Archiwum kwiecień 2020, strona 9


Crankbaity
19 kwietnia 2020, 14:50

Płytko schodzące woblery (od 0,5 do 1,5 metra) to najczęściej spotykane w naszych pudełkach rodzaje tych przynęt. Ot – zwykła imitacja rybki, ze sterem, zaopatrzona najczęściej w dwie kotwiczki, pływająca i nurkująca na rozmaitą głębokość (w zależności od modelu). Takie woblerki są bardzo wszechstronną przynętą. Jeszcze dwie dekady temu, rzadko kiedy można było spotkać nad wodą, gdzie w pudełku przeważałyby woblery nad błystkami. Dziś większość spinningistów traktuje woblery jako najskuteczniejszą przynętę we wszelkich warunkach. Dla mnie jest to typ przynęty, którego często używam w warunkach nieznanego mi łowiska. Najczęściej „uniwersałami”, od których zaczynam łowienie są naturalnie ubarwione modele o długości 5-7 cm. Oczywiście z wobków korzystam także łowiąc na innych łowiskach, na których bywam często. Do swoich srebrnych i złotych zabawek mam dużą słabość. Łowię nimi najczęściej w górnych warstwach wody, do obławiania głębszych miejscówek raczej używam jigów i wirówek z przednim obciążeniem albo cykad lub głęboko schodzących wobków.

crankbaits

 

Pływające woblerki w wielu przypadkach, są najlepszą przynętą jaka się nadaje do łowienia na płyciznach, a przemawia za tym kilka argumentów:

można je ustawić tak, by szły pod samą powierzchnią, a jeśli nurkują zbyt gwałtownie, to możemy prowadzić je na tyle leniwie, by nie nurkowały zanadto;

Manipulując oczkiem mocującym można z woblerka, nawet seryjnie produkowanego, wycisnąć znacznie więcej niż przewidział producent. Często mały zabieg podgięcia oczka w bok, może spowodować zmianę pracy naszej przynęty, która dopiero wówczas zaczyna skutecznie kusić ryby;

Pracująca pod powierzchnią przynęta jest często atakowana od dołu, a w zasadzie, to wobler jednym z nielicznych, typem przynęty, który bez żadnego kombinowania (wkładanie np. w gumę dozbrojek – kotwic) posiada z dołu kotwiczkę;

Przy umiejętnym prowadzeniu woblera można nim „naśladować” w wodzie zdychającą rybkę. Klasyczny, pływający woblerek, który nurkuje gdy się go ściąga, po zatrzymaniu wypływa do powierzchni. Umiejętne prowadzenie takiego wobka, może imitować właśnie taką rybkę.

Inne przynęty, podczas bardzo wolnego prowadzenia przeważnie toną, więc trzeba je siłą rzeczy czasami ściągać dosyć szybko. Woblerkiem można grać na odcinku paru metrów naprawdę długo;

Pływający wobler jest jedyną przynęta, którą można śmiało rzucać pod zatopione krzaki i drzewa (oczywiście wobek chwilę po wpadnięciu do wody też może ugrzęznąć w jednej z gałęzi, której ponad powierzchnią nie widać). Gdy wpadnie do wody, odczekujemy aż znikną kółka na jej powierzchni i powoli rozpoczynamy prowadzenie przynęty. Zatopione krzaki, to często miejsca gdzie czatuje drapieżnik.

 W łowieniu woblerami istnieje kilka zależności, które mogą ułatwić, albo utrudnić wędkarzowi posługiwanie się nimi. Linka – zbyt gruba, spowoduje, że wobler nie zanurkuje na taką głębokość na jaką powinien. Naturalnie rzuty także będą krótsze.

 Czym powinien się charakteryzować jeszcze nasz płytko schodzący, pływający woblerek? Powinien być ubarwiony naturalnie. Raczej jasny. Na płytkiej wodzie wszystko jest lepiej widoczne niż na głębokiej. Ryba łatwiej dostrzeże wszelkie nieprawidłowości. Dobre są kolory srebrne, szare i perłowe. Ważne żeby brzuszek przynęty był raczej jasny. Uniwersalność woblerków pływających przejawia się w zasadzie na wszystkich łowiskach w strefie przybrzeżnej. Woblery te mogą być atakowane przez wszystkie gatunki drapieżników. W ciepłych miesiącach, w rzece, nawet w środku dnia uderzy boleń, kleń i jaź. Wieczorem zaczepi się sandacz, a o poranku nabrać się na niego może polujący szczupak. Przez całą dobę, może zassać go sumisko. W górskich rzeczkach, imitacje strzebli, połknie pstrąg. Natomiast strefa przybrzeżna w jeziorach, czy zbiornikach zaporowych, to przede wszystkim okonie i szczupaki, które nie pogardzą niewielką rybką, która płynie powoli i nieregularnie.

Catch & release – czyli mity w polskim...
19 kwietnia 2020, 14:48

Ostatnio w internecie pojawiło się naprawdę sporo bezsensownych wypowiedzi na temat wypuszczania złowionych ryb. Wydaje mi się nawet, że w naszym, polskim światku wędkarskim mamy już bardzo wyraźny podział na dwa obozy. W jednym siedzą zwolennicy wypuszczania złowionych ryb, w drugim Ci, którzy uznają, że „co na haku, to do wora”. Jeszcze kilka lat, miesięcy temu, zabijanie ryb było wręcz niemile widziane na forach wędkarskich. Gdy na jednej ze stron sklepu wędkarskiego pojawiło się zdjęcie olbrzymiego szczupaka trzymanego w ogródku przez swego oprawcę, to użytkownicy niemalże murem podjęli decyzję o bojkocie „mięsiarskiego” sklepu. Od jakiegoś czasu bowiem mięsiarze (nie bójmy się tego określenia) próbują forsować w sieci tezy, że lepiej dla ekosystemu, rybostanu i przede wszystkim DLA NAS - wędkarzy jest uśmiercanie złowionych ryb. Przeglądając zasoby sieci, natrafiłem na teorię tak karkołomne i bzdurne, że w głowie się to nie mieści.

Catch & release, złów i wypuść

Z pewnych treści, które forsować próbują mięsiarze wynikają bowiem następujące fakty:

ryba wypuszczona jest ranna i na pewno umrze, więc po co ma się męczyć, skoro bardziej humanitarne jest zabicie jej?

ryba wypuszczona naraża całe swoje stado

Autorzy powyższych wynurzeń oczywiście nie mają ŻADNYCH konkretnych dowodów popierających ich tezy. Ale że słowo pisane ma wielką moc, to być może znajdzie się i grupa osób niemyślących, którzy zaczną postępować tak jak oni, w imię niezdrowo pojmowanego „dobra przyrody” czy też innych tego typu „górnolotnych idei”.

Pragnę teraz udowodnić (popierając swe wywody merytorycznymi argumentami, a nie autorytetami pana Xińskiego, który jest podobno „świetnym pstrągarzem i się zna”), że myślenie tamtych osobników jest całkowicie mylne, a ich tezy są nieprawidłowe.

Ryby najdokładniej są badane przede wszystkim przez naukowców – ichtiologów. Tylko takie badania mogą dawać naprawdę jakikolwiek logiczne i miarodajne wnioski. Do takich badań wykorzystywany jest specjalistyczny sprzęt. Dzięki temu wiele możemy się dowiedzieć o zwyczajach poszczególnych gatunków oraz o tym jak zachowują się one w danych sytuacjach.

Ryby były badane pod kątem tego co czują fizycznie, gdy są wyławiane z wody.

Oczywiście pojawia się u nich ból fizyczny i stres. Ból jest faktem oczywistym i ma swoje źródło w ranie, od haka, czy też kotwicy. Inaczej jest ze stresem. Wywołuje on bowiem zmiany fizykochemiczne w organizmie ryby. W większości przypadków są one jednak w 100 % odwracalne (albo jak kto woli – chwilowe). Identycznie jak z ludźmi. Spadniemy ze schodów, stłuczemy/złamiemy rękę. Jest chwila szoku, jest ból, a potem gips i przez jakiś czas też jest nie miło. Po kilku tygodniach wszystko wraca do normy i żyjemy nadal normalnie, z czasem zapominamy nawet o samym fakcie złamania.

Nam – wędkarzom, pozostaje jedynie skrócić ten stres jak najbardziej i doprowadzić do tego, by ryba nie była zbyt poraniona (chociaż niestety się to zdarza).

Jak temu zaradzić:

 

Ryby, których nie chcemy sfotografować starajmy się uwolnić jeszcze w wodzie, po doholowaniu do brzegu.

Używajmy szczypiec i rozwieracza do wyciągania z pyska haków – będzie szybciej

Lądowanie najlepiej jest robić jak najszybciej i na miękkiej nawierzchni. Tak będzie najlepiej dla śluzu, który w organizmie ryb jest bardzo ważny.

Zamiast potężnego zestawu fotograficznego lepiej mieć pod ręką niewielką cyfrówkę, którą w razie czego można szybko wyciągnąć, uruchomić i pstryknąć fotkę. Dzisiaj przyzwoite zdjęcia z bliskich odległości można robić nawet aparatem typu „głupi jaś,” który jest wielkościowo zbliżony do paczki papierosów. Jeżeli ktoś na rybach chce fotografować pejzaże, niech oprócz wielkiej lustrzanki ze statywem, którą się rozkłada 10 minut, weźmie też takiego „głupiego jasia” - ciążył nie będzie, a czas zrobienia fotki jest chyba ważniejszy, niż nieco mniej ostre zdjęcie, czego i tak 99% ludzi nie rozpozna oglądając je po sformatowaniu na naszej-klasie, czy innym facebooku :D .

 

Jak ryby widzą kolory
19 kwietnia 2020, 14:43

Kolor przynęty sztucznej obok jej kształtu, wielkości i akcji jest jednym z elementów decydujących o tym, czy przynęta jest łowna w danych warunkach, czy też nie. W Internecie i nad wodą spotkałem się z bardzo wieloma dyskusjami i opiniami na temat tego jakie znaczenie ma kolor przynęty. Napotykałem na opinie iście skrajne. Niektórzy twierdzili że kolor przynęty nie ma żadnego znaczenia (co jest oczywistą bzdurą, naukowo udowodnioną wielokrotnie przy pomocy bardzo miarodajnych badań), inni twierdzili, że przynęta powinna mieć barwę naturalną, jeszcze inni że jaskrawą, a kolejni (w tym ja), że kolor trzeba dostosować do warunków łowiska. Szkoda tylko, że w owych dyskusjach nie uczestniczyły ryby i nie powiedziały nam co same o tym sądzą :-)

Swoje kryteria w doborze kolorów przynęt kształtowałem przy pomocy oczywistych, fizycznych wskazówek naukowych (docieranie widma światła na daną głębokość), barwy wody, nasłonecznienia, koloru dna, występujących gatunków ryb i innych pokarmów żywych... oraz eksperymentalnie. Kilka razy w dyskusjach z wędkarzami padało retoryczne pytanie: Czy ryby widzą tak samo jak ludzie? Czy tak samo postrzegają barwy?

wzrok ryby, jak ryby widzą

Niniejszy tekst chciałem poświęcić zagadnieniu postrzeganiu przez ryby barw, w ewentualnym kontekście dobierania kolorów sztucznych przynęt. Postawię w nim nim kilka, być może dość kontrowersyjnych hipotez, popartych naukowo. Chodzi mi o czystą fizykę. Wielu wędkarzy być może się ze mną nie zgodzi, ale wydaje mi się, że sposób w jaki ryby widzą barwy jest dość podobny do naszego sposobu widzenia. Być może nikogo nie przekonam, ale nie przekonywanie jest moim celem. W niniejszym artykule chciałem jedynie pokazać tylko nieco inny punkt widzenia na całe zagadnienie barw, niż dotychczas wałkowane przez dziennikarzy i innych „znawców” slogany typu „motor oil jest najlepszy wszędzie” albo „białe kopyto i szczupak musi uderzyć”.

Czy ryba rozróżnia kolory?

Dyskusje na ten temat trwają od dawien dawna, chociaż niegdyś sądzono, że ryby nie rozróżniają kolorów, to mit ten został już wielokrotnie zweryfikowany naukowo poprzez różnorakie badania. Okazało się, że kolor przynęty jest jednym z ważniejszych czynników, który ma wpływ na brania. Oczywiście nie wszystko jest takie proste, że „ryby biorą na kolor biały, a nie chcą na czarny”. Bezspornym jest fakt, że w zależności od łowiska drapieżniki mogą mieć naprawdę różne „upodobania” dotyczące kolorów. Ważna dla nich jest nie tylko barwa przynęty, ale także kombinacje zestawień barw. Zjawisko to jest tłumaczone naturalnym pożywieniem ryb w poszczególnych porach roku (tzw. „pokarmy okresowe”). Badania dotyczące wzroku ryb i ich możliwości rozróżniania kolorów oraz reagowania na nie, rozpoczęli ichtiolodzy badający gatunki, które są ważne z gospodarczego punktu widzenia oraz (a jakże!) firmy produkujące sztuczne przynęty. Niewyjaśnionym bowiem było, dlaczego niektóre przynęty były nadzwyczaj łowne, pomimo iż ich ubarwienie nie przypominało żadnego żywego stworzenia, którym odżywiają się ryby (np. „fluo”).

Spójrzmy na zagadnienie w sposób naukowy

Ponieważ widmo światła rozchodzi się pod wodą wraz ze wzrostem głębokości, poszczególne barwy zanikają na różnych poziomach. Czerwony zostaje wchłonięty w pierwszej kolejności, w dalszej kolejności są to: pomarańczowy, żółty, zielony i niebieski, na samym końcu znajduje się fiolet. Na pewnej głębokości, gdzie nie dochodzi już żadne światło słoneczne, nie widać żadnej z barw. Czerwony, gdy jego widmo zaniknie, pojawi się jako blady czarny. Kolor fioletowy pozostanie niezmieniony, na największej głębokości, ale w końcu i on przestanie być wyraźny. Należy zaznaczyć, że w zależności od tego, jak głęboko te kolory przebijają, może zależeć też od natężenia nasłonecznienia, mętności wody, wilgotności powietrza i innych, mniej istotnych czynników.

A teraz wracajmy do ryb i ich możliwości w rozróżnianiu barw

W zależności od gatunku, poszczególne ryby mają inaczej zbudowane oczy i mózgi, a co za tym idzie – widzą pewne rzeczy nieco inaczej. Poszczególne gatunki ryb, które poddawano specjalistycznym badaniom potwierdziły tą tezę. Pierwsze badania prowadzono – oczywiście na rybach morskich (mających największe znaczenie w gospodarce). Udowodniono, że np. tuńczyk rozpoznaje tylko przedmioty, które kontrastują z tłem, które one same widzą. Dowiedziono, że ryby te posiadają dwa wizualne pigmenty, czułe na niebieskie i żółte widmo światła. Ryby słodkowodne mają zmysł wzroku już o wiele bardziej rozwinięty. Posiadają więcej niż owe dwa pigmenty, a ryba która posiada ich już cztery, jest w stanie rozróżniać wiele kolorów. Może ona także odróżniać barwy jasne i ciemne na każdym rodzaju tła (nieba, i różnych rodzajów dna).

Pośród drapieżników, które zamieszkują nasze słodkie wody, zapewne również występuje wiele różnić w strukturze ich zmysłu wzroku. Jednak niezaprzeczalne jest, że ryby barwy rozróżniają i w zależności od koloru przynęty, często podejmują decyzję o zaatakowaniu naszej przynęty (albo niezaatakowaniu). Która z naszych ryb widzi najlepiej, a która najgorzej? Tego nigdy nie badano (a przynajmniej ja nic o tym nie wiem i nigdzie tego nie znalazłem). Przyjmuje się, że ryby łososiowate mają doskonały wzrok. Ale „wybrzydzanie” pstrągów i głowacic na poszczególne szczegóły w ubarwieniu przynęt, jest przecież podobne do tego co wyrabiają okonie (zwłaszcza te większe), sandacze, a nawet szczupaki, które mają przecież opinię ryb dosyć nieostrożnych i mało rozgarniętych (w sensie – nie panujących nad swymi drapieżnymi zapędami). Gdy zaczniemy prowadzić obserwacje własne w tym zakresie, ciężko dojść do jakichkolwiek jednoznacznych wniosków, nawet gdy obserwacje te będą przeprowadzane tylko na jednym łowisku i jednym gatunku ryby. Dlaczego? Nawet minimalne różnice w przejrzystości wody o każdej porze roku może spowodować inne widzenie barw przez ryby. Przejrzystość ta determinowane jest poprzez różny poziom wzrostu roślinności podwodnej, która co roku może być inna, co właśnie jest jednym z ważniejszych czynników wpływających na zmętnienie wody. Co roku pogoda jest inna w danych miesiącach, co może przesądzić, że niektóre gatunki potrzebujące mniejszej ilości światła do wzrostu, mogą zdominować inne rośliny, które światła potrzebują więcej. W kolejnym roku sytuacja może się całkowicie odmienić. Badania o których pisałem powyżej prowadzone były w specjalnie do tego przystosowanych zbiornikach, gdzie woda miała wzór chemiczny H2O, stąd można je uznać za w miarę obiektywne i miarodajne. Ja póki co – obserwuję i eksperymentuje z barwami we własnym zakresie, kierując się swoimi wędkarskimi doświadczeniami i wiedzą. Jednocześnie staram się trzymać rękę na pulsie nauki i fachowych badań.

Kamuflaż – cud natury
19 kwietnia 2020, 11:52

Zjawisko kamuflażu jest w świecie zwierząt bardzo powszechne. Świat ten, jak wiadomo, kieruje się prostymi, aczkolwiek skutecznie działającymi prawami. Każdy z gatunków stara się przede wszystkim:

- zdobywać pożywienie,

- rozmnażać się,

- unikać zagrożeń.

To właśnie ten ostatni fakt spowodował, że wiele gatunków zwierząt posiada umiejętność dostosowania się wyglądem do swego otoczenia. Kamuflaż zapewniać ma im przede wszystkim możliwość ukrycia się przed drapieżnikami. Bywa także na odwrót – umożliwiają drapieżnikom bycie niezauważonym dla swych ofiar. W podwodnym świecie występuje kilka rodzajów kamuflażu. Nie chodzi tylko o same barwy i wygląd. Zagrożone zwierze potrafi przybrać pozę upodabniającą ją do czegoś martwego lub całkiem nieapetycznego. Drapieżniki zaś potrafią swoje ciało wykorzystać do zwabienia ofiary.

kamuflaż

Kolorystyka

Wiele gatunków rozwinęło u siebie możliwość przybierania barw zbliżonych do swego otoczenia, tylko po to by zdobywać pożywienie lub by pożywieniem się nie stać. Istnieje kilka czynników determinujących to jaki rodzaj kamuflażu rozwija dane stworzenie:

 

Kamuflaż rozwija się u zwierząt zależnie od fizjologii i zwyczajów danego zwierzęcia. Przykładem są tutaj stworzenia posiadające futro albo owady. Każdy z nich kamufluje się zupełnie inaczej.

 

Środowisko zwierzęcia jest często najważniejszym czynnikiem, odpowiadającym za to co kamuflaż przypomina. Najprostsza metoda maskująca ma pasować do "tła" z jego otoczenia. W tym przypadku, o rozmaitych elementarnych zasadach naturalnego siedliska mogą mówić jako o modelu dla kamuflażu.

Celem kamuflażu jest najczęściej ukrycie się przed drapieżnikami. Niektóre zwierzęta nie rozwijają żadnego rodzaju kamuflażu, bo jest im to po prostu zbędne. Na przykład, nie ma powodu dostosowywać się barwą ciała do otoczenia, skoro główny naturalny wróg – drapieżnik znajdujący się nad nim w łańcuchu pokarmowym jest daltonistą.

„Dostrojenie” barw swojego ciała do otoczenia jest najczęściej spotykanym rodzajem kamuflażu w przyrodzie. Nie trzeba daleko szukać. Zwierzęta leśne, mają często kolor brunatny, podobny do barwy drzew. Delfiny szaro-błękitny, owady – często upodabniają się do roślin wśród których występują. A ryby? No właśnie – co z rybami?

Wystarczy porównać „powierzchniową” uklejkę, do „dołującego” kiełbika by znać odpowiedź na to pytanie.

Zwierzęta zmieniają ubarwienie dwoma sposobami:

Biochromy są mikroskopijnymi, naturalnymi pigmentami w organizmach zwierzą, wytwarzający kolory chemicznie. Robienie sobie przez zwierzęta tego swoistego „makijażu” opiera się na przejmowaniu ze środowiska pewnych barw i dostosowanie się do nich.

Zwierzęta również mogą zmieniać swoje ubarwienie poprzez mikroskopijne fizyczne struktury swojej skóry/sierści. Działa to w następujący sposób: struktury te załamują i rozpraszają widoczne światło, co powoduje, że pewne kombinacje kolorów zostają dość wiernie odzwierciedlone. Przykładem mogą być niedźwiedzie polarne, które mają czarną skórę i przejrzystą sierść. Każdy włos powoduje zagięcia światła w taki sposób, że widzimy ubarwienie białe. Z rybami bywa podobnie. Zielone ryby mają w warstwę skóry z żółtym pigmentem i warstwę z niebieskim. W efekcie poprzez grę świateł i odpowiednie wydzielanie pigmentu mogą się one zakamuflować w np. gęstwinie podwodnej roślinności, stając się zielone.

Możliwości kamuflażu u zwierząt są przeważnie przekazywane genetycznie. Zauważmy, że każdy z gatunków zwierząt żyje w mniej lub bardziej określonych warunkach, dlatego jego fizyczne możliwości kamuflowania są kształtowane na drodze ewolucji. W ten sposób można tłumaczyć inne ubarwienie poszczególnych gatunków ryb na różnych łowiskach. Okonie z Wisły niektóre w ogóle nie mają pasków – złowione w czystej i przejrzystej wodzie, w pobliżu drzewiastego brzegu są idealnymi pasiakami.

Sposób ubarwienia jest także w jakimś stopniu powiązany z fizjologią (kształtem ciała) zwierzęcia. Przykładowo - szczupaki na zarośniętym dnie wygląda jak kłoda, ale kształt ciała ryb jest też zdeterminowany poprzez inne czynniki (sposób polowania, pływania, warunki w których żyje – woda stojąca, silny nurt itd.)

Adaptacja kamuflażu do zmieniającego się otoczenia

Otoczenie zwierzęcia również może zmieniać jego ubarwienie i wygląd w wielu sytuacjach. Wiele gatunków zwierząt rozwinęło zdolności adaptacyjne, pozwalające im zmieniać ubarwienie w zależności od zmian zachodzących w ich otoczeniu. Takimi zmianami są głównie pory roku. Na wiosnę i latem, miejsca, w których przebywają ryby są zupełnie inne niż w zimie. Innu rozwój fauny zmienia nie tylko najbliższe otoczenie roślinne, ale także przejrzystość wody. W większości przypadków, to zmiany w temperaturze wywołują hormonalną reakcję w zwierzętach i wpływ na biochromy i chromatofory (głębiej położone w skórze komórki).

U ryb zaobserwowano także sytuacje, w których potrafią one zmieniać swoje ubarwienie w sytuacjach gdy zmienią swoje otoczenie (np. troć wędrowna). W sytuacji, gdy ryba zmienia swoje środowisko, do jej mózgu są dostarczane informacje, które przetworzone dają sygnał (bodziec) do układu hormonalnego, który wpływając na poszczególne organy ciała daje „sygnał” do produkowana odpowiednich pigmentów. Po jakimś czasie ryba jest już „dostosowana” do nowego otoczenia.

W stadzie

Wiele osób się zastanawia nad tym, dlaczego zebra jest biała w czarne pasy (a może czarna w białe pasy? :-D). Barwy te mają się nijak do naturalnego otoczenia, w którym zwierzęta te żyją. Otóż owe pasy pomagają im, gdy drapieżnik (np. lew) zaatakuje ich stado (zebry żyją w stadach). Dzięki pasom, wszystkie osobniki „zlewają się” w jedno. Gdy całe stado zaczyna uciekać, lew często chybia, ponieważ nie jest w stanie zdecydować się którego osobnika zaatakować, albo po prostu atakuje na oślep w biało-czarną masę pasków ;-) co również często nie kończy się sukcesem. Podobna analogia występuje wśród niektórych gatunków ryb, które w stadzie wyglądają razem jak jeden – większy organizm, co potrafi zdeprymować lub nawet przestraszyć niektóre drapieżniki w pewnych sytuacjach.

Istnieją także ćmy – które mają na skrzydłach wzorki. W nocy owe wzorki imitują... oczy dużego drapieżnika... Pomysłowe prawda?

W niektórych ekosystemach niewielkie – jadowite drapieżniki rozwijają jaskrawe ubarwienie swego ciała. Ostrzegają one w ten sposób większe zwierzęta dając sygnał „jestem niepozorny, ale nie warto ze mną zaczynać. Może i mnie zjesz, ale sam też zdechniesz”. ;-) Większe drapieżniki wiedzą, żeby od takich osobników trzymać się z daleka. Interesującym jest fakt, że są też „udawacze” - zwierzątko, które swym wyglądem „pozują” na jadowite, a w rzeczywistości nie mają żadnego asa w rękawie, bo nie są jadowite.

Tego typu kamuflaże nie mają za zadanie ukrywanie zwierzęcia, a jedynie przedstawić jego zafałszowany obraz dla zmylenia przeciwnika.

Kamuflaż – jakiego rodzaju by nie był, zawsze ma na celu albo ukrywanie się przed drapieżnikami i naturalnymi wrogami albo stanie się skuteczniejszym myśliwym – drapieżnikiem. Zarówno jedno, jak i drugie ma za zadanie to samo o co chodzi każdemu żyjącemu stworzeniu – przetrwanie, przy możliwie najmniejszym ryzyku bezpośredniej konfrontacji z innymi zwierzętami.

Jigowanie - wykrywanie brań
19 kwietnia 2020, 11:51

Wykrywanie brań i prawidłowa reakcja na nie to jeden z kluczy do skutecznego spinningowania jigami. Rozmaite gatunki w zależności od pory roku, charakterystyki łowiska, sposobu prezentacji przynęty i wielu innych czynników w rozmaity sposób potrafią zaatakować naszego jiga. Biorąc pod uwagę to jakiego sprzętu używamy, począwszy od linki, na wędce i kołowrotku skończywszy, możemy różne rodzaje brań wykrywać na wiele sposobów. Jako że techniką jigową możemy łowić wszystkie gatunki ryb, musimy liczyć się z tym, że obserwować będziemy brania, które są naprawdę niepowtarzalne. Ryby będą atakowały z furią nasze jigi, będą je także lekko podskubywać, albo próbować końcówką pyszczka, gdy leżą one na dnie. Ataki będą zdarzały się ze wszystkich stron jiga, i nie zawsze będą one możliwe do zacięcia – często drapieżniki nie trafiają w grot haków i kotwiczek lub robią to w taki sposób, że zacięcie jest całkowicie niemożliwe.

Jigowanie - wykrywanie brań

Na wstępie zaznaczę, że nie ma ścisłych reguł co do tego w jaki sposób poszczególne drapieżniki atakują przynętę. W zależności od wielu czynników ataki są bardzo różne, jednak można się posłużyć pewnymi schematami, dzięki którym, polując na ryby danego gatunku będziemy mogli przygotować się do tego zarówno pod względem sprzętu i przynęt, jak również i tego, na co zwrócić uwagę podczas prowadzenia przynęty, byśmy wiedzieli że nasza przynęta nie pozostaje drapieżnikom obojętna.

Podczas jigowania będziemy mieli do czynienia z wieloma rodzajami brań. Należy być czujnym, bo brania niezacięte mogą nie być ponowione, zwłaszcza przez ostrożne ryby.

Przygięcie szczytówki

Klasyczna oznaka, że nasza przynęta została zaatakowana przez drapieżnika. Przygięcie szczytówki może być lekkie, może także być głębokie. Po tym możemy w zasadzie
„z grubsza” przewidzieć co zaatakowało nasz wabik. Przygięcie szczytówki oznacza, że jig został zaatakowany z boku, z góry, lub od przodu (ryba uderza „czołowo” w płynącą przynętę, czyli z naprzeciwka).

 

Wyprostowanie się szczytówki

Podczas prowadzenia jiga, szczytówka, nawet najsztywniejszego kija zawsze jest lekko przygięta. W momencie gdy wiemy, że jig nie ma kontaktu z dnem i że nie działają na niego inne czynniki (np. nurt wody), a nasza szczytówka nagle sama się wyprostuje, to możemy być pewni, że mamy branie. Jednak nie jest to typowe uderzenie w jiga, jak w przypadku powyżej. To przeważnie delikatne zagryzienie przynęty, które drapieżnik wykonuje bardzo delikatnie, płynąc za przynęta zgodnie z kierunkiem, w którym się ona porusza. Takie brania często są dziełem sandaczy, zwłaszcza tych bardziej cwanych. Nie spieszy im się z posiłkiem. Wolą sobie najpierw spróbować podejrzanego stworka, a potem podejmują decyzję, czy go połykać, czy też nie.

 

Poluzowanie plecionki

Tutaj też następuje wyprostowanie szczytówki, ale oprócz tego plecionka, która do tej pory była napięta – wiotczeje. Dzieje się tak przeważnie w sytuacji kiedy jig opada swobodnie w kierunku dna, a zostanie połknięty przez drapieżnika, który po zagryzieniu go stoi jeszcze chwilę w miejscu i się nie rusza.

 

Jigowanie ma to do siebie, że brania następują bardzo często w różnych fazach prowadzenia przynęty. W opadzie, przy podbiciu, wpół wody, z powierzchni, z dna. Jakiekolwiek branie zaobserwowalibyśmy na naszym zestawie, musimy być zawsze czujni, bo może to być pierwsze i zarazem ostatnie branie podczas całej wyprawy. Na temat zacinania jest wiele teorii, niektórzy sugerują żeby wyczekać, inni by podnieść szczytówkę do pionu, blablabla... Ja jestem zwolennikiem tej najprostszej, o której mówi niewielu, a jednak jest ona najskuteczniejsza: Jak tylko zarejestrujesz branie to OD RAZU W ZACINAJ!