Najnowsze wpisy, strona 32


Cykady


16 kwietnia 2020, 16:28

Jedna z najlepszych, uniwersalnych przynęt spinningowych – cykada. Genialna w swej prostocie, dostępna w sprzedaży od wielu, wielu lat, a wciąż niedoceniana wśród wędkarzy. Na cykadę można złowić dosłownie każdą rybę (w tym białoryb), w praktycznie w każdym łowisku. Cykady mogą być prowadzone w każdy, możliwy sposób. Można zwijać jednostajnie, w różnym tempie, na różnych głębokościach. Można nimi jigować, można łowić w pionie, przynęta ta pracuje niemal nieustannie, a jej wyraziste drgania są mocno przenoszone na wędkę.

cykady, cykada, cykada na pstrąga

Rodzaje cykady

Poszczególne modele cykad różnią się swoją budową od siebie. Podobnie jak w przypadku woblerów, wahadłówek, czy wirówek – istnieją metody dociążania, wyważania i kształtu blaszki, które w efekcie końcowym przekładają się na pracę przynęty, na jej szybkość opadania, kołysanie, częstotliwość wibracji, a nawet aerodynamikę w locie.

Najprostsza cykada

Cienka blaszka i podłużnie zamieszczony ołów, który nie odstaje mocno na boki. Świetna lotność! Często wyroby rękodzielnicze powielają taki wzór. Z przynęt „kupnych”, najbardziej znany (i podrabiany) jest Heddon Sonar. Prosta konstrukcja sprawdza się najlepiej w wodzie płynącej, gdzie wymagane są duże drgania przynęty, ale o niewielkiej amplitudzie. W wodzie stojącej przynęta ta wymaga szybszego prowadzenia, by ją „uruchomić”. W rzece, wiele roboty za nas robi sam prąd.

Cykada zaokrąglona

Szerokie skrzydło i ołów rozmieszczony na dole, dosyć „krótko”. Wyważenie tej przynęty powoduje jej drgania już przy bardzo wolnym prowadzeniu. Amplituda drgań jest bardzo szeroka. Cykady te są doskonałe do łowienia z łódki w wodzie stojącej, gdzie tor poruszania się przynęty jest bardziej zbliżony do pionu. Jednym z najbardziej znanych produktów tego typu jest: Reef runner cicada.

Hybryda

Nie da się jej przyporządkować do żadnej kategorii. To raczej wariacja producentów, by urozmaicić rynek. Kształt blaszki zbliżony do ryby, a obciążenie umieszczone np. w głowie.

 

Parafrazując: każdy mechanik wie, że aby praca była wykonana, to należy mieć odpowiednie narzędzia. Jeśli przynęty są naszymi narzędziami w łowieniu ryb, to jeszcze musimy wiedzieć, które w jakich warunkach mamy używać. Pamiętajmy, że nie tylko kształt cykady odgrywa rolę. Ważne są jeszcze wielkość i kolor. Niektórzy producenci oferują tylko złote, srebrne i miedziane wzory. Inni oferują praktycznie pełną paletę kolorów.

Jak prowadzić cykadę

Biorąc pod uwagę, że cykad używa się w miejscach, gdzie potrzebne jest dotarcie na dużą odległość (gdzie inne przynęty nie dolecą), pamiętajmy, że z dużej odległości nie wyczujemy jej pracy przy wolnym prowadzeniu. To że nie wyczujemy, nie znaczy, że przynętą będąca 50 metrów od nas nie pracuje. Czasami chcąc wyczuć na kiju drgania podciągamy przynętę ostro do siebie, kasując przy okazji luz na lince. Przynęta wpada wtedy w chaotycznie mocne drgania i szybuje 1,5-2 metry do przodu. Jeśli w jej pobliżu znajdował się drapieżnik – mało prawdopodobne, że będzie ją gonił, raczej się wystraszy. Kluczem do skutecznego łowienia jest powolne prowadzenie i czucie przynęty w jak największym zakresie jej przebywania pod wodą. Idealnym narzędziem do wyczucia cykady jest niestandardowy (jak na polskie warunki) sprzęt: kij z multiplikatorem i plecionka. Co nie znaczy oczywiście, że standardowy spinning się nie sprawdzi.

 

 

Najważniejsze przynęty


16 kwietnia 2020, 16:26

Twoje pudełka kipią przynętami. Szafa w domu to kolejne pudła, a na koniec garaż, lub piwnica, gdzie jest jeszcze kilka szaf, w których są pudełka, w których są przynęty... Gdyby tak na chwilę przystanąć, wziąć głęboki oddech i zastanowić się nad sobą samym, czy jeszcze jesteśmy wędkarzami, czy już „zbieraczami”? Czy może stara prawda jest taka, że: „dorośli mężczyźni różnią się od małych chłopców tylko tym, że mają droższe zabawki”? Wróćmy do podstaw i zastanówmy się, które z naszych przynęt naprawdę łowią ryby, na naszych łowiskach?

Najważniejsze przynęty, sztuczne przynęty, przynęty spinningowe

Mamy w swoich pudełkach swoich „faworytów” – przynęty, którym ufamy. Przynęty, które zawsze z nami są, by podczas długotrwałego bezrybia pofrunąć do wody i sprowokować wymarzoną rybę. A co by było, gdybyśmy mogli nad wodę wziąć tylko takie faworyzowane przynęty – niech to będzie 6 sztuk – które wybrać i dlaczego?

Przynęta to przede wszystkim narzędzie do łowienie ryb. Zawsze byłem daleki od górnolotnych, metafizycznych (albo – nazwijmy to po imieniu – idiotycznych) stwierdzeń że „to przynęta z duszą”, co często powtarzają rękodzielnicy albo „rękodzielnicy” o swoich wyrobach. Aby nasze narzędzie było skuteczne i robiło to co do niego należy, musi spełniać kilka funkcji, z których pierwsza to: zlokalizowanie ryb w łowisku. Tak – nasze wabiki powinny penetrować każdą strefę wody: pod powierzchniową, przydenną i środkową (tak, to duże uproszczenie – zdaję sobie sprawę). Powinna posiadać szereg innych cech, które powodują że w naszych rękach, na naszym łowisku się sprawdza. Idąc tym tokiem rozumowania, teoretycznie, któregoś dnia, na naszym łowisku, któraś przynęta powinna łowić ryby. 

1. Wobler pływający, niskoschodzący. Standardowy rozmiar i ubarwienie 6-8 cm rybka w barwach srebrnych, perłowych z białym brzuszkiem i czarnym/oliwkowym grzbiecikiem. Taki wobler to potęga w wielu przypadkach na wodach stojących, jak i rzekach. Doskonale radzi sobie w sytuacjach, gdy ryby żerują pod powierzchnią, a także świetnie nadają się do obławiania karczowisk, czy innych obszarów gdzie łatwo o zaczepy tuż pod powierzchnią.

2. Błystka obrotowa o srebrnym skrzydełku. W zależności od tego, czy naszym łowiskiem jest woda stojąca, czy rzeka, dobierzmy analogicznie „aglię” dla zbiornika i „cometa” dla rzeki. Obrotówka skutecznie wabi ryby na głębokościach 0,5m do 1,5m. Rozmiar przynęty podpowie nam doświadczenie, jak i gatunki, które chcemy łowić.

3. Spinnerbait – tak, to wciąż przynęta, która rozśmiesza wędkarzy, ale skuteczność jej jest taka, że mnie osobiście cieszy, że mało kto jej używa. To sparowanie obrotówki z jigiem. Górne ramię może być wyposażone w jedno, lub dwa skrzydełka, a na dole może sobie płynąć piękny ripperek, banjo, shad. Mieszanie wody i robienie hałasu, to specjalność tej przynęty. Spinnerbait ma tą przewagę nad obrotówką, że skrzydełko obraca się nawet przy bardzo wolnym prowadzeniu. W błystkach korpus zaczyna tonąć i gasi wirowanie skrzydełka, gdy kręcimy korbką zbyt wolno.

4. Znów wobler – ale tym razem albo tonący, albo głęboko nurkujący. Niektóre modele schodzą poniżej 4-6 metrów. Są genialne do penetracji tych obszarów wody. Lubią je wszystkie gatunki – od kleni począwszy, na sumach skończywszy.

5. Ripper – klasyczna rybka, uzbrojona w jigowy hak. Przynęta prosta, genialna i niedroga. Służy do łowienia z opadu, albo prowadzenia w przydennych partiach akwenu. Nadaje się do jigowania i świetnie imituje rybkę, która wygrzebuje z mułu pożywienie, albo przy dłuższych, nieregularnych skokach, konającego osobnika. Lżej obciążony może „chodzić” na wybranej przez nas głębokości.

6. Cykada – kolejna niedoceniona przynęta, która posiada kilka cech innych przynęt. Cykadą można jigować, cykadą można ostro przeciągnąć po dnie, cykadą można łowić z opadu i co najważniejsze – cykada daje potężną falę hydroakustyczną.

Wszystkie te przynęty mają jeszcze jedną wspólną cechę: można nimi łowić z brzegu i z łodzi. Oznacza to, że potrzebujesz tylko jednego, małego pudełka na sprzęt, aby mieć przy sobie sześć „killerów”.

Dobór woblera


16 kwietnia 2020, 16:23

Piękny dzień, piękna pogoda i co najważniejsze – wolne od pracy. Czyli to co lubimy najbardziej – dzień nad wodą, od rana do wieczora. Zabieramy sprzęt do samochodu i zawijamy się na łowisko. Na miejscu – zapach przyrody, słoneczko, cień, nic tylko znaleźć stanowisko i popróbować woblery, które nasz wędkarski zakupoholizm nakazał nam nabyć w ostatnich tygodniach. Wszystkie, nowe, piękne, jeszcze niewypróbowane!

jak dobrać wobler, jak dobierać woblery, woblery

Cała nasza sielanka zanika, kiedy w końcu pojawia się pierwszy problem, po zmontowaniu wędki: „Który wobler wybrać”? Jeśli chodzi o wybór woblerów, to istnieją ważne czynniki, na które musimy zwrócić uwagę: głębokość łowiska, przejrzystość wody, jej temperatura oraz gatunek, na który zamierzamy polować. Istotne są często także humory ryb, które chcemy łowić. Bo niby ile to już razy wszystko się zgadzało, a jednak one dalej nie chciały zagryzać naszych cudownych wobków?

O ile kilka czynników, mających wpływ na brania ryb, są łatwe do sprawdzenia, to w przypadku humoru ryb, musimy częstokroć poeksperymentować, zanim znajdziemy to, o co im będzie chodzić. Jeśli woda, w której łowię ma niską temperaturę, staram się dobrać woblera o bardzo agresywnej akcji i niewielkiej amplitudzie. Mówiąc krótko – wobler ma chodzić drobniutko i szybko. Zmarznięte rybki i drobnoustroje poruszają się właśnie w ten sposób. Z kolei prędkość prowadzenia woblera musi być możliwie jak najbardziej ospała. Nasz wobek musi pracować przy bardzo wolnych podciągnięciach. Nie może być sprinterem, który cały dystans pokonuje jednostajnie. Lepiej gdy będzie „emerytem” – powoli, po kilka kroków i krótka przerwa, by złapać oddech. Ciasny ruch z boku na bok imituje energooszczędny ruch stworzeń w zimnym otoczeniu. Z kolei w ciepłej wodzie, wobler powinien poruszać się szerzej – może wachlować ogonkiem na boki, by rozpychać jak największe ilości wody. 

Głębokość penetracji wody 

Jeśli ryby znajdują się dwa metry pod powierzchnią, wydaje się że idealne będzie zastosowanie przynęt, których głębokość pracy to 1,5-2m. Ale jeśli ryba nie żeruje, lepsze jest zastosowanie takich, które schodzą poniżej poziomu wzroku ryby. Zwłaszcza jeśli dosięga ona dna i potrafi wzbić denny pył, który podrażnia skrzela ryb, które są w letargu. 

Oczywiście możemy mieć wobler, który chodzi na głębokość, o którą nam chodzi, może mieć właściwy kolor, ale brań nadal nie będzie. Pozostaje więc eksperymentować z prowadzeniem. Powoli, bardzo powoli, powoli z przerwami, w końcu szybko, jednostajnie. O doborze kolorów napisano na tej stronie już wystarczająco dużo, by pracę naukową opublikować, więc ja sobie daruję, ale wtrącę tylko zasadę naturalności: ciemna woda – ciemna przynęta, woda przejrzysta – przynęta przezroczysta, perłowa, jasna. 

Zakładając że nasze woblery, to imitacje rybek, bez żadnych raków, owadów itp. to sprawa doboru, też się nieco upraszcza – zakładajmy na agrafkę imitację gatunków, które są w naszym zbiorniku. Biorąc pod uwagę nasz ekosystem, to chyba każdy spinningista wie o tym, że w pudełku trzeba mieć imitacje: uklei, kiełbi, płoci na większości łowisk, a w przypadku polowań na pstrągi, albo sumy, dobrać można jeszcze wobki, które uzurpują inne gatunki, stanowiące pożywienie naszych obiektów połowu.

Na koniec jeszcze jedna rada: wybór idealnego wobka nie ma sensu, jeśli używasz ich nieprawidłowo. Sparujcie swoje przynęty z odpowiednim zestawem, którym łowicie. 

Kompletowanie sztucznych przynęt


16 kwietnia 2020, 16:22

Założeniem tego artykułu jest moja filozofia dotycząca kompletowanie spinningowych pudeł z przynętami – czyli jak posiadać jak największą ilość sprawdzonych killerów i dodawać do nich nowości, które kupujemy i testujemy na bieżąco. Mówiąc krótko: jak rozbudowywać pudła, by mieć same skuteczne przynęty.

sztuczne przynęty, przynęty na spinning

 

Skuteczne przynęty – czy jest coś takiego w ogóle? Jeśli przeglądniemy oferty sklepów internetowych, katalogi producentów, prasę wędkarską, czy wreszcie niektóre artykuły znajdujące się w internecie – to możemy odnieść wrażenie że każda przynęta, o której coś jest wspomniane, (zwłaszcza przez kogoś kto chce ją sprzedać) jest niesamowicie łowna. ;-) Często na dowód takiego stwierdzenia, w tekście dodane jest zdjęcie zabitej ryby, która ma włożoną do pyska ową „super skuteczną przynętę”, by było widać, że wzięła właśnie „na to” - czyli super łowną przynętę. Aby ryba wydawała się większa, a zdjęcie było bardziej okraszone spontaniczną dramaturgią chwili, trzymana jest ona przed samym obiektywem przez pana ubranego w moro, którego uśmiech wyrażający pozytywne emocje związane z wędkarskim sukcesem jest tak szeroki, że gdyby nie ograniczniki w postaci uszu, to śmiałby się dookoła głowy. Co z tego że ryba została zamordowana na potrzeby artykułu, tylko po to, by nie tańczyć na brzegu panierując się w piasku, trawie i kamieniach, a spokojnie leżała (albo wręcz pionowo stała na brzuchu, prezentując „super przynętę wpiętą wzorowo i wystającą na zewnątrz z pyska – takie zdjęcia także widziałem w sieci).

Na niektórych portalach już dawno temu zostały obśmiane niektóre przynęty promowane gdzie się tylko da, które (jak zwykle) do celów reklamowych nigdy nie zostały przez rybę połknięte, a zawsze były na zewnątrz pyska drapieżników. Zagalopowałem się... Wracam do tematu.

Wiele już poświęciłem sztucznym przynętom na łamach extreme-fishing. Opisywałem rodzaje przynęt, konkretne modele oraz sposoby ich zbrojenia czy tuningu. Sam przywiązałem się do wielu wabików bardziej niż do innych, a często łowię na nie w nadziei, że znów uda mi się nimi sprowokować podobnego prosiaka, jak dwa-trzy sezony temu. Mimo że przynęta taka od dłuższego czasu jest kompletnie nieskuteczna, to jednak miejsce w pudełku ma zapewnione i co jakiś czas daję jej szansę się sprawdzić. Resztę moich pudełek stanowią inne sprawdzone w bojach killery oraz cała masa przynęt dziwnych, które często testuję łowiąc nimi w sposób jakiego nie przewidzieli nawet ich producenci.

Obecnie – gdy jadę na ryby, to staram się zabrać sprzęt i przynęty, które moim zdaniem powinny się sprawdzić jak najlepiej na łowisku, na które się wybieram podczas połowu ryb, na które zamierzam polować. Stad też, przed wyjazdem, otwieram tekturowe pudła, służące mi do przechowywania swoich skarbów i wybrane wabiki przepakowuję do plastykowych pudełek na przynęty. Jadąc na sandacza dłubanego z dołków, zabieram zestaw główek od 12 do 20 g i około 20-30 różnych gumek, którymi planuję łowić tego dnia. Od standardowych, małych ripperków 7 cm, aż po 25 cm wormy. Do tego 3 koguty o różnej gramaturze, dwie cykadki i trzy podłużne wobki 7-11 cm, które pracują na głębokości do 2 m (na wypadek, gdyby sandacze rozrabiały przy powierzchni).

Z kolei inna sytuacja – szczupaki, które łowię w jeziorku z brzegu, na wodzie dość płytkiej (1-3 m). Tutaj sprawa przynęt wygląda zupełnie inaczej. Mam swoje najłowniejsze wahadłówki, kilka obrotówek w rozmiarach od 1 do 5 ;-) Parę ripperów, jakieś żabsko i płytko nurkujące woblery, którymi mogę daleko rzucać z zestawu castingowego.

Mówiąc krótko – na każdy gatunek ryby i na każde warunki łowiska mam w swoim arsenale jakieś killery. A pudełka z przynętami, które zabieram ze sobą nad wodę, są dostosowane do warunków łowiska i spodziewanych w nim wybranych gatunków ryb. Oczywiście każde pudełko ma swoje przegródki – poświęcone gumom, blachom, wobkom, czy też samym główkom jigowym. Każdy rodzaj sztucznej przynęty może byś skuteczny na jakimś łowisku na wybrany gatunek ryby. Ale... srebrna wahadłówka o długości 5 cm nie jest równa innej srebrnej wahadłówce o tej samej długości. Pomimo tego, że mają podobny kształt i wagę. Jedna łowi ryby, a druga jakoś tego nie potrafi. Podobnie z woblerkami – np. boleniowe imitacje uklejki – mogą być skuteczne lub nie. Zależy jak i gdzie będą wykorzystywane. Może się zdarzyć tak, że jeden taki woblerek będzie doskonale radził sobie szybko ściągany w poprzek ostrego nurtu, a drugi na granicy nurtu i spokojnej wody, w sytuacji kiedy „idzie” średnim tempem, z prądem i nieco w poprzek... kombinacji są tysiące. Ważne żeby wiedzieć w jakich warunkach zastosować którą ze swoich przynęt i jak się nią wówczas posługiwać.

Eksperymentując z przynętami, testując je, nie ma sensu wyrzucać, ani pozbywać się tych, na które nie złowiliśmy ryby. Mogą owszem wrócić na dno pudełka i lądować w wodzie w innych warunkach, inaczej prowadzone, w celu sprowokowania innej ryby. Dopiero gdy będziemy pewni, że nasza przynęta nie spełnia naszych oczekiwań, możemy definitywnie usunąć ją z pudełka.

A teraz wróćmy do myśli przewodniej – kompletujemy pudła. Tu już nie chodzi mi o kolejny artykuł z cyklu „Przynęty za stówę” na daną rybę, a o specjalistyczne podejście do rozpracowania (czyt: skutecznego łowienia) konkretnego gatunku, na konkretnym łowisku. Posłużę się fikcyjnym przykładem. Załóżmy że odnaleźliśmy jakieś niewielkie jezioro. Czysta woda, wśród drapieżników dominują szczupaki i okonie. Zaczynamy śmigać swoimi przynętami i efekty są słabsze niż myśleliśmy. Dwa okonki, jeden niewymiarowy szczupak, i jeden spad większego osobnika. Oczywiście zasięgliśmy wiedzy od miejscowego „dziadka łowiącego na robaki” i wiemy, że są duże osobniki zarówno zębaczy, jak i pasiaków. W dalszej kolejności dowiadujemy się o białej rybie – czyli potencjalnych ofiarach naszych drapieżników. Są karasie, liny i płocie – wystarczy. W pierwszej kolejności staramy się złowić jakiegoś większego szczupaka. Dobieramy więc wahadłówki, które kształtem i kolorem odpowiadać potencjalnym ofiarom zębatych. W dalszej kolejności staramy się namierzyć miejsca i dobieramy ciężar przynęty w taki sposób, by można było ją prowadzić na ustalonej przez siebie głębokości. Następnie pozostaje kombinowanie. Kombinowanie ze wszystkim co może mieć wpływ na brania: miejsce, pora łowienia, grubość linki i jej kolor... W końcu łapiemy upragnioną rybę. W tym momencie, zamiast się cieszyć i klaskać uszami, że odkryliśmy jakąś „super łowną przynętę”, powinniśmy zrobić coś innego. Otóż powinniśmy na chwilę się zastanowić i przeanalizować. Co wpłynęło na branie i jakie cechy samej przynęty miało na to wpływ. Po chłodnej analizie naszego wabika i czynników, które mogły wpłynąć na branie (oczywiście tych logicznych, bo przecież ryby często postępują nie do końca logicznie). Zapamiętujemy wszelkie warunki panujące na łowisku, głębokość na której nastąpiło branie i wszystko co przyjdzie nam do głowy, co jest „mierzalne”. Przynęty tej będziemy używać właśnie w takich warunkach na podobnych łowiskach – może również okazać się skuteczna na szczupaki. Warto jest robić notatki z każdej wyprawy, gdzie zapisuje się wszystko, począwszy od dokładnej godziny połowu, na tempie prowadzenia skończywszy. Ja co prawda tego nie robię, bo mam pamięć do ryb i doskonale pamiętam co, kiedy i na co wzięło, a nawet dlaczego wtedy założyłem taką, a nie inną przynętę. Do czego zmierzam. Jadąc np. na początku sezonu na szczupaki, na łowisko w którym już łowiłem, to nie ładuję wielkiego plecaka przynęt ze sobą, by potem nad wodą się głowić nad tym co założyć na agrafkę. Swoje pudełko na majowego szczupaka z (tutaj wstaw drogi czytelniku nazwę łowiska jaką chcesz, bo ja swojego łowiska nie zdradzę) pakuję tak, by znalazły się w nim przynęty każdego rodzaju, nadające się swoją wielkością, kolorem, akcją i ciężarem do owego łowiska. Kilka wirówek o różnych kształtach i kolorach skrzydełek, garść wahadłówek, kilka płytko nurkujących woblerków i jakieś ripperki z lekkimi główkami, bym mógł nimi obłowić przybrzeżne trzciny, zmniejszając ryzyko zaczepu do minimum. Jedna przegródka pudełka pozostaje dla przynęt „eksperymentalnych” - czyli takich, o których wiem, że będą nadawać się do obłowienia danego łowiska. Poświęcam im zawsze około godzinki rzutów, można się dzięki temu wiele nauczyć, co również może zaprocentować z kolejny rok w tym samym miejscu. Podobnie postępuję wybierając się na małą rzeczkę pstrągową, na niewielki stawik z okoniami, czy na wiślane sandacze łowione w głębokich dołkach, gdzie woda niemal nie płynie.

Rzecz jasna, pomimo mojej skomplikowanej taktyki okupionej małą fortuną, którą wydałem w swoim życiu na przynęty i tak nie zawsze chcą współpracować. No ale one jak mają docenić moje wysiłki, skoro o nich nawet nie wiedzą? ;-)

"Kopyto"


16 kwietnia 2020, 16:20

Nie da się ukryć, że w naszych pudełkach znajdują się przynęty, które w danych warunkach są bardziej łowne od innych. Pośród wielu gum, które imitują rybki, znaleźć można przynęty mniej lub bardziej udane. Jednym z najlepszych ripperów jaki znajduje się na rynku jest klasyczne „kopyto” polskiej firmy Relax. Wiele osób marudzi, że rybom się opatrzyły kopytka (z czym po części się zgadzam), ale przyznać trzeba, że na wodach o małej presji wędkarskiej, mało która gumka może się równać z produktem Relaxa. Z tego właśnie powodu, uznałem, ze warto o niej napisać na łamach portalu. Po prostu guma ta stała się już klasykiem na miarę polspingowskiego „Gnoma” i „ABU droppena”. Wabik zadebiutował około roku 1995 i poniekąd zaprojektował go pan Witold Kowalczyk – właściciel firmy „Relax”. Kopyto porusza się w wodzie bardzo energicznie i zdecydowanie. Oprócz typowego dla ripperów machania ogonkiem na boki, mocno rotuje korpusem na boki. Jak bardzo ten rodzaj ruchu odpowiada drapieżnikom, świadczą tysiące wędkarskich zdobyczy, nie tylko w Polsce, ale i całej Europie.

kopyto, ripper, rippery

 

Kopyto produkowane jest w wielkościach:

3,5 cm;

6,2 cm;

7,5 cm;

10 cm;

12,5 cm;

15 cm.

 

W zależności od rozmiaru, można na nie łowić drapieżniki wszelkiej maści. Wszystkie wielkości produkowane są w całej palecie kolorów. Moje ulubione barwy, to jasne z niebieskim i czarnym grzbietem, seledynowy fluo oraz wersje mocno wypełnione złotym albo srebrnym brokatem. Doskonale imitują białą rybę, a fluo – potrafi przynieść wiele niespodzianek.

Na najmniejsze modele można łowić okonie, klenie, jazie i brzany. W przynęcie wielkości 6,2 cm gustują te same drapieżniki oraz bolenie i sandacze. Natomiast od 7,5 cm wzwyż, to już „wolna amerykanka” z sumami, głowacicami, trociami i wielkimi szczupakami włącznie. Dodam od siebie, że 15 cm kopyto warto jest uzbroić systemikiem z kotwiczkami od spodu, daje to lepsze efekty podczas połowu szczupaków, niż tradycyjny łeb jigowy wystający nad przynętą (szczupaki najczęściej atakują od dołu, nie od góry).

Moim zdaniem pośród wielu przynęt tego typu, które są obecne na rynku (kopyto jest już podrabiane przez większość firm, produkujących przynęty miękkie), produkt Relaxa nadal jest absolutnym liderem w swojej klasie. Nawet nazwa przynęty – „kopyto” oznacza już zwyczajowo rippera z dzielonym ogonkiem przed płetewką i dziś już nikt się nie zastanawia, czy w pudełku ma mikado, dragona, czy jeszcze inną przynętę tego typu i nie zawraca sobie głowy ich nazwami, po prostu nazwą „kopyto” określa się je wszystkie, bez względu na markę i nazwę jaką nadał im producent.

Kopytem można łowić,w zależności od uzbrojenia i obciążenia na wiele sposobów. Możliwe jest jigowanie, jednostajne prowadzenie na każdej głębokości, można ściągać ekspresowo pod powierzchnią, co często przynosi zdobycz w postaci boleni (podobno nie lubiących zamaszystej pracy ;) ).

Jestem pewien, że poszczególne modele (w zależności od wielkości i kolorów) tej przynęty mogą zasilić pudełka z killerami, przeznaczonymi przede wszystkim na: sandacze, szczupaki, bolenie, a także inne drapieżniki – w zależności od potrzeb. Do zalet tego wabika nie muszę chyba dodawać jego ceny,gdyż podobnie jak w przypadku wszystkich „gumek” jest ona niska, a co za tym idzie, nie ma wielkiego bólu podczas pechowych zaczepów.