Sum europejski, pomimo iż jest największym drapieżnikiem żyjącym w naszych wodach, znacznie różni się od reszty mięsożernych ryb. Nie chodzi tutaj tylko o jego wygląd. Bardziej przypomina wielką kijankę niż rybę, podczas gdy np. szczupaki, sandacze i łososiowate wyglądają zdecydowanie bardziej jak... ryby.
Sum jest w porównaniu do ww. gatunków sporym indywidualistą jeśli chodzi także o inne jego cechy.
Sum posiada niezrównany w wodnym świecie węch oraz smak. Bardzo rozwinięty jest także u tej ryby dotyk, co stosunkowo nie tak dawno zostało odkryte. Jak wykazały badania naukowe prowadzone przez ichtiologów w ostatnich latach, ryba ta kryła w sobie znacznie więcej tajemnic, niż do tej pory sądzono. Jego organizm jest naprawdę fascynującą maszyną tropiąco – mordującą, wąsacz potrafi robić rzeczy, o których większości z nas – wędkarzy, nawet się nie śniło. Jako łowca i tropiciel, w porównaniu z innymi drapieżnikami, sum jest niczym F16 wobec myśliwców „Spitfire” z II wojny światowej. Posiada o wiele lepsze systemy „czujników”, „radarów”, a przede wszystkim zdecydowanie większą siłę rażenia. Zachowania sumów zawsze mnie fascynowały. Dla mnie to on jest niekwestionowanym królem naszych łowisk. Łowiony w większości przez grunciarzy, żywczarzy i trupkowców, rzadko kiedy staje się łupem spinningistów. Wynika to bardziej z ograniczeń sprzętowych i przynętowych polskich spinningistów oraz mitu, że suma najlepiej łowi się na przynęty naturalne. Nie każdy wędkarz jest także zdolny do tego, by wymachiwać ciężkim spinnem i miotać sporej wielkości przynęty. Większość ze spinningistów nie za bardzo nawet wie jak powinno się je prowadzić, gdzie rzucać i o jakiej porze chodzić na ryby. Jako że z kilkoma sumami z Wisły mam „rachunki do wyrównania”, postanowiłem podrążyć temat i zapomnieć o wszystkim co do tej pory o sumach wiedziałem z własnego doświadczenia, z literatury i opowieści doświadczonych wędkarzy (które – jak to bywa w przypadku „doświadczonych wędkarzy”- były częstokroć przekolorowane i często poupraszczane poprzez prymitywne schematy). Dlatego zacząłem zgłębiać temat sumów od innej strony – od samego początku. Był już „Szczupak – suspect behavior”, teraz pora na suma. Postanowiłem poznać anatomię suma od podszewki, znaleźć jego słabe punkty, a potem zacząć zrobić przemyślane polowanie. Catfish wanted! Dead or alive! (to „dead” celowe, ale o tym na końcu).
O ile szczupak wśród podwodnych bandytów to prostak wyposażony w kałasznikova, to sum jest Alem Capone podwodnego świata. Zdecydowanie mądrzejszy, zdecydowanie lepiej o wszystkim poinformowany i działający o wiele bardziej ostrożnie i rozmyślnie. Wiele silniejszy, a w walce zdecydowanie wytrzymalszy i agresywniejszy. O wiele bardziej godny przeciwnik!
Jak działają zmysły suma
Węch
Węch suma stał się wręcz legendarny. Wśród wędkarzy krążą o nim wręcz legendy. Wielu grunciarzy uważa że zapach to podstawa w łowieniu sumów. Na swoje haki i kotwice nakładają wątroby, nadpsute fragmenty mięsa i inne wynalazki pochodzenia naturalnego, których woń chce urwać nos. Poniekąd przyciąga to żerującego suma nawet z bardzo dużej odległości. Takie techniki łowienia mają swoje uzasadnienie (o ile ktoś lubi siedzieć przy gruntówce). Węch sumów jest nie tyle bardzo dobry, co wręcz niezwykle czuły. Nozdrza suma umiejscowione są u góry czaszki, niemal pośrodku pomiędzy linia oczu i za szczęką górną. Każda dziura posiada wewnątrz dwa nozdrza, „wlotowe” i „wylotowe” (nazewnictwo moje ;-) - mam nadzieję, że wiadomo o co chodzi?). Każde nozdrze jest „wyłożone” wrażliwą tkanką zmarszczoną do cyklu fałd. „Mechanizm” ten ma zapewnić jak największą powierzchnię dla „czucia” zapachów. Ilość tych fałd odpowiada za „ostrość” i jakość powonienia. Kanały które są w ten sposób wytworzone u suma sięgają liczbie ponad 140. A teraz najlepsze! Aby zobrazować jak doskonały węch mają sumy małe porównanie. Pstrągi tęczowe mają owych kanałów ledwie 18... Dzięki tak złożonemu i precyzyjnemu aparatowi węchu, sum może odróżnić zapach znajdujący się w jednej dziesięciomiliardowej części wody, która przeszła przez jego nozdrze (dla ścisłych umysłów: 1/10 mld). Imponujące nieprawdaż? Jeśli wykryty zapach jest skojarzony przez suma, jako coś, co nadaje się do jedzenia, informacja zostaje natychmiast przetworzona w mózgu i sum podąża w wyznaczonym kierunku, z którego dobiega zapach, w celu przeprowadzenia dalszego „śledztwa”, mającego na celu ustalenie, czy coś co wyczuł, nadaje się do jedzenia.
Smak
Kolejny cud natury. Bezłuska skóra suma jest pokryta kubkami smakowymi. Dzięki temu, żeby dowiedzieć się, czy dany kąsek nadaje się do spożycia, sum nie musi brać go do paszczy. Wystarczy że go dotknie. Szacuje się, że na długości około 10 cm powierzchni skóry sum posiada ćwierć miliona kubków smakowych... Kubki smakowe znajdują się także w skrzelach, na brzuchu, na ogonie, płetwach i praktycznie na całym ciele suma. Tak, tak, sum jest wielkim, pływającym językiem. Największe zagęszczenie kubków znajduje się jednak na wąsach i to głównie one służą sumowi do „próbowania” jedzenia. Inne ryby posiadają kubki smakowe tylko wewnątrz paszczy, na języku, podniebieniu itd. Gdy sumisko odnajdzie już potencjalny posiłek, to właśnie wąsami obmacuje, „kosztując” i dopiero wtedy stwierdza, czy warto zjeść „to” czy też nie.
Słuch
Sumy nie posiadają uszu w dosłownym i powszechnym znaczeniu. Sumy słyszą poprzez skórę, przez którą odbierają otrzymywanie fale dźwiękowe. Owe fale są odbierane przez... sumowy pęcherz pławny! Pęcherz pławny to organ zawierający wewnątrz gaz, co stwarza obszar powietrzny o różnej gęstości, co z kolei umożliwia „wyważenie” ryby. W przypadku suma pęcherz ten spełnia także inne zadanie. Gdy fale dźwiękowe zetrą się z nim, to drga on – podobnie jak nasze błony bębenkowe. Owo drganie wzmacnia fale dźwiękowe, które przenoszone są do niewielkich kości (zwanych „otolitami”) do ucha wewnętrznego. Otolity wpadają w wibracje, a poprzez ich drgania, zaginają niewielkie, włosowate narządy mieszczące się na komórkach pod nimi, co z kolei umożliwia przekazanie informacji dźwiękowych do mózgu.
Pęcherz pławny u większości gatunków ryb jest niezależny względem ucha wewnętrznego. U suma, występuje tzw. „Weberian” - konstrukcja kręgowych kości, łączących pęcherz pławny i ucho wewnętrzne. Co potrafi owy „sprzęt nagłaśniający”, służący do niemal szpiegowskiego nasłuchu? Ano potrafi dużo. Znowu odwołam się do porównania do pstrągów tęczowych, które są w stanie odebrać za pomocą swojego słuchu dźwięki z około 20 do 1000 cyklów na sekundę. Sumy słyszą dźwięki o znacznie wyższej częstotliwości – do około 13000 cyklów na sekundę.
Linia boczna
Wyłapuje sygnały o najniższym natężeniu. Te których nie jest w stanie zarejestrować za pomocą słuchu. U suma linia ta – przebiega także w pobliżu oczu, na głowie i od spodu szczęki dolnej. Istnieje teoria naukowa, mówiąca, że sumy linią boczną odbierają dźwięki przekazywane od innych sumów (kwokanie? Porozumiewanie się?). Linia boczna sumów wykrywa także wszystkie ruchy w bezpośredniej odległości na brzegu. Sumy wiedzą, gdy ktoś chodzi po brzegu, ich linia boczna odbiera w środowisku wodnym nawet takie drgania. Wiele gatunków sumów posiada zdolności do wykrywania dźwięków o bardzo niskich częstotliwościach. Chińczycy już wieki temu hodowali niektóre gatunki suma (tutaj mowa niekoniecznie o sumie europejskim, ale o bliskich krewnych onego), dzięki którym byli w stanie przewidzieć z góry trzęsienie ziemi. Sumy są w stanie wyczuć dudnienia pod skorupą ziemi. Przeprowadzono także eksperyment w stawach hodowlanych z sumami, gdzie były one codziennie karmione. W przeciwieństwie do typowego odruchu „psów Pawłova”, sumy niekoniecznie pojawiały się w miejscu karmienia o ustalonych porach. Gdy nie słyszały zbliżającej się osoby, która niosła im jedzenie, to nie pojawiały się tam wcale. Natomiast gdy rozpoznały krok osobnika, który je karmił, to pojawiały się w miejscu karmienia już w chwili gdy znajdował się on w odległości 100 yardów od stawu. Gdy szedł ktoś inny, kogo kroki wywoływały inne drgania – nie reagowały! Mając na uwadze powyższe, stosowanie prymitywnych kwoków wydaje się podwójnie zasadne, zwłaszcza jeśli ktoś zanęca...
Wzrok
Całe życie słyszałem o tym, że sumy mają słaby wzrok, lub są niemal ślepe. Jak wykazały badania - wzrok mają sokoli! Sum polujący na żywe ryby kieruje się w chwili polowania głównie wzrokiem! Zwłaszcza w dzień, na przejrzystej wodzie. Oczywiście do namierzenia potencjalnych ofiar używa w pierwszej kolejności pozostałych zmysłów (np. by namierzyć stado ryb, z których zamierza uczynić sobie obiad). Po ciemku wzrok suma jest znacznie mniej efektywny. Po zmierzchu sum rzeczywiście jest niemal ślepy. To trochę tak jak w aparatach fotograficznych z małym obiektywem – im gorsze światło, tym mniej widać na zdjęciu.
Sensory elektryczne
Tak tak. To nie cybernetyka, ale matka natura. Sum posiada wykrywacz źródła energii elektrycznej. Owe sensory znajdują się w okolicach linii bocznej. Są w stanie wykrywać elektryczne pola w żywych organizmach (każda żywa komórka takie posiada). Mówi się nawet, że każda żywa komórka jest niczym bateria. Sum jest w stanie dokładnie namierzyć swoją ofiarę korzystając z tych swoistych sensorów. Dokładnie jak rekin u którego takie zdolności odkryto już dosyć dawno.
Sumy wykorzystują te zdolności gdy... jedzą ofiary bardzo małe – mowa o muchach i owadach, a także małych bezkręgowcach, które – jak powszechnie wiadomo, nawet duże sumy lubią zakąsić. Gdy sum wyczuje pole elektryczne takiego owada, jest w stanie rozkopać dno, błoto, piach i kamienie, byleby zjeść ukrytego karakona.
Wanted dead!
A teraz wracam do „Catch & release”. Przez lata wypuszczałem złowione sumy, podobnie jak i wszystkie inne ryby. Ostatnio stwierdziłem że był to błąd. Sumy jedzą tak nieprawdopodobne ilości ryb dziennie, że wystarczą proste wyliczenia, aby stwierdzić, że w niektórych łowiskach to one są w sporej części odpowiedzialne za bezrybie. Na dodatek bardziej niż kormorany, kłusownicy, mięsiarze i organy prowadzący „racjonalną gospodarkę rybacką” ;-). Jeśli jeden, średniej wielkości sumik zjada np. 3 kg ryb dziennie, to poza okresem, w którym sumy wegetują niemal nie żerując, łatwo wyliczyć ile zje ryb w ciągu roku. Pomnóżmy to poprzez ilość takich sumów w naszej wodzie i stanie się jasne dlaczego zanikają szczupaki, sandacze, czy okonie. O białej rybie nawet nie wspominam. Na paprochy u mnie biorą miejscami małe sumki w takich ilościach, że doszło do tego, że łatwiej jest złowić suma niż okonia. Co będzie za kilka lat z Wisłą – spójrzcie w stronę Ebro. Oni też wypuszczali „piękne okazy” w imię wspaniałych przeżyć wędkarskich, które owe ryby miały zapewnić. Dziś – Ebro to nieporozumienie nie rzeka, gdzie wymarły niemal wszystkie gatunki ryb (a raczej nie wymarły, a zostały zeżarte przez sumy). Biorąc pod uwagę ilość osobników powyżej 150 cm, których jest więcej niż się niektórym wydaje i ilości żarcia, które one pochłaniają – łatwo przewidzieć skutki, tym bardziej że już dzisiaj widać je już dosyć wyraźnie. Sumów w Wiśle, przy których słynne „Monstrum z Rybnika” wygląda niczym plemnik, jest więcej niż się niektórym wydaje. Takie zwierze potrafi zeżreć w ciągu roku tyle, ze można to już przeliczać na tony, a nie na kg. Kilka wpuszczonych sumów jako „atrakcja wędkarska” na moich oczach zrujnowały rybostany kilku zbiorników. Dlatego od tej pory każdy złowiony przeze mnie sum będzie dostawał po łbie. Jak mi się skończy miejsce w zamrażarce, to rozdawał będę ich mięso bezdomnym (mogę, bo nie jest to rozdawanie złowionych ryb, którego nie zezwala regulamin, a rozdawanie mięsa, które ustawowo będzie moje).
Moją opinię odnośnie zabijania sumów skonsultowałem z jednym ichtiologiem – wędkarzem oraz kilkoma doświadczonymi wędkarzami, z których zdaniem się bardzo liczę (a którzy sami są zwolennikami „C&R”). Po części – to oni mnie naprowadzili na ten pomysł. Sam nie przywrócę równowagi biologicznej w Wiśle, nawet jeśli zabiję kilka sztuk, to będzie to przysłowiowa „kropla w morzu”, ale... kropla drąży skałę...
Królową trzeba ratować! Zabijał sumy będę więc w imię wyższych wartości!
A teraz możecie mnie zwymyślać od „mięsiarzy” (tak jestem nim w tym przypadku :-D) i „nieetycznych wędkarzy” (bez względu na to jak interpretujecie to ostatnie ;-) ). Jak ktoś twierdzi że nie ma w Polsce okazów i trzeba je wypuszczać, to oznacza to tylko, że albo mieszka w górach, gdzie sumy raczej nie występują, albo po prostu nie potrafi łowić.