Najnowsze wpisy, strona 27


Cykady
17 kwietnia 2020, 11:16

Cykada - jeszcze jedna znana, a nieczęsto stosowana w Polsce przynęta. Pojawiła się u nas (na szeroką skalę) w latach 90-tych za sprawą niemieckiej firmy DAM. Za sprawą swojego wyglądu i bardzo agresywnej pracy była porównywana do hybrydowego połączenia blaszki wahadłowej z woblerem. Zachwalana w prasie wędkarskiej i reklamach była przynęta dość drogą, a na dodatek mało kto potrafił nią łowić. Bardzo łatwo ją było urwać, bowiem cykada z racji swej budowy jest przynętą dośc ciężką i tonie w wodzie jak kamień - albo nawet szybciej. Wędkarze lubiący eksperymenty kupowali całe zestawy i rwali je na zaczepach nie łowiąc na nie żadnej ryby. Byli jednak i tacy, którzy nie poddawali się łatwo. Analizowali budowę przynęty i sami probowali wykonywać kolejne egzemplarze. Pomimo rwania setek przynęt w ciągu sezonu, uczyli się je prowadzić w różnych warunkach i z czasem zaczęli osiągać sukcesy. Ci właśnie ludzie kochają cykady i pozostają im wierni. Bywa że niekiedy są oni jedynymi na łowisku, którzy łowią ryby danego dnia. W Polsce jest też kilku zagorzałych fanów cykady, którzy przynęty te zaczli wytwarzać własnoręcznie i sprzedają swoje wyroby na szeroką skalę. Muszę przynać, że są znacznie lepsze od większości pochodzącej z seryjnych produkcji.

W czym tkwią więc tajemnice cykady? Mianowicie nie w żadnej magii, ale w jej budowie, wielkości i kolorystyce - czyli elementach ważnych w każdym rodzaju sztucznych przynęt. Oraz, a może przede wszystkim w miejscach gdzie można ją zastosować. Zacznijmy od jej budowy. Cykada składa się z obciążenia, listka, 2-3 dziurek do mocowania agrafki i 1 albo 2 kotwiczek. To właśnie kształt obciążenia oraz rozmiar i kształt listka są elementami składającymi się na "wyważenie" cykadki. Oczywiście ważne są też kotwice, ich rozmiar oraz umiejscowienie. W zależności od oczka, do którego mocujemy agrafkę w cykadzie uzyskujemy różne efekty. Im niżej zapniemy naszą przynętę tym będzie ona miała drobniejszą pracę. Takie ustawienie nadaje się przede wszystkim do łowienia w silnym nurcie. Zapinając wabik o środkowe oczko uzyskujemy pracę o nieco większej amplitudzie drgań. Natomiast korzystając z oczka najwyższego - wahania cykady będą miały największe wychylenie, będą najmocniejsze, takie ustawienie wydaje się najlepsze przy ściąganiu przynęty z nurtem.

cykady, łowienie cykadą

Wady i zalety

Cykada nie jest przynętą doskonałą - jak każda inna. Ma po prostu swoje zastosowanie w pewnych warunkach. W innych może być nawet nie tylko nieefektywna, ale po prostu nieprzydatna. Cykada bardzo mocno wibruje w wodzie. Pod tym względem chyba żadna inna przynęta nie może się z nią równać. Potężna fala hydroakustyczna, którą wytwarza może być zarówno zaletą, jak i wadą. Bywają dni, że mocne drgania wręcz płoszą ryby. Bywa także, że wibracje wabią drapieżców z dużych odległości. Wtedy właśnie cykada pokazuje swoją prawdziwą siłę, gdy zawodzą woblery i obrotówki. Niewątpliwą wadą cykady jest także jej podatność na zaczepy. Cykada tonie błyskawicznie i już moment po wpadnięciu do wody znajduje się przy dnie. Poprowadzona nieumiejętnie bankowo ugrzęźnie w zawadzie. Biorąc pod uwagę sporą cenę tej przynęty łowienie nią wydaje się czasem po prostu nielogiczne z ekonomicznego punktu widzenia. Urwać ją bardzo łatwo. Z kolei jej relatywnie duża masa w stosunku do wielkości powoduje, że można nią rzucić bardzo daleko. Cykada jest chyba najbardziej "lotną" przynętą ze wszystkich. Dzięki temu można nią sięgnąć miejsc, gdzie inny wabik by nie doleciał.

Gdzie łowić cykadą

Ponieważ cykada jest przynętą, która szybko tonie i nietrudno nią o zaczep, łowię nią przede wszystkim w miejscach bardzo głębokich. Najlepiej gdy dno usiane jest sporymi kamieniami, lub żwirem. Oczywiście można to robić na każdym rodzaju dna, także na piaszczystym i mulistym, aby przynęta nie zbierała z dna wszystkiego co się na nim znajduje, lepiej korzystać z wersji z jedną tylko, zamontowaną na górnej części listka - kotwicą. Dlatego właśnie łowienie cykadą to dla mnie głównie bardzo głębokie dołki i rynny. Do tego nadaje się idealnie. Zdarza się czasem że małą cykadką poluję na niewielkich głębokościach na wybredne klenie i jazie. Wówczas prowadzę przynętę dość szybko przy wysoko uniesionej szczytówce kija, a zwijanie rozpoczynam natychmiast po zarzuceniu, gdy wabik wpadnie do wody. O dziwo przypowierzchniowe łowienie cykadą, chociaż trudne z technicznego punktu widzenia znajduje coraz większe zastosowanie podczas nocnych połowów sandacza. Mętnookie biją w nie gdy są ściągane w szaleńczym tempie pod samą powierzchnią wody.

Prowadzenie

Cykada jest bardzo wdzięcznym wabikiem pod tym względem. Możemy ją ściągać powoli i jednostajnie - jak wirówkę. Możemy nią jigować po dnie, prowadząc skokami - jak klasycznego jiga. Możemy nią łowićw poprzek silnego nurtu kasując jedynie luz na lince - w każdym z tych przypadków będzie pracowała, jeśli ją dobrze wyczujemy.

Którą na co

W zależności od wielkości cykady możemy nią poławiać różne gatunki ryb. Umownie podzielę cykady ze względu na ich masę i postaram się przybliżyć, jaki rozmiar używać do połowu danego gatunku.

Poniżej 2 g. - tym maleństwem można łowić wszystko! Nawet białą rybę. Wieszają się na niej leszcze, jazie, klenie, pstrągi, płocie, wzdręgi, a nawet uklejki. Oczywiście gdy do połowu używać będziemy odpowiednio delikatnego sprzętu.

2-5g. To domena przede wszystkim okoni, pstrągów, brzan oraz wszędobylskich kleni i jazi.

5-9g. Srebrne są idealne na bolenia, wieszają się też na niej niewielkie szczupaki, sandacze oraz wyrośnięte kleniska.

9-15g. Wszystkie większe drapieżniki. Sum, szczupak, sandacz, boleń, spory pstrąg, troć

powyżej 15g. Przede wszystkim sum, szczupak, sandacz, w głbokich jeziorach i zbiornikach zaporowych może zdarzyć się bardzo gruby okoń.

 

Pamiętajmy, że w doborze cykady kierować się musimy wszelkimi przesłankami, do ktorych mamy jakieś dane. W miejscu, gdzie jest sporo narybku - sprobujmy małej, srebrnej, jeżeli lata sporo owadów, to czarna, w mętnej wodzie - fluo, w słoneczne dni - miedź itd.

Do cykady nie będę nikogo przekonywał. Sam wiem ile musiałem urwać zanim się do niej przekonałem. A bywa, że jest niezastąpiona. Jeżeli ktoś nie chce się nastawiać na spore straty w sprzecie, niech sobie lepiej odpuści. Albo niech spróbuje wykonywać je własnoręcznie. Budowa cykady jest prosta i można je produkować w domowym warsztacie. Wyjdzie dużo taniej niż w sklepie. Dla tych, którzy się zdecydują na połowy tym sprzęcikiem jedna rada - rzucajcie tylko w bardzo głębokie miejsca -przynajmniej na początku swojej przygody z cykadą.

Castingiem na okonia i białą rybę
17 kwietnia 2020, 11:14

Kolejna wyprawa na ryby, kolejna bolączka jaki sprzęt zabrać. Jak zwykle korciło mnie do zabrania zestawu castingowego. Ale o sandaczach, szczupakach i sumach w ciągu dnia można sobie tutaj co najwyżej pomarzyć. Zdarzają się przez przypadek. Brak czasu – permanentny. Wygospodarować dwie – trzy godziny trudno. Wieczorem czy w nocy - rzadko kiedy realne. Uganiać za kleniami, bolkami i okoniami jakoś w tym roku średnio mi się chce. Postanowiłem zatem wziąć casting. Najwyżej nic nie złowię, ale sobie porzucam. A nóż…!

boczny trok

Pletka 20 LB na kołowrotku i przynęty od 9 do 20 cm. Idę, rzucam – bez efektu. Stanąłem obok dwóch starszych facetów. Łowili na trok w dość głębokim dołku. Spytałem czy mogę koło nich porzucać. Zgodzili się bez problemu. Rzucam dobre pół godziny – nadal nic. Widzę że jeden z facetów, raz po raz dobywa ładnego okonia. No tak – myślę sobie – jak jest tutaj takie zatrzęsienie okoni, to poważnego drapieżnika raczej nie uświadczę. Postanowiłem zapolować na jakiegoś większego garbusa. Aby sprawnie operować w dołku założyłem na 16 gramową główkę 9 cm kopyto i zaczynam czesać dołek. Dalej nic! Wygrzebałem z plecaka pudełko z mniejszymi gumkami. Jest fajny 3 calowy twisterek w kolorze szaro-czarnym z brokatem. Zakładam go na główkę o krótkim trzonku haka (live bait jig) i rzucam nim. No cóż taka guma na takim łbie dociera bez problemu w okolice dna, ale pracuje niezbyt dobrze. Zaczynam myśleć i kombinować, co by tu zrobić. Moje rozterki widzi trokowiec i proponuje, że da mi ze dwa-trzy paprochy z hakami, bym na troka spróbował. Trochę mi się nie widzi ta kombinacja. Casting i trok z paprochem? Ale postanawiam spróbować. Dostałem jeszcze od miłego pana kawałek żyłki „szesnastki”, którą użyłem do zrobienia troka właśnie. Do plecionki montuję ciężarek, który uczyniłem z popsutej główki jigowej. Ważyło to około 15 gram. Trok z żyłki dowiązałem nieco wcześniej. Na haczyku znalazł się mały brązowo-wiśniowy „banjo” o długości maksimum 2 cali. Po 10 minutach miałem okonia. W następnych kilkunastu rzutach dwa kolejne oraz wzdręgę! Zabawa mi się spodobała. Niestety po złowieniu kilku sztuk urwałem haki z gumeczkami i głupio było mi prosić faceta, żeby mi dał kolejne. Tym bardziej że nie chciał nic w zamian. Pora już była późna i czas naglił. Zmyłem się więc do domu po oddaniu kilku rzutów sporym woblerem (zawsze była szansa na sandacza „do szatni” przed końcem łowienia). Przemyślałem całą sytuację i doszedłem do wniosku, że jadąc z castingiem w ciągu dnia na ryby, zawsze można się przygotować na taką sytuację. Od tamtej pory oprócz zestawu ciężkich przynęt, zabieram ze sobą: szpulkę z żyłką 0,18 (tak na wszelki wypadek), haki do trokowania, ciężarki o gramaturach od 12 do 18 g i małe pudełeczko z paprochami o różnych barwach. Obecnie myślę nad tym co zrobić kiedy będę z castingiem i klenie będą ładowały przy powierzchni… Ciągnięcie małej, lekkiej wirówki z kulą wodną wydaje mi się nierealne, podobnie mały woblerek w takim zestawie. Ale może znowu mnie ktoś oświeci.

Wędkarstwo castingowe dla początkujacych...
17 kwietnia 2020, 11:12

Casting - odmiana spinningu, gdzie zamiast typowego zestawu: wędka + kolowrotek o stałej szpuli, używa się wędziska castingowego (z tzw. pazurem) oraz multiplikatora. Wędka catingowa w pozycji "roboczej" wygląda jak odwórcony do góry nogami wędka spinningowa. Przelotki znajdują się "na górze" blanku, podobnie jak kolowrotek.

multiplikator, multiplikator niskoprofilowy, wędkarstwo castingowe

Po co stosować takie udziwnienia? Z prostego powodu - casting ma wiele zastosowań gdzie klasyczny spinning się nie sprawdza, albo po prostu nie daje rady. Zestaw castingowy jest znacznie mocnniejszy niż spinning. Kije mają z reguły dużo większą moc niż podawaną przez producenta. Spinningi się czasem potrafią złamać przy wyrzucie przynęty, której masa nie przekracza nominalnego c.w. kija. To samo tyczy się kołowrotka. Przekładnia multiplikatora, nawet małego i niezbyt drogiego, wykonanego ze średniej jakości materiałów i tak jest mocniejsza niż kołowrotka o stałej szupuli - na dodatek, takiego "dobrej klasy". Kolejną zaletą castingu jest niebywały kontakt z przynętą podczas jej prowadzenia oraz niesamowity kontakt z zacięta rybą. Pod tym względem to zupełnie inny świat niż spinning! Po kilkunastu latach spinningowania w ubiegłym roku nabyłem nieco przez przypadek (okazyjna cena) swój pierwszy zestaw castingowy. Do tego czasu wiele razy mnie korcił taki zakup, ale wstrzymywałem się z powodu dość wysokich cen i opinii ludzi, którzy się zniechęcili do castingu. Mówiłem sobie wówczas: "Już i tak mam za dużo tego wszystkiego". I teraz żałuję! Żałuję że spróbowałem tak późno! Gdy przysłano mi moją wędeczkę o dł. 180 cm, wyrzucie 7-21 g (1/4-3/4 OZ) i niskoprofilowca, od razu nawinąłem nań żyłkę, której miałem 2 km szpulę i poleciałem na pas startowy na mojej dzielnicy uczyć się rzucać. Naukę teoretyczną rzucania miałem już za sobą - po lekturze na jednym z portali internetowych, gdzie było opisane od A do Z jak to robić i do czego służą te wszystkie pokrętła i przyciski na multikach. O dziwo nauka była nadzwyczaj prosta. Przez godzinę zdarzyły mi się zaledwie 3 brody na szpuli i to tylko dlatego, że chciałem rzucać po 100 m ;-)

Podczas pierwszego wypadu nad wodę miałem już nawinietą plecionkę - zdziwiłem się, że po jej założeniu brody się praktycznie nie zdarzały. Wabiki co prawda nie zawsze chciały latać tak daleko jak chciałem, ale efekty moich rzutów były zadowalające. Po kilku wypadach rzucałem już całkiem przyzwoicie. "Lotne" przynęty, takie jak: wahadłówki i cykady latały znacznie dalej niż na zestawach spinningowych. Ponadto powaliła mnie moc kija. 21 g maksymalnego c.w. stało się mitem! Owszem - mimo dość topornego multika o dość ciężkiej szpuli rzucać mogłem od 10g. tymczasem dochodziłem do wabików ważących nawet 50g i kij nawet nie sprawiał wrażenia jakby się przy tym wysilał. W końcu zrozumiałem kolejną zaletę casta - przynęty. Można je stosować naprawdę w zupełnie innym wymiarze. Przede wszystkim duże, które połamałyby każdy kij i "zarżnęły" kazdego stałoszpulowca. Zaopatrzyłem się w sporej wielkości woblery. Nie tylko te klasyczne - ze sterem, ale także w tonące jerki. Ich praca mnie powaliła na kolana. Podobnie rzecz się miała z nietypowymi gumami - w moim pudełku pojawiły się długaśne wormy, jaszczurki po 20 cm, i sporej wielkości kopyta oraz inne dziwolagi, nie mające swojego odpowiednika w przyrodzie. Ogarnął mnie szał jerkowania i jigowania ciężką gumą. Łowiąc do tej pory ciężkim spinningiem takie łowienie po godzinie czasu stawało się nużące i zwyczajnie nieprzyjemne. tymczasem casting był krótki, leciutki i przyjemny. a do tego ta przyjemność z rzutów i prowadzenia wabia. Jakoś do pełni szczęścia brakowało tylko ryb... W końcu pojawiły się i one - pierwszy kontakt zanotowałem ze sporym sandaczem - wygrał ze mną. Zwyczajnie się odczepił. Ale tamtego dnia miałem rybny dzień! Zaciąłem także suma (któremu po nierównej walce także uległem ;-) ), a następnie wyjąłem z wody 3 sandałki i grubaśnego klenia. Frajda z holowania niesamowita! W stałoszpulowcach można hamować szpulę palcem wskazującym, gdy ryba odjeżdża, a hamulec nie ma już możliwośc mocniejszego trzymania. W multiku w takiej sytuacji nie chce się nawet dokręcać gwiazdy hamulca - po prostu hamuje się kciukiem szpulkę i kontroluję wysnuwanie linki manualnie - co ciekawe gdy to robiłem nawet się nad tym nie zastanawiałem - jakby to był odruch. Natomiast kij - pokazał klasę pięknie pracując pod rybką. Dzieki jego akcji udało mi się swobodnie lądować zacięte ryby. Rzuty starałem się wykonywać jak najbardziej płaskie. dołączając do tego hamowanie szpuli kciukiem w ostatniej fazie lotu udawało mi się coraz bardziej bezszelestnie wprowadzać wabik do wody, co jest kolejną zaleta casta (nie płoszy ryb tak jak spinning przy użyciu dużych przynet).

 

Jeszcze kilka słów o sprzecie

Wyróżniamy 2 typu multiplikatorów:

- okrąglaki (albo inaczej: "betoniarki");

- niskoprofilowe.

 

Początkującym polecam te drugie. Chociaż wśród fanów castingu można spotkać zwolenników "betoniarek" jak i niskoprofilowców, to moim zdaniem dobrze jest umieć obsługiwać obydwa typy młynków. Jeśli chodzi o hamulec rzutowy są dwa jego podstawowe rodzaje: magnetyczny i odśrodkowy. Ja na początku korzystałem z magnetyka i jego polecam nowicjuszom. A najlepiej w kołowrotku, który ma pokrętło umożliwiające jego regulację. Znajduje się ono na obudowie (po przeciwnej stronie niż korbka) i jest banalnie proste w obsłudze. W multikach mających system odśrodkowy znajdują się bloczki, które trzeba włączać/wyłaczać dopiero po zdemontowaniu obudowy, lub jej części. Na łowisku może to nie być ani komfortowe, ani przyjemne. Nie przekreślam takich multików oczywiście, gdyż dla starych wyjadaczy są one bardzo dobrymi maszynkami. Jeśli chodzi o kije - spotkałem się z opinią, że multik można zamontować do zwyklego (najlepiej krótkiego) spinningu i trzymać go przelotkami do góry, by spełniał swoje castingowe zadanie. Nic bardziej mylnego! Do multika musi być kij castingowy, który ma odpowiedni uchwyt (pazur z dołu, który zapobiega wyślizgnięciu się kija z ręki podczas rzutów), oraz zupełnie inne zbrojenie blanku. Gdy swój multik podpiąłem eksperymentalnie do spinningowego kija o dł. 210 cm przeżyłem ogromny zawód - tak się łowić nie da po prostu! Zatem jeśli zamierzamy pobawić się w casting, kupmy cały zestaw - nawet nie drogi i wypasiony, a taki zwykły - najprostszy. Pozorna oszczędność polegająca na zakupieniu multika (nawet dobrego) i podpięcia go do "zwykłego"kija skończy się rozczarowaniem i być może przekreśleniem castingu. A uwierzcie mi - casting jest jak choroba - nieuleczalna. Ja nie porzuciłem spinningu całkowicie. Łowię nim dalej na lekko i ultralekko. Ale gdy chodzi o średnie i ciężkie łowienie - cast tylko i wyłącznie!

Budowanie sztucznych przynęt
17 kwietnia 2020, 11:11

W tym artykule nie chodzi o sposoby budowy np. woblerka, czy blaszki. Tego typu instruktaże pojawią się wkrótce na temat niektórych wabików. Chciałem tu tylko uświadomić kolegów wędkarzy, że czasem warto przysiąść w warsztacie, kupić materiałów i pokombinować. Stworzyć samemu coś, na co będziemy łowić ryby. Skąd w naszym kraju tylu doskonałych rękodzielników tworzących przynęty bijące na głowę produkcje seryjne? Oni po prostu mieli we krwi majsterkowanie, dociekanie i analizowanie swoich przynęt. Z czasem starali się eliminować ich słabe punkty, udoskonalać, sprawiać, by bardziej podobały się rybom. Nawet nie sposób wymienić ile rękodzielniczych przynęt w Polsce obrosło już legendą. Woblerki, obrotówki, cykady, wahadełka. Ich powstanie, ich praca w wodzie, wygląd nie jest dziełem przypadku. Powstawały niekiedy nawet przez kilka lat ciągłych prób i eksperymentów ich autorów. Są zatem nie tylko kawałkiem metalu, czy drewna, ale także doświadczeniem ich producenta – najczęściej doskonałego spinningisty. O takich przynętach mówi się, że "mają dusze". chociaż sam jestem daleki od tak górnolotnych stwierdzeń, to muszę się zgodzić, że coś w tym jest. Sami również możemy pokombinować. Zwłaszcza w zimie, gdy na ryby korci, a na pstrągi daleko. Albo po prostu nie ma pieniędzy, czy czasu na dłuższe i dalsze wyjazdy. Zaopatrzmy się w nieco balsy lub lipy i spróbujmy wystrugać kształt rybki. Kupmy nieco dentalu, rozbierzmy słabo spisującą się obrotówkę i zamontujmy ją na nowo na naszym druciku. Weźmy kawałek blachy, punktak i młotek i zróbmy wahadłówkę. Może początki nie będą obiecujące, ale z czasem będzie lepiej. Ważne żeby w czasie sezonu – nad wodą odważyć się wrzucać do wody swoje brzydactwa. Złowienie ryby na własnoręcznie wykonaną przynętę daje zupełnie inne emocje niż na kupioną w sklepie. Satysfakcja jest ogromna, wzrasta też wiara we własne umiejętności i chęć do dalszego tworzenia. Zobaczcie jak wyglądały pierwsze woblery Lauriego Rapali – wasz pierwszy wobek wyglądał/wygląda podobnie? To dobry znak! ;-)

Tutaj fotka: http://www.rapalaworld.com/alasivu.php?s=c2l2dT1oaXN0b3J5JnR5cGU9MSZwPTMmaD0xN1FFWHRlblU%3D

 

I jak widać rapala od tego niepozornego początku stała się potentatem na świecie w produkcji nie tylko sztucznych przynęt, ale i innego osprzętu wędkarskiego.

Co udoskonalać i jak? Zacznijmy od przynęt uszkodzonych. Każdy ma jakieś wobki „znokautowane” przez szczupaka, gdzie lakier został przegryziony i nasiąkają wodą. Kupmy lakier bezbarwny do drewna i sprawmy wobkowi kilka kąpieli przez zanurzenie. Złamany ster – wyciągnijmy resztki i wklejmy swój. Może być zrobiony z byle czego – kawałka plastiku, aluminium, niekoniecznie musimy od razu inwestować w poliwęglan. Sama taka naprawa i ingerencja w produkt seryjny może przynieść taki efekt, że wobek po naszym zabiegu zacznie pracować nieco inaczej i może stać się o wiele bardziej łowny. Możemy też pobawić się w „muszkarza” – czyli „ukręcić” kogutka na zwykłej, jigowej główce. Wcale nie są potrzebne do tego pióra marabuta – ja swoje pierwsze kogutki kręciłem z piórek znalezionych gdziekolwiek w trawie. Kaczych, gołębich i Bóg jeden wie czyich jeszcze. A ryby na to brały.

Gdy zdecydujemy się na produkcję do własnych pudełeczek musimy jednak ponieść kilka kosztów (zapewniam, że w ogólnym rozrachunku w porównaniu do kupowaniu gotowych przynęt, będą one śmieszne, zatem warto!). Przede wszystkim wybierzmy miejsce na nasze majsterkowanie. Jeśli mieszkamy w domu, można wykorzystać jakieś miejsce w piwnicy, garażu, na strychu/poddaszu. Jeśli zamieszkujemy blok, to ciekawym rozwiązaniem stają się tzw. pomieszczenia gospodarcze, czy wózkownie – oczywiście o ile mamy do nich wyłączny dostęp. W pomieszczeniach mieszkalnych może być pewien problem (głównie z zapachem lakieru i innych chemikaliów), ale pewne rzeczy można robić w każdym miejscu.

Ważne są przede wszystkim następujące narzędzia (o potrzebnych materiałach będzie w art. dot. robienia konkretnych przynęt). Jako niezbędne uważam:

- dwie pary kleszczy (mniejsze i większe);

- kleszcze z okrągłymi końcówkami (do zaginania drutu przy formowaniu stelaży do woblerów i formowania drutu montażowego obrotówek);

- komplet nożyków do strugania;

- komplet papierów ściernych;

- młotek;

- dłuto;

- punktak;

- imadło.

Powyższe narzędzia to wydatek raczej jednorazowy, służyć nam mogą przez wiele lat, większość narzędzi nawet nie będziemy musieli kupować, bo prawie każdy „facet” takowe posiada.

Błystka obrotowa i jej rodzaje
17 kwietnia 2020, 11:09

Błystka obrotowa to jedna z najpopularniejszych przynęt spinningowych. Jeszcze kilka - kilkanaście lat temu wręcz dominowała w pudełkach wędkarzy. Dopiero gdy rynek zalany został gumkami, które były znacznie tańsze od dobrych blaszek, te ostatnie zeszły na dalszy plan i lądowały coraz głębiej w pudełkach. Niewielu wędkarzy zdaje sobie sprawę z tego co traci, rzadko stosując obrotówki. Jest to bowiem przynęta chyba najbardziej uniwersalna, nadająca się do połowu niemal w każdych warunkach, w każdej strefie wody i przy każdym tempie prowadzenia. Oczywiście jedna blaszka tego wszystkiego nie potrafi, ale blaszek mamy na rynku tyle rodzajów, że gdy zaopatrzymy się w ich cały zestaw, składający się z kilku rodzajów, to będziemy przygotowani na każdą okoliczność nad wodą.

błystka obrotowa, obrotówka, wirówka, błystka wirowa

Błystki obrotowe składają się z kilku elementów, mianowicie:

- drutu montażowego;

- korpusu - stanowiącego obciążenie;

- skrzydełka;

- strzemiączka;

- koralików łożyskujacych;

- hak/kotwica.

 

Drut montażowy

Najlepiej spełnia swoje zadanie gdy jest gładki i stosunkowo sztywny, nie wygina się niepotrzebnie na zaczepach, ani w pyskach ryb. Musi być przy tym z "nierdzewki", lub "kwasówki" - błystki, których drut zaczyna rdzewieć, albo na których pojawia się jakiś nalot będący efektem jego reakcji chemicznej z wodą, są dla mnie dyskwalifikowane. Od razu je demontuję i "skręcam" na nowo na stelażu z dentalu. Od jakości druta wiele zależy jeśli chodzi o pracę blaszki!

 

Korpus

Spełnia rolę obciążenia blaszki, dzięki któremu możemy ją posłać dalej, niż gdyby tego korpusu nie miała. Dobrze dobrana masa i kształt korpusu to kolejny, ważny element tej przynęty. Musi on współgrać z długością i średnicą drutu montażowego oraz kształtem paletki, a nawet z masą kotwiczki! W przeciwnym razie błystką nie będzie się dało osiągnąć odpowiednich odległości rzutowych (zbyt lekki korpus), bądź nie będzie ona poprawnie pracować, zwłaszcza podczas powolnego prowadzenia przynęty (zybt cięzki korpus szybko opada obijając się od wirującego skrzydełka i zakłócając jego pracę). Korpus spełnia także inne zadanie. Po części odpowiada za to, na jakiej głębokosci blaszka będzie pracować. Przeciążone korpusy znakomicie spełniają swoją rolę w rzekach o silnym nurcie. Pozwalają "zatopić" wirówkę na odpowiednią głębokość w miejscach, gdzie standardowa blaszka jest wynoszona na powierzchnię przez nurt. Przeciwieństwem blaszki przeciążonej, jest obrotówka niedociążona. wirówka taka posiada w stosunku do reszty swych elementów składowych zbyt lekki korpus, lub wogóle nie posiada korpusu. Jest idealna do obławiania płycizn, przede wszystkim w wodach stojacych, lub wolno płynących. Można ją prowadzić ekstremalnie powoli, a ona cały czas wiruje. Korpus jest zastąpiony przez rurkę, gumowy wentyl, bądź zawiązany chwost. Obiciążenie w takiej blaszce można natomiast dodać przed skrzydełko. Może to być ołowiana łezka, bądź specjalne obciążenie sprzedawane w sklepach, gdzie jest już gotowa agrafka do dopinania sztucznej przynęty. Po takim zabiegu otrzymujemy błystkę "z przednim obciążeniem", która otwiera przed nami nowe spektrum łowienia. Jest to bowiem jedyny rodzaj obrotówki, którym można jigować. Działa ona w opadzie, ponieważ oś błystki i skrzydełko znajdują się wciąż w jednej linii z kierunkiem ruchu całej przynęty.

Tego typu błystka świetnie się nadaje na obławianie głębokich dołów, obciążenie możemy wymienić na lżejsze/cięższe w zależności od głębokosci, na której chcemy prowadzić wabik.

Skrzydełko

Skrzydełko, to inaczej paletka wirujaca wokół osi błystki podczas jej ściągania. Istnieje wiele rodzajów skrzydełek. Od owalnych - niemal okrągłych, aż do podłużnych. Niektóre są głęboko wykrępowane, wklęsłe, inne - niemal płaskie. Każdy rodzaj paletki nadaje się do łowienia w innych warunkach. Dobry wędkarz powinien wiedzieć w jakim uciągu wody pracuje najlepiej, która z jego blaszek i tą właśnie założy na agrafkę. Błystki o wąskich paletkach (tzw. "long") idealnie nadają się do łowienia "pod prąd" - zwłaszcza w szybkim nurcie. Paletka wiruje w nich w niewielkiej odległosci od korpusu. Wirówki o skrzydełkach typu "comet" są świetne w rzekach o średnim uciągu - rewelacyjnie się spisują ciągnięte w poprzek nurtu. Skrzydełka "aglia" są najlepsze do łowienia w wodzie stojącej i ściągane z nurtem, mają największy kąt odchylenia skrzydełka wzgledem osi błystki. Zdarzają się też błystki o jeszcze szerszym skrzydełku - "colorado" u nas rzadko spotykane, ale warto mieć kilka ich sztuk w pudełku w różnych rozmiarach. Szczupaki i okonie z jezior wam to wynagrodzą.

Strzemiączko

To właśnie ta mała blaszka, na ktorej paletka jest umocowana do drutu montażowego. W błystkach wątpliwej jakości strzemiączko zaczyna rdzewieć najszybciej z wszystkich jej elementów i blaszka się nie nadaje do niczego. Pozostaje ją tylko rozebrać. Już delikatne oznaki korozji na tym elemencie moga niweczyć pracę całej błystki, może też powodować że obraca się cała blaszka, a nie tylko skrzydełko. Prowadzi to do skręcania linki (i krętlik tutaj nic nie pomoże), przez co mogą powstać nieprzyjemne splatania i supły na lince.

Koraliki

Ich zadaniem jest "łożyskowanie" obrotu strzemiączka. W niektórych blaszkach poszczególne koraliki mają nawet swoje nazwy, w zależnosci od kształtu wyróżniamy: kulkę, stożek i grzybek. Ich układ wpływa czasem (zwłaszcza w małych błystkach) na wyważenie całej przynęty. Zmiana kolejności tychże elementów na drucie może spowodować zanik odpowiedniej pracy naszej wirówki. Elementy te możemy także "tuningowac' - czyli szlifować ich krawędzie - by były mniejsze opory do pokonania. Blaszka wtedy może zacząć wirować naprawdę doskonale.

Haki/kotwice

Czyli uzbrojenie wirówki. Znajduje się zawsze za przynętą. Niektóre wirówki mają kotwice zamontowane "na stałe" - czyli umocowane bezpośrednio do drutu. Inne są wyopsażone w kółko łacznikowe, które umożliwia szybką i łatwą wymianę kotwicy po jej uszkodzeniu (złamanie, korozja) na nową. W tym momencie warto wspomnieć o wielkości takiego kółeczka. Gdy wymieniamy je razem z kotwicą wymieńmy na dokładnie takie samo. Większe, lub mniejsze może spowodować zanik równowagi pomiędzy wszystkimi elementami składowymi blaszki.

Pełnią szczęścia wędkarza jest tylko dobrów właściwej blaszki do łowiska. Ta przynęta może naprawdę zdziałać takie cuda, o jakie byśmy jej nie podejrzewali. Prowokuje do ataku wszystkie drapieżniki, paradrapieżniki oraz przedstawicieli białorybu (płoc, leszcz, wzdręga, karaś), co niejednokrotnie mi się zdarzało. Ideałem jest samemu robić wirówki, lub "tuningować" te fabryczne. Ja przerabiam nawet meppsy, zdarza się, że z taniej, bazarowej "chińszczyzny" po przeprowadzeniu paru zabiegów i zamontowaniu jej na nowym drucie powstaje super błystka dająca nieprawdopodobne efekty. Trzeba tylko chcieć i próbować!