Najnowsze wpisy, strona 22


Czytanie rzeki nizinnej cz. I „Czym jest...
18 kwietnia 2020, 15:57

Rzeki nizinne stanowią znaczny odsetek łowisk PZW, są więc jednymi z najczęściej odwiedzanych przez wędkarzy. Żyją w nich w zasadzie wszystkie gatunki ryb drapieżnych jakie mamy w Polsce. W Wiśle zdarza się troć, pstrąg, a podobno nawet głowacica. Ryby łososiowate, to oczywiście przypadki. Natomiast z gatunków, które regularnie występują w rzekach nizinnych to: szczupak, okoń, sandacz, sum, kleń, jaź, boleń, brzana. Aby rozpocząć jakiekolwiek rozważania na temat rzeki, należy przede wszystkim sprecyzować "czym jest rzeka?"

czytanie rzeki

Podaję za wikipedią: "Rzeka – naturalny, powierzchniowy ciek wodny płynący w wyżłobionym przez erozję rzeczną korycie, okresowo zalewający dolinę rzeczną. W Polsce przyjmuje się, że rzekę stanowi ciek wodny o powierzchni dorzecza powyżej 100 km²." Ano właśnie "ciek wodny płynący". Jak wiadomo - woda - to potężny żywioł, sam w sobie. Jeśli płynie, jest jeszcze potężniejszy. Sam charakter rzeki, to wypadkowa wielu zmiennych, do których można zaliczyć: podłoże i poziom jego spadku, szerokość, głębokość, siła nurtu, natlenienie, żyjąca w wodzie flora i fauna. Wiadomo, ze powyższe czynniki są od siebie zależne. Rodzaj podłoża, determinuje procesy wypłukiwania i drążenia go przez nurt. Inaczej zachowuje się podłoże żwirowe, inaczej kamienne, a jeszcze inaczej piaszczyste. Szybkość nurtu - to głównie ono reguluje poziom natlenienia wody, co z kolei wpływa na florę i faunę. Ponadto rzeka nie jest "stała". Rzeka żyje, wciąż się zmienia i są to zmiany albo ewolucyjne (następujące powoli z czasem), albo wręcz rewolucyjne (gdy idzie wysoka woda z roztopów/powodzi rzeka może zmieść wszystko, nanieść wyspy, wypłukiwać doły). W miejscach o leniwym nurcie i twardym - kamienistym dnie możemy być pewni niektórych niuansów dna z sezonu na sezon. Bywają jednak sytuacje, że przyjeżdżając po raz pierwszy w sezonie na ryby możemy trafić na niespodziankę. Nasz dołek zostanie zasypany, na środku utworzy się wyspa, pojawić się mogą w wodzie zwalone drzewa i inne przeszkody, które naniósł nurt itp. Jak wiadomo woda ciałem stałym nie jest. Działa natomiast na nią grawitacja. Stąd kierunek rzeki zawsze jest „w dół”. Ponadto woda płynąca nie lubi przeszkód i zawsze woli "na skróty". Efektem tego są zakola, rzeka meandruje drąży łuki po zewnętrznej zakrętów. Czasami można spotkać rzeki, gdzie jest dosłownie "zakręt na zakręcie', po jakimś czasie rzeka może zwyczajnie "amputować" swój własny fragment przecinając dwa zakręty i stworzyć z nich starorzecze, samemu podążając w linii prostej. Takim przykładem jest np. dolna Nida.

Sumując powyższe – rzeka nizinna to pojęcie bardzo obszerne. Znajdziemy na niej miejsca bardzo zróżnicowane pod wieloma względami. Na tej podstawie właśnie wysnuwać będziemy wnioski na temat tego jaki drapieżnik na danym odcinku występuje. Bowiem niemal każdy gatunek ma swoje specyficzne upodobania co do miejsca występowania, sposobów żerowania itd. Na różnych miejscach stosuje się inne strategie i właśnie „czytanie rzeki” będzie serią artykułów opisujących typowe miejsca w rzekach wraz z tym, co na nich można spotkać, czego po nich oczekiwać i przede wszystkim jak na nich łowić.

Boczny trok
18 kwietnia 2020, 15:53

Boczny trok, to metoda diabelnie skuteczna i (dla mnie) tak samo niesportowa. Odbiera wielkie emocje podczas spinningowania. Chodzi mi o: bezpośredni kontakt z przynęta i rybą na zwykłym zestawie, gdzie przynęta dynda na końcu zestawu, bezpośrednio przypięta do agrafki. Są jednak momenty, że trok jest jedyną metodą umożliwiająca nam złowienie ryby. Są to sytuacje, gdy ryby znajdują się w sporej odległości od naszego stanowiska, lub na dużej głębokości i mają ochotę tylko na przynęty maleńkie. A małego paproszka nie ma jak podać na znaczną odległość i na wielką głębię. Tradycyjna główka, którą możemy uzbroić takie maleństwo, może ważyć co najwyżej kilka gramów, a dodać należy, że nawet przy takim zbrojeniu, przynęta będzie zachowywała się nienaturalnie. Odpowiedzią na te problemy jest właśnie boczny trok. Jako, że podczas jego stosowania używa się naprawdę małych gumek jako przynęt (głównie tradycyjne twisterki i ośmiorniczki), złowić można naprawdę wszystko. Utarło się, ze na "troka" łowi się tylko okonie, a jednak praktyka pokazuje, że w pewnych miejscach okonia tą metodą możemy nie złowić wogóle. Naszą przynętę połknie za to bardzo chętnie: leszcz, krąp, płoć, czasem jaź, kleń lub brzana albo jazgarz. W każdym razie: "lepszy rydz, niż nic!"

Boczny trok

Sprzęt do troka

Wędka delikatna. c.w. max do 16g, ale sprawdzą się też lżejsze - np. do 12g. Przesadą natomiast jest stosowanie kijków o c.w. poniżej 10g. Czasem po prostu trzeba zastosować ciężarek cięższy, jeżeli głębokość łowiska lub odległość, na której chcemy łowić, tego wymaga. Łowienie ciężarkami powyżej 15g. osobiście uważam za przesadę. Jeśli chodzi o linkę, to stosuje się głównie żyłki. Ekstremaliści łowią nawet na przypon z żyłki o średnicy 0,10mm, maksymalnie do 0,12mm. Dla mnie to też przesada. Wolę solidną „żyłę” o grubości 0,16mm. Plecionki podczas "trokowania" nie stosuję wogóle. Już próbowałem - wbrew naukom moich nauczycieli - efekt był taki, że przeżyłem rozczarowanie kilkakrotnie. Ale cóż - człowiek uczy się na błędach...

Przynęta

Gumki, gumki i jeszcze raz gumki. Ripperkopodobne odpadają, wpadają w ruch wirowy na haczyku i prezentują się w wodzie beznadziejnie. Pozostają twisterki i ośmiorniczki. Szybując nad dnem, mają imitować larwy, małe robaki i tym podobne żyjątka. Dlatego z kolorów najlepiej zaczynać od ciemnych. Wiele osób jako ideał, poleca gumki w tzw. kolorze "motor-oil", ja szczególnie dobrych efektów na nie, nigdy nie miałem. Może to świadczyć o tym, że ryby z "moich" łowisk mają inne upodobania, albo podwodne robale mają inną barwę. Być może przejrzystość wody i głębokości na których łowię, powodują że przynęta w tej barwie, nie jest zbyt atrakcyjna, lub zwyczajnie niewidoczna. Dla mnie ideałami są kolory: czarny, czarny z brokatem, brązowy z różnymi kolorami brokatu, pomarańczowy, ciemnozielony, fioletowy, szary oraz biały i fluo. Przynęty, których używam, nie mają nigdy więcej niż 3,5 cm. długości. A za najlepsze uważam miniaturowe paprochy - "jednocalówki". Gumki zbroję w pojedynczy haczyk, dostosowany wielkością do przynęty. Moim zdaniem, nie ma znaczenia, czy haczyk będzie z "łopatką", czy z "oczkiem", chociaż znam ludzi, którzy dyskusję o wyższości jednego nad drugim mogliby ciągnąć w nieskończoność.

Oprócz gumeczek, ciekawym pomysłem są sztuczne muszki. Tak, tak - takie same jak używają muszkarze. Odpowiednio dobrana muszka do warunków łowiska - jakaś larwa lub coś w tym stylu, ciągnięta pod wodą, jest dużo skuteczniejsza niż jakakolwiek gumka! Trzeba jeszcze tylko mieć dostęp do takich muszek, umieć je robić, a najlepiej znać dobrego muszkarza, który zawsze "wie co w wodzie piszczy" i udostępni nam swoje cudeńka.

Ciężarki

Nie chodzi mi o gramaturę - tutaj każda rada napisana w artykule, może się okazać nietrafiona. Ciężar dobieramy do swojego łowiska, jego głębokości i uciągu wody - o ile łowimy w rzece. Jedyne na co chciałbym zwrócić w tym miejscu uwagę, jest kształt ciężarka. Są używane gruszki, łezki, kulki i inne kształty. Jak dla mnie najlepszy i najbardziej uniwersalny jest kształt pałeczki - zwłaszcza na dnie kamienistym - rzadko grzęźnie w zaczepach, z kolei "łezka" i "kulka" są dobre na dnie miękkim - zbierają mało zielska.

Montaż

Trok wiążemy do linki głównej, za pomocą jakiekogolwiek węzła, który nie będzie powodował przesuwania się troka wzdłuż linki głównej. Długość samego troka i odległość węzła od przynęty, to znów temat na nieskończoną dyskusję. Ja zaczynam od troka o dł. około 20-25 cm i w miarę potrzeby zwiększam go maksymalnie do 0,5 m. - staram się dostosować go do głębokości żerowania ryb. Spece od trokowania w jeziorach, mają opanowane do perfekcji błyskawiczne przedłużanie i skracanie troka. Łowią czasem kijami o dł. ponad 4m i ich troki czasem mają nawet 2 m. długości. Oczywiście kryteria doboru długości dokonują na podstawie obserwacji zachowania ryb w zbiorniku, w którym łowią. Kolejną dyskusyjną kwestią jest używanie potrójnych krętlików do montażu zestawu. Jedni twierdzą, że to bardzo praktyczne, inni że plącze linkę. Ja krętlików takich nigdy nie używałem i nie używam, bo mój "trokowy guru" mnie tak nauczył. Poza tym nie widzę sensu stosowania w takim zestawie krętlika. Jest on po prostu zbędny. Przynęta ma szybować nad dnem, a nie być ściągana w dół, przez te ułamki gramów, stanowiące krętlik. Tylko taki sposób podania zapewni jej naturalną prezentację pod wodą.

Prowadzenie przynęty

Nie ma reguł! Jedni ściągają szybciej, z przerwami i nieregularnie. Jeszcze inni wloką ciężarek po dnie. Ja jestem zwolennikiem stosowania obydwu metod. Staram się łowić przede wszystkim "na wleczonego", ale czasem zatrzymuję ściąganie przynęty, czasem lekko przyspieszę, byle bez żadnych szaleństw. Tnę w przypadku każdego nienaturalnego przygięcia szczytówki.

10 najczęstszych błędów początkującego...
18 kwietnia 2020, 15:50

Każdy z nas popełnia błędy. Niektóre możemy wyeliminować wraz ze wzrostem naszego doświadczenia. Z niektórych nie zdajemy sobie nawet sprawy i dalej je popełniamy.

Mądre przysłowie mówi: "Człowiek uczy się na błędach". A jeszcze mądrzejsze: "Człowiek uczy się na błędach... Głupi na swoich, mądry na cudzych" ;-) Ten artykuł dedykuję tym mądrym, niech się pouczą na moich błędach. Błędach, które stale staram się eliminować (nie tylko podane niżej, bo je chyba już wyeliminowałem - przynajmniej mam taką nadzieję). Ale jak w każdej dziedzinie życia - także w wędkarstwie dążę do ciągłego samodoskonalenia. Analizuję więc co robię źle, co można robić lepiej itd. Z owych analiz wyciągam wnioski, po czym opracowuję metodologię dalszych swoich działań i staram się iść do przodu i rozwijać w swoich poczynaniach.

błędy wędkarskie, catch and release

Oto 10 najczęstszych błędów spinningistów, nie są one ułożone w żadnej kolejności. Po prostu wszystkie są błędami, a w jakim stopniu popełniasz je Ty, drogi czytelniku, nie ma znaczenia. Warto się nad nimi zastanowić i wyciągać wnioski.

1. Dalekie rzuty

Ilu jest wędkarzy stojących na brzegu i ciskających z całej siły przynętę przed siebie? Nikt nie zliczy. Czasami łowienie traktują jak zawody w rzucaniu na odległość. Zobaczcie na ich skuteczność w łowieniu ryb - marna? A no właśnie. Ryby są często przy samym brzegu. Ciskanie na odległośc jest bez sensu.

2. Zbyt szybkie prowadzenie przynęty

W zasadzie, to nawet nie prowadzenie, a "zwijanie", na dodatek w ekspresowym tempie. Kołowrotek wielkości 4000, albo większy, przełożenie 6:1 i mamy klasyczny przykład "korbkowego wyścigowca". Owszem - niekiedy szybkie ściąganie przynęty przynosi dobre efekty, ale uwierzcie mi - w większości przypadków lepiej się sprawdza powolne jej prowadzenie.

3. Trzymanie kija

Czy dobrze trzymasz swój spinning? Czy dłoń spoczywa w miejscu, gdzie znajduje się środek ciężkości? Jeśli tak, to ok, a jeśli nie, to czytaj dalej. Spotkałem nad wodą wędkarzy trzymających kij poniżej kołowrotka - na dolniku... Pomijając zwyczajną niewygodę i spore opory do pokonania podczas zacięcia - co praktycznie wyklucza większość przypadków skutecznego zacięcia, dochodzą do tego długotrwałe konsekwencje. Choroby stawów. Tak, tak, nadgarstek tego nie wytrzyma po kilku latach.

4. Kij nad samą powierzchnią wody

Kolejny głupi nawyk. Wędkarz w każdej sytuacji łowiący kijem nisko opuszczonym do lustra wody. O ile czasem takie prowadzenie ma swoje zastosowanie, to niekiedy aż się słabo robi. Stoi nad wodą facet, głębokość nie przekracza 1m głębokości, a on wrzuca tam wielką blachę, kij w dół i co rzut ma zaczep... Klnie na swojego pecha, traci przynęty, a pomyśleć nie ma komu...

5. Głośne zachowanie nad wodą

Czyli zwykłe płoszenie ryb. Zwłaszcza jak zbierze się kilku kolegów, staną w odległości 20m od siebie i co chwile krzyczą do siebie "miałem branie", albo "ale mi teraz coś uderzyło!" - no i tak mają te "brania" i "uderzenia" przez cały Boży Dzień, a ryby wyciągniętej ani jednej...

6. Pozycja nad wodą

Czy stajesz nad samym brzegiem? Czy w pewnej odległości od niego, w krzakach, przykucnięty? Zapewniam że opcja nr. 2 jest w KAŻDYM przypadku lepsza.

7. Zestaw

Kij do 40 g i łowienie sandaczy w miejscu gdzie jest 3m głębokości... Kij o c.w. do 12 g i plecionka 20 LB, Kij do 80g i łowienie okoni na żyłkę 0,25 mm

Wiecie co mam na myśli?

8. Brak kapoków na łódce

Odsyłam do policyjnych statystyk dotyczących wędkarzy - topielców. Ponadto - kapoki są teraz obowiązkowe na każdym "pływadle".

9. Pamiętajmy, że rybę (zwłaszcza dużą) trzeba jakoś podebrać!

Bądźmy na to gotowi i nie róbmy głupot typu rzucanie z wysokiej skarpy w miejscach gdzie może się czaić spory drapieżnik. Na lince się go potem nie podniesie - pęknie albo ona, albo krętlik, albo kotwica. A ryba odpłynie z woblerem - okaleczona...

10. Nie zjadajmy złowionych ryb

Wiem, że niektórym trudno jest się oprzeć. Wydaje mi się, że żeby tą zasadę zrozumieć, to trzeba powędkować przez kilka lat - najlepiej często na jednym łowisku. Wędkarzom doświadczonym, którzy wiedzą jak działą ekosystem nie trzeba tego tłumaczyć. Do zasady C&R (catch and release - czyli z jęz. angielskiego: "złów i wypuść") - trzeba po prostu dojrzeć.

Wormy, raki i inne przysmaki
17 kwietnia 2020, 11:45

Rynek przynęt spinningowych jest przesycony ich liczbą, rodzajami, rozmiarami i kolorami. Wiele z nich może się okazać diabelnie skuteczna. O ile oczywiście łowiący wie jak je uzbroić i jak nimi łowić. Niniejszy artykuł nie dotyczy klasycznych twisterów i ripperów, ale tego co gumowe, rzadko spotykane i przywędrowało do nas zza oceanu. W USA gumami się lowi zupełnie inaczej niż u nas. Inaczej wyglądają u nich niektóre gatunki dżdżownic, pierścienic itp. stworzeń. Ale oni z wyglądu tychże i ze sposobu ich zachowań w przyrodzie potrafią wyciągać wnioski będace świetną podstawą do praktyki wędkarskiej. U nas większość importerów i sprzedawców ogranicza się tylko do klasycznych gumek i klasycznych - okrągłych główek jigowych do zbrojenia ich. Znaleźć dobrze zaopatrzony sklep w "amerykany" jest w Polsce bardzo ciężko. A ja, nie ukrywam, kocham gumki i eksperymenty z nimi. Na szczęście mamy allegro i kilka sklepów internetowych, gdzie można nabyć wiele wynalazków powszechnie niedostępnych. Kiedyś tak właśnie zacząłem kupować i kupować. Potem na łowisku zaczynała się kombinatoryka: "Jak tym łowic?" Powstawały naprawdę orginalne rozwiązania, niektóre skuteczne, niektóre... mniej... Zacząłem więc przeglądać filmiki z youtube i strony internetowe producentów gumek. Gdzieniegdzie były instruktaże jak uzbroić i jak prowadzić takiego orginała. W każdej wolnej chwili przed komputerem studiowałem więc tajemną wiedzę zza oceanu i starałem się ją później wdrażać nad wodą w praktyce. Problemem był fakt, że niektóre przynęty nadawały się tylko do łowienia w pionie z łódki. Tak przynajmniej przewidywał producent. Ja każdą gumę zbroiłem w pojedyńczy jigowy hak i w ten sposób rozpoczynałem z nim eksperymenty. Kombinowałem przede wszystkim ze sposobem prowadzenia. Przynosiło to nadspodziewanie dobre efekty. Zwłaszcza w połowie okoni i sandaczy w głębokich dołkach. Często na takim gumiaku wieszał się sum, co ugruntowało te przynęty w moim prywatnym rankingu bardzo wysoko - jako własnie przynęty na wąsacza. Wiele tego typu gumek przewidywane były do łowienia metodą "drop-shot", a ja nimi zwzięcie jigowałem. Ba! kiedyś uzbroiłem 16 cm biało-czarnego worma w ledwie 3 gramową główkę o krótkim trzonku i prowadząc pod samą powierzchnią wody złowiłem na niego sporego tęczaka. Jak się później zorientowałem, w okolicy tamtej było wiele zaskrońców... Moje studia nad gumą zataczały coraz szersze kręgi i kierowały mnie w coraz to inne kierunki. Bywało, że nad wodą testowałem gumki przez godzinę czasu na płytkiej wodzie w polaroidach żeby widzieć jak się zachowują przy danym sposobie prowadzenia. To był strzał w dziesiątkę! po jakimś czasie opanowałem sporo technik prowadzenia ich - idealnych dla każdej z gumek, którymi łowiłem. Wszystkie starałem się łączyć w jedną - płynną całość od zarzucenia przynęty, aż do doprowadzenia jej do brzegu. Ryb z czasem też było coraz więcej. Bywało, że w pewnych okresach roku łowiłem mniej. Wtedy zaczęły się studia nad literaturą fachową! Zacząłem czytać o życiu pijawek, dżdżownic, węży, raków, minogów i innych wodnych stworzeń. Pewne uproszczenia naukowe charakteryzujące poszczególne gatunki, dały odpowiedzi na wiele pytań odnośnie tego, dlaczego czasem łowię (i to wiele), a czasem nie. To z kolei pozwoliło mi zoptymalizować logistykę swoich połowów. Innymi słowy - wiedziałem kiedy i na co łowić. Jakiego "gumowca" użyć, w jakich partiach wody, jak go poprowadzić i czy warto tego dnia wogóle na taki wynalazek łowić. A ryby na długaśne przynęty były fantastyczne. Nawet nie wiedziałem, że w moich łowiskach żyją takie fantastyczne okonie. Na 20 cm gumy lubiał wziąć też spory sandacz i sum (tutaj niestety nie wiem jaki, bo często łowiłem zbyt lekkim sprzętem żeby móc powstrzymać odjazd skurczybyka).

wormy, worms

Po jakimś czasie zacząłem kombinować - jak poprowadzić gumę jeszcze inaczej. Trzeba było zmienić sposób zbrojenia. zacząłem się rozglądać za czymś innym do uzbrojenia, niż zwykły jigowy łeb. Poza tym, na niektóre przynęty miałem wyniki wręcz mierne... Przede wszystkim na raczki. Udało mi się dostać kilka haków typu: "offset weighted" i "weight back". Dobpiero uzbrajając w nie swoje dziwaczne gumy udało się z nich wydobyć ciekawą i atrakcyjną pracę. Pozwoliło to sprowokować do brania nawet klenie!

Offset Weighted był idealny do kazdej gumki - przynęta w trakcie opadania zatacza kręgi i wyglada jak zestrzelony Messerschmitt albo rybka, która zaliczyła ciężki nokaut przy powierzchni, ale udało jej się ujść z życiem. Haki sprawdziły się także przy zbrojeniu wszelkiego typu gumek - włącznie z klasycznymi twisterami, przynętami tubowymi itp.

Z kolei Jig typu "Weight back" powodował kolebanie się przynęty z jednej strony w drugą. W kierunkach przód-tył. Właśnie takie zbrojenie udało się wydobyć z gumowych raczków prowokujący ruch. W końcu zacząłem łowić na nie ryby.

Nie korzystam jednak ostatnio z takich wynalazków i w dalszym ciągu kombinuję ze zwykłym, klasycznym zbrojeniem. Po prostu łowi mi się tak o wiele przyjemniej i bardziej tak lubię. Zbroję głównie w sposób, w jaki zbroi się klasycznego twistera. Czyli "od głowy". Zdarza się, że zbroję jigowym hakiem worma nawlekając go w połowie, jednak taki sposób zbrojenia zwykłą główką może łatwo poniszczyć gumę. Nie zauważyłem też specjalnie lepszych efektów od zwyczajnego sposobu montazu główki z hakiem. Podstawą jest prowadzenie i prezentacja wabika pod wodą. Niektóre wormy posiadają ogonek jak klasyczny twisterek, korpus w takiej przynęcie jest jednak kilkakrotnie dłuższy niż w twisterku. Inne wormy mają ogonki a'la "miotły", a jeszcze inne są po prostu twisterowym korpusem (dość długim).

 

Trochę o kolorach

Podczas łowienia wormami i innymi dziwolagami upadł mit "białej/jasnej gumy" - jako nejlepszej na sandacze. Już od dawna unikałem łowienia tych ryb na jasne przynęty, bo osobniki, które mnie interesowały, już w większości przypadków były uodpornione na prowokacyjne zachowanie takiej przynęty. Łowcy z białymi gumami narzekali że sandaczy nie ma. A one były! Tylko olewały znane sobie od dawna przynęty. Praktyka pokazała, że ciemne kolory takich gumek są znacznie lepsze i nawet w mętnej wodzie i na dużych głębokościach sandacze, okonie i smy doskonale je widzą. Zatem wybierałem przede wszystkim brązowe, fioletowe, czarne, pomarańczowe - wszystkie z różnymi kolorami brokatu. Do kolekcji dorzuciłem mój "jokerowy" kolor - czyli fluo. Ciekawym i skutecznym rozwiązaniem były gumy dwukolorowe, gdzie końcówka ogonka miała zupełnie inną barwę niż reszta przynęty.

 

Tutaj kilka filmików pokazujacych jak łowić takimi przynętami:

https://www.youtube.com/watch?v=rZkX_o8dnrM

https://www.youtube.com/watch?v=DDK1PvcxkSQ

https://www.youtube.com/watch?v=vJgUW9pTJWc

https://www.youtube.com/watch?v=YvBI25igCvI

https://www.youtube.com/watch?v=_CAnSz5brGk&feature=related

https://www.youtube.com/watch?v=5eAIBGu8Qd8&feature=related

https://www.youtube.com/watch?v=h7hOMNtRKXU&feature=related

https://www.youtube.com/watch?v=Cuy_V7rOCpc&feature=related

https://www.youtube.com/watch?v=6LkdA4u6tNg&feature=related

https://www.youtube.com/watch?v=ttVrxR_1jnM&feature=related

 

Zwróćcie uwagę na zbrojenie przynęt i sposób w jaki wpływa to na pracę przynęty!

Prawda że apetycznie wygląda? ;-) Drapieżnik czasami (a nawet bardzo często) woli zjeść coś takiego niż kolejną rybkę. Więc zamiast podawać w nieskończoność te same przynęty rybkokształtne, warto podrzucić czasami worma i odpowiednio zagrać nim pod wodą. Pamiętajcie! Ryby tego (jeszcze) nie znają!

Klasyczny twister
17 kwietnia 2020, 11:44

Któż go nie zna? Mają go w pudełkach chyba wszyscy spinningiści bez wyjątku. U mnie ta przynęta schodzi z roku na rok, na coraz to dalsze miejsce. Obecnie już ich niemal nie używam. Są w zasadzie tylko sporadyczne przypadki gdy to robię: pstrągi, okonki i sprawdzanie, czy w łowisku nie ma zaczepów ;-)

Klasyczny twister

Dlaczego zepchnąłem tą przynętę tak daleko w swoim rankingu? Kiedyś - owszem - była bardzo skuteczna. Ale to właśnie ona jest odpowiedzialna za "przegumienie" wody. Ryby na twistery już w zasadzie nie reagują, za wyjątkiem przypadków powyżej (pstrągi, okonie). Może przesadziłem – reagują słabo! Kiedyś kombinowałem z rodzajami ogonków, sztywnością samej gumy, rodzajem korpusu, kombinacjami kolorystycznymi itp. Przez jakiś czas przynosiło to efekty, ale nie na długo. Zamiast stać z białym twisterem uwieszonym na agrafce nad wodą i narzekać że "sandaczy nie ma" - postanowiłem kombinować i szukać innych sposobów. Dotarło do mnie bowiem, że tylko w taki sposób można skutecznie i regularnie łowić ryby. W miejscach gdzie łowiłem twisterami zacząłem łowić kogutami, wormami, ripperami i innymi rybkopodobnymi gumkami. Po dopracowaniu sposobów prowadzenia poszczególnych wabików, ich wielkości i kolorystyki efekty przyszły niespodziewanie dobre. Nie tylko łowiłem sandacze, ale łowiłem ich naprawdę sporo - tzn. znacznie powyżej przeciętnej na danym łowisku. A bywało, ze obok mnie stał inny wędkarz (czasami kolega) i nie mógł zahaczyć nic przez całe tygodnie. Patrzył się z politowaniem na moje wynalazki i eksperymenty. Podkreślał, że "biała guma...", że to czy tamto, a po jakimś czasie prosił mnie bym mu powiedzieć, gdzie te cuda kupić, jak poprowadzić. Nie uważam się za odkrywcę Ameryki. Po prostu logicznym wyjaśnieniem braku brań na twistery było "przegumienie", czyli zjawisko, które kiedyś nazywało się "przebłyszczeniem" (czasy kiedy używało się tylko blach obrotowych i wahadłowych), tylko, że w nowym wydaniu. Aktualnym. A twistery są tak powszechnie używane, że są chyba najczęściej stosowaną przynętą na wszelkie ryby drapieżne. Zwróćcie uwagę jak jesteście nad wodą na co łowi większość ludzi. Moim zdaniem wynika to z obiegowych teorii dotyczących tej przynęty. Oczywiście nie bez znaczenia są też takie czynniki jak: niska cena i w miarę duża wszechstronność oraz szerokie spektrum zastosowań na różnych łowiskach. W miejscówkach o niskiej presji wędkarskiej warto nadal stosować klasyczne twisterki. Tam nadal mogą szokować swą skutecznością. Ale umówmy się - ile takich miejsc jeszcze jest? ;-)

Są też inne wyjątki, gdzie stosuję twisterki. Znam dwa łowiska, na których z niewiadomych przyczyn twistery fluo upodobały sobie szczupaki i bolenie. Jadąc tam, zawsze zabieram ze sobą kilka sztuk. Ale to raczej jedno z tych nieprzewidywalnych upodobań ryb, których się nie da wytłumaczyć. Odkrytych przez przypadek. Jak to mówią: "wyjątek potwierdza regułę".

Czy całkowicie je skreślam jako przynętę? Nie! I chyba nigdy tego nie zrobię, ponieważ zdarza się, że przy "badaniu dna" łowię na nie piękne ryby. Wbrew regułom. Jakbym wrzucił tam inną przynętę - droższą i teoretycznie lepszą, skończyłaby zapewne na zaczepie, a ryb by nie było. I właśnie twister spełnia u mnie takie zadanie "sondy podwodnej", która ma określać rodzaj podłoża i jego niuanse.