia. I rybom właśnie takie niuanse w zachowaniu przynęty mogą robić dużą różnicę. Z racji, że problematyka zbrojenia przynęt jigowych jest ogromnie szeroka, proponuję zawęzić temat do zbrojenia przynęt jedynie w główki jigowe o okrągłym kształcie. Zbrojenia w erie-jigi, football-jigi już zostało poruszane z grubsza na łamach portalu, a dokładne omówienie wszystkich wymagałoby napisania bardzo grubej książki. Dlatego do tematów rodzajów główek będę jeszcze powracał w przyszłości, w kolejnych artykułach. Na razie skupmy się na główkach okrągłych.

Zbrojenie jiga

Twistery

Zacznijmy od początku – prosty twisterek, nadziany na najzwyklejszą-okrągłą główkę jigową, która swym rozmiarem sprawia wrażenie doskonale zestrojonej z gumą całości.

Tą samą gumkę możemy uzbroić w hak niedociążony w przypadku gdy głębokość łowiska, uciąg wody lub po prostu grymaśne ryby tego wymagają.

Możemy także naszego twistera bardziej dociążyć, jeśli zajdzie taka potrzeba.

proszę zwrócić uwagę, że cały czas kładziemy nacisk na najzwyklejsze zbrojenie prostej „gumki” „od głowy.”

Tak uzbrojonym twisterkiem możemy sobie już śmiało jigować w wielu miejscach. Wróćmy jednak do problematyki samego zbrojenia.

Przed nami pozostałe przynęty, które są nieco bardziej skomplikowane niż twister. Tutaj dopiero rozpościera się prawdziwe pole do popisu dla jigowego „zbrojmistrza

Rippery i kopyta

Celowo pozostawiłem sposoby zbrojenia w główki lżejsze na dłuższych hakach i cięższe na hakach krótszych właśnie w omawianiu ripperków. Rippery i inne gumki rybkokształtne – czyli takie które imitują ryby, to jedna z najważniejszych, największych i najbardziej uniwersalnych przynęt jakie mają sens być stosowane na polskich łowiskach. Wiadomo, ze każdy drapieżnik i paradrapieżnik żywi się małymi rybami, wylęgiem, drobnicą. A więc gumki rybkokształtne mogą być zastosowane na rzece nizinnej, pstrągowym strumyku, zbiorniku zaporowym, porcie, stawie – czyli wszędzie!

W zależności od obciążenia mamy możliwość łowienia nimi w każdej warstwie wody. Możemy łowić tuż pod powierzchnią, gdzie czasami pojawia się wieczorny sandacz, albo wczesnoporanny szczupak, możemy dłubać 5 cm ripperkiem w 4 metrowym dołku, za okoniem – możliwości zastosowania ripperów jest całe mnóstwo, ale jak to zrobimy – zależy wyłącznie od nas. Musimy tylko naszą gumowę rybkę właściwie uzbroić.

Ripper w płytkiej wodzie

Domena łowienia sandaczy i boleni w rzekach. Woda przelewa się przez 50-80 cm wypłycenie, gdzie często stoi drobnica. Co jakiś czas wpada tam stado polujących boleni. Nasze woblery są im doskonale znane, albo zwyczajnie im się nie podobają. W pudełku mamy kilka ripperów o wielkości 8-9 cm, którymi kusiliśmy do tej pory sandacze, obstukując dno na większych głębinach. Wystarczy takiego ripperka uzbroić lżej i już można go poprowadzić z właściwą prędkością po płyciźnie w taki sposób, że nie spada za szybko i nie odbija się głową od dna – ot – uciekająca uklejka, czyli doskonały kąsek dla atakującego Bolesława.

Wariant I

Zbrojenie w główkę np. 4-5 g, która jest „przeznaczona” (w zamyśle producentów/sprzedawców) do przynęt 4-5 cm.

Wariant II

Zbrojenie w główkę 4-5 g, na haku o dłuższym trzonku – stosowane, gdy chcemy nieco zgasić amplitudę przynęty, by machała ona ogonkiem mniej zamaszyście. Przydatne także w sytuacjach, gdy przynęta atakowana jest mniej zdecydowanie od tyłu.

Zbrojenie antyzaczepowe

Takie uzbrojenie ma chronić naszą przynętę od zerwania w łowisku, gdzie takie zagrożenia pojawiają się podczas każdego rzutu. Szczerze mówiąc, to wygrzebałem to gdzieś z amerykańskich opracowań i na chwilę obecną nie stosuję tego typu zabezpieczeń. O ile w USA już od dawien dawna stosowano wormy i inne przynęty wykonane z bardzo miękkich tworzyw, o tyle u nas wielu wędkarzy chce, by przynęty nie ulegały uszkodzeniom, nawet po wielokrotnym kontakcie z rybimi zębami i wielokrotnym przebiciu hakiem. Przynęty wykonane z bardzo miękkiej gumy rzeczywiście w pewnych sytuacjach dają możliwość wykonania skutecznego zacięcia. Ale – zbrojenie to było pomysłem wędkarzy łowiących z łódki, często łowiących w pionie , a przede wszystkim łowiących nieco inne gatunki ryb, niż te które występują u nas. Jeśli zatem łowimy okonie w miejscach, gdzie jedynymi zaczepami jest zielsko, to rzeczywiście pojawia się sens zastosowania takiego zbrojenia. Na dnie kamienistym, podczas łowienia sandaczy – takiego sensu absolutnie nie ma, nawet jeśli dno najeżone jest dużymi kamieniami. Rwać będziemy tyle samo przynęt, zaklinowanych główkami, pomiędzy kamieniami, za to zacięcie „twardoustego” sandacza stanie się niewykonalne wręcz.

Jigowanie od A do Z


19 kwietnia 2020, 14:53

Zdecydowałem się napisać kolejny cykl artykułów o jigowaniu. Było już o nich sporo na łamach extreme-fishing, ale moim zdaniem temat wciąż nie został do końca zgłębiony. I zapewne nigdy nie zostanie omówiony do końca, bowiem jigi (jak i każde inne przynęty sztuczne) ulegają nieustannej ewolucji. Są z sezonu na sezon coraz bardziej udoskonalane nie tylko przez producentów ale i przez samych wędkarzy. Jigowanie jest techniką, która wymaga ogromnej precyzji od łowiącego. Aby jigować skutecznie i łowić w ten sposób ryby, konieczne jest zachowanie całego szeregu warunków, które trzeba spełnić, począwszy od skompletowania sprzętu, poprzez dobór przynęty, aż po właściwe jej zaprezentowanie. W jigowaniu nie chodzi o to, żeby przypiąć do agrafki twistera na okrągłej jigowej główce, posłać do wody i skakać przynęta po dnie. Owszem, takie łowienie też może przynieść pożądany skutek, ale ciężko przypadki nazywać „skutecznym łowieniem”, czy chociażby „świadomym łowieniem”.

jigowanie, jak jigować

Część I dobór sprzętu

W pierwszej kolejności określa się kołowrotek oraz wędkę. Dla mnie po części jest to niedorzeczne. Owszem – kołowrotek może być różnej wielkości i wagi, mieścić rozmaite ilości poszczególnych linek oraz posiadać przełożenia o znacznej rozpiętości. Dla mnie tego typu stwierdzenia to bzdura. Kołowrotek powinien być ten sam, którym łowimy na co dzień, za pomocą spinningu. Jedyne warunki, które powinien spełniać, to duża moc przekładni oraz równomierne nawijanie linki w walec. Jeśli ma łożyskowaną, szeroką rolkę (co obecnie jest standardem), to jest super. W zależności od tego jakim kijem będziemy jigować (jego długość i waga), istotne jest takie wyważenie zestawu, by nie męczyć nadgarstka, łokcia i barku.

Wędzisko spinningowe do metody jigowej

Tutaj również nie będę się rozpisywał o akcji jigowego kija. Na łamach rozmaitych portali, czasopism, książek i innych mediów wylano już tony bzdur na ten temat. Że „jigówka” powinna być długa, że powinna mieć szybką akcję, że powinna być paraboliczna, taka, czy owaka. Zapomnijcie o tych bzdurach. Mam wędki opisywane przez producentów, sprzedawców i innych autorytetów, jako kije do łowienia woblerami, jigami, i tak dalej. Zapewniam że każdym z nich da się jigować. Oczywiście że nie będę tego robił kijem do np. 120g. Przy łowieniu paprochem na 1,5 główce.

Podobnie rzecz się ma pomiędzy zwolennikami wklejanek i ich przeciwnikami. Nieustanne dyskusje, które mają na celu udowodnienie, że „mój sprzęt jest lepszy” - pozostawmy pieniaczom.

Aby dobrać kij jigowy, którym będzie się nam łowiło komfortowo, trzeba sobie na początku odpowiedzieć na kilka pytań:

Jaka długość kija odpowiada mi najbardziej, a jaką wymuszają warunki łowisk na których łowię?

Lubię krótkie kije, a potrzebuję większej odległości rzutu, nie mogę więc wybrać ulubionego 210, a 300 mi nie leży. Kompromis? Proszę bardzo kij o długości 250-260 powinien być dobry. Wilk będzie (względnie) syty i owca (też względnie) cała.

Jaka akcja „leży” mi najlepiej?

Akcja wędki ma niebagatelny wpływ np. na celność rzutu, więc wędkarz, który używa 10 spinningów, z których każdy ma inną akcję, tak naprawdę potrafi przeważnie łowić ledwie jednym z nich, albo (najczęściej) żadnym. W ilu przypadkach precyzyjne podanie przynęty, w odpowiednie miejsce może skończyć się sukcesem/porażką – nie muszę chyba pisać. Do tego dochodzi jeszcze wykrywanie brań, zacięcie i pozostałe cechy kija, dające o sobie znać w czasie holu.

Ciężar wyrzutu

Tutaj należy sobie przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie, jakimi przynętami zamierzamy łowić. Następnie należy wziąć poprawkę, na to, które z kijów branych przez nas pod uwagę są „niedoszacowane” albo „przeszacowane”. Jeśli zamierzamy łowić okonie na paprochy, to w zupełności wystarczy „mikrolight”, czyli patyk do 5 g. Sam zszedłem do takiej wagi kija w ub. roku i zapewniam, że różnica w czułości zestawu pomiędzy kijem do 5 i do 10 g jest ogromna. Jeśli naszym celem będą sandacze, a główki naszych jigów nie będą przekraczały 20 g, to nie ma sensu stosować kija o masie wyrzutowej do 30 – będzie on za ciężki. Oczywiście cały czas jest mowa o spinningach, których c.w. został przez producentów oszacowany poprawnie. Jeśli ktoś twierdzi, że kij do 25 g za bardzo ugina się podczas podciągania 20 g jiga, co uniemożliwia zacięcie, to znaczy to tyle, że kij jest przeszacowany. Porady typu: „na sandacza sztywny kij od szczotki do 50g” podczas łowienia 20 g główkami zostawiam pod rozwagę. Zwłaszcza osobom, które nie przepadają za sztywnymi wędkami, a łowią gramaturą oscylującą do wspomnianych 20g. Dla mnie świętą zasadą jest dobieranie kija tak, by realnie łowić przynętami, określanymi przez górną granice wyrzutu. Kijem do 20 g łatwiej jest łowić przynętami, na 10 g główkach (a przecież na pewno niejednokrotnie będziemy zmuszeni na łowisku do takiej redukcji masy jiga), niż ofiara losu, która przeczytała w gazecie, że kij musi być do 50 g. Takim spinningiem ciężko jest precyzyjnie prowadzić jiga o masie 10g. Zwyczajnie nie będziemy w stanie wyczuć co się z nim dzieje. O wykrywaniu delikatnych brań możemy zapomnieć.

Dlaczego uważam, że kij powinien być najdelikatniejszy z możliwych? O tym w kolejnych odcinkach, gdzie dokładnie opiszę wszelkie techniki prowadzenia przynęt.

Linka

Chociaż dla mnie świętością podczas jigowania jest, od wielu sezonów plecionka, to jednak są wyjątki, kiedy należy zastosować żyłkę (łowienie okoni w bardzo czystej wodzie). Podobnie jak w przypadku kija, uważam, że najlepszym rozwiązaniem do każdego rodzaju jigowania (ciężkiego, lekkiego itd.) jest spinning najlżejszy z możliwych dla danej gramatury przynęt. Jeśli chcemy jigować paprochami i gumeczkami do 5 cm długości, to plecionka 5LB albo żyłka 0,16mm i to jest absolutny max. W przypadku polowania na sandacze, nikt mnie nie przekona, ze łowienie plecionkami grubymi jak baranie jelita ma sens. Wyjątkiem może być sytuacja, w której badamy nowe łowisko, pełne zaczepów. W takiej sytuacji na pletce 20 albo 30 LB, branie jest raczej przypadkowe. Na łowiskach „sandaczowych” już wiele razy zweryfikowałem różnice w łowieniu plecionką 8 i 10 LB. Producent, kolor i model plecionki – ten sam, różnica w rozmiarze - „jedyne” 2 LB. Na tą pierwszą brań sandaczy było średnio 4 razy więcej. Wyniki weryfikowałem w miesiącach: wrzesień – grudzień oraz w czerwcu tego samego roku, łowiąc naprzemiennie obydwiema plecionkami, przy użyciu tego samego zestawu (wędka i kołowrotek).

Podczas jigowania cienka plecionka to podstawa! Im głębiej operujemy przynęta, tym ważniejsze jest by była ona cieńsza. Grube pleciony tworzą zaokrąglenia i balony nie tylko na powierzchni wody, ale i pod nią, toną o wiele wolniej i mają większą wyporność. Zatem możliwośc wykrywania delikatnych brań też jest zupełnie inna, zwłaszcza gdy przynęta, zaraz po wpadnięciu do wody, jest daleko od nas i opada w kierunku dna – wykrycie brania w takich warunkach na grubej plecionce jest niemal niemożliwe.

Ważnym jest także... przypon! O ile podczas łowienia na większych głębokościach, możemy sobie pozwolić na brak przyponu, a jedynie zamalowanie flamastrem plecionki na czerwono, to podczas łowienia na wodzie płytkiej (a na dodatek przejrzystej), nieocenione zasługi oddaje przypon z fluorocarbonu albo... zwykłej, cienkiej żyłki.

Mocowanie przynęty

Stosowanie przyponu kewlarowego albo wolframowego w zasadzie jest bezcelowe. W łowisku gdzie jest wiele szczupaków również. Nie w erze karbonów. Jigując przynętami miękkimi na główkach jigowych można zrezygnować także z krętlika. Przynętę przypinamy wówczas do samej agrafki. W przypadku stosowanie przyponu z żyłki albo fluorocarbonu – krętlik można główną a ów przypon. Jeszcze łatwiejsze jest gdy dobraliśmy do warunków łowiska właściwą główkę (do głębokości, uciągu wody) – wówczas łowiąc „gumkami” możemy sobie pozwolić na pominięcie wszelkiego rodzaju agrafek i karabińczyków. Po prostu główkę wiążemy bezpośrednio do linki, a chcąc zmienić przynętę, zmieniamy wyłącznie ją na haku jigowym.

Łowienie płytko gumowymi przynętami


19 kwietnia 2020, 14:52

Świetne łowisko szczupaków i boleni. Płytka woda, dużo zaczepów. O zmroku się zaczyna. Najpierw wchodzą na żer szczupaki. Jest ich tylko kilka. Każdy z nich żeruje w pewnej odległości od pozostałych. Nie przeszkadzają sobie wzajemnie. Gdy skończą jedzenie, do akcji wkraczają bolenie. Czasem razem z nimi klenie i sandacze. Ryby te jednak (z boleniami włącznie), rzadko kiedy atakują w widowiskowy sposób i dając znać o swoim istnieniu na powierzchni wody. Przyjechałem ze spinninggiem. Lekkim na dodatek. Pletka 8LB – zdawało mi się że wystarczy. Owszem – na kilka ryb wystarczył ten sprzęt. Holować się w miarę dało. Problem był inny – wieszałem dużo przynęt na zaczepach. A łowić w takim miejscu, zwłaszcza po ciemku, nie jest łatwo. Używałem wahadłówek z cienkich blach, płytko schodzących woblerów i wirówek bezkorpusowych. Od czasu do czasu zakładałem gumkę, uzbrojoną lekką główką. Brań na nią było najwięcej. Ale tylko gdy odpowiednio powoli ją poprowadziłem. To było w tym przypadku trudniejsze niż w przypadku przeciągania innych wabików. Guma po prostu łatwiej łapała zaczepy. Schodziłem już z obciążeniem najniżej jak się da. Nawet cążkami odcinałem kawałki ołowiu z jigowego łebka. No a potem zdarzyła się wąsata niespodzianka. Nie byłem w stanie zatrzymać odjazdu wielkiej ryby, która połknęła 8 cm kopytko. Na następną wyprawę wziąłem cięższy sprzęt – zestaw castingowy i pletka 30 LB. Chciałem też oszczędzić nieco przynęt na zaczepach. Ale jak tu zarzucać lekką wirówkę bez korpusu z mutliplikatora? Jak lekką gumę? Nierealne! Potrzebowałem przynęty gumowej, chodzącej płytko i dającej się rzucać z zestawu castingowego. Jak pogodzić kilka wykluczających się cech przynęty?

Przynęty gumowe na okonia, gumy na okonia

Na łowisku nic nie wymyśliłem. Łowiłem woblerami i zostawiłem kilkadziesiąt zł na zaczepach. Ryb albo nie było, albo były za małe, by przynieść mi satysfakcję – nie pamiętam. Do domu wróciłem nieco zawiedziony. Wlazłem na allegro, kategoria wędkarstwo->przynęt->sztuczne->gumowe... i zacząłem poszukiwania – sam nie wiedząc czego szukam. Przejrzałem wszystkie strony całej podkategorii przynęt gumowych. Oglądałem dokładnie zdjęcia i opisy przynęt z aukcji, gdzie wystawione były gumki, których jeszcze nie znam. Wszędzie to samo – różne odmiany tego co już było. Musiałem poszukać dalej. Może w świecie już coś znają na moją niemoc? Pogrzebałem na stronach kilku amerykańskich sklepów internetowych, zajrzałem na fora internetowe, na których dawno nie byłem. Zebrałem do kupy wszystko na co natrafiłem i zacząłem znów męczyć kolegów z USA swoimi pytaniami. Pokazali mi wówczas ciekawego swimmbaita z gumy. Środek korpusu był oczywiście pusty. Zbrojenie – hak ukryty wewnątrz. Czyli typowo „bassowy” - nie mający zastosowania u nas (wiele razy próbowałem tak łowić w roślinności i rzadko udawało mi się zacinać ryby przynętą, w której grot haka tkwił zatopiony w gumie). Ale sam patent z gumą niezły. W sklepie zaprzyjaźnionym udało mi się jeszcze zakupić pływające główki jigowe. Zanim zamówiłem to cudo, postanowiłem przetestować prototyp, którego własnoręcznie wykonałem ;-) Gumy porobiłem sam – z jakichś strzępków twisterów i ripperów, które miałem po pudełkach. O ile pamiętam, to do korpusu sporego kopyta, dokleiłem za pomocą zapalniczki ogonek od twistera. Z korpusu wybebeszyłem nieco gumy, by go odchudzić. Uzbroiłem gumę tradycyjnie – ale główka pływająca miała być. W ten sposób uzbrojona guma miała pozwolić się płytko prowadzić, dać zarzucać multikiem, no i... łowić ryby :-D

Pierwszy test na łowisku – jest lepiej niż było. Ale dalej lipa... Nie lecą za daleko. Załamka. Łowisko zmieniłem na inne, bo ryb zaczęło brakować. Z czasem zapomniałem o nim i moich kombinacjach z ciężkimi, płytkimi gumami. W końcu dostałem od znajomego fajnego swimbaita, którego sprowadził wraz z całym pudłem z USA. O to właśnie mi chodziło. Guma z której był wykonany swimbait była wyraźnie cięższa od gumek, które ja stosowałem.

Crankbaity


19 kwietnia 2020, 14:50

Płytko schodzące woblery (od 0,5 do 1,5 metra) to najczęściej spotykane w naszych pudełkach rodzaje tych przynęt. Ot – zwykła imitacja rybki, ze sterem, zaopatrzona najczęściej w dwie kotwiczki, pływająca i nurkująca na rozmaitą głębokość (w zależności od modelu). Takie woblerki są bardzo wszechstronną przynętą. Jeszcze dwie dekady temu, rzadko kiedy można było spotkać nad wodą, gdzie w pudełku przeważałyby woblery nad błystkami. Dziś większość spinningistów traktuje woblery jako najskuteczniejszą przynętę we wszelkich warunkach. Dla mnie jest to typ przynęty, którego często używam w warunkach nieznanego mi łowiska. Najczęściej „uniwersałami”, od których zaczynam łowienie są naturalnie ubarwione modele o długości 5-7 cm. Oczywiście z wobków korzystam także łowiąc na innych łowiskach, na których bywam często. Do swoich srebrnych i złotych zabawek mam dużą słabość. Łowię nimi najczęściej w górnych warstwach wody, do obławiania głębszych miejscówek raczej używam jigów i wirówek z przednim obciążeniem albo cykad lub głęboko schodzących wobków.

crankbaits

 

Pływające woblerki w wielu przypadkach, są najlepszą przynętą jaka się nadaje do łowienia na płyciznach, a przemawia za tym kilka argumentów:

można je ustawić tak, by szły pod samą powierzchnią, a jeśli nurkują zbyt gwałtownie, to możemy prowadzić je na tyle leniwie, by nie nurkowały zanadto;

Manipulując oczkiem mocującym można z woblerka, nawet seryjnie produkowanego, wycisnąć znacznie więcej niż przewidział producent. Często mały zabieg podgięcia oczka w bok, może spowodować zmianę pracy naszej przynęty, która dopiero wówczas zaczyna skutecznie kusić ryby;

Pracująca pod powierzchnią przynęta jest często atakowana od dołu, a w zasadzie, to wobler jednym z nielicznych, typem przynęty, który bez żadnego kombinowania (wkładanie np. w gumę dozbrojek – kotwic) posiada z dołu kotwiczkę;

Przy umiejętnym prowadzeniu woblera można nim „naśladować” w wodzie zdychającą rybkę. Klasyczny, pływający woblerek, który nurkuje gdy się go ściąga, po zatrzymaniu wypływa do powierzchni. Umiejętne prowadzenie takiego wobka, może imitować właśnie taką rybkę.

Inne przynęty, podczas bardzo wolnego prowadzenia przeważnie toną, więc trzeba je siłą rzeczy czasami ściągać dosyć szybko. Woblerkiem można grać na odcinku paru metrów naprawdę długo;

Pływający wobler jest jedyną przynęta, którą można śmiało rzucać pod zatopione krzaki i drzewa (oczywiście wobek chwilę po wpadnięciu do wody też może ugrzęznąć w jednej z gałęzi, której ponad powierzchnią nie widać). Gdy wpadnie do wody, odczekujemy aż znikną kółka na jej powierzchni i powoli rozpoczynamy prowadzenie przynęty. Zatopione krzaki, to często miejsca gdzie czatuje drapieżnik.

 W łowieniu woblerami istnieje kilka zależności, które mogą ułatwić, albo utrudnić wędkarzowi posługiwanie się nimi. Linka – zbyt gruba, spowoduje, że wobler nie zanurkuje na taką głębokość na jaką powinien. Naturalnie rzuty także będą krótsze.

 Czym powinien się charakteryzować jeszcze nasz płytko schodzący, pływający woblerek? Powinien być ubarwiony naturalnie. Raczej jasny. Na płytkiej wodzie wszystko jest lepiej widoczne niż na głębokiej. Ryba łatwiej dostrzeże wszelkie nieprawidłowości. Dobre są kolory srebrne, szare i perłowe. Ważne żeby brzuszek przynęty był raczej jasny. Uniwersalność woblerków pływających przejawia się w zasadzie na wszystkich łowiskach w strefie przybrzeżnej. Woblery te mogą być atakowane przez wszystkie gatunki drapieżników. W ciepłych miesiącach, w rzece, nawet w środku dnia uderzy boleń, kleń i jaź. Wieczorem zaczepi się sandacz, a o poranku nabrać się na niego może polujący szczupak. Przez całą dobę, może zassać go sumisko. W górskich rzeczkach, imitacje strzebli, połknie pstrąg. Natomiast strefa przybrzeżna w jeziorach, czy zbiornikach zaporowych, to przede wszystkim okonie i szczupaki, które nie pogardzą niewielką rybką, która płynie powoli i nieregularnie.