Najnowsze wpisy, strona 33


Lipless baity


16 kwietnia 2020, 16:19

Lipless baity

lipless bait, rapala, woblery

Lipless baity to kolejna, ciekawa przynęta, która w Polsce z nieznanych powodów bywa rzadko stosowana. Za oceanem tego typu woblery służą do prowokowania drapieżników metodą jigową. Mają jednak tę przewagę nad typowymi jigami (np. miękkimi gumami, puchowcami), że generuje znacznie mocniejszą falę hydroakustyczną. Częstokroć są także wyposażone w wewnętrzną grzechotkę, która jest w stanie zwrócić uwagę ospałych i nie żerujących ryb. Kolejną zaletą większości modeli jest ciekawa praca w kilku płaszczyznach. Ciągnięty w poziomie lipless bait pracuje jak cykada, podobnie podczas jigowania, kiedy to podciągany zostaje do góry. W czasie opadania migocze powoli, kolebiąc się na boki. Wygląda wówczas jak przetrącona rybka w chwili chybionego ataku drapieżnika. Lipless baity mogą swym kształtem imitować wiele gatunków ryb, które występują w naszych wodach, a są często ofiarami drapieżników. Można wśród nich wymienić: płoć, okonia, wzdręgę, leszcze, karpie, karasie, czy krąpie. Za oceanem produkuje się także wzory pomalowane na raki i krewetki. Kolejnym atutem tego typu woblerów jest ich lotność. Są one tonące i nie posiadają steru, można nimi rzucać w razie potrzeby na znaczne odległości.

 

Kiedy używać lipless baitów

Cóż, wydaje mi się, że pośród woblerów, jest to chyba najbardziej uniwersalny wabik. Niespecjalnie nadaje się do łowienia w wodzie bardzo płytkiej, oraz w rzecznych dołkach, które mają powyżej 5 metrów. Natomiast w łowiskach o głębokości od 1 do 4 m spisują się idealnie. Mówiąc krótko - można je prowadzić w szerokim zakresie głębokości, w różnych warstwach wody. A teraz dwa słowa o grzechotkach, które są wewnątrz. Do niedawna lipless baity dzieliłem na te, które mają grzechotkę i na te, które jej nie mają. Jednak konsultacja z jednym łowców bassów, dla którego te przynęty są jednymi z ulubionych, zmieniła mój światopogląd. On bowiem wyróżniał podział nieco inny.

Woblery z grzechotką głośną

Woblery z grzechotką cichą

Woblery bez grzechotki

A jak nimi łowić? W jakiej kolejności używać? Czasami na jednym łowisku odpowiednia kolejność stosowania poszczególnych woblerów z grzechotkami powoduje, że możemy liczyć na większą ilość brań. Najlepiej zaczynać od łowienia wobkami, które grzechotki nie posiadają. Grzechotka czasami płoszy ryby, zwłaszcza, które są aktywne. Gdy nie zanotujemy brań, przechodzimy od razu na woblery, które mają grzechotkę najgłośniejszą. Ten typ lipless baita jest najskuteczniejszy w momentach, gdy ryby wiszą łbami w dół i ani im w głowie żerowanie. Z takiego letargu może je wyrwać tylko odpowiednia dawka decybeli. Na samym końcu przechodzimy do woblerów o grzechotce cichej. Podobnie rzecz się ma z wielkością lipless baitów. Wielokrotnie się przekonałem, ze ryby typu kleń, jaź, czy okoń, potrafią bez problemu wziąć przynętę o długości 7 albo nawet 9 cm, a przecież lipless baity to nie są wąskie, podłużne przynęty. Teoretycznie takie ryby nie są w stanie pomieścić ich w pysku.

 

Jak łowić lipless baitami

Lipless baity znajdują swoje zastosowanie zarówno w rzekach, jak i na zbiornikach z wodą stojącą.

 

Rzeka

Łowimy z brzegu. Lipless baitem możemy przeczesywać nurt pod różnymi kątami. Możemy prowadzić je z prądem, w poprzek nurtu i pod prąd. Dlatego doskonale nadają się one do obławianie „wachlarzykiem” obiecujących miejscówek.

Łowienie z nurtem. Idealne do obławiania płytszych partii rzeki (0,5-1,5m). Posyłamy przynętę w górę rzeki, po czym podciągamy ją nieregularnymi, dłuższymi i krótszymi podciągnięciami kijem do góry, jednocześnie starając się w pełni kontrolować napięcie linki, kasując luz kołowrotkiem. Technika ta doskonale sprawdza się w miejscach gdzie grasuje boleń, kleń i rzeczny sandacz. Prowadzony w ten sposób wobler imituje ranną rybę, która została porwana przez nurt. W chwili podciągnięcia, podpływa do powierzchni trzepocząc agresywnie bokami, by po chwili opadać, kolebiąc się.

Łowienie w poprzek nurtu. Tutaj są dwa sposoby. Można klasycznie jigować, skacząc przynęta po dnie i podciągając ją do góry. Można nawet pozostawiać ją na dnie, by została znoszona przez prąd, a co jakiś czas, leniwie podciągnąć szczytówką w górę. Wówczas przynęta naśladowała będzie „zdechlaka” - rybę niemal martwą, która spływa i jedynie co jakiś czas dostaje ataków ostatnich przedśmiertnych spazmów. Pozostawioną przynętę na dnie, która spływa, odbijając się od kamieni często połyka sandacz, ale robi to bardzo delikatnie i niełatwo wyczuć jest jego branie. Łowiąc w ten sposób może również trafić się branie suma! Drugi sposób łowienia w poprzek nurtu, to jednostajne zwijanie linki. To właśnie w ten sposób najlepiej prowokuje się klenie, jazie i szczupaki. Przynęta zachowuje się podobnie jak cykada, albo obrotówka. Prowadzona pomału, na odpowiedniej głębokości, daje jednostajną i wyraźną falę hydroakustyczną. Jest wówczas łatwa do namierzenia i pochwycenia przez drapieżnika.

Łowienie pod prąd. Tutaj możliwości jest najwięcej. Wobler można nawet zatrzymać na chwilę w miejscu, a uciąg wody może albo przez cały czas nim poruszać, albo powodować, że moment „zgaśnięcia” zostanie opóźniony, a często takie zatrzymania są bardzo mocnym bodźcem do ataku dla drapieżnika. Łowiąc lipless baitem pod prąd, łatwo można spenetrować mniejsze dołki i kryjówki za pojedynczymi kamieniami znajdującymi się w rzece.

 

Woda stojąca

W Polsce łowienie w płaszczyźnie pionowej spinningiem jest prawnie zabronione na wodach PZW, ale dla wielu amerykanów, lipless baity to doskonałe przynęty wertykalne, którym nie dają szans bassom w gęstej roślinności, gdzie nie wszędzie można wpuścić wabik. Podczas łowienia z brzegu, lipless baity doskonale spisują się jako szczupakowe jigi. Najlepsze efekty miałem przerzucając linię przybrzeżnych grążeli i pozwalając przynęcie na powolny opad. Zanim osiągnęła dno, podciągałem ją o metr-półtora w górę i pozwalałem znów swobodnie opadać. Przed pasem roślinności, w którym siedziały szczupaki notowałem najwięcej brań.

 

Wady

Żeby nie było zbyt różowo, muszę napisać o wadach tych przynęt. Niektóre modele, podczas swobodnego opadania mają tendencję do robienia w wodzie korkociągów. O ile jest to bardzo efektowne i czasami prowokuje ryby do ataku, to potrafi zaplątać linkę/przypon o kotwicę wabika. Oczywiście nie wszystkie modele robią tego typu piruety, ale gdy po kilku rzutach nowym lipless baitem zauważymy, ze kotwiczki się plączą, to nauczmy się napinać linkę zaraz, gdy przynęta wpadnie do wody – problem zostanie rozwiązany.

 

Lipless baity w akcji

 

Rapala rattlin

http://youtu.be/uHN2vhwXrio

 

Rapala clackin rap

http://youtu.be/a-rrzxLTNqg

 

Sebile Flat shad

http://youtu.be/i4qko2v2D8Q

 

Xcalibur rattle bait

http://youtu.be/uxEF9KEoPbo

 

Powrót błystki obrotowej


16 kwietnia 2020, 16:17

Pamiętacie jeszcze przynęty, które zwą się błystkami obrotowymi? Kiedyś łowiło się głównie nimi, a jedyną ich alternatywą, pośród wszystkich przynęt spinningowych były błystki wahadłowe. Na obrotówkach uczyłem się spinningować. Miałem kilka Rublexów, ABU i Meppsów, które otrzymałem wraz z pierwszy w życiu spinningiem. „Instrukcja obsługi” obrotówki była bardzo prosta – rzucać i zwijać. Jako młokos, tak właśnie nimi łowiłem. Nie robiło mi różnicy, że korpus w jednej przynęcie jest cięższy, niż w drugiej, ze paletka ma inny kształt. Nie zastanawiałem się nad tym, czy te różnice coś znaczą. Łowiąc w rzece, gdzie nurt był dosyć silny, często nie potrafiłem właściwie dobrać przynęty do miejsca. Bywało, że w wartki nurt, nad obiecującym głęboczkiem, wrzucałem meppsowską aglię „jedynkę” i kręciłem korbą (przeważnie zbyt szybko). Przynęta szła w poprzek nurtu pod samą powierzchnią, a bywało, że i wyskakiwała nad powierzchnię, a paletka przestała się obracać. Z kolei mocno przeciążone blachy ABU, które dedykowane były trociom w wartkich rzekach, wrzucałem w wodę stojącą na dodatek na płyciznę i irytowałem się, że grzęzną w zaczepach, a paletka nie chce startować. Owszem, z czasem udało się wydłubać nimi kilka okoni – wbrew wszelkim regułom. Zdarzył się jakiś kleń, jakiś pstrąg. Jednak nie miałem do tych przynęt najmniejszego zaufania. W końcu nadeszła era gumek, więc praktycznie całkowicie zarzuciłem stosowanie obrotówek, głównie w imię nieprawidłowo pojmowanego przeze mnie pojęcia przebłyszczenia. Na gumki ryby brały wspaniale. Dotarło do mnie, że z obrotówek korzystają wyłącznie tzw. „tradycjonaliści”, czyli stare capy, do których słowa „rozwój” i „postęp” nie docierały, bo oni wiedzą lepiej, bo łowią tak „od trzydziestu lat” itd. Wirówki zniknęły wówczas z mojego pudełka także z innego powodu. Dałem sobie w jakiś tam sposób wyprać mózg głupim reklamom przynęt, superłownych i tym podobnych. Byłem młody, niedoświadczony, czytałem gazety wędkarskie, a artykuły z nich przyjmowałem bezkrytycznie, ponieważ dziennikarze wędkarscy wydawali mi się wówczas wielkimi autorytetami. Nie docierało do mnie, że to głównie oni kreują rynek dla sprzedaży sztucznych przynęt. Oczywiście nie było tego złego, co by na dobre nie wyszło. Stosując przez jakiś czas praktycznie tylko gumki, nauczyłem się poprawnie jigować, co procentowało wówczas łowieniem wielu okoni i co procentuje do dziś w mojej technice prowadzenia przynęt. Gumki miały jeszcze jedną zaletę – były tańsze niż przynęty twarde. Po około roku spinningowania bez użycia wirówek, zacząłem pobierać nauki u bardzo dobrego pstrągarza, który postanowił mi przywrócić wiarę w przynęty o wirujących skrzydełkach. Rzeczywiście, na małej, pstrągowej rzeczce, jego wirówki pobiły na głowę moje gumki. Dostałem po dupsku sromotnie. Chociaż spodziewałem się porażki, to nie sądziłem, że jej rozmiary będą aż tak duże. Praktycznie nawet nie nawiązałem równorzędnej walki. Po wspólnym łowieniu zaczął się wykład o tym, co jest ważne w obrotówce. Wytłumaczył mi do czego służą blaszki przeciążone, niedociążone, w jakich miejscach zakładać aglię, a gdzie longa. Otworzył mi oczy na wiele zagadnień związanych z błystkami obrotowymi. Do tej pory obrotówka była dla mnie jedynie obrotówką, a teraz w końcu zrozumiałem, że poszczególne modele różnią się od siebie szczegółami, od których to zależy charakterystyka ich pracy. Dostałem również w prezencie katalog Meppsa w języku angielskim. Jak się okazało, firma ta, jako pierwsza na świecie, mierzyła natężenie fali hydroakustycznej swoich przynęt. Każdy model błystki, w zależności od rodzaju paletki, wielkości, i ciężaru korpusu, a także kilku innych szczegółów technicznych, drażnił linię boczną ryb w inny sposób. Oprócz koloru paletki, to właśnie owo natężenie fali i jej rodzaj było głównym czynnikiem, który determinował łowność błystki przy danych warunkach.

błystki obrotowe, obrotówki, wirówki, błystki wirowe

Od jakiegoś czasu używam małej ilości przynęt robionych seryjnie. Doceniam Meppsy i „Aszychminki”, ale łowię błystkami unikatowymi. Bynajmniej nie kupuję żadnych rękodzieł, ani sam ich nie wyrabiam. Po prostu przerabiam najtańsze na rynku blaszki jakie są, bo uważam, że poprawne złożenie nawet niedopracowanej błystki może przynieść efekty lepsze niż przynosi najlepsza seryjnie robiona blacha. W niektórych swoich błystkach zakładam zamiast korpusu oliwkę z ołowiu, co powoduje, że mogę łowić w wartkim nurcie. W jeszcze innym modelu zakładam ciężarek przed skrzydełko, co umożliwia mi prowadzenie wirówki techniką jigową. W kolejnej usunę korpus całkowicie i tak spreparowaną blaszką mogę łowić niemal z powierzchni wody. Eksperymenty z samodzielnie wykonanymi blaszkami opłaca się robić także z innych powodów – pozwalają one niższym kosztem nabywać przynęty sztuczne, które przecież urywamy na zaczepach.

Obrotówki to przynęty, które są wręcz idealne w sytuacjach, kiedy najważniejszym bodźcem do ataku na przynętę są sygnały odbierane przez linię boczną. Oczywiście nigdy nie możemy takiej sytuacji założyć z góry, bo zdarza się przecież także, że drapieżnik woli wabik, który nie porusza się w wodzie wcale, tzn. nie ma żadnej pracy własnej.

Kiedy „w ciemno” można założyć obrotówkę, czyli sytuacje, w których warto od nich zaczynać:

 

Początek sezonu szczupakowego i wody stojące. Zębacz wtedy jest wyczulony na wszystko co robi hałas pod wodą. Nawet gdy nie żeruje, jest skory do ataku ze swojej kryjówki, jeśli coś przepływającego nieopodal zwróci jego uwagę.

Letnie klenie i jazie, które w nurcie zagryzają ją znacznie chętniej niż woblerki – oczywiście pod warunkiem, że jest ona dobrze dobrana i prawidłowo poprowadzona.

Okonie, które nie chcą połykać gumek, prowadzonych na troku i techniką jigową.

Bolenie w silnym nurcie, które wybrzydzają z woblerami prowadzonymi szybko pod powierzchnią. Przeciążona obrotówka, która idzie pół metra-metr pod powierzchnią potrafi sprowokować tresowanego bolenia, który zna już wszystkie modele wobków lepiej niż najlepsi łowcy boleni w kraju ;-)

Sumy z dołków – tutaj w grę wchodzą duże wirówki z przednim obciążeniem

Nocne łowienie na płyciznach usianych zaczepami – obrotówka bezkorpusowa czasami nie ma sobie równych

Pstrągi w większych rzekach z głęboczkami – obrotówka taka musi być doskonale wyważona i musi pracować naprawdę perfekcyjnie. Wirówki na pstrągi stosuje obecnie coraz mniej spinningistów, a Ci co stosują, korzystają głównie z wyrobów seryjnych. Dobra obrotówka pstrągowa może zdziałać cuda. Moje ulubione mają lekko przeciążony korpus i najczęściej ciemną paletkę w kropki czerwone albo żółte.

Z upływem czasu dostałem także wykład od innego pstrągarza na temat błystek wahadłowych. Był on podobny, chociaż nie było katalogu i wykresów. Pointa z owego wykładu płynęła ta sama – drobne szczegóły budowy błystki wahadłowej (jej grubość, kształt, ciężar i sposób wykrępowania) są przyczyną że ryby je uwielbiają, bądź ignorują. Obrotówki na powrót znalazły się w przegródkach mojego pudełka. Oczywiście nie wyparły stamtąd żadnego rodzaju przynęt. Od tamtego czasu zawsze staram się łowić przynętami wszystkich rodzajów i żadnej nie dyskryminuję.

To samo dotyczy woblerów, cykad, a nawet gumek.

Przynęty tubowe


16 kwietnia 2020, 16:16

Przynęty tubowe, są do tej pory nie do końca odkryte w Polsce, jak i zresztą chyba w całej Europie. W USA są stosowane do połowu bassów, na płytkiej wodzie, przy pomocy lekkiego sprzętu spinningowego. W zasadzie pod względem zastosowania, są nieco takim „naszym” odpowiednikiem małych twisterów. Techniki łowienia jedną i drugą z tych przynęt są podobne – delikatne zestawy, wolne prowadzenie, na ospałe ryby i kombinowanie z obciążeniem i kolorystyką. Czy aby na pewno można pomiędzy nimi postawić znak równości?

Przynęty tubowe, tubowce, gumy na okonia

W naszych wodach „tubowce” świetnie sprawdzają się na niewielkie drapieżniki, jak: okonie, jazie, klenie, pstrągi i białoryb. Doskonale sprawdzają się w wodzie nie przekraczającej dwóch metrów głębokości. Ich atutem jest fakt, że łatwo je uzbroić w główkę jigową, tak by cały, ołowiany łebek pozostał w środku przynęty i nie pozostawał elementem płoszącym. Dzięki temu cała przynęta wygląda naturalniej.

Łowienie tubowcem

Łowienie z opadu tą przynętą powinno wg naszych amerykańskich braci – wędkarzy wyglądać inaczej, niż nasz typowy „opad”. Mianowicie tutaj, aby uatrakcyjnić zachowanie wabika, opad powinien być na luźnej lince! Że nie da się zaciąć? Nie czuć brań? Nie szkodzi! Ryby i tak będą zasysać przynętę częściej niż w przypadku „sztywnego opadu” - więc statystycznie ryb będziemy mieć więcej, dzięki samozacięciom.

Jak prowadzić

Jest kilka schematycznych technik, które opiszę poniżej, ale pamiętajcie złotą zasadę: „przy jigowaniu ważna jest inwencja twórcza łowiącego prowadzeniu przynęty” - jak chcecie łowić inaczej, to proszę bardzo. Jako wytyczne dla początkującego, są następujące schematy:

 

Gdy przynęta spadnie na dno, odlicz do 10 (w tym czasie odnóża będą falowały, wabiąc ryby) i podszarpnij średnim tempem do góry, kasując luz na lince. Pozostaw na dnie na kolejne 10 sekund itd.

W łowieniu podpowierzchniowym używaj gołego haka, bez obciążenia. Prowadź możliwie pomału zmiennym tempem i lekko doszarpuj szczytówką, by przynęta tylko drgała.

W łowieniu wśród roślinnych zaczepów, staraj się wykonywać możliwie długie, pojedyncze skoki (góra – dół).

 

Dodatkowe tipsy

Tubie można wsadzić w zad wiele rzeczy, które ją dodatkowo uatrakcyjniają.

Kawałek aspiryny – nasza tubka puszczać pod wodą będzie bąblastego piarda, który może zaciekawić ryby. Aspirynę, ew. inne ustrojstwo w tabletce, które gazuje, najlepiej przygotować w domu, bo rozdrabnianie tabletki mokrymi albo wilgotnymi rękami i pakowanie analne w tubersa równie mokrego może zniweczyć nasz chytry plan.

Wata/szmatka nasączona smrodem atraktorowym – również ładujemy tubersowi od tylca, tak by nie wypadła w czasie prowadzenia. W przypadku szmatki (którą uważam za lepszą od waty), najlepiej jest owinąć nią trzonek haka, przed uzbrajaniem przynęty i dopiero potem działać.

Savage gear Soft4play


16 kwietnia 2020, 16:14

Soft 4 play to nowa generacja miękkich przynęt, która stosunkowo niedawno pojawiła się na rynku.

Ciężko zakwalifikować ją do dotychczasowych grup „gumek”, bowiem nie jest to ani ripper i jakakolwiek jego mutacja, ani tym bardziej twister, worm, czy „creature bait” - jak to mówią Amerykanie na swoje dziwolągi. Soft 4 play imituje rybkę. Przynęta składa się z trzech segmentów. Wykonana jest z dosyć twardej i ciężkiej gumy, na której nałożony jest nadruk imitujący poszczególne gatunki rybek. Przeglądając zasoby sieci, natknąłem się na 6 rodzajów ubarwienia:

- Dirty roach - „Brudna płoć” ;-)

- Zander - Sandacz

- Perch - Okoń

- Fungus Roach - Płotka

- Fire tiger – Klasyk seledynowy fluo w „tygrysie” paski

- Fluo orange & gold – Pomarańczowy „oczojeb” ze złotawymi bokami

Savage gear, Soft4play

Wszystkie rodzaje występują w trzech wielkościach przynęty:

9,5 cm – 7,5 g

13 cm – 21 g

19 cm – 60 g

 

Przynęta pracuje w wodzie bardzo ciekawie – inaczej niż standardowe rippery, kopyta, czy inne gumowe imitacje rybek. Soft 4 play porusza się „wężykiem” i jego akcja o wiele bardziej przypomina żywą rybę, niż gumki podobnej klasy, które są na rynku od lat (wyjątki: DAM „Skater i Imakatsu „Javallon”, któe również mają ciekawą akcję).

Stosunkowo duża masa własna samej gumy powoduje, że Soft 4 playem bardzo przyjemnie się rzuca i lata on na zadowalające odległości zarówno z zestawu spinningowego, jak i castingu.

Pozostało uzbrojenie. Producent przewidział kilka rodzajów zbrojenia dla swojego wabika. Stworzono nawet plastikową nakładkę z języczkiem podobnym jak stery w woblerach, tzw. „Lip scull” - które założone na głowę przynęty powoduje wymuszenie akcji jak w woblerze („Lip scull” to nic innego jak specjalna nasadka z woblerowym sterem). Oprócz tego, gumę można zbroić klasycznym hakiem jigowym, hakami offsetowymi oraz montować własne stelaże z kotwiczkami i inne wynalazki. Zaraz po zakupie, zastanawiałem się przede wszystkim właśnie nad uzbrojeniem. Z założenia, przynęta miała mi służyć na szczupaki, za którymi chodziłem na łowisku raczej płytkim. Takie warunki powodują, że ryba często atakuje gumę od dołu, a więc ciężko ją zaciąć, bowiem hak w gumkach rzadko kiedy dostaje się w ogóle do jej pyska (klasyczne haki jigowe wystają z góry przynęty). Dlatego postanowiłem zastosować dozbrojki, montowane od dołu. Główka jigowa z hakiem na długim trzonku, powodowała zaburzenia pracy przynęty. Owszem – gumka „chodziła”, ale jej start był zbyt wolny i trzeba ją było ściągać szybko, by w ogóle zaczęła się poruszać. Podejrzałem w internecie różne pomysły na zbrojenie. Jedna z moich przynęt została wręcz wypatroszona przez różne wynalazki, które w niej zamontowałem. W końcu rozpocząłem kombinatorykę własną, opartą po części na tym co podejrzałem.

Kluczem do sukcesu okazała się główka jigowa z hakiem o krótkim trzonku. Idealne są modele o kształcie „erie”, który sam w sobie wymusza dodatkowe kolebanie się na boki przynęty. Niestety pozostała mi tylko jedna w arsenale, ważąca 4,5 g. Zamontowałem ją na modelu 9,5 cm. Od spodu dodałem pojedynczy hak... Było prawie dobrze. Jeszcze tylko zmieniłem rozmiar haka i kształt kolanka, żeby nie zbierał za wiele zielska i można było łowić. Inaczej było w przypadku większego modelu – 13 cm. Tutaj zbroiłem na dwa sposoby. Celem były szczupaki na tym samym łowisku. Jedną przynętę uzbroiłem w mały stelażyk podpięty do trzonka, a drugą tak samo jak mniejszy model – w główkę i pojedynczy hak od dołu.

Dobór worma


16 kwietnia 2020, 16:13

Dobór worma

Wormy, chyba jak żadna inna sztuczna przynęta, imitują wiernie żywe stworzenia. Nie mam w tym momencie na myśli samych wormów w dosłownym znaczeniu. Chodzi mi o wszystkie ich rodzaje: jaszczurki, raki, klasyczne długie wormy, curl-tail (mocno kręcony ogon, najczęściej długi). Ich długość, kształt i kolorystyka w połączeniu z umiejętnością właściwego ich uzbrojenia i poprowadzenia w wodzie dają nieograniczone pole do popisu wędkarzowi, który może dostosować swą przynętę idealnie do warunków jakie zastał na łowisku. Kilka wskazówek:

Wielkie gumy z długimi, mocno pracującymi ogonami są doskonałe na duże ryby, w głębokiej, mocno trąconej wodzie. Poruszając się dają mocną falę hydroakustyczną. Paradoksalnie - Bywają też świetne w płytkiej i przejrzystej wodzie, gdzie większość wędkarzy łowi małymi przynętami, które rybom się już zwyczajnie „opatrzyły”

Podczas łowienia w gęstej roślinności, używać należy wormów, które słabo poruszają się w wodzie, albo wręcz nie robią tego wcale, za wyjątkiem zginania się.

Gdy ryby wegetują w miesiącach chłodnych, najlepiej podawać małe wormy, które należy wolno prowadzić. Dobrze jest zastosować wtedy boczny trok albo drop shot

W przejrzystej i płytkiej wodzie, niezłe są wormy przezroczyste z brokatem, perłowe, albo w kolorze dymu.

W wodzie brudnej i traconej najlepsze są fiolety, czerń i brąz

Dwukolorowe przynęty są wtedy skuteczniejsze, gdy bardziej dominujący kolor jest naturalny, a mniej dominujący jaskrawy

Wybierając kolor, zacznij od najłowniejszego dotychczas na Twoim łowisku, gdy to nie zadziała dopiero rozpocznij eksperymenty.

worm, przynęty gumowe, sztuczne przynęty

Jeśli chodzi o obciążenie wormów, to pamiętaj, że im lżejszy ciężarek i delikatniejsza linka, to worm będzie się prezentował w wodzie znacznie lepiej i bardziej prowokował będzie ryby. Łowienie na wormy wymaga finezji. Można na nie złowić naprawdę duże ryby, które z racji wieku i przejść w życiu, których już doznały z rąk wędkarzy, są do tego stopnia nieufne, że od wszelkich gum i woblerów będą się jedynie odsuwać, ani myśląc o atakowaniu ich. Pamiętaj, że worm to przynęta w Polsce nieznana nie tylko rybom, ale i wędkarzom, którzy myślą z kilkuletnim opóźnieniem w stosunku do ryb. Wyjątkiem są jedynie naprawdę dobrzy spinningiści, którzy zawsze pamiętają o tym, że nie można zostać w tyle za zmieniającymi się warunkami. Należy rozumieć że instynkt samozachowawczy i strach przed przynętą nie dotyczy jednej tylko ryby, której „skuto mordę” ale całego jej stada. Owszem – są stare, wypróbowane przynęty, na które ryby biorą, ale ilu tak naprawdę wędkarzy łowi dziś na wahadłówki? ;-) Drapieżniki, które się ich obawiały, już dawno zdechły ze starości albo zostały wypatroszone przez człowieka.

 

Technika prowadzenia worma

Bez względu na to jak uzbroimy naszego worma, proponuję technikę, której nie znajdziecie w żadnym opracowaniu. Do tego typu łowienia najlepsze się wydają zestawy castingowe z multiplikatorem. O wiele lepiej przenoszą one wszystko co dzieje się z przynętą, jej opad, pracę i sygnalizację brań, niż kołowrotki stałoszpulowe. Stoimy przodem mając kij przed sobą, uniesiony, tak by z rzutu bocznego na nas, wskazywał on godzinę dziesiątą. Linka jest przedłużeniem kija. Patrząc prosto mamy zatem przed sobą kij i linkę w jednej linii. Brania na worma są często od spodu i z boku jednocześnie. Tego możemy nie poczuć. Natomiast zobaczymy poruszenie się linki w bok, które natychmiast powinniśmy zaciąć. Wormy oprócz klasycznych główek jigowych możemy zbroić na sposoby, które opisywałem niedawno: Texas Rig, Carolina Rig i Florida Rig – tego typu rozwiązania powodują, że worm porusza się naturalniej.

Pamiętaj by prowadzić worma tak, by przypominał naturalny pokarm ryb!Świetny jest pomysł obławiania okolic nawisów drzew w wietrzną pogodę. Nasz worm wpadając do wody, wygląda jak jakaś larwa, która spadła z drzewa. Prawidłowo uzbrojony worm, który jest odpowiednio poprowadzony w wodzie, jest w stanie skusić każdego okonia, klenia, brzanę i ryby łososiowate, które takimi kąskami też nie gardzą. Biorąc pod uwagę fakt, że przynęty te średnio się przyjmują w polskim – konserwatywnym światku wędkarskim, myślę że mogę je polecić każdemu spinningiście, który nie ma na oczach przysłowiowych „klapek” i jest otwarty na nowe rozwiązania. Sam eksperymentuję z tymi przynętami już od kilku sezonów i niejednokrotnie zdarzało mi się, że była to jedyna recepta na złowienie ryby. Nie obawiajcie się długości tych przynęt, które mogą przekraczać nawet 20 cm. Bywa, że łowi się na nie czasami nawet niewielkie ryby. Chociaż wielu polskim spinningistom nie mieści się w głowie stosowanie przynęt większych niż 7 cm, a jak widzą worma, to głupio się uśmiechają, rzucając ciągle swoim „oklepanym” kopytem relaxa.