16 kwietnia 2020, 16:17
Pamiętacie jeszcze przynęty, które zwą się błystkami obrotowymi? Kiedyś łowiło się głównie nimi, a jedyną ich alternatywą, pośród wszystkich przynęt spinningowych były błystki wahadłowe. Na obrotówkach uczyłem się spinningować. Miałem kilka Rublexów, ABU i Meppsów, które otrzymałem wraz z pierwszy w życiu spinningiem. „Instrukcja obsługi” obrotówki była bardzo prosta – rzucać i zwijać. Jako młokos, tak właśnie nimi łowiłem. Nie robiło mi różnicy, że korpus w jednej przynęcie jest cięższy, niż w drugiej, ze paletka ma inny kształt. Nie zastanawiałem się nad tym, czy te różnice coś znaczą. Łowiąc w rzece, gdzie nurt był dosyć silny, często nie potrafiłem właściwie dobrać przynęty do miejsca. Bywało, że w wartki nurt, nad obiecującym głęboczkiem, wrzucałem meppsowską aglię „jedynkę” i kręciłem korbą (przeważnie zbyt szybko). Przynęta szła w poprzek nurtu pod samą powierzchnią, a bywało, że i wyskakiwała nad powierzchnię, a paletka przestała się obracać. Z kolei mocno przeciążone blachy ABU, które dedykowane były trociom w wartkich rzekach, wrzucałem w wodę stojącą na dodatek na płyciznę i irytowałem się, że grzęzną w zaczepach, a paletka nie chce startować. Owszem, z czasem udało się wydłubać nimi kilka okoni – wbrew wszelkim regułom. Zdarzył się jakiś kleń, jakiś pstrąg. Jednak nie miałem do tych przynęt najmniejszego zaufania. W końcu nadeszła era gumek, więc praktycznie całkowicie zarzuciłem stosowanie obrotówek, głównie w imię nieprawidłowo pojmowanego przeze mnie pojęcia przebłyszczenia. Na gumki ryby brały wspaniale. Dotarło do mnie, że z obrotówek korzystają wyłącznie tzw. „tradycjonaliści”, czyli stare capy, do których słowa „rozwój” i „postęp” nie docierały, bo oni wiedzą lepiej, bo łowią tak „od trzydziestu lat” itd. Wirówki zniknęły wówczas z mojego pudełka także z innego powodu. Dałem sobie w jakiś tam sposób wyprać mózg głupim reklamom przynęt, superłownych i tym podobnych. Byłem młody, niedoświadczony, czytałem gazety wędkarskie, a artykuły z nich przyjmowałem bezkrytycznie, ponieważ dziennikarze wędkarscy wydawali mi się wówczas wielkimi autorytetami. Nie docierało do mnie, że to głównie oni kreują rynek dla sprzedaży sztucznych przynęt. Oczywiście nie było tego złego, co by na dobre nie wyszło. Stosując przez jakiś czas praktycznie tylko gumki, nauczyłem się poprawnie jigować, co procentowało wówczas łowieniem wielu okoni i co procentuje do dziś w mojej technice prowadzenia przynęt. Gumki miały jeszcze jedną zaletę – były tańsze niż przynęty twarde. Po około roku spinningowania bez użycia wirówek, zacząłem pobierać nauki u bardzo dobrego pstrągarza, który postanowił mi przywrócić wiarę w przynęty o wirujących skrzydełkach. Rzeczywiście, na małej, pstrągowej rzeczce, jego wirówki pobiły na głowę moje gumki. Dostałem po dupsku sromotnie. Chociaż spodziewałem się porażki, to nie sądziłem, że jej rozmiary będą aż tak duże. Praktycznie nawet nie nawiązałem równorzędnej walki. Po wspólnym łowieniu zaczął się wykład o tym, co jest ważne w obrotówce. Wytłumaczył mi do czego służą blaszki przeciążone, niedociążone, w jakich miejscach zakładać aglię, a gdzie longa. Otworzył mi oczy na wiele zagadnień związanych z błystkami obrotowymi. Do tej pory obrotówka była dla mnie jedynie obrotówką, a teraz w końcu zrozumiałem, że poszczególne modele różnią się od siebie szczegółami, od których to zależy charakterystyka ich pracy. Dostałem również w prezencie katalog Meppsa w języku angielskim. Jak się okazało, firma ta, jako pierwsza na świecie, mierzyła natężenie fali hydroakustycznej swoich przynęt. Każdy model błystki, w zależności od rodzaju paletki, wielkości, i ciężaru korpusu, a także kilku innych szczegółów technicznych, drażnił linię boczną ryb w inny sposób. Oprócz koloru paletki, to właśnie owo natężenie fali i jej rodzaj było głównym czynnikiem, który determinował łowność błystki przy danych warunkach.
Od jakiegoś czasu używam małej ilości przynęt robionych seryjnie. Doceniam Meppsy i „Aszychminki”, ale łowię błystkami unikatowymi. Bynajmniej nie kupuję żadnych rękodzieł, ani sam ich nie wyrabiam. Po prostu przerabiam najtańsze na rynku blaszki jakie są, bo uważam, że poprawne złożenie nawet niedopracowanej błystki może przynieść efekty lepsze niż przynosi najlepsza seryjnie robiona blacha. W niektórych swoich błystkach zakładam zamiast korpusu oliwkę z ołowiu, co powoduje, że mogę łowić w wartkim nurcie. W jeszcze innym modelu zakładam ciężarek przed skrzydełko, co umożliwia mi prowadzenie wirówki techniką jigową. W kolejnej usunę korpus całkowicie i tak spreparowaną blaszką mogę łowić niemal z powierzchni wody. Eksperymenty z samodzielnie wykonanymi blaszkami opłaca się robić także z innych powodów – pozwalają one niższym kosztem nabywać przynęty sztuczne, które przecież urywamy na zaczepach.
Obrotówki to przynęty, które są wręcz idealne w sytuacjach, kiedy najważniejszym bodźcem do ataku na przynętę są sygnały odbierane przez linię boczną. Oczywiście nigdy nie możemy takiej sytuacji założyć z góry, bo zdarza się przecież także, że drapieżnik woli wabik, który nie porusza się w wodzie wcale, tzn. nie ma żadnej pracy własnej.
Kiedy „w ciemno” można założyć obrotówkę, czyli sytuacje, w których warto od nich zaczynać:
Początek sezonu szczupakowego i wody stojące. Zębacz wtedy jest wyczulony na wszystko co robi hałas pod wodą. Nawet gdy nie żeruje, jest skory do ataku ze swojej kryjówki, jeśli coś przepływającego nieopodal zwróci jego uwagę.
Letnie klenie i jazie, które w nurcie zagryzają ją znacznie chętniej niż woblerki – oczywiście pod warunkiem, że jest ona dobrze dobrana i prawidłowo poprowadzona.
Okonie, które nie chcą połykać gumek, prowadzonych na troku i techniką jigową.
Bolenie w silnym nurcie, które wybrzydzają z woblerami prowadzonymi szybko pod powierzchnią. Przeciążona obrotówka, która idzie pół metra-metr pod powierzchnią potrafi sprowokować tresowanego bolenia, który zna już wszystkie modele wobków lepiej niż najlepsi łowcy boleni w kraju ;-)
Sumy z dołków – tutaj w grę wchodzą duże wirówki z przednim obciążeniem
Nocne łowienie na płyciznach usianych zaczepami – obrotówka bezkorpusowa czasami nie ma sobie równych
Pstrągi w większych rzekach z głęboczkami – obrotówka taka musi być doskonale wyważona i musi pracować naprawdę perfekcyjnie. Wirówki na pstrągi stosuje obecnie coraz mniej spinningistów, a Ci co stosują, korzystają głównie z wyrobów seryjnych. Dobra obrotówka pstrągowa może zdziałać cuda. Moje ulubione mają lekko przeciążony korpus i najczęściej ciemną paletkę w kropki czerwone albo żółte.
Z upływem czasu dostałem także wykład od innego pstrągarza na temat błystek wahadłowych. Był on podobny, chociaż nie było katalogu i wykresów. Pointa z owego wykładu płynęła ta sama – drobne szczegóły budowy błystki wahadłowej (jej grubość, kształt, ciężar i sposób wykrępowania) są przyczyną że ryby je uwielbiają, bądź ignorują. Obrotówki na powrót znalazły się w przegródkach mojego pudełka. Oczywiście nie wyparły stamtąd żadnego rodzaju przynęt. Od tamtego czasu zawsze staram się łowić przynętami wszystkich rodzajów i żadnej nie dyskryminuję.
To samo dotyczy woblerów, cykad, a nawet gumek.