Najnowsze wpisy, strona 20


Łowienie z opadu
18 kwietnia 2020, 16:21

O tym, że większość ryb drapieżnych pobiera pokarm, który przemieszcza się w kierunku dna wie chyba każdy, kto łowi na spinning. Jedne gatunki robią to wręcz nagminnie. Chodzi przede wszystkim o okonie i sandacze. O ile te pierwsze jest złowić stosunkowo łatwo o tyle sandacze doczekały się setek sposobów i metod oraz tyleż przynęt. Jedną z najbardziej popularnych metod łowienia sandaczy w ostatnich latach jest właśnie tak zwany „opad”. Metoda bardzo sportowa i niesamowicie skuteczna. Idealnie nadająca się do połowów na typowych sandaczowych łowiskach. Łowienie z opadu kojarzy się większości wędkarzy głównie ze zbiornikami zaporowymi, łódeczką, echosondą i kogutem. Jest to poniekąd słuszne skojarzenie, gdyż właśnie takie przypadki są najczęściej opisywane we wszelkich spinningowych opracowaniach, zarówno w prasie, jak i w sieci. Na początku warto byłoby sprostować kilka mitów, by nie pogubić się w dalszej części.

Po pierwsze: z Opadu możemy łowić WSZĘDZIE! Czyli nie tylko zbiornik zaporowy, ale każde jezioro i rzeka.

Po drugie: przynęty jakich używamy wcale nie muszą być kogutami! Mogą to być wszelkiego rodzaju jigi, a także wahadłówki, tonące coblery i wirówki z przednim obciążeniem.

Po trzecie: możemy łowić nie tylko z łódki, ale także z brzegu. Jak mamy dobrze opanowane niuanse dna na łowisku, to możemy namierzyć niejedną głęboczkę, która jest w zasięgu rzutu z brzegu właśnie.

Po czwarte: z opadu łowi się nie tylko sandacze! W ten sposób biorą wszystkie ryby drapieżne i paradrapieżniki.

Łowienie z opadu

W tym momencie chciałem powrócić do mitu, który przed chwilą obaliłem. Artykuł ten będzie właśnie o łowieniu sandaczy z opadu. To znaczy – sandacz posłuży tutaj jako przykład będąc wręcz modelowym dla tej metody.

W tym miejscu muszę także dodać jedną ważną rzecz dotyczącą tej metody. Jest to technika wymagająca od wędkarza naprawdę ogromnej koncentracji. Ani na moment nie możemy sobie pozwolić na chwilę dekoncentracji. Takie zachowanie może nas kosztować bardzo wiele. Możemy być nad wspaniałym sandaczowym łowiskiem i nie złowić ani jednej ryby. Możemy przegapić nawet kilka brań w ciągu jednej godziny. A sandacze nie żerują przez całą dobę… Mówiąc krótko – każda chwila roztargnienia podczas łowienia sandaczy z opadu może nam zmarnować cały dzień nad wodą.

Sprzęt

Łowić z opadu można dosłownie KAŻDYM wędziskiem i KAŻDYM kołowrotkiem. Bajki o „wędkach do łowienia z opadu”, czy „kołowrotkach do opadu na sandacza” które wciskają w reklamach i w artykułach (sponsorowanych najczęściej) pisanych przez pseudoekspertów, wsadźmy pomiędzy baśnie braci Grimm. Sam się za eksperta bynajmniej nie uważam, ale łowiłem z opadu praktycznie każdym kijem jaki mam i miałem. A że łowię już dość długo, to do moich sprzętów mogę zaliczyć nawet szklaka Germiny – którym wyjmowałem ryby w taki właśnie sposób. Z czystego obowiązku podam jedynie kilka parametrów osprzętu, które powinien wziąć pod uwagę każdy „opadowiec”.

Najważniejsza jest linka! Plecionka jest nieodzowna. Łowienie sandaczy na żyłkę z perspektywy czasu uważam za fuks, szczęście, przypadek (nazwijcie sobie jak chcecie). Owszem – łowiłem dawno temu, jak na plecionki nie było mnie stać sandacze za pomocą żyłki. Ale analizując swoje ówczesne poczynania i porównując wyniki swoich połowów do tego co mogę robić dzisiaj uważam, że 100% tamtych sandaczy to był fuks! Żadnego nie zaciąłem świadomie, a jedynie, kiedy podbijałem przynętę z dna i akurat wziął. Ile miałem brań na zestawach z żyłką, o których nawet nie wiedziałem – to tylko Bóg jeden wie. Plecionka nie pozwala na przypadkowość. Jej dwie nieodzowne zalety, które stawiają ją w takim łowieniu zdecydowanie przed żyłką to: praktyczny brak rozciągliwości, który informuje nas dokładnie o tym co dzieje się z przynętą, oraz możliwość zacięcia ryby o twardym pysku – jaką niewątpliwie jest sandacz. Kolejna zaleta jest to, ze dobrze ją widać, a to właśnie ona jest głównym (obok szczytówki) wskaźnikiem brań. Najlepsze moim zdaniem do łowienia z opadu (na większych głębokościach) jest plecionka fluo (najlepiej widoczna nawet wieczorem). Końcówkę linki (ostatnie 2 metry) malujemy flamastrem na czerwono – zapewni jej to maksimum „niewidoczności” na dużych głębokościach. Wytrzymałość plecionki dobieramy do spodziewanej wielkości poławianych ryb. Jeżeli łowisko jest pełne „twardych” zaczepów, to warto mieć mocną plecionkę. Jeśli chodzi o moc linki, to przedział od 10 do 20 LB jest absolutnie wystarczający.

Co do kijów – przede wszystkim muszą one mieć ciężar wyrzutu dobrany do ciężaru przynęt, którymi łowimy. Mowa o precyzyjnym doborze. Waga przynęty powinna oscylować w granicach górnych nominalnego c.w. kija. Tzn. że jeśli łowimy główkami o masie 18-20g, to kij nie powinien być albo do 20g, albo maksymalnie do 25 (im mniej, tym lepiej). Jeśli stosujemy „ciężki opad” i orzemy głębokie miejsca jigami 35-40g, to lepiej mieć kij o wyrzucie do 40g. Kolejną cechą kija jest jego sztywność. Zacięcia muszą być mocne. Idealne do takiego łowienia są sztywne wklejanki. Są idealnym kompromisem pozwalającym wykryć super delikatne branie (jakie często są dziełem sandacza), a odpowiednim efektem zacięcia i wbicia haka w jego kościsty pysk. Długość kija dobieramy w zależności od tego, czy łowimy z łodzi, czy z brzegu. Na łodzi stosowanie długiego kija jest nieporęczne i bez sensu. Z brzegu – łówmy tak długim, aby było wygodnie.

Kołowrotek powinien umożliwiać łowiącemu sprawne kasowanie luzów na lince. Powinien równo układać plecionkę w walec na całej długości szpuli. Jako że kij i plecionka stanowią o sporej sztywności zestawu, to hamulec powinien być precyzyjny i dobrze wyregulowany – to na nim będzie spoczywać zadanie amortyzowania ewentualnych zrywów ryby.

Przynęty

Przynętą może być wszystko co pracuje podczas: opadania, zatrzymania na dnie (kogut, puchowiec), podciągania. Czyli do dyspozycji oprócz standardowych gum i kogutów mamy: wahadłówki, woblery tonące, obrotówki z przednim obciążeniem. Skupiłbym się jednak przede wszystkim na gumach i kogutach. To przynęty, których używam w ponad 90% moich opadowych łowów.

Technika

Ciężki opad. Czyli bombardowanie dna jigami na główkach dochodzących nawet do 40g. Tutaj jig po wpadnięciu do wody spada bardzo szybko i szybko osiąga dno. Z racji wagi nie da się go ściągać dłuższymi, płynnymi skokami. Nim się po prostu „ryje dno”. Jego zadaniem jest sunięcie po dnie i wzburzanie na nim mułu, co czasem bardzo prowokuje sandacze. Przynętę można prowadzić w ten sposób szybko, albo nawet bardzo szybko. Jednostajnie i z przerwami.

Opad klasyczny polega na zamknięciu kabłąka kołowrotka zaraz kiedy przynęta wpadnie do wody i wykasowaniu luzu linki za pomocą kołowrotka. Unosimy wędkę do góry… szczytóweczka delikatnie się przygina. Prostuje się dopiero w momencie gdy przynęta spadnie na dno. Albo wtedy kiedy mamy branie. No właśnie – branie. Cała sztuka w tej metodzie na tym polega – żeby obserwować szczytówkę i linkę podczas opadania przynęty. Pozycja wyjściowa to lekko przygięta szczytówka. Branie może oznaczać:

- wyprostowanie szczytówki

- przygięcie szczytówki, tzw.. „pyknięcie”

- poluzowanie linki

- „odjazd” linki w którakolwiek ze stron.

Po każdym spadnięciu przynęty na dno podciągamy ją kijem i kołowrotkiem do góry, mając na uwadze by linka była cały czas napięta (kasowanie luzów młynkiem). Po takim podbiciu przynęty w górę, znów pozwalamy jej opadać przy zachowaniu czujności i bacznej obserwacji szczytówki oraz linki. Istnieje wiele teorii co do tego z jaką szybkością powinna opadać przynęta. Niektórzy twierdzą, że jak najwolniej, inni, ze ma spadać jak kamień. Moim zdaniem wszystkie techniki są skuteczne – ale w zależności od łowiska, warunków na nim występujących oraz od „humoru” ryb. Sam przyjmuję następującą taktykę: im zimniejsza woda, tym łowię lżej i pozwalam przynęcie długo opadać. Obciążenie jakie stosuję wówczas waha się w zakresie 12-18g. W środku lata w dobrze nagrzanej wodzie ryby mają szybszą przemianę materii i bardziej im się chce gonić za zdobyczą. Potrzebują także więcej pokarmu przez owy – wzmożony metabolizm, zatem ich żerowanie trwa dłużej, jest częstsze i bardziej agresywne. Po prostu musza więcej zjeść. Dlatego „szybsze łowienie” ma wówczas jeszcze jedną zaletę – w krótszym czasie można spenetrować większy obszar łowiska. Do takiego „ciężkiego łowienia” stosuję główki w granicach 22-26g.

Jak już wcześniej wspominałem, musimy być cały czas maksymalnie skoncentrowani. Zacinać musimy natychmiast! Sandacz rzadko połyka przynętę głęboko i zdecydowanie. Najczęściej wypluwa wabik po krótkiej chwili. I tylko tą właśnie krótką chwilę mamy na zacięcie. Warto jest zaciąć nawet dwa razy. Jeżeli nauczymy się dobrze wykrywać brania i odpowiednio na nie reagować, rzadko będziemy wracać z łowiska „o tarczy”. Technika ta jednak wymaga nieco czasu by ją opanować i początkowo może przysparzać nieco problemów początkującym. Stosowanie jej polecam przede wszystkim podczas jesiennych i wczesno zimowych polowań.

Nocny spinning
18 kwietnia 2020, 16:13

Nocny spinning, spinning nocąŁowienie w nocy większości wedkarzom kojarzyło się zawsze przede wszystkim z dwudniowym wyjazdem na ryby, z kolegami. Pierwszego dnia łowienie, w nocy grillek (często zakrapiany), a potem zarzucenie żywca/trupka na sztywno w zestawie z dzwoneczkiem i zmiany warty do rana. Drugiego dnia ciąg dalszy łowienia. O spinningowaniu w nocy mówiło się mało. Ci którzy spróbowali niechętnie chwalili się innym efektami, z kolei Ci co słyszeli nie bardzo chcieli uwierzyć w możliwości dobrych efektów po zmroku. W bólach niemal porodowych zaczęła pojawiać się moda na nocne spinningowanie i stało się one coraz bardziej popularne. Do końca nie wiem dlaczego? Czy to przez modę, czy przez frustrację wędkarzy, którzy w dzień nie mogli złowić przyzwoitej ryby, mimo że ich łowiska w takie obfitowały. Potrzeba matką wynalazków!

Planujemy wyprawę z nocnym spinningiem

Nie do pomyślenia jest wybrać się na nocne łowienie samotnie. Najlepiej jest pojechać z przyjacielem, lub z kilkoma. Przyjeżdżamy za dnia na wybrane łowisko i szukamy dogodnych miejscówek do obławiania. W nocy nie mają sensu wędrówki wzdłuż brzzegu przez krzaki z czołówką na głowie. Lepiej jest wybrać po dwie - trzy miejscówki znajdujące się w niewielkiej odległości od siebie, z bezproblemowym dojściem (ścieżka, łatwy do przebycia brzeg). Mioejscówki przygotowujemy zgodnie z zasadami ergonomii jeszcze za dnia. Sprzątamy krzaki, żeby ich nie deptać w nocy (łamanie patyków strasznie płoszy ryby), to samo robimy z chybotającymi się kamieniami. Te ostatnie albo usuwamy, albo podkładamy coś pod nie. Na każdej miejscówce przygotowujemy także miejsce do "miękkiego lądowania" drapieżnika.

Co zabrać ze sobą

- latarka czołowa - nieodzowna podczas lądowania ryby, jak i podczas jej uwalniania i przewiązywania krętlików po felernych zaczepach. Konieczna także w przypadku zmieniania miejscówki z jednej na drugą oraz do doraźnych drobnych napraw/poprawek sprzętu;

- termos z kawą (nigdy nie wiadomo kiedy nas zetnie do snu);

- aparat fotograficzny z lampą błyskową;

- ubranie i buty na zmianę - w nocy łatwo wpaść do wody, a czekanie do rana, nawet w samochodzie w przemoczonym ubraniu nie jest przyjemne;

- zapasowy kij i kołowrotek - szkoda byłoby (odpukać w niemalowane) uszkodzić na początku łowienia swój zestaw i nie mieć co robić przez resztę nocy;

- ponadto cały sprzęt potrzebny do łowienia.

 

Ja osobiście w nocy łowię na ciężko i liczę na większą rybę. Okoniowanie i klenio-jaziowanie mnie wtedy nie interesuje. Chociaż zdarza się, że na 11 cm wobler uderzy naprawdę wielki kleń. Moim celem jest sum, szczupak i sandacz. Jeżdżę głównie na znane sobie miejscówki, gdzie wiem czego się spodziewać i kiedy. Od tego na jaką rybę będę polował zależy wybór sprzętu - od zestawu, na przynętach kończąc.

Ryb w nocy możemy poszukiwać zarówno na płyciźnie, jak i na sporej głębi. Ja stosuję prostą taktykę. Jeżeli słyszę spławiające się ryby - rzucam przynętami chodzącymi płytko - głównie woblerami. Jeżeli tego nie słysze, to w ruch idą głębiej schodzące woblery, cykady, wirówki i świecące w ciemności gumy. Gdy niebo jest bezchmurne i księżyc daje jasną poświatę łowię na wszelkie możliwe barwy przynęt. Chociaż w nocy najważniejsza jest ich praca przede wszystkim. Po zacięciu ryby staram się nie włączać latarki czołowej od razu, a dopiero wtedy, gdy rybę mam już przy brzegu. Po prostu lepiej unikać niepotrzebnego płoszenia ryb. Po wylądowaniu ryby i obowiązkowym wypuszczeniu z powrotem do wody zaprzestaję łowienia na jakieś 15-20 min. Czas na kawę, papierosa, posiłek. Ryby są spłoszone i tak czy siak ich nie będzie.

Jeszcze jedna ważna uwaga. Zauważcie, że w nocy cała przyroda idzie spać. Jest dużo ciszej niż w dzień, ptaki nie śpiewają, gdy jest bezwietrznie to jest zupełna głusza. Dlatego samemu też należy zachowywać się cicho. Można rozmawiać po cichu z kolegą, ale wołać go podczas holu małej ryby do podebrania to gruba przesada.

Krętlik, agrafka, przypon
18 kwietnia 2020, 16:11

Do czego mocować sztuczną przynęte? Do samej agrafki? Do krętlika z agrafką? Do przyponu stalowgo z jednej strony uzbrojonego w krętlik, a z drugiej agrafkę? Czy może przywiązać bezpośrednio do linki naszego wabika?

Istnieje wiele teorii na ten temat. Ja osobiscie uważam, że należy się dostosowywać sytuacyjnie do warunków na łowisku i sposobow połowu.

Krętlik, agrafka, przypon

Opcja 1 Kretlik z agrafką

To najczęściej wykorzystywany sposób. Najbardziej praktyczny. Możemy korzystać z całego wachlarza przynęt. Ich szybka zmiana poprzez zapięcie na agrafce jest bardzo szybka i prosta. Krętlik ogranicza skręcanie linki podczas korzystania z wirówek i wahadłówek. Wadą tego rozwiazania jest fakt, że podczas stosowania bardzo małych przynęt dynda przed nimi krętlik z agrafką (nawet miniaturowy) będacy niekiedy długości całej przynęty. Co niektórym rybom może przeszkadzać.

Opcja 2 Agrafka

Sama agrafka - bez kretlika. Miniaturowa, jest doskonałym narzędziem podczas polowania na okonia przy pomocy paprochów, albo połowu kleni, jazi, pstragów na te przynęty oraz woblery. Wadą tego rozwiązania jest... brak krętlika, co może stanowić problem podczas stosowania obrotówek i wahadełek (skręcanie linki).

Opjca 3 Przypon stalowy

Przypon stalowy, wolframowy, kewlarowy, fluocarbon. Stosowany podczas połowów szczupaka. Zapobiegać ma odgryzieniu przynęty przez zębacza. Z jednej strony przyponu dynda sobie kretlik i do niego właśnie wiążemy linkę. Po drugiej stronie przyponu znajduje się agrafka. Do niej przypinamy swoją przynętę. Wadą tego rozwiązania jest spora "widoczność" końcówki zestawu, co może wpłynąć znacząco na liczbę brań. Szczupakom to co prawda nie przeszkadza, ale na uniwersalność takiego zestawu nie zawsze możemy liczyć. Ja zakładam przypon stalowy tylko kiedy świadomie chodzę z zestawem szczupakowym za tym drapieżcą. Jeżeli zdarzy mi się trafić przez przypadek na taką miejscówkę, to zakładam przypon dopiero po złowieniu pierwszego szczupaka. Używam przyponów wszystkich rodzajów, za wyjątkiem fluocarbonu. Mnie osobiście zdarzyło się już, że szczupak go po prostu przegryzł. Jeden jeszcze w wodzie, a drugi (na dodatek maluch - 52 cm), został doholowany i wylądowany. "Odgryzł się" chwilę po lądowaniu, kiedy sięgałem po szczypce żeby go uwolnić.

Opcja 4 Wiązanie bezpośrednio do linki

Ostatnia opcja - czyli przywiązanie wabika bezpośrednio do linki. Można stosować tylko w jednym przypadku: Gdy mamy pewność, ze nasza przynęta w danym dniu i na danym łowisku będzie skuteczna i że nie ma w nim szczupaków. Nadmieniam, ze chodzi tylko i wyłacznie o przynęty, które nie skręcają linki. Czyli obrotówki i wahadłówki odpadają.

Do spinningu wybierajmy tylko agrafki o okrągłym zapięciu. Kaciaste zaburzają pracę przynęty. Jeżeli się rozginają na zaczepach, rdzewieją, albo pękają, to nalezy z nich już wiecej nie korzystać. To naprawdę ważny element zestawu, a przez niedbałość o niego można stracić nie tylko rybę zycia, ale też wiele porządnych przynęt.

Konger aviator 2-10 UL 280
18 kwietnia 2020, 16:10

Konger awiator – wędka spinningowa przeznaczona do lekkiego spinningu. Nabyłem ją w ubiegłym roku. Przeznaczeniem wędki był połów kleni, jazi, okoni i boleni na małe i bardzo małe przynęty. Kijek współpracował z kołowrotkiem Balzer Metallica. Zarówno podczas korzystania z plecionki (Power pro 8 LB), jak i żyłki 0,18 mm. (siglon Balzer).

Dane techniczne:

- Długość 280 cm

- Waga 166g

- Ciężar wyrzutu: 2-10g

- długość transportowa 143cm

- 10 przelotek SiC, dwie pierwsze (poczynając od kołowrotka) na długich stopkach

- Rękojeść korkowa

Opis producenta:

„Spinningowanie paprochami wymaga wyszukanego wędziska, umożliwiającego dalekie i precyzyjne zarzucanie niewielkiej przynęty. Poza tym na tyle finezyjnego, aby sygnalizowało najmniejsze podskubywanie czy przytrzymywanie gumy - czyli charakteryzującego się wybitnie szczytową akcją, niedużym ciężarem wyrzutowym i elastyczną szczytówką. Takie właśnie wędziska odnajdziecie w serii Aviator zapewniającej dobry kontakt z przynętą i bezpieczne holowanie dorodnych okazów.”

Moim zdaniem opisujący produkt nieco przesadził. Holowanie dorodnych okazów tym wędziskiem jest raczej niemożliwe (mowa o rybach przekraczających masą 5 kg). Akcja – owszem, jest szczytowa, ale wędka nie ma bardzo szybkiej akcji. Ugina się głównie wklejana szczytówka (z pełnego węgla), ale jest to raczej akcja „medium”. Szczytówka w moim egzemplarzu pomalowana jest na kolor pomarańczowy, co dodatkowo ma ułatwić wykrywanie delikatnych brań. Dolnik, jak na wędzisko tej długości jest dość krótki, co jak dla mnie jest zaletą. Przyzwoita jakość korka, z którego zrobiony jest uchwyt, też sprawia dobre wrażenie. Kijek dostatecznie się ładuje pod niewielkimi przynętami, co umożliwia posłanie na wystarczającą odległość nawet małych i lekkich woblerów owadzich. Blank wykonany jest z Carbonu. Zakupiłem właśnie taką długość (są jeszcze wersje 240 i 260 z tej serii) właśnie dlatego, by rzucać wystarczająco daleko. Dzięki temu kijek się świetnie nadaje do połowu kleni i jazi na obrotówki. Z boleniem jest już trochę gorzej, bo 9 i 11 cm. woblery tonące są dla niego za ciężki. Możliwe jest natomiast łowienie wobkami o dł. 5-6 cm, które co prawda w ostrym nurcie przyginają nieco szczytówkę, ale nie na tyle, by uniemożliwić zacięcie. Największą zaletą tego wędziska jest „trzymanie ryby” – co w przypadku łowienia okoni mnie wręcz zaskoczyło. Okonie praktycznie wcale nie spadają podczas holu zarówno gdy używa się żyłki, jak i plecionki. Przyłów w postaci niewielkich szczupaków też nie jest zanadto kłopotliwy. Kilka razy na małych przynętach wieszały się zębacze o długości do 60 cm. Nie było z nimi najmniejszych problemów. Hol był krótki, a kij doskonale amortyzował zrywy zaciętej ryby. Największą i najsilniejszą rybą jaką na niego udało mi się wyciągnąć był boleń o długości 67 cm. Hol trwał około 4-5 minut. Początkowo bałem się, że kij nie wytrzyma ostrej walki, ale o dziwo udało się szczęśliwie doprowadzić rybę do brzegu. Kij kosztował mnie w sklepie 156 zł. Obecnie kije te można dostać na allegro po cenie 140 zł (w tym wysyłka), zatem jak widać „idzie nowe”. Minusem jest pokrowiec, który sprawia wrażenie niezbyt solidnego, by nie powiedzieć „tandetnego”, ale po kiju za tą cenę nie można się cudów spodziewać. Za taką cenę jaka jest obecnie jest to zakup jak najbardziej opłacalny. Polecam szczególnie łowcom okoni, którzy nie czują się jeszcze wystarczająco pewnie by łowić jeszcze lżejszymi kijami (np. do 6-7g). Biorąc pod uwagę stosunek jakości do ceny, oceniam to wędzisko bardzo wysoko.

Kołowrotek spinningowy
18 kwietnia 2020, 16:06

Jaki powinien być kołowrotek spinningowy? Jakie kryteria powinien spełniać? I czym powinien się kierować konsument (czyli wędkarz spinningista) chcący go zakupić? Producenci już od dawien dawna „piorą mózgi” wędkarzy nobilitowaniem swoich produktów opisując je jako ósmy cud świata. Często w reklamach, bądź opisach producentów wypisuje się rzeczy albo niepotrzebne, albo wręcz niestworzone. Oto kilka przykładów wziętych „żywcem” z opisów producentów dot. młynków „spinningowych”:

Kołowrotek spinningowy, kołowrotki spinningowe

1. „X łożysk japońskich”

- a skąd mamy wiedzieć, co znaczy „japońskie łożyska”? Oraz co to ma znaczyć? I czym się różnią od „niejaopńskich”?

2. „numerycznie projektowana, frezowana przekładnia”

- a co to ma do rzeczy jak projektowana? Ważne z czego jest i jak jest spasowana!

3. „multitarczowy hamulec odporny na działanie wody” (a są jakieś hamulce w których jest jedna tarcza? Są nieodporne na wodę?)

4. „Dotaczana szpula”

- a co to znaczy „dotaczana”? Dotoczyć to można beczkę do piwnicy, albo siebie do domu po większej libacji…

5. „System antysplątaniowy, zapobiegający także skręcaniu linki”

– KAŻDY kołowrotek o stałej szpuli skręca linkę! Jeden bardziej, drugi mniej. A plącze linkę nie kołowrotek tylko wędkarz i na to rady nie ma jak się jest nieuważnym na łowisku.

6. „odkuwana korbka,”

– no comment…

7. „precyzyjnie wycięta i mocna przekładnia”

- hahahaha (patrz niżej odn. przekładni)

8. „Całość jest starannie złożona oraz prezentuje się bardzo elegancko”

- żyjemy w XXI wieku, teraz wszystko musi dobrze wyglądać – każdy produkt, nie tylko z rynku wędkarskiego. Ale jakie to ma znaczenie w praktyce? – żadne! ABU Cardinale na ślimakach urodą nie grzeszyły, Rex też nie, a ABU Suveran uchodzi wręcz za brzydactwo. A są niemal doskonałymi kołowrotkami. Co do „starannego złożenia” – może lepiej zanegować i napisać „niestarannie…” – chyba też nie. Po co w ogóle pisać o tej staranności, skoro to rzecz - wydawałoby się - oczywista?

9. „Precyzyjny system nawoju żyłki na szpulę kołowrotka”

- No jeszcze by tego brakowało, żeby był nieprecyzyjny… mamy XXI wiek panowie, a precyzyjnie nawijały dobre młynki już ponad 50 lat temu! Chociaż jak widzę „odwrócone stożki” na niektórych nowych młynkach to widzę tylko błąd projektantów.

10. „Wszystkie elementy mechanizmu są w najwyższym standardzie wykonania.”

- Kolejne idiotyczne lanie wody.

11. „Dynamiczne wyważenie rotora, z przednim hamulcem walki.”

- A czym się różni od „niedynamicznego wyważenia rotora”? – w skrócie „kolejny bezsens”

 

A tutaj dwa nieco dłuższe (prawdziwe perełki) opisy – zrobione chyba przez speca od marketingu, który dopiero co skończył studia (z wynikiem miernym):

1. „Za tę cenę nie kupisz lepszego kołowrotka! Wspaniała, dynamiczna linia kołowrotków XXX, współgra z fantastyczną mechaniką - 2 łożyska kulkowe i 1 wałeczkowe, w połączeniu z komputerowo zaprojektowaną przekładnią, zapewniają płynność pracy znaną zwykle z dużo droższych kołowrotków.”

- To już wogóle przesada! Producent zapewnia o płynności pracy… Na 2 łożyskach + 1 to raczej niemożliwe, chyba, że się zamiast smaru daje oliwę w nowym młynku (a wiele firm ostatnio tak robi, dlaczego to robią - o tym dalej). O długowieczności takiego sprzętu zwłaszcza w spinningu zapomnijcie… I jeszcze ten tekst o „komputerowo zaprojektowanej przekładni” :-D Teraz WSZYSTKO się projektuje na komputerze, a nie na papierze milimetrowym ;-)

2. „Kołowrotek firmy XXX której nie trzeba reklamować wędkarzom, precyzja i płynność a do tego bardzo niska waga czynią go najlepszym w swojej klasie.”

– jasne… (patrz niżej)

Po takim „praniu mózgów” wędkarze kupują co roku nowy młynek (a czasem po kilka w ciągu roku) i są wiecznie niezadowoleni, bo młynek się albo szybko rozlatuje, albo zaczyna „rzęzić” albo nabiera luzów w zastraszającym tempie. Mówiąc krótko: nie spełnia oczekiwań wędkarza – spinningisty!

Czas zatem rozprawić się z powyższymi mitami i bzdurami. Pora powiedzieć wprost co tak naprawdę jest ważne żeby młynek nadawał się do ciężkiej spinnowej orki.

 

Oto najważniejsze elementy, kołowrotka spinningowego:

1. Przekładnia główna;

2. Obudowa;

3. Łożyska;

4. Szpula;

5. Rolka kabłąka i kabłąk;

6. Hamulec.

 

PRZEKŁADNIA GŁÓWNA

Podstawa! Kołowrotek spinningowy musi posiadać mocarną przekładnię, aby mógł długo wykonywać swoja pracę. W ciągu kilku godzin łowienia na spinning młynek wykonuje taką samą pracę jak kołowrotek spławikowca/grunciarza przez kilka lat. W przekładni ważne są dwa czynniki: spasowanie i materiał wykonania. Co do spasowania i samego napędu to ideałem były przekładnie ślimakowe stosowane niegdyś – poprawnie spasowane modele służą do dziś nawet gdy nie są oszczędzane i sporadycznie się je konserwuje. Dziś już kołowrotków na takiej przekładni się nie produkuje (z małymi wyjątkami, ale to już naprawdę wyższa półka i zakupy za granicą). Materiał z którego wykonana powinna być przekładnia do trudnościeralne metale. Tutaj nie ma miejsca na kompromisy! Przede wszystkim: mosiądz (albo „morski mosiądz” – tzw. „marine brass”), frezowana stal (tylko najwyższej jakości), brąz. Wpływa to znacząco na wagę kołowrotka, ale o tym dalej. Większość kołowrotków ma przekładnie z aluminium, bądź ze stopów aluminium z grafitem… ręce opadają. Jest to niewiele sztywniejsze niż plastelina i wytrzymuje naprawdę niewiele. Są przypadki, że już po godzinnym łowieniu przekładnia jest zużyta.

OBUDOWA

Kolejny ważny element. Porządna obudowa zapewnia precyzyjne i solidne umiejscowienie poszczególnych elementów mechanizmu kołowrotka. Co więc rozumiemy jako „porządna obudowa”? Tutaj ważny jest też materiał z którego jest wykonana. Mosiądz jest zbędny tym razem ;-) Ważne żeby nie była plastikowa ani z plastikopodobnych tworzyw sztucznych. Wystarczy aluminium, albo kompozyt grafitowo aluminiowy o podwyższonej sztywności. Wysoka sztywność obudowy zapewnia zmniejszenie powstawania się luzów w mechanizmie kołowrotka, a co za tym idzie zwiększa jego żywotność.

ŁOŻYSKA

Trzy łożyska za mało – jest to oznaka, że producent postanowił oszczędzić i zamiast łożysk zafundował nam tuleje plastikowe (przy spinningu wytrzymują od 2 do 6 tygodni). Wyjątkiem w młynkach spinningowych o małej liczbie łożysk są stare kołowrotki – tam nie było tuleji z plastiku, tylko z fosforobrązu – radziły sobie dobrze z przeciążeniami przy zachowaniu przyzwoitej kultury pracy całego młynka.

Ile zatem powinien mieć łożysk kołowrotek spinningowy?

Moim zdaniem liczba powinna się wahać pomiędzy 7-10, oprócz tego ważne jest, by młynek posiadał też łożysko oporowe – chociaż dzisiaj to już standard.

Podejrzanie wyglądają natomiast młynki, które mają po 11 i więcej łożysk – no chyba, że są to kołowrotki za ponad 2 tys zł. Jak dla mnie umieszczanie łożyska w uchwycie korbki, to przesada lekka. Ważna natomiast jest jakość łożysk. Zaufajmy więc dobrym markom, a nie firmom „krzak”

SZPULA

Tutaj też już od pewnego czasu pojawił się standard – szpula jest z aluminium, albo jakichś jego kosmicznych odmian (lotniczy dural itp.). Nie może być plastikowa. Jeśli chodzi o grafit – zapasowa owszem, ale Głowna alu! Chociaż producenci już odchodzą od zapasowych szpulek z grafitu i w standardzie oferują dwie aluminiowe. Rant (krawędź) szpuli powinien być pokryty tytanem, albo azotkiem tytanu, oszczędza to linkę podczas wyrzutu.

ROLKA KABŁĄKA I KABŁĄK

Rolka powinna się obracać na łożysku kulkowym (albo na dwóch)! Ważne żeby kręciła się idealnie przy niemal zerowym oporze. Powinna być szczelnie obudowana, by nie zakleszczała i nie cięła linki. Dobrze jak jest pokryta trudnościeralną powłoką - np. azotkiem tytanu, dzięki temu linka nie będzie tak drastycznie ścierana jak na tradycyjnej rolce.

HAMULEC

Powinien być przede wszystkim superdokładny i precyzyjny.

Kolejnych kilka rad, których mogę udzielić kupującym:

1. Nie sugerujcie się opiniami użytkowników wędkarskich for internetowych! Są one często wypisywane przez anonimowych gówniarzy, którzy dowartościowują się pisząc, że kołowrotek, którym łowią jest „naj” i że go polecają (a kołowrotek mógł być użyty 4 razy po pół godziny i na tym się jego „naj” kończy, poza tym, że jest prezentem od wujka na 12 urodziny).Wyjątkiem są sytuacje, gdzie jesteście czytelnikami forum jakiś czas i wiecie „kto jest kim” na forum. Porada dobrego i doświadczonego wędkarza nawet przez sieć – zawsze w cenie i najczęściej bywa obiektywna.

2. Nie sugerujcie się w sklepach zdaniem sprzedawcy! Oni zawsze będą próbowali wcisnąć, to na czym mają największą marżę, albo to co im nie schodzi z półek. A uwierzcie mi, że potrafią zademonstrować młynek w taki sposób, że kupujący nabierze na niego ochoty w przekonaniu, że jeszcze to świetna okazja.

3. Nie sugerujcie się w sklepach, tym że kołowrotek „na sucho” kręci lżej niż inne – to najczęściej jest sprawa używania oliwki zamiast smaru i tulejek plastikowych zamiast łożysk. W warunkach bojowych taki młynek długo nie pociągnie.

4. Nie kupujcie sprzętu firm „krzak” – lepiej kupić tańszy model dobrej firmy, niż droższy i zdawałoby się „bardziej wypasiony” firmy „krzak” ;-)

5. Kupcie kołowrotek, który jest ciężki (tak, tak) spora masa kołowrotka mówi nam z czego jest wykonany. Lekkie młynki to najczęściej badziew z tworzyw sztucznych. Prosty przelicznik: młynek do średniego spinningu, którego pojemność szpulki wynosi 150 metrów linki o średnicy 0,25 mm powinien ważyć od 300 do 320g. Niektóre firmy robią młynki o takiej pojemności, które ważą zaledwie 200g. Łatwo się domyślić z czego mają mechanizmy i obudowę ;-)