Najnowsze wpisy, strona 27


Pierwszy rzut castingiem


17 kwietnia 2020, 11:33

Spinningujemy już wiele lat i nagle zaczynamy się zarażać chorobą pod tytułem "casting". Nie mamy wędki, ani multiplikatora, nie umiemy rzucać, nie ma nam kto pokazać. Samemu trudno się przekonać do tej metody. Wiem jak było ze mną samym. Słyszałem od wielu "doświadczonych wędkarzy", że jak spinninguje to się nie nauczę, że mam "złe nawyki" itd. Opowiadali bajki o tym, ze sami się nie mogli nauczyć przez rok czasu, że dawali sobie spokój, bo linka plątała się non-stop i zamiast odpoczywać na rybach, to tylko się denerwowali. Wytykali brak nauczyciela i instruktora, którego nie miałem. Jak więc zacząłem? Od internetu, gdzie dowiedziałem się wszystkiego - za wyjątkiem praktyki. Nie posiadam jeszcze wielkiej wiedzy z dziedziny castingu, ale wciąż poszerzam tą którą mam i staram się doskonalić w tej technice. Na podstawie swoich krótkich, jak dotąd, doświadczeń wysnułem już nawet kilka wniosków, które - być może przydadzą się początkującym.

Przede wszystkim są dwa sposoby na naukę rzucania. Sposób pierwszy, to wręcz "podręcznikowy", drugi sposób, to mój, ale nim się nie radze kierować, bo jest on autorski i dostosowany przeze mnie do moich zdolności manulanych i koordynacji ruchowej (którą uważam, że mam dobrą).

wędkarstwo castingowe, multiplikator

Przede wszystkim na początek polecam multiplikator niskoprofilowy! Z hamulcem magnetycznym, który reguluje się pokrętłem na obudowie.

Obsługa i ustawienia takiego multiplikatora są banalnie proste.

Po kolei:

Gwiazda - nią regulujemy tzw. hamulec walki - czyli amortyzowanie odjazdów zaciętej ryby. Krótko mowią - spełnia to samo zadanie, co hamulec w zwyczajnym kołowrotku o stałej szpuli.

Na obudowie po tej samej stronie, po której znajduje się korbka mamy także jeszcze jedno pokrętło. To odpowiada ono za regulację docisku szpuli.

Po drugiej stronie obudowy młynka mamy kolejne pokrętło - najczęściej ze skalą - umożliwia ono regulację hamulca magetycznego. Jeśli jest ustawione na pozycji 0 to można oddawać najdalsze rzuty, ale istnieje największe ryzyko powstania "brody". Jeśli jest ustawiony w okolicach maksymalnych wartości skali (np. 10) to rzuty są najkrótsze, ale ryzyko splatania najmniejsze. Nawińmy na młynek ŻYŁKĘ - może być jakas stara i zużyrta, nie będzie jej szkoda gdy się będzie plątac i trzeba będzie obcinać jej kolejne metry (szkoda czasu na rozsuplywanie).

Przechodzimy do oddania pierwszego rzutu.

Sposób 1

Na początek niech to będzie przynęta lotna, czyli wabik o sporym ciężarze i stawiający niewielkie opory w powietrzu. Waga - około 20g. może być wahadłówka, albo gumka, na jigu o takiej gramaturze. Chwytamy kij w taki sposób, by multik znajdował się pod naszym kciukiem. Zwalniamy blokadę szpuli (odpowiednik zdjęcia kabłąka w stałoszpulowcu) i przytrzymujemy szpule palcem. Kiedy ją puścimy nasz wiszący na kiju wabik będzie spadał w dół. I tutaj jest moment na regulację pokrętła docisku szpuli. Na początek ustawmy je tak, by wabik zssuwał się w dół bardzo powoli po odblokowaniu szpuli. Hamulec magnetyczny ustawmy na maxa - czyli na 10. Zwróćmy uwagę by wodzik kołowrotka ustawiony był na środku, zmniejszy to załamania linki w trakcie wyrzutu. Przynęta przed rzutem powinna dyndać w odległości 35-50cm od szczytówki. Nie starajmy się pobijać rekordu świata w długości rzutu. Broda murowana! Wybierzmy miejsce znajdujące się jakieś 15 metrów od nas - na pierwszy rzut wystarczy. Załadujmy kij odchylając go do tyłu i lekko machnijmy puszczając kciukiem szpulkę. Pamiętajmy, żeby kciuk cały czas trzymać "w pogotowiu" nad szpulką! Zanim przynęta wpadnie do wody - musimy ją tym właśnie kciukiem przytrzymać. Nie jest to trudne. Wystarczy ją tylko dotknąć. Plum! Udało się? To super. Teraz spróbujmy rzucić dalej - na 20 metrów. I świetnie. Po kilku rzutach dojdziemy do 35 metrów. To w zupełności wystarczy. Powoli możemy odkrecać magentyka i próbować rzucić coraz dalej. Ale wszystko ostrożnie, powoli i z wyczuciem. Kontrolujmy szpulkę kciukiem w czasie wyrzutu! Jak już dojdziemy na magnetyku do 0 i nie będą się pojawiały brody, to można przejść do odkręcania docisku szpuli - tak by przynęta spadała bezwładnie gdy będzie wisieć pod kijem. Na tym etapie sami kontrolujemy swoje rzuty - tylko kciukiem. I do tego trzeba zmierzać! Jak się nabierze wprawy, to rzuty mogą być naprawdę bardzo dalekie.

Sposób 2

Zupełnie odwrotny niż pierwszy. Ja na samym początku odkręciłem i magnetyka i docisk do oporu i rzucałem tak właśnie. Pierwsze rzuty były krótkie (bo miały takie być). Od początku starałem się, by to mój kciuk odpowiadał za kontrolę szpulki. Niekiedy panikowałem i dławiłem ją zbyt mocno, co kończyło się krótkimi rzutami. Ale w miarę szybko opanowałem tą sztukę, bez wielu bród.

Opowieści, że casting jest trudny i dlugo trwa sama nauka rzucania to mit! Rzucać można się nauczyć w przeciągu 10-30 minut. Ja nauczyłem już rzucać dwóch kolegów, którzy w tej materii byli zieloni. teraz - podobnie jak ja - stali się fanami castingu.

Krętlik, agrafka, przypon


17 kwietnia 2020, 11:31

Do czego mocować sztuczną przynęte? Do samej agrafki? Do krętlika z agrafką? Do przyponu stalowgo z jednej strony uzbrojonego w krętlik, a z drugiej agrafkę? Czy może przywiązać bezpośrednio do linki naszego wabika?

Istnieje wiele teorii na ten temat. Ja osobiscie uważam, że należy się dostosowywać sytuacyjnie do warunków na łowisku i sposobow połowu.

Opcja 1 Kretlik z agrafką

To najczęściej wykorzystywany sposób. Najbardziej praktyczny. Możemy korzystać z całego wachlarza przynęt. Ich szybka zmiana poprzez zapięcie na agrafce jest bardzo szybka i prosta. Krętlik ogranicza skręcanie linki podczas korzystania z wirówek i wahadłówek. Wadą tego rozwiazania jest fakt, że podczas stosowania bardzo małych przynęt dynda przed nimi krętlik z agrafką (nawet miniaturowy) będacy niekiedy długości całej przynęty. Co niektórym rybom może przeszkadzać.

Opcja 2 Agrafka

Sama agrafka - bez kretlika. Miniaturowa, jest doskonałym narzędziem podczas polowania na okonia przy pomocy paprochów, albo połowu kleni, jazi, pstragów na te przynęty oraz woblery. Wadą tego rozwiązania jest... brak krętlika, co może stanowić problem podczas stosowania obrotówek i wahadełek (skręcanie linki).

Opjca 3 Przypon stalowy

Przypon stalowy, wolframowy, kewlarowy, fluocarbon. Stosowany podczas połowów szczupaka. Zapobiegać ma odgryzieniu przynęty przez zębacza. Z jednej strony przyponu dynda sobie kretlik i do niego właśnie wiążemy linkę. Po drugiej stronie przyponu znajduje się agrafka. Do niej przypinamy swoją przynętę. Wadą tego rozwiązania jest spora "widoczność" końcówki zestawu, co może wpłynąć znacząco na liczbę brań. Szczupakom to co prawda nie przeszkadza, ale na uniwersalność takiego zestawu nie zawsze możemy liczyć. Ja zakładam przypon stalowy tylko kiedy świadomie chodzę z zestawem szczupakowym za tym drapieżcą. Jeżeli zdarzy mi się trafić przez przypadek na taką miejscówkę, to zakładam przypon dopiero po złowieniu pierwszego szczupaka. Używam przyponów wszystkich rodzajów, za wyjątkiem fluocarbonu. Mnie osobiście zdarzyło się już, że szczupak go po prostu przegryzł. Jeden jeszcze w wodzie, a drugi (na dodatek maluch - 52 cm), został doholowany i wylądowany. "Odgryzł się" chwilę po lądowaniu, kiedy sięgałem po szczypce żeby go uwolnić.

Opcja 4 Wiązanie bezpośrednio do linki

Ostatnia opcja - czyli przywiązanie wabika bezpośrednio do linki. Można stosować tylko w jednym przypadku: Gdy mamy pewność, ze nasza przynęta w danym dniu i na danym łowisku będzie skuteczna i że nie ma w nim szczupaków. Nadmieniam, ze chodzi tylko i wyłacznie o przynęty, które nie skręcają linki. Czyli obrotówki i wahadłówki odpadają.

Do spinningu wybierajmy tylko agrafki o okrągłym zapięciu. Kaciaste zaburzają pracę przynęty. Jeżeli się rozginają na zaczepach, rdzewieją, albo pękają, to nalezy z nich już wiecej nie korzystać. To naprawdę ważny element zestawu, a przez niedbałość o niego można stracić nie tylko rybę zycia, ale też wiele porządnych przynęt.

Klasyczny wobler – teoria przynęty


17 kwietnia 2020, 11:30

 

Woblery zostały podobno stworzone przez Lauriego Rapale, ale są to dość umowne informacje. Rapala po prostu był pierwszym, który dzięki swoim przynętom stał się znany, być może je nawet opatentował. Dzisiaj markę RAPALA zna każdy miłośnik spinningu. Fiński potentat produkują niezliczone ilości wielkości, wzorów i kolorów.

woblery, wobler

Budowa

Klasyczny wobler składa się z korpusu, stelaża, steru, kółek łącznikowych i kotwiczek.

Korpusy są często strugane ręcznie z lipy, balsy bądź innego drewna, które jest łatwe w obróbce. Nowoczesna technologia i nastawienie na masową produkcję spowodowały, że dzisiaj większość seryjnie produkowanych wobków ma korpusy wykonane z pianki metodą wtryskową. Podobnie z wyglądem korpusu. Kiedyś malowało się je ręcznie, dziś pokrywane są albo na taśmie produkcyjnej sprayami, albo nakleja się nadruki imitujące łuski, ciapki i inne cechy charakterystyczne rybek.

Stelaż – najczęściej wykonany jest z jednego kawałka drutu, biegnącego przez korpus przynęty. To na nim są zawieszone kotwiczki i to do niego mocujemy nasze agrafki przymocowując do naszego zestawu. Niektóre woblery produkowane dziś mają jednak oczka do mocowania linki i kotwiczek wkręcane i gruntowane za pomocą klejów i żywic.

Ster – umiejscowiony z przodu przynęty. Jego wielkość, kształt i kąt nachylenia odpowiadają za pracę naszego wobka, za szerokość jego drgań i głębokość jego zanurzania.

Wobler ma także w swoim wnętrzu wbudowane obciążenie – najczęściej ołowiane. Jego umiejscowienie również ma wpływ na sposób pracy w wodzie, jak i na głębokość schodzenia.

Wynalazki

Producenci i rękodzielnicy prześcigają się w pomysłach stworzenia woblerów coraz to lepszych. Niektóre modele mają w swoim korpusie wbudowane grzechotki mające dodatkowo wabić ryby. Rapala ma w swojej ofercie modele, których przemieszczające się wewnątrz obciążenie ma zapewnić dalsze rzuty oraz ograniczyć „koziołkowanie” przynęty w czasie lotu.

Aby wygląd woblera był jak najbardziej naturalny, okleja się je tkaninami brokatowymi imitującymi łuskę, wkleja „żywe” oczy, a na kotwiczkach ogonowych montuje owijkę z piór imitującą płetewkę. Niektórzy rękodzielnicy doszli już do technologii oklejania woblerków skórą prawdziwych ryb, by dostosować je wyglądem idealnie do łowiska. Jest to bardzo pracochłonne i woblery te osiągają niebotyczne ceny.

Dlaczego jednak ryby „lubią” niektóre woblerki bardziej, a niektóre mniej?

Większość spinningistów nie ma pojęcia o tym że niektóre woblery prowadzi się w inny sposób, a niektóre w inny. Sposób prowadzenia wędkarz powinien dostosować do łowiska i gatunku ryby na którą poluje oraz gatunku stworzenia, które dany wobler imituje.

Co do łowiska – w płytkiej wodzie nie łowimy woblerami tonącymi (chyba że „boleniówkami”), w głębokich dołach, zwłaszcza w zimnych okresach, gdy ryby schodzą na największe głębie, nie ma sensu posyłać do wody powierzchniowców i przynęt pracujących 0,5-1m pod powierzchnią. Nie ma sensu także rzucać w krzaki – zaczep murowany, a ryby nikt nam nie zagwarantuje. Chociaż jak to mówią: „gdzie patyki, tam wyniki”.

Idealny wobler, to taki, który swoim wyglądem i zachowaniem w wodzie imituje do złudzenia żyjące w niej stworzenia (rybki, zabki, owady itd.). Jednak nawet wtedy nie mamy pewności, że połowimy. Ryby akurat mogą mieć ochotę na coś innego. Np. na woblera fluo albo na gumę wleczoną po dnie… I bądź tu mądry. Ale spinning to metoda gdzie wyboru dokonuje sam łowiący i nie zawsze wszystko można logicznie wytłumaczyć. I to jest piękne!c

Woblery zostały podobno stworzone przez Lauriego Rapale, ale są to dość umowne informacje. Rapala po prostu był pierwszym, który dzięki swoim przynętom stał się znany, być może je nawet opatentował. Dzisiaj markę RAPALA zna każdy miłośnik spinningu. Fiński potentat produkują niezliczone ilości wielkości, wzorów i kolorów.

Budowa

Klasyczny wobler składa się z korpusu, stelaża, steru, kółek łącznikowych i kotwiczek.

Korpusy są często strugane ręcznie z lipy, balsy bądź innego drewna, które jest łatwe w obróbce. Nowoczesna technologia i nastawienie na masową produkcję spowodowały, że dzisiaj większość seryjnie produkowanych wobków ma korpusy wykonane z pianki metodą wtryskową. Podobnie z wyglądem korpusu. Kiedyś malowało się je ręcznie, dziś pokrywane są albo na taśmie produkcyjnej sprayami, albo nakleja się nadruki imitujące łuski, ciapki i inne cechy charakterystyczne rybek.

Stelaż – najczęściej wykonany jest z jednego kawałka drutu, biegnącego przez korpus przynęty. To na nim są zawieszone kotwiczki i to do niego mocujemy nasze agrafki przymocowując do naszego zestawu. Niektóre woblery produkowane dziś mają jednak oczka do mocowania linki i kotwiczek wkręcane i gruntowane za pomocą klejów i żywic.

Ster – umiejscowiony z przodu przynęty. Jego wielkość, kształt i kąt nachylenia odpowiadają za pracę naszego wobka, za szerokość jego drgań i głębokość jego zanurzania.

Wobler ma także w swoim wnętrzu wbudowane obciążenie – najczęściej ołowiane. Jego umiejscowienie również ma wpływ na sposób pracy w wodzie, jak i na głębokość schodzenia.

Wynalazki

Producenci i rękodzielnicy prześcigają się w pomysłach stworzenia woblerów coraz to lepszych. Niektóre modele mają w swoim korpusie wbudowane grzechotki mające dodatkowo wabić ryby. Rapala ma w swojej ofercie modele, których przemieszczające się wewnątrz obciążenie ma zapewnić dalsze rzuty oraz ograniczyć „koziołkowanie” przynęty w czasie lotu.

Aby wygląd woblera był jak najbardziej naturalny, okleja się je tkaninami brokatowymi imitującymi łuskę, wkleja „żywe” oczy, a na kotwiczkach ogonowych montuje owijkę z piór imitującą płetewkę. Niektórzy rękodzielnicy doszli już do technologii oklejania woblerków skórą prawdziwych ryb, by dostosować je wyglądem idealnie do łowiska. Jest to bardzo pracochłonne i woblery te osiągają niebotyczne ceny.

Dlaczego jednak ryby „lubią” niektóre woblerki bardziej, a niektóre mniej?

Większość spinningistów nie ma pojęcia o tym że niektóre woblery prowadzi się w inny sposób, a niektóre w inny. Sposób prowadzenia wędkarz powinien dostosować do łowiska i gatunku ryby na którą poluje oraz gatunku stworzenia, które dany wobler imituje.

Co do łowiska – w płytkiej wodzie nie łowimy woblerami tonącymi (chyba że „boleniówkami”), w głębokich dołach, zwłaszcza w zimnych okresach, gdy ryby schodzą na największe głębie, nie ma sensu posyłać do wody powierzchniowców i przynęt pracujących 0,5-1m pod powierzchnią. Nie ma sensu także rzucać w krzaki – zaczep murowany, a ryby nikt nam nie zagwarantuje. Chociaż jak to mówią: „gdzie patyki, tam wyniki”.

Idealny wobler, to taki, który swoim wyglądem i zachowaniem w wodzie imituje do złudzenia żyjące w niej stworzenia (rybki, zabki, owady itd.). Jednak nawet wtedy nie mamy pewności, że połowimy. Ryby akurat mogą mieć ochotę na coś innego. Np. na woblera fluo albo na gumę wleczoną po dnie… I bądź tu mądry. Ale spinning to metoda gdzie wyboru dokonuje sam łowiący i nie zawsze wszystko można logicznie wytłumaczyć. I to jest piękne!

 

Jerki - podstawy wiedzy


17 kwietnia 2020, 11:28

Słowo "jerk" jest bez wątpienia rzeczownikiem, z jęz. angielskiego "drgawka", "szarpnięcie". I te właśnie dwa słowa definiują czym jest jerk jako przynęta. Prowadzi się go przede wszystkim szarpnięciami, wprowadzając w drgawki. Stąd nazwa tego typu przynęt. Jerki są najczęściej wykonane z plastiku, drewna, albo (co najprostsze w masowej produkcji) - z pianki. Niekiedy nie posiadają one żadnej akcji własnej, a pracę w wodzie nadaje im wędkarz za pomocą wędziska i/lub kołowrotka. To taka najprostsza definicja tych przynęt. Jak każde dziwadła uwieszane do spinningowych i castingowych zestawów, również jerki przywędrowały do nas zza oceanu. Stało się to stosunkowo niedawno. Naszym drapieżcom już opatrzyły się wirówki, klasyczne woblery, większość gum. Jerki były czymś nowym i miały sporo zalet, których nasze przynęty nie posiadały. Jedną z tych zalet jest niecodzienna praca niektórych modeli, daleko odbiegająca od tego co oferuje klasyczny wobler. Spora masa własna jerków pozwalają na bardzo dalekie rzuty, a także mnogość technik ich prowadzenia. Praca jerków jest bardzo różnorodna. Zależy ona od rodzaju jerka i sposobie jego prowadzenia. Nie pracują one jak klasyczne woblery. Jerki nierzadko nie mają nawet sterów. Ich ewolucje w wodzie są spowodowane kątem natarcia, sposobem rozmieszczenia obciążenia, mocowania uszka, kształtu samej przynęty i pewnie jeszcze kilku czynników, które są słodką tajemnicą ich projektantów. Tak czy owak, za pracę jerka w wodzie odpowiada przede wszystkim wędkarz. To od niego zależy na jaką głębokość zejdzie jerk, czy będzie ściągany powolnymi podciągnięciami, czy gwałtownymi szarpnięciami, czy będzie w ruchu przez cały czas, czy będzie pozostawiany na kilka sekund w miejscu. Wiele jerków występuje – podobnie jak klasyczne coblery w wersjach pływającej i tonącej. Poszerza to możliwości wykorzystania przynęty w wodach płytkich i głębszych. Jerki tonące z reguły zanurzają się powoli, lub bardzo powoli, co umozliwia penetrację nimi praktycznie każdej warstwy wody. Do powyższego należy także dodać mnogość odmian jerków. Zaliczamy do nich mianowicie:

-Pullbaity

-Twichbaity

-Slidery

-Glidery

-“Walk the dog”

-Całą rodzinę przynęt powierzchniowych

jerkbaity, slider

Prowadzenie jerka

Technik jest tyle co wędkarzy. Z jerkowaniem jest podobnie jak z jigowaniem. Amerykanie lubują się podczas łowienia bawić. Prowadzą przynęty fantazyjnie – na setki sposobów. Każdy rzut i przeciągnięcie nie jest taki sam jak poprzedni. My – europejczycy – musimy mieć wszystko uporządkowane od A do Z. Mi osobiście niedobrze się robi jak czytam „mądre” porady „ekspertów” na forach internetowych, którzy zamiast uświadomić pytającego młodzika w wiedzę jak się prowadzi przynęty, wypisują schematy; „Dwa obroty, przerwa, trzy obroty, przerwa, znów dwa obroty” itp. Jerka możemy prowadzić jak nam się podoba, jedyną zasadą jest „nie ściągamy jerka jednostajnie!” Każdy model dobrze jest opanować przy samym brzegu. Podszarpywać wędziskiem skierowanym szczytówką w dół, szarpnąć szczytówką do góry, w bok, przerwa – obserwujemy jak szybko opada i znów sruuu… kijem w którakolwiek ze stron! Fajnie świruje w wodzie, nieprawdaż? ;-) Obserwujmy go bacznie, by wiedzieć jak się będzie zachowywał podczas poszczególnych szarpnięć i podcignięć gdy będziemy łowić. I na podstawie tych prób po każdym rzucie kombinujmy „co i jak”. Trochę podciągnięć wędką w dół, potem w bok – niech przynęta odjedzie, tam gdzie nikt by się nie spodziewał. Niech imituje zakręconą rybkę, która nie wie co ze sobą począć. W okolicy brzegu kij do góry! Niech podpłynie bliżej powierzchni jakby chciała „zaoczkować”, spławić się. Przy okazji unikniemy niepotrzebnego zaczepu. Podczas prowadzenia jerka nie zapominajmy tylko o jednym. Branie może nastąpić w każdej chwili! Poczujemy je na pewno, być może bardzo wyraźnie. Ale bądźmy gotowi na to i po każdym podciągnięciu kijem kasujmy luz na lince przy pomocy kołowrotka. Spróbujmy – jak koledzy zza oceanu pobawić się podczas jerkowania. W wypadku braku ryb urozmaici nam to czas na łowisku, a być może uda się droga prób i błędów stworzyć jakąś genialną technikę, której efektem będzie „koniec bezrybia” na łowisku.

 

Sprzęt do jerkowania

Są spinningiści, którzy używają do jerków wędzisk spinningowych. Sam od tego także zaczynałem. Owszem – małe jerki da się poprowadzić za pomocą, nawet lekkiego zestawu z kołowrotkiem o stałej szpuli. Problem pojawia się przy jerkach średnich i dużych. O ile, od biedy, mocnym spinningiem da się poprowadzić średniego jerka jako – tako, to o ciężkich możemy zapomnieć. Ważą one bowiem po kilkadziesiąt gramów, a niekiedy ponad setkę. Tutaj niezbędny jest kij jerkowy z multiplikatorem o c.w. do 100g. a nawet więcej, jeśli wymagają tego gabaryty naszego wabika. Krótki i sztywny kij castingowi ma także jeszcze jedną zaletę. Tak naprawdę tylko na nim możemy wydobyć z jerka odpowiednią pracę. Sztywny i krótki kij informuje nas także dokładnie o tym, co robi w wodzie nasza przynęta, jak się zachowuje. Im kij dłuższy, tym ilość odczuć jest mniejsza. Dodając do tego kołowrotek o stałej szpuli i badyl długości powyżej 2,5m to już nie jerkowanie, a jego nędzna imitacja. Długim kijem nie da się wygodnie (zwłaszcza podczas połowów z brzegu) podszarpywać wędziskiem w dół naszej przynęty, a to jedna z ważniejszych technik prowadzenia jerków. „Niereformowalnych” amatorów spinningu, którzy nie chcą znać castingu oduczy jerkowania spinningiem także złamany kij, albo zarżnięta przekładnia – wydawałoby się – mocnego kołowrotka. Ponadto wyrzucanie ciężkich (kilkadziesiąt gramów) przynęt przy pomocy zestawu ze stałoszpulowcem spowoduje szybką utratę linii papilarnych palca wskazującego, którym będziemy puszczać plecionkę przy wyrzucie ;-) W gorszym wypadku czeka amputacja opuszka.

Sumując powyższe – korzystając ze średnich i dużych jerków (a najlepiej małych także), konieczny jest zestaw castingowy! Moje słowa potwierdzić może każdy, kto próbował jednym i drugim. Co do rodzajów kołowrotka, to przyjmuje się umownie, że do jerków o masie nie przekraczającej 60 g wystarczy niskoprofilowiec (oczywiście dostosowany gabarytowo do kija i plecionki). Natomiast podczas korzystania z większych wabików lepiej korzystać z „betoniarek”. Długość kija dobieramy do naszych własnych preferencji, zaś moc – do wagi cudaków, którymi zamierzamy łowić.

Osobiście mogę polecić każdemu jerkowanie. Aby przekonać niezdecydowanych dodam, ze moim zdaniem jerkowanie jest najskuteczniejszą metodę na większość szczupaków (które na tradycyjne przynęty nie reagują). Na Jerki możemy złowić KAŻDĄ rybę drapieżną oraz wszelkiej maści paradrapieżniki. Jerkowanie to chyba najprzyjemniejsza forma spinningu, umożliwia ona łowiącemu pogłębianie techniki prowadzenia przynęty w najlepszy i najbardziej przyjemny sposób. Uczy początkujących wędkarzy myśleć i kombinować nad wodą – co jest niezbędną cechą każdego dobrego wędkarza. Jeśli kogoś nie przekonałem, zachęcam do obejrzenia poniższych filmików. Zobaczcie co te cuda potrafią w wodzie!

 

https://www.youtube.com/watch?v=oLn59SCnCJk

https://www.youtube.com/watch?v=cLvEW5UTSMU

https://www.youtube.com/watch?v=Sb8ueePbfe0

https://www.youtube.com/watch?v=Z-LVOqcx4yc

https://www.youtube.com/watch?v=sM-2RuazY1g

https://www.youtube.com/watch?v=jrjYGxz6Xj8

https://www.youtube.com/watch?v=Er38kYt2FU4

 

A ponadto – jerkowanie skłoni każdego niezdecydowanego do spróbowania najlepszej pod słońcem metody połowu ryb – castingu! Nie pożałujecie!

"Guma" – teoria przynęty


17 kwietnia 2020, 11:26

Przynęty gumowe przywędrowały do nas zza oceanu. Gdy pojawiły się na rynku stały się hitem. Były tańsze od woblerów i błystek, a na dodatek ryby ich nie znały. Nie występowało jeszcze zjawisko „przegumienia” i były chętnie zagryzane przez drapieżniki wszelkiej maści.

Wyróżniamy wiele rodzajów gum, do podstawowych zalicza się:

Twistery – czyli „gliściasty” korpus i zawinięty, falujący podczas prowadzenia w wodzie ogonek.

Rippery – czyli kształt rybki z ustawioną poprzecznie płetewką majdającą na boki ogonkiem.

Kopyta – niby to odmiana rippera, ale można powiedzieć, że „uczeń prześcignął mistrza” – teraz są częściej spotykane nad wodą niż klasyczny ripper. Mają ponacinane poprzecznie ogonki, co powoduje większą amplitudę wahań ogonka co z kolei generuje kolebanie się całej przynęty.

Banjo – Kształt rybki i zawinięty ogonek jak u twistera.

Worm – Czyli sztuczne glisty itp. Długie przynęty, które pracują tylko „na życzenie wędkarza” – w zasadzie nie mają żadnej pracy własnej. Poruszają się tak, jak nakaże im wędkarz szczytówką. Falują jedynie w wodzie podszarpywane.

Inne – imitacje skorupiaków, pasikoników, ważek, żabek i innych wszelkich stworzeń. Czasem są wytworami wyobraźni znudzonych projektantów za oceanem, a mimo wszystko ryby na nie biorą.

 

Jak uzbroić gumę? Najczęściej robi się to główką jigową uzbrojoną w pojedynczy hak. Polega to na nawleczeniu gumki poprzez grot haka, aż do głowy – stanowiącej obciążenie. Są też inne metody, inaczej obciążane haki i cała otoczka powodująca, że przy łowieniu gumami, dobrze wyposażony wędkarz może wymyślać wielomilionowe kombinacje zbrojenia.

Jak łowić gumą

Tutaj pojawia się wątek walki z pewnym mitem. Na wielu forach wędkarskich użytkownicy piszą, że spinninguje się nimi „normalnie” – czyli rzuca i zwija. Nic bardziej mylnego. Przynęty gumowe, uzbrojone w główki z hakiem są jigami – zatem nimi się jiguje!

Gumy na jigach są idealne do łowienia w głębokich miejscach, mimo że łowienie „z opadu” kojarzy się większości osób z kogutkami. Po zarzuceniu, czekamy aż przynęta upadnie na dno, czekamy chwilę i szczytówką podciągamy ją kilkadziesiąt centymetrów, ponownie pozwalając opaść. Jeżeli na końcu zestawu mamy rippera, lub kopytko będą one wówczas imitować rybkę, która grzebie pomiędzy kamieniami, rozgrzebuje dno w poszukiwaniu jedzenia, albo po prostu dogorywającego, rybiego nieszczęśnika, który się zatacza po dnie.

Jeśli na naszym haku znajdzie się twister lub worm – będzie imitował pijawkę, dżdżownicę, lub węgorka śmigającego przy dnie pomiędzy kamieniami, krzakami, niesionego przez prąd – dla większości drapieżników, to również smakowity kąsek.

Są oczywiście sytuacje, gdzie ripperka, czy twistera można poprowadzić jednostajnie wpół wody, lub przy powierzchni. Lekko obciążone świetnie nadają się do obławiania płycizn szczupakowych na początku sezonu. Mogą też się przydać podczas połowu pstrągów, boleni i kleni.

Sprzęt

Idealną wędką do łowienia gumami jest wklejanka. Można się kłócić, że na wklejance nie czuć brań, ale wklejanka nie ma dawać „poczuć,”a wykryć branie. Tak dokładnie nie potrafi tego żaden kij. Jest tylko jedno „ale” – trzeba non-stop obserwować szczytówkę i zacinać przy każdym jej nienaturalnym zachowaniu.

Młynek – znów dyskusja pomiędzy zwolennikami wysokich przełożeń (1:6; 1:7), a klasykami (1:5). Zwolennicy „szybkich” kołowrotków jako argument podają większą możliwość „kasowania” luzów na żyłce po podbiciu przynęty z dna. Większą moc mają jednak maszynki o mniejszych przełożeniach, w razie czego można szybciej kręcić korbką.

Linka – bezwzględnie plecionka! Gumy są podskubywane tak delikatnie, zwłaszcza podczas bezruchu na dnie, że żadna żyłka nam nie zasygnalizuje tego. Żyłki możemy używać jedynie podczas polowań na pstrągi, albo okoniowego paprochowania.

przynęty gumowe, sztuczne przynęty

Kolory

Dla przynęt rybkokształtnych (rippery, kopyta, banjo) jestem zwolennikiem naturalnych barw. Białe, perłowe, srebrne, przezroczyste z brokatem, z ciemnymi grzbietami, bądź błękitnymi. Dobre są też z nadrukami imitującymi konkretne gatunki (płoć, okoń, szczupak, ukleja, karaś).

Dla robakopodobnych (twistery, wormy) za najlepsze uważam: czerwone (na płytkiej wodzie), brązowe, szare, kremowe, czarne, fioletowe.

Z „innych” – czarne raki, lub fioletowe. Dziwolągi, których jest na rynku bez liku są jeszcze przeze mnie niedostatecznie przetestowane bym mógł coś o nich powiedzieć. I nie sądzę żeby mi się udało je przetestować w ciągu najbliższych kilkunastu lat – nawet ich nazwy mi się mylą i nie wszystkie kojarze…

Do pakietu wyżej wymienionych barw warto dorzucić każdy rodzaj wabika w kolorze fluo i jaskrawopomarańczowym oraz świecące w ciemności.